Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-04-2008, 23:22   #11
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
Omalże czuł, jak każdy atom policyjnych "bransoletek" raz po raz przemieszcza się i zmienia swój skład, by uformować się w mnóstwo atomów węgla tak bardzo potrzebnych, by utworzyć bawełnę i trochę syntetyków. Nie minęło dużo czasu, gdy mógł cieszyć się już odzieniem, które oszczędzało mu wstydu i chroniło przed nadmierną utratą ciepła. Niestety coś musiało ucierpieć, a niewielki ubytek kory drzewa nie powinien budzić szczególnych wątpliwości przechodniów. Z trudem poderwał zesztywniałe ciało do góry i ostentacyjnie się rozprostował, ziewając przy tym dostatecznie głośno. Przetarł oczy i zaczął rozglądać się po okolicy, starając zmusić ciężką głowę do wykazania jakichkolwiek przejawów przynależności do homo sapiens Hola, ja tu kiedyś byłem... Ta zniszczona ławka, bajorko... wymieniał sobie w myślach to co przewijało mu się przed przekrwionymi oczami. Pacnął się w czoło i rozpoznał park, do którego chodził siedzieć czytać książki albo z przyjaciółką nabijać się z reszty przychodniów.

Gdy tak stał zza drzew, idąc z wolna parkową dróżką, wyłoniła się właśnie starsza pani w "sympatycznym" berecie. Gdy tylko zauważyła mężczyznę w sutannie, wzroku nie mogła od niego oderwać, a z owego spojrzenia można było wyczytać zdziwienie jak i zniesmaczenie oraz oburzenie.
Brudny jestem czy co? Studenta w glanach, w przepranych sztruksach i i z "szanghajem" na głowie o tej porze w parku nigdy nie widziała? Spuścił wzrok na dół i zdał sobie sprawę jak bardzo się mylił co do ubioru. Wszak jego ciało oblekała nowiutka i błyszcząca w słońcu czarna sutanna.
-Ja pierdziele!- to słowo wywołało jeszcze większe oburzenie na twarzy osłupionej starszej pani, ale i tak było delikatną reakcją na to co zobaczył- A miało być tak pięknie...
Stęknął, przyglądając się z niedowierzaniem swym odzieniu, kącikiem oka zauważył, że starsza pani nieco żwawszym krokiem zaczęła się poruszać w jego stronę i już miała otworzyć usta, by wyrazić swój żal i niezadowolenie, gdy Robert postanowił puścić się pędem w stronę akademika Taki numer!? Ostatni raz coś takiego przytrafiło mi się, gdy zamiast róży w mej dłoni pojawił się kawałek miedzianego drutu z karteczką "Liczyłaś na więcej?"... Gdybym wtedy nie zapomniał kupić jakiegoś badylka z kwiaciarni to może miałbym dziś dziewczynę, ech.

Biegł nie zważając na nic, z trudem łapał spojrzenia przechodniów, którzy na widok sprintującego człowieka w sutannie przystawali i śmiali się lub ze zdziwienia upuszczali siatki z pieczywem.
Dobiegł, szarpnął klamką akademika, na szczęście były już otwarte. Przeskakując po kilka schodków na raz dobiegł do swego pokoju, szarpnął za klamkę, ale drzwi stawiły upór. Machinalnie jego ręka powędrowała do miejsca gdzie powinna się znajdować kieszeń Cholera, przecież w tym nawet nie ma kieszeni. Nie miał czasu ani chęci ryzykować użycia daru. Kilkoma bolesnymi rzutami swego ciała na drzwi przeforsował ich siłę i z hukiem wpadł do swego pokoju, domykając ledwo trzymające się w nawiasach drzwi. Zrzucił to "wstrętne" dla niego przebranie i z szafy wyrzucił swoje ubrania. Szybkim ruchem wciągnął bojówki, czarną koszulę, a z dna szafy wyrzucił stare glany. Z szafki nocnej wziął okulary, które na szczęście zostawił w domu. Po czym wrzucił do znalezionej torby notatnik i długopis i wybiegł na dół znaleźć konserwatora.
Po trudnej rozmowie z miłym panem w średnim wieku, doprosił się w końcu odrestaurowania zniszczeń, "wynikających z przestarzałej daty drzwi"- jak powiedział forsując swe argumenty i wykręcając się jednocześnie.
Teraz czas znaleźć Magdę już spokojnie skierował swoje kroki w stronę pokoju Magdy. Był tak wściekły, że nie dbał o porę Już ja ją wybudzę i wszystko mi ładnie wyśpiewa.
Stukot startej podeszwy glanów niósł się po korytarzu, a głowa Roberta raz po raz mijała kolejne numerki pokojów, by w końcu zobaczyć ten pod którym mieszkała Magda, znajoma z roku
-Make my day- powiedział do siebie i zaczął walić energicznie pięścią w drzwi pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Verax : 08-04-2008 o 23:27.
Verax jest offline  
Stary 09-04-2008, 15:48   #12
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Daiki z zatroskaną miną wtoczył się do domu obładowany bagażem. Pomógł jej jeszcze wrzucić walizy do przedpokoju.
-Ech, siostrzyczko -powiedział zerkając na zegarek z marsem niezadowolenia na czole. -Nie pomogę ci się rozgościć. Muszę gnać na uczelnię. Wszystko przez te korki w centrum. W kuchni znajdziesz wszystko, czego potrzeba do przetrwania. Po południu wróci cała horda. Śpiesz się więc, bo wyżrą najlepsze kąski -zachichotał.
Seiko w międzyczasie spokojnie zsunęła buty i postawiła je na macie przed drzwiami. Z lekkim wahaniem przekroczyła próg, rozglądając się w poszukiwaniu śladów bytności rodziny. Rozczarowała się, słysząc słowa Daiki'ego.

