Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2008, 23:52   #16
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Nagoja. Dom rodziny Nakada
- Uspokój się !

Wykrzyknął zbulwersowany mężczyzna.

- Dzisiejsza młodzież nie potrafi nawet wysłuchać starszyzny. Oczekujecie od życia wszystkiego, stawiacie siebie w centrum wszechświata ! Nie zważając na równowagę jaka od wieków panowała na tej ziemi. Pragniecie wszystkiego co najlepsze, zapominając o najważniejszym – każdy człowiek żyjący tu i teraz ma zadanie do wykonania – Misję. Ja już swoje przeżyłem, zobaczyłem, wypełniłem ! Dziś jest dzień mojej śmierci, mój czas, pogodziłem się z tym już dawno temu. Ona powiedziała, że tak będzie. Mówiła wiele rzeczy...

Mężczyzna spuścił głowę w dół. Zbyt wiele prawd starał się przekazać osobie, która jeszcze nie potrafiła wszystkiego zrozumieć. Hayato wbił wzrok we wnuczkę i z dumą w głosie rzekł.

- Dlatego uspokój się drogie dziecko. Musisz być silna! Zgodnie z jej słowami od ciebie zależy wszystko. Musisz się teraz skupić. Próbowałem już jak byłaś dzieckiem nauczyć cię pewnych rzeczy. Jednak twój ojciec nie pozwalał, ignorant nie chciał zaakceptować prawdy. Teraz nie ma sensu rozdrapywać przeszłości. Musimy się skupić gdyż od naszej rozmowy zależeć będzie życie każdego z obdarzonych. A jest nas wielu, naprawdę wielu. Jedni wybierają drogę wojownika zmieniają losy tego świata, drudzy zostają mędrcami prowadzą zwykłych ludzi w tym jakże trudnym świecie a pozostali starają się pozostać tylko obserwatorami. Jednak los nich wszystkich zależy od tego, czy będziesz w stanie mnie teraz wysłuchać.

Parking koło Nieba. Lima

Czasem po prostu los bywa przewrotny. Nigdy do końca człowiek nie może być pewny kiedy pech tak na prawdę jest szczęściem.

- Jak to nie mogę wejść do środka !
Oburzonym głosem mężczyzna krzyczał na jednego z ochroniarzy.
- Byłem umówiony spasiony fiucie ! Z łaski swojej synu sterydów zabierz mi tą słodką dupę sprzed nosa. Muszę się z nim zobaczyć !
- Pan Jacob wyraźnie zakazał nam wpuszczania pana do Nieba. Ma to coś wspólnego z niedawnym incydentem
-Gówno mnie obchodzi, że nie chce się ze mną widzieć ! Potrzebuje tylko pięciu minut z tym dupkiem do cholery.
- Proszę się uspokoić nie chce pan tu scen...

Zajęci drobnym nieporozumieniem ochroniarze niestety nie usłyszeli krzyków Carmen. Braku jakiejkolwiek reakcji po ciosie wymierzonym w policzek napastnikowi, mogła się spodziewać. Mężczyzna szerzej tylko wyszczerzył rząd żółtych zębów. Uradowany z szaleństwem w oczach uderzył w twarz kobietę. Cios był na tyle mocny iż rozciął jej wargę, z jej ust popłynęła stróżka krwi.
- Krzykniesz raz jeszcze a skręcę ci kark maleńka.
Napastnik przycisnął ją do maski samochodu. Pochylił się nad nią i z pasją pocałował. Demonicznie wysysał cieknącą krew z jej warg. Doświadczenie nie było zbyt przyjemne. Włożył dłoń za jej bluzkę i gdy bezczelnie rozpiął stanik dysząc przy tym jak świnia...

STOP

Mężczyzna, którego nie wpuścili do Nieba skręcił w alejkę w której rozgrywała się scena.

- Co do...

Podbiegł w momencie w którym Carmen uderzyła z otwartej dłoni twarz napastnika. Z rozpędu całą siłą uderzył w napastnika, choć przewyższał go znacznie posturą. Niedoszły gwałciciel stracił równowagę i upadł na ziemię.

- Odwal się pan od mojej siostry do cholery!

Najdziwniejsze w całej tej sytuacji było to, że gdy tylko napastnik zobaczył z kim ma do czynienia. Wstał i zwinął nogi za pas. Zupełnie jakby nie miał ochoty wdawać się w bójkę z kimś takim jak...

- Nic pani nie jest ?

Nieznajomy spojrzał w oczy zszokowanej Carmen. Przed nią stał nikt inny jak Jaime Bayly.