-W domu jest dziadek. Czeka na ciebie. Wspólnymi siłami chyba dacie sobie radę -poruszył kilka razy zgiętymi palcami w znaczącym geście, spoglądając na jej obandażowane dłonie.
Coś w niej zadrżało na wieść, że zostanie sama z dziadkiem. Nie czuła się zbyt pewnie w jego towarzystwie. Ojciec zawsze starał się trzymać ją z daleka od niego. Nie wiedziała, co między nimi zaszło. Trochę bała się Hayato Hamaru. Sam dziadek też zachowywał wobec niej spory dystans. Zastanawiała się czasem, czy był to tylko skutek wzajemnej niechęci ojca i dziadka, czy też miała w tym swój własny udział.
-Nie martw się. Jakoś sobie poradzę -mrugnęła udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Przylgnęli jeszcze do siebie na chwilę w ciepłym, braterskim uścisku, ciesząc się ostatnimi chwilami bliskiego kontaktu.
-Seiko? Tak się cieszę, że nic ci się nie stało -usłyszała jego nieco drżący szept. -Okropnie baliśmy się o ciebie. Dziadek omal nie odszedł od zmysłów.
-Dziadek? -zapytała zaskoczona.
-Cały czas powtarzał, że to niemożliwe, że nie mogłaś zginąć, że miało być inaczej ... i płakał. Pierwszy raz widziałem, żeby płakał. -Odsunął ją lekko i spojrzał jej w twarz. -No tak! -nagle jego twarz wykręciła się w grymasie udawanego przerażenia. -Spóźnię się! -Zerwał się w panice do biegu. -Będę wieczorem! -krzyknął z dala, odwróciwszy się jeszcze na chwilę ... i tyle go widziała.

Zamknęła cicho drzwi. Stała przez chwilę nieruchomo wpatrzona w nie niewidzącym wzrokiem, zbierając się na odwagę, aby wejść do wnętrza domu. Ciche szuranie wyrwało ją nagle z zamyślenia.
-Dzień dobry Seiko -cichy głos odezwał się za jej plecami.
Niemal podskoczyła, odwracając się szybko do mówiącego.
Wiekowy, szczupły mężczyzna stał w wąskim korytarzu, opierając się dłonią o ścianę. Uśmiechnął się lekko. Może jej się tylko wydawało, ale uśmiech ten wyglądał na trochę nieśmiały i niepewny. Drobna postać staruszka zgięła się w powitalnym ukłonie. Zaskoczona Seiko natychmiast odpowiedziała niskim pokłonem, pełnym szacunku dla jego wieku i statusu.
-Dzień dobry dziadku Hayato. Przepraszam za kłopot, nie chciałabym przeszkadzać...
Utkwiła spłoszony wzrok w czubki palców własnych stóp. Nie podnosząc głowy, próbowała w miarę wyraźnie wyartykułować parę składnych słów przez ściśnięte zmieszaniem gardło.
-Gdzie jest Daiki? Przyszłaś sama? -wszedł jej w słowo. -Zresztą nie ma to już najmniejszego znaczenia. Ona nigdy się nie myliła co do mnie. Jest dokładnie tak, jak przepowiedziała.

Z każdym słowem bardziej zdziwiona, podnosiła wyżej głowę.
-W dniu twojej śmierci odwiedzi cię pierwsza z drugiego pokolenia. Nurtować ją będzie to samo pytanie, jakie ty zadajesz mi teraz. Tak, też będzie posiadała dar.
Z ust Seiko wyrwał się cichy jęk. Utkwiła okrągłe ze zdumienia oczy w pokrytą siecią zmarszczek twarz dziadka. Przez wyschnięte nagle gardło zdołała jedynie wydusić:
-Dziadku ... o czym ... o czym Ty mówisz?
Serce tłukło się w jej piersi, targane na przemian lękiem przed odkryciem jej tajemnicy i nadzieją na to, iż wreszcie znalazła kogoś, kto ją zrozumie i zaakceptuje jej odmienność.
-Czy Ty dziadku też ... czy mama ... czy to naprawdę moja wina, że ona... ? Kim ... czym ja właściwie jestem dziadku!? -prawie wykrzyczała ostatnie z chaotycznych pytań. Setki ich, cisnęły jej się naraz do głowy.

Widziała łzy w oczach przygarbionego, posiwiałego człowieka, który mógł okazać się najbliższą jej istotą.
-Napijesz się ze mną herbaty, Seiko? Jestem pewny, że masz wiele pytań. Postaram się na wszystkie odpowiedzieć. Pragnę po raz ostatni napić się herbaty. W końcu dziś umrę.
-Jak to umrzesz?
Nie mógł umrzeć! Nie teraz! Dlaczego miałby umierać właśnie dziś?
-Czy to ja mam być powodem Twojej śmierci, dziadku? Dlaczego wokół mnie ginie tyle osób? Nie chcę! Wyjadę stąd natychmiast. Nie chcę, żeby ze względu na mnie spotkało kogoś z Was coś złego.

Ogarnęła ją fala nagłej rozpaczy i strachu. Dotąd broniła się przed poczuciem winy, ale powoli zaczęła wmawiać sobie, że ci ludzie w samolocie zginęli przez nią, przez jej inność. Śledztwo wprawdzie wciąż trwało, nikt niczego jej nie zarzucał, ale ona podświadomie czuła, że coś jest nie tak. Czuła, że to głównie ona miała tam zginąć...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 14-04-2008 o 14:04.
Lilith jest offline  
Stary 10-04-2008, 14:53   #13
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Sandra strasznie dużo mówiła. I mimo, że Carmen nie należała do milkliwych przy Sandrze odpuszczała. Słowotok blondynki miał działanie kojące. W całym Niebie: na parkiecie, przy stolikach, w korytarzach, nawet w drugiej małej sali pełno było ludzi. I dobrze, takie kluby lubiła. Na scenie jakiś poeta bez przyszłości śpiewał smętną rockową balladę. Ci sami co zwykle sprzedawcy koki, w ciemnych zakamarkach upłynniali towar. Brzydki, duży, czarny barman właśnie wystawiał za drzwi idiotę, któremu się wydawało, że może wciągać prosto z baru. Przypomniała sobie news dnia: 3600 kilo kokainy wartości 600 milionów dolarów spalone w nowoczesnych piecach, sponsorowanych przez rząd USA. Gówniany świat, pół Ate–Vitarte, co tam, pół Peru żyje na krawędzi głodu, a rząd pali 600 milionów dolarów.
Sandra złapała oddech, przerywając temat byłego wieczniepowracającego, by zamówić kolejną tequilę. Carmen smętnie popijała colę.
Facet w gajerku udającym Armaniego i rozpiętej koszuli ukazującej owłosioną klatę przyglądał się jej coraz natrętniej. Carmen miała ochotę się już zmywać.
A Sandra poszła tańczyć pod sceną. Zręcznie wyminęła kilka małolat, tak by poeta w obcisłych portkach na niej musiał skupić wzrok. Przechlapane, póki Sandra nie wyrwie goście, powinna z nią tu zostać.
- Kiedy będą mieli przerwę? – zapytała barmana. Carmen lubiła wielkoluda, parę razy, po zbyt intensywnym wieczorze wsadzał ją do taksówki tłumacząc taksiarzowi, ze królewna ma dotrzeć do domku cała i zdrowa, bo inaczej porachuje się z nim i z całą jego rodziną, choćby miał jechać w wysokie Andy.
Usłyszawszy się , że jeszcze przynajmniej kilka utworów, ruszyła do toalety.
Niestety w ciasnym korytarzu natknęła się na „owłosioną klatę”.
- Zatańczymy? – poczuła na twarzy nieświeży oddech
- Nie – opanowała się, by nie dodać inwektyw. Nie chciała burdy. Facet w typie alfonsa najprawdopodobniej nim był. Nauczyła się ufać swemu osądowi. Wróciła na salę w bezpieczne pobliże baru. Więcej tu nie przyjdę, obiecała w sobie w duchu, choć jednym z powodów dla których chodziła do Nieba, był fakt, że bywało tu parę szych z telewizji.
Pojawiła się roześmiana Sandra. Carmen wysłuchała nader skomplikowanej relacji o szczegółach kontaktu wzrokowego z poetą i bardzo konkretnych wniosków z owego kontaktu płynących. „Spojrzenie powie Ci wszystko” -niczym w jakimś romantycznym tangu. Sandra w swoim przekonaniu była już umówiona na randkę ze śniadaniem i zapewne było to prawdą. Carmen mogła się zmywać.
Forda zaparkowała nieopodal, jeszcze w świetle latarni. Były i klamki i lusterka.
Otwierała drzwi gdy czyjaś ręka oparła się o framugę. Odwróciła się, wzrok miała na wysokości małpiej klaty.
Od wejścia i ochroniarzy dzieliło ją 50 metrów. Krzyknęła i jednocześnie wyprowadziła prawy sierpowy. Nie umiała się bić. I mogła liczyć na pomoc. Ale zwyciężyła wściekłość. Nie powstrzymało jej dręczące wspomnienie osuwiska w La Victoria. Rozsądek przegrał z instynktem.
Niech rzeczywistość rozpadnie się na fragmenty. Jak w dziecięcym kalejdoskopie. Setki tysięcy możliwości. Carmen wiedziała, że będzie musiała wybierać uważnie. Carmen - nieudolny Bóg Teraz.
 