Berlin
Sytuacja Uwe była trudna, z jednej strony nie mógł mieć pewności, że jego umysł nie spłatał mu figla i owa mara nie była wytworem jego wyobraźni, z drugiej zaś jeśli to był człowiek to czy utraciwszy z nim kontakt Uwe nadal mógł liczyć na wejście do jego umysłu ? Mężczyzna skupił się w nadziei znalezienia w swoim umyśle czegoś co mogłoby go doprowadzić do nieznajomego. To co zdołał uzyskać wykraczało daleko poza możliwości o jakich skrycie marzył.

Jego świadomość znajdowała się w miejscu w którym wszerz i wzdłuż rozpościerały się tylko skały. Ciemno niebiesko-brązowy kruszec z jakiej była zbudowana powierzchnia nie przypominała niczego co do tej pory widział Uwe.
Sam mężczyzna znajdował się w stanie w którym ani materia ani byt nie miały logicznego sensu, czuł się z tym miejscem jednością, czuł spokój od niego bijący. Nikt i nic nie było w stanie go tu zranić.

- Nie pozwolę ci ! Nigdy ! Dopóki żyję znajdę sposób ! Słyszysz mnie Erico ! Powstrzymam cię !

Świadomość jakiej był teraz częścią Uwe wołała dookoła, oprócz Uwe było w niej jeszcze kilka osób teraz mógł ich wyczuć. Wśród bytów słyszał dobrze znany mu głos Azjaty. Mężczyzna groził jakieś kobiecie, czy to możliwe żeby ona była odpowiedzialna za śmierć jego syna ?

Błysk światła rozświetlił przestrzeń. Uwe odzyskał świadomość w swoim ciele. Jego głowa bolała, z nosa ciekłą strużka krwi. Mężczyzna poczuł jak z jego dróg oddechowych coś powoli wypełza na powierzchnię. Mała ważka wyleciała w końcu z jego nosa. Kamienny owad przystanął na stole na przeciwko zszokowanego mężczyzny. Istota zbudowana była ze skały, którą nie tak dawno Uwe podziwiał w swojej wizji. Ważka rozpostarła skrzydła, poruszyła nimi nerwowo, ciemno niebiesko-brązowa skóra mieniła się różnymi barwami pod wpływem promieni słonecznych. Czym tak właściwie była ta istota ? Choć może właściwszym pytaniem było co tak właściwie robiła w organiźmie Niemca ?


Akademik Magdy
- Kocham takie poranki. Cisza, ja, ty promienie słońca ogrzewające twoją nagą pupę. Jak dla mnie tak mogło by być zawsze.
- Taak ?! To jakaś propozycja ?
- No wiesz mam dosyć mieszkania z natrętnymi studentami wpadającymi o każdej porze dnia i nocy. Nie wspomnę o tym, że jestem zazdrosny mieszkasz sobie tutaj z rozwiązła współlokatorką co to nie wiadomo Madziu jakie towary przyprowadza codziennie do waszego pokoju. A osobna kwestia, że znaleźć jakiś wolny termin abyśmy pospędzali chwilkę sam na sam... Może nie miałabyś nic przeciwko
- Może tak, może nie. Na razie mam ochotę zupełnie na coś innego.

Para zakochanych w sobie bez pamięci ludzi leżała nago na łóżku. Madzia miała dość ognisty temperament i gdy tylko miała okazję rozładować nagromadzone napięcie skutecznie z niej korzystała. Dziewczyna wślizgnęła się pod kołdrę pod której wylegiwał się Norbert.

Niecałą minutę później...

Z początku energiczne z czasem coraz głośne by w końcu przejść w nieznośne walenie w drzwi przerwało radosną chwilę dwojga młodych ludzi.

- Kimkolwiek jesteś do jasnej cholery SPIERDALAJ !

Głos Magdy rozległ się wniebogłosy. Była wściekła. Nigdy nie lubiła jak ktokolwiek przerywał jej w tej konkretnej czynności. Niestety pod wpływem tej słownej zaczepki intruz jeszcze mocniej walił pięścią w drzwi. Nic więc dziwnego, że kompletnie nagi Norbert wstał wściekły, nieczekając na dalszy rozwój sytuacji wstał podszedł do drzwi, otworzył je, i z całej siły zdzielił namolnego intruza w szczękę.

Robert splunął krwią. Cios był na tyle silny, iż przednia jedynka chłopaka wykruszyła się. Wypluł on kawałek swego zęba pod stopy Norberta a wraz z nim całą zawartość żołądka. Trzeba przyznać iż nadmierny wysiłek nie posłużył studentowi.

- Robert !

Magda krzyknęła uradowana widząc przyjaciela.