Hellian jest offline  
Stary 12-04-2008, 19:05   #14
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
Samuel uśmiechnął się. A więc połknęła haczyk. Moja moc ukaże się w pełni… wkrótce… już wkrótce. Koné spokojnie schował pieniądze do kasy i wydał resztę:
- Może następny rząd coś zmieni. W końcu niedługo wybory.
Sam postanowił skończy rozmowę i zająć się porządkami w aptece, gdy nagle usłyszał coś co zmroziło mu krew w żyłach:

„Moja wnuczka Alice przyjeżdża dzisiaj”

Sam nerwowo oblizał wargi. Odwiedziny wnuczki u Pani Florence oznaczały olbrzymie ryzyko. Najlepsze w starszej Francuzce była jej samotność. Mógł spokojnie testowa swoje wirusy i bakterie. Teraz pojawiła się ta Alice. Mogła odkryć „efekty uboczne” leków i jak po nitce dojść do Koné. Musiał coś zrobić… nikt nie mógł poznać jego talentu. NIKT. Pojawili się inni klienci. Pani Florence za chwile odejdzie, a on pozostanie z nierozwiązanym problemem. Chyba, że:
-To wspaniale droga pani. Jednak jeszcze ktoś się interesuje rodziną.
Koné uśmiechnął się:
-Chętnie poznam pani wnuczkę, Pani Florence, bardzo chętnie. Muszę wiedzieć, czy ktoś się opiekuje moją ulubioną klientką.
Sam mrugnął wesoło:
-Teraz jednak przepraszam. Wie pani, klienci czekają…
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song
Nagash Hex jest offline  
Stary 13-04-2008, 22:08   #15
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Zawsze po wejściu w trans John wyłączał się z życia – czuł się jakby rzeczywistość płynęła nie tyle razem z nim co przepływała wokół – kolorowe rozbłyski światła, dudniące głosy, kłębiące się „coś” – nie potrafił tego opisać – jakby gęsta, ciekła materia, zwykle, w naszym świecie, nie tyle niewidoczna to czająca się gdzieś na skraju wzroku, kryjąca się o grubość cienia poza polem widzenia i natychmiast znikająca gdy próbowało się skupić na niej uwagę. Podobnie czuł się teraz, wiedział że gdzieś w tej snującej się niby-mgle unosiła się dusza dziecka – czasem nawet miał wrażenie że jest już blisko – jaśniejący błękitnym światłem ognik pojawiał się i znikał, niby ognie świętego Elma zapowiadające nadejście burzy, już myślał że zdoła schwycić ducha, narzucić mu swoją wolę i zmusić do pokazania się w postaci fizycznej jednak stworzenie za każdym razem wymykało mu się w ostatniej chwili.

W końcu zrezygnował, westchnął głęboko, uniósł twarz ku sufitowi przez chwilę zamierając w bezruchu… i wtedy coś kapnęło mu na twarz – otworzył szeroko w oczy i zdumiony wlepił wzrok w plamę krwi na suficie – i zaczął wrzeszczeć – przerażony obrzucił wzrokiem całe pomieszczenia – wszędzie krew… i te napisy na ścianach – zapłakany, z krzykiem na ustach wybiegł z pomieszczenia – to znaczy próbował – w ostatniej chwili trzasnął głową o krawędź wyłomu w zamurowanych niegdyś drzwiach, przez chwilę leżał zamroczony na betonowej posadzce po czym znów uświadomił sobie gdzie jest, łkając pochwycił pasek plecaka i rzucił się do wyjścia z budynku. I tak wybiegł w ciemną noc: przerażony, zapłakany, z krwią zalewającą oczy, przekonany że to One wróciły, Bestie, stwory które już kiedyś wyzwolił i które cudem udało mu się wtedy opanować… po tym jak zginęło tylu ludzi…
 
Potwór jest offline  
Stary 15-04-2008, 23:52   #16
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Nagoja. Dom rodziny Nakada
- Uspokój się !

Wykrzyknął zbulwersowany mężczyzna.

- Dzisiejsza młodzież nie potrafi nawet wysłuchać starszyzny. Oczekujecie od życia wszystkiego, stawiacie siebie w centrum wszechświata ! Nie zważając na równowagę jaka od wieków panowała na tej ziemi. Pragniecie wszystkiego co najlepsze, zapominając o najważniejszym – każdy człowiek żyjący tu i teraz ma zadanie do wykonania – Misję. Ja już swoje przeżyłem, zobaczyłem, wypełniłem ! Dziś jest dzień mojej śmierci, mój czas, pogodziłem się z tym już dawno temu. Ona powiedziała, że tak będzie. Mówiła wiele rzeczy...

Mężczyzna spuścił głowę w dół. Zbyt wiele prawd starał się przekazać osobie, która jeszcze nie potrafiła wszystkiego zrozumieć. Hayato wbił wzrok we wnuczkę i z dumą w głosie rzekł.

- Dlatego uspokój się drogie dziecko. Musisz być silna! Zgodnie z jej słowami od ciebie zależy wszystko. Musisz się teraz skupić. Próbowałem już jak byłaś dzieckiem nauczyć cię pewnych rzeczy. Jednak twój ojciec nie pozwalał, ignorant nie chciał zaakceptować prawdy. Teraz nie ma sensu rozdrapywać przeszłości. Musimy się skupić gdyż od naszej rozmowy zależeć będzie życie każdego z obdarzonych. A jest nas wielu, naprawdę wielu. Jedni wybierają drogę wojownika zmieniają losy tego świata, drudzy zostają mędrcami prowadzą zwykłych ludzi w tym jakże trudnym świecie a pozostali starają się pozostać tylko obserwatorami. Jednak los nich wszystkich zależy od tego, czy będziesz w stanie mnie teraz wysłuchać.

Parking koło Nieba. Lima

Czasem po prostu los bywa przewrotny. Nigdy do końca człowiek nie może być pewny kiedy pech tak na prawdę jest szczęściem.

- Jak to nie mogę wejść do środka !
Oburzonym głosem mężczyzna krzyczał na jednego z ochroniarzy.
- Byłem umówiony spasiony fiucie ! Z łaski swojej synu sterydów zabierz mi tą słodką dupę sprzed nosa. Muszę się z nim zobaczyć !
- Pan Jacob wyraźnie zakazał nam wpuszczania pana do Nieba. Ma to coś wspólnego z niedawnym incydentem
-Gówno mnie obchodzi, że nie chce się ze mną widzieć ! Potrzebuje tylko pięciu minut z tym dupkiem do cholery.
- Proszę się uspokoić nie chce pan tu scen...

Zajęci drobnym nieporozumieniem ochroniarze niestety nie usłyszeli krzyków Carmen. Braku jakiejkolwiek reakcji po ciosie wymierzonym w policzek napastnikowi, mogła się spodziewać. Mężczyzna szerzej tylko wyszczerzył rząd żółtych zębów. Uradowany z szaleństwem w oczach uderzył w twarz kobietę. Cios był na tyle mocny iż rozciął jej wargę, z jej ust popłynęła stróżka krwi.
- Krzykniesz raz jeszcze a skręcę ci kark maleńka.
Napastnik przycisnął ją do maski samochodu. Pochylił się nad nią i z pasją pocałował. Demonicznie wysysał cieknącą krew z jej warg. Doświadczenie nie było zbyt przyjemne. Włożył dłoń za jej bluzkę i gdy bezczelnie rozpiął stanik dysząc przy tym jak świnia...

STOP

Mężczyzna, którego nie wpuścili do Nieba skręcił w alejkę w której rozgrywała się scena.

- Co do...

Podbiegł w momencie w którym Carmen uderzyła z otwartej dłoni twarz napastnika. Z rozpędu całą siłą uderzył w napastnika, choć przewyższał go znacznie posturą. Niedoszły gwałciciel stracił równowagę i upadł na ziemię.

- Odwal się pan od mojej siostry do cholery!

Najdziwniejsze w całej tej sytuacji było to, że gdy tylko napastnik zobaczył z kim ma do czynienia. Wstał i zwinął nogi za pas. Zupełnie jakby nie miał ochoty wdawać się w bójkę z kimś takim jak...

- Nic pani nie jest ?

Nieznajomy spojrzał w oczy zszokowanej Carmen. Przed nią stał nikt inny jak Jaime Bayly.

Berlin
Sytuacja Uwe była trudna, z jednej strony nie mógł mieć pewności, że jego umysł nie spłatał mu figla i owa mara nie była wytworem jego wyobraźni, z drugiej zaś jeśli to był człowiek to czy utraciwszy z nim kontakt Uwe nadal mógł liczyć na wejście do jego umysłu ? Mężczyzna skupił się w nadziei znalezienia w swoim umyśle czegoś co mogłoby go doprowadzić do nieznajomego. To co zdołał uzyskać wykraczało daleko poza możliwości o jakich skrycie marzył.

Jego świadomość znajdowała się w miejscu w którym wszerz i wzdłuż rozpościerały się tylko skały. Ciemno niebiesko-brązowy kruszec z jakiej była zbudowana powierzchnia nie przypominała niczego co do tej pory widział Uwe.
Sam mężczyzna znajdował się w stanie w którym ani materia ani byt nie miały logicznego sensu, czuł się z tym miejscem jednością, czuł spokój od niego bijący. Nikt i nic nie było w stanie go tu zranić.

- Nie pozwolę ci ! Nigdy ! Dopóki żyję znajdę sposób ! Słyszysz mnie Erico ! Powstrzymam cię !