- Ty dupku ! Martwiłam się ! Ty kretynie ! Odebrałeś ten zasrany telefon i wyszedłeś z imprezy, nawet nie powiedziałeś, że wychodzisz ! Co się z tobą działo ?! Nikt nic nie wie ! No przestań rzygać i opamiętaj się się trochę.

Kilka godzin później...

Robert leżał na łóżku Magdy. Tuż obok niego siedziała zszokowana dziewczyna. Jej chłopaka nie było już w pokoju, najwidoczniej sfrustrowany student nie miał ochoty oglądać skacowanej twarzy Roberta.

- Zatem ? Gdzie właściwie byłeś do jasnej cholery ?

Miami
- Odpuścił sobie !? No chyba kpi ! Miałem nadzieję, że dzisiaj zakończymy nasz drobny problem z „kołysanką”.
- Spokojnie to może i nawet lepiej, że nie nawiązał połączenia. Pójdzie łatwiej podczas odpędzania. Z każdą chwilą on staje się słabszy, łatwiej go będzie opętać. Niech teraz ucieka ile sił w nogach, właśnie stracił jedyną szansę na uratowanie połączenia z bachorem. Teraz na pewno uda się nam przeprowadzić rytuał. Musimy tylko spokojnie czekać.

John nie mógł zasnąć całą noc. Błąkał się niespokojnie po ulicach Miami. Był głodny, osłabiony i przestraszony. Dochodził już ranek a chłopak pozostawiony był sam sobie.

Dom Samuela Koné. Wieczór.
Minęły naprawdę długie dwa dni. Pani Florence nie zjawiła się w Aptece od dnia zakupu „leku”. Nie daj Boże zmarła lub co gorsza dowiedziała się prawdy. Jednak gdyby tak było już dawno nasłałaby policję. Samuel niczego nie mógł być pewny. W końcu nie wiedział jak zadziałał jego lek. Może zarodek alergii wcale nie przyjął się w cieczy i krople były całkowicie nie skuteczne ? Jednak czy wtedy nie zjawiłaby się wtedy staruszka skarżąc się wszem i wobec na niedogodności ? Może jej wnuczka poszła do innej apteki, chcąc wyręczyć babcię ? Zbyt wiele pytań krzątało się w głowie Koné. Był jednak wieczór i aptekarz nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie rozmyślając o swym szczurze doświadczalnym. Miał w końcu już coś zaplanowane...


Szkocja, Ayr. Dom Slima McKenzie
- W kuchni !
Kobiecy głos głośno odpowiedział na zadane przez Slima pytanie. Gdy mężczyzna szedł podążając za głosem nieproszonego gościa, nieznajoma starała się nawiązać rozmowę.

- Strasznie głodna byłam więc pomyślałam, że zrobię coś pysznego. Miałam nadzieje na sałatkę jednak kompletnie nic nie masz w lodówce. To zrozumiałe chcesz przecież wyjechać, nikt nie robi zapasów jak ma zamiar opuścić dom. To jeszcze mogę wybaczyć, ale tak zaniedbanego ogrodu - nigdy w życiu. Nie wiem co robisz w wolnym czasie, ale na pewno nie lubisz brudzić sobie rąk w ziemi... No wreszcie do mnie trafiłeś.

Młoda kobieta, blondynka o krótko obstrzyżonych włosach z szerokim uśmiechem siedziała na stole. Z dłoni wyrastała jej mała rosiczka. W zamkniętych liściach rośliny co kilka sekund gwałtowne skurcze marszczyły powierzchnię śmiertelnej pułapki, zupełnie jakby roślina trawiła właśnie jakiś soczysty posiłek. Kobieta przyglądała się procesowi żywieniowemu roślinki z odrobiną zniecierpliwienia.

- Nie udawaj zdziwionego, gdzieś w głębi duszy musiałeś wiedzieć, że w końcu przyjdę. Proszę też, daruj sobie puste frazesy. Nie mam czasu na niańczenie sześćdziesięcioletniego obdarzonego. Mam na imię Erica Berchel i potrzebuje twojej pomocy. Poszukuje pamiętnika pewnej starszej kobiety. Powiedziałbyś czarny kruk. Założę się, że pieniądze cię nie interesują, na kobiety jesteś już chyba za stary, ale na prawdę chyba nie. A ja wiem dokładnie co się z tobą dzieje. Ba co się z tobą stanie !

Erica puściła oczko do Slima. Zamknięte liście rosiczki uwolniły z swego uścisku małą ważkę. KAMIENNĄ ważkę ! Ciemno niebieska skóra owada zalśniła w słońcu.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 16-04-2008 o 21:16.
kabasz jest offline