Świadomość jakiej był teraz częścią Uwe wołała dookoła, oprócz Uwe było w niej jeszcze kilka osób teraz mógł ich wyczuć. Wśród bytów słyszał dobrze znany mu głos Azjaty. Mężczyzna groził jakieś kobiecie, czy to możliwe żeby ona była odpowiedzialna za śmierć jego syna ?

Błysk światła rozświetlił przestrzeń. Uwe odzyskał świadomość w swoim ciele. Jego głowa bolała, z nosa ciekłą strużka krwi. Mężczyzna poczuł jak z jego dróg oddechowych coś powoli wypełza na powierzchnię. Mała ważka wyleciała w końcu z jego nosa. Kamienny owad przystanął na stole na przeciwko zszokowanego mężczyzny. Istota zbudowana była ze skały, którą nie tak dawno Uwe podziwiał w swojej wizji. Ważka rozpostarła skrzydła, poruszyła nimi nerwowo, ciemno niebiesko-brązowa skóra mieniła się różnymi barwami pod wpływem promieni słonecznych. Czym tak właściwie była ta istota ? Choć może właściwszym pytaniem było co tak właściwie robiła w organiźmie Niemca ?


Akademik Magdy
- Kocham takie poranki. Cisza, ja, ty promienie słońca ogrzewające twoją nagą pupę. Jak dla mnie tak mogło by być zawsze.
- Taak ?! To jakaś propozycja ?
- No wiesz mam dosyć mieszkania z natrętnymi studentami wpadającymi o każdej porze dnia i nocy. Nie wspomnę o tym, że jestem zazdrosny mieszkasz sobie tutaj z rozwiązła współlokatorką co to nie wiadomo Madziu jakie towary przyprowadza codziennie do waszego pokoju. A osobna kwestia, że znaleźć jakiś wolny termin abyśmy pospędzali chwilkę sam na sam... Może nie miałabyś nic przeciwko
- Może tak, może nie. Na razie mam ochotę zupełnie na coś innego.

Para zakochanych w sobie bez pamięci ludzi leżała nago na łóżku. Madzia miała dość ognisty temperament i gdy tylko miała okazję rozładować nagromadzone napięcie skutecznie z niej korzystała. Dziewczyna wślizgnęła się pod kołdrę pod której wylegiwał się Norbert.

Niecałą minutę później...

Z początku energiczne z czasem coraz głośne by w końcu przejść w nieznośne walenie w drzwi przerwało radosną chwilę dwojga młodych ludzi.

- Kimkolwiek jesteś do jasnej cholery SPIERDALAJ !

Głos Magdy rozległ się wniebogłosy. Była wściekła. Nigdy nie lubiła jak ktokolwiek przerywał jej w tej konkretnej czynności. Niestety pod wpływem tej słownej zaczepki intruz jeszcze mocniej walił pięścią w drzwi. Nic więc dziwnego, że kompletnie nagi Norbert wstał wściekły, nieczekając na dalszy rozwój sytuacji wstał podszedł do drzwi, otworzył je, i z całej siły zdzielił namolnego intruza w szczękę.

Robert splunął krwią. Cios był na tyle silny, iż przednia jedynka chłopaka wykruszyła się. Wypluł on kawałek swego zęba pod stopy Norberta a wraz z nim całą zawartość żołądka. Trzeba przyznać iż nadmierny wysiłek nie posłużył studentowi.

- Robert !

Magda krzyknęła uradowana widząc przyjaciela.

- Ty dupku ! Martwiłam się ! Ty kretynie ! Odebrałeś ten zasrany telefon i wyszedłeś z imprezy, nawet nie powiedziałeś, że wychodzisz ! Co się z tobą działo ?! Nikt nic nie wie ! No przestań rzygać i opamiętaj się się trochę.

Kilka godzin później...

Robert leżał na łóżku Magdy. Tuż obok niego siedziała zszokowana dziewczyna. Jej chłopaka nie było już w pokoju, najwidoczniej sfrustrowany student nie miał ochoty oglądać skacowanej twarzy Roberta.

- Zatem ? Gdzie właściwie byłeś do jasnej cholery ?

Miami
- Odpuścił sobie !? No chyba kpi ! Miałem nadzieję, że dzisiaj zakończymy nasz drobny problem z „kołysanką”.
- Spokojnie to może i nawet lepiej, że nie nawiązał połączenia. Pójdzie łatwiej podczas odpędzania. Z każdą chwilą on staje się słabszy, łatwiej go będzie opętać. Niech teraz ucieka ile sił w nogach, właśnie stracił jedyną szansę na uratowanie połączenia z bachorem. Teraz na pewno uda się nam przeprowadzić rytuał. Musimy tylko spokojnie czekać.

John nie mógł zasnąć całą noc. Błąkał się niespokojnie po ulicach Miami. Był głodny, osłabiony i przestraszony. Dochodził już ranek a chłopak pozostawiony był sam sobie.

Dom Samuela Koné. Wieczór.
Minęły naprawdę długie dwa dni. Pani Florence nie zjawiła się w Aptece od dnia zakupu „leku”. Nie daj Boże zmarła lub co gorsza dowiedziała się prawdy. Jednak gdyby tak było już dawno nasłałaby policję. Samuel niczego nie mógł być pewny. W końcu nie wiedział jak zadziałał jego lek. Może zarodek alergii wcale nie przyjął się w cieczy i krople były całkowicie nie skuteczne ? Jednak czy wtedy nie zjawiłaby się wtedy staruszka skarżąc się wszem i wobec na niedogodności ? Może jej wnuczka poszła do innej apteki, chcąc wyręczyć babcię ? Zbyt wiele pytań krzątało się w głowie Koné. Był jednak wieczór i aptekarz nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie rozmyślając o swym szczurze doświadczalnym. Miał w końcu już coś zaplanowane...


Szkocja, Ayr. Dom Slima McKenzie
- W kuchni !
Kobiecy głos głośno odpowiedział na zadane przez Slima pytanie. Gdy mężczyzna szedł podążając za głosem nieproszonego gościa, nieznajoma starała się nawiązać rozmowę.

- Strasznie głodna byłam więc pomyślałam, że zrobię coś pysznego. Miałam nadzieje na sałatkę jednak kompletnie nic nie masz w lodówce. To zrozumiałe chcesz przecież wyjechać, nikt nie robi zapasów jak ma zamiar opuścić dom. To jeszcze mogę wybaczyć, ale tak zaniedbanego ogrodu - nigdy w życiu. Nie wiem co robisz w wolnym czasie, ale na pewno nie lubisz brudzić sobie rąk w ziemi... No wreszcie do mnie trafiłeś.

Młoda kobieta, blondynka o krótko obstrzyżonych włosach z szerokim uśmiechem siedziała na stole. Z dłoni wyrastała jej mała rosiczka. W zamkniętych liściach rośliny co kilka sekund gwałtowne skurcze marszczyły powierzchnię śmiertelnej pułapki, zupełnie jakby roślina trawiła właśnie jakiś soczysty posiłek. Kobieta przyglądała się procesowi żywieniowemu roślinki z odrobiną zniecierpliwienia.

- Nie udawaj zdziwionego, gdzieś w głębi duszy musiałeś wiedzieć, że w końcu przyjdę. Proszę też, daruj sobie puste frazesy. Nie mam czasu na niańczenie sześćdziesięcioletniego obdarzonego. Mam na imię Erica Berchel i potrzebuje twojej pomocy. Poszukuje pamiętnika pewnej starszej kobiety. Powiedziałbyś czarny kruk. Założę się, że pieniądze cię nie interesują, na kobiety jesteś już chyba za stary, ale na prawdę chyba nie. A ja wiem dokładnie co się z tobą dzieje. Ba co się z tobą stanie !

Erica puściła oczko do Slima. Zamknięte liście rosiczki uwolniły z swego uścisku małą ważkę. KAMIENNĄ ważkę ! Ciemno niebieska skóra owada zalśniła w słońcu.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 16-04-2008 o 21:16.
kabasz jest offline  
Stary 16-04-2008, 07:09   #17
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Stał w progu kuchni całkowicie wmurowany. Jakaś obca kobieta siedzi u niego w kuchni. Włamała się i prosi go o jakiś pamiętnik. Też jest przeklęta! ale nazywa to darem.

- Zaraz, zaraz. My się chyba nie znamy, prawda? Skąd miałem wiedzieć, że się pojawisz? Skąd wiesz, że wyjeżdżam? Skąd wiesz o mnie i moim - przerwał na chwilę, dobierając słowa - przekleństwie, darze czy jakkolwiek inaczej to nazwiesz. I jak mam niby zdobyć ten pamiętnik? Dlaczego ja? Poza tym jutro mam odlot, chyba nie zdążę.

Był całkowicie zszokowany. Coś takiego mu się nigdy nie zdarzyło. O co w tym wszystkim chodzi? Zaczął rozglądać się po kuchni. Może tu jest jakaś ukryta kamera?

Ale przede wszystkim: skąd wiedziała o jego przekleństwie? Nikt o tym nie wiedział. Nikt nie miał prawa o tym wiedzieć. Widział to tylko Garry, ale i tak nie wie, o co chodzi. A sam Slim nikomu tym nie mówił
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 16-04-2008 o 07:13.
Aveane jest offline  
Stary 16-04-2008, 15:04   #18
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
...SPIERDALAJ!
Dobiegło go wywrzeszczane w ogromnej złości, ale to go nieco rozbawiło i postanowił, że nie odpuści, zaczął walić mocniej Dokładnie wiem co tam robisz, zrzuć tego fajfusa z siebie póki nie rozgorzało na dobre... Uśmiechnął się, nie przestając dobijać się do drzwi.
Rozglądał się znudzony po korytarzu, gdy jego ręka w harmonicznie uderzała o drewno drzwi, po chwili drzwi otworzyły się z hukiem, a zdziwiony Robert poczuł na swej twarzy ogromną pięść jakiegoś mężczyzny, a przed oczami mignęło mu nagie ciało agresora.
Splunął krwią, na jego nieszczęście jego ząb wykruszył się i opuścił jamę ustną razem z czerwoną cieczą oraz czymś co niegdyś stanowiło treść jego żołądka. Złość w nim wezbrała i już miał uciec się do swego daru i przefasonować mu twarz, gdy nagle opamiętał się i zamiast tego padło
-Otjepalo topie kusiasie...- wybełkotał w stronę nowego "znajomego" Magdy, który już szykował się do kolejnego ciosu, gdy dziewczyna wymówiła imię przybyłego. Zdziwiony napastnik obejrzał się po czym skrępowany wszedł z powrotem do pokoju i zaczął się ubierać.

-Zadzwoń Mała jak będziesz miała pewność, że twoi pokręceni znajomi nie zaszturmują w każdej chwili twojej chałupki- wypowiedział koleś w stylu macho, poprawiając swoją fryzurę, podczas gdy Magda wychodziła z małej kuchni z workiem lodu.
-Może to zrobię, znikaj!- powiedziała ostro Magda, będąc wkurzona na nich obu, ale sama nie wiedziała, którego ma większą ochotę walnąć w tym momencie.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a Magda podeszła do Roberta z zamachem przykładając worek z lodem do jego twarzy.
-Ouułaaa! A tio, ża czo, sczota?- wyseplenił, czując przenikliwe zimno na swej twarzy.
-Dla zasady, tak na marginesie nigdy nie lubiłam jak nazywasz mnie Szczotą! Już Ci mówiłam, dupo, że i Ty masz włosy jak igły sosny, jakoby wyjęte psu z odbytnicy!- roześmiała się, a rozmowa popłynęła sama,z początku przerywana okrzykami, salwą śmiechu, potem westchnienia zdziwienia i zakłopotania wypełniły niewielki pokój akademika.
- Zatem, gdzie właściwie byłeś do jasnej cholery ?- powiedziała zaskoczona patrząc na ledwo przytomnego Roberta. Ten odłożył w końcu worek, wypełniony już wodą, na kanapę. Podniósł się i spojrzał w piwne oczy Magdy
-Dobre pytanie, sam chcę to wiedzieć. Widzisz to nie takie proste, podczas gdy Ty zabawiałaś się z jakimś macho- kiwnął głową w stronę drzwi i zamyślił się- swoją drogą Madzia to mogłabyś raz wybrać faceta z głową, a nie pałą jak wierzba. Skąd Ty ich wyhaczasz?!- Spojrzał się na nią, ale ona przybrała tak oburzoną minę, że wiedział co to oznacza, szybko na nowo podjął opowieść- No, nieważne, w każdym razie podczas gdy Ty tu, no wiesz…. To ja siedziałem przykuty kajdankami do jakiegoś drzewa, gdyby nie fakt, że…- już chciał opowiedzieć co nieco o sobie, ale w ostatniej chwili oprzytomniał- yyyy kajdanki były źle zapięte, oczywiście, to jeszcze bym siedział tam i podziwiał rozbawionych przechodniów! Dobra było minęło, wiesz, mam pomysł zakładaj trzewiki i lecimy do jakiegoś baru mlecznego, głodny jestem, a lodówka u mnie pustką świeci. Ale stawiasz moja kasa gdzieś prysła...- dokończył wkurzony.

Wyszli i skierowali swoje kroki w stronę „Mleczusia”, tak nazywał się bar mleczny niedaleko akademika, w którym studenci na co dzień zaspokajali swój głód, który zżerał ich na wykładach. Robert pozwolił Szczocie, opowiadać co się wczoraj działo, podczas gdy on skupiał swe myśli nad „wyrwą” w uzębieniu Uwielbiam ten moment, no to ząbku wróć! pomyślał , po czym zaczął znów bawić się materią, by odbudować swój ubytek.
 

Ostatnio edytowane przez Verax : 16-04-2008 o 15:08.
Verax jest offline  
Stary 16-04-2008, 15:32   #19
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Uwe wstał, chwiejnym krokiem podszedł do ważki. W jego umyśle kotłowały się myśli, umyśle, odczucia.
-Czemu? Udało się... lecz próżno. Wszystko jest niczym! Lecz w skale były wszystko... kim to im byli, są ci ludzie? Ta ważka, jakim cudem? Skąd? Po co? Nieudacznik, nie masz woli działania! Może masz, lecz możliwości.. nie! Sprawa, Moja sprawa, moja! Pomścić syna! Lecz nie mogę../
Znowu jego przekleństwo, nie minęło kila sekund kiedy on przeprowadził w myślach auto-dyskusję. Podszedł do przedziwnego owada, wciągnął dłoń, do niego, powoli aby przedziwna istota mogła na niej usiąść.
-Spokojnie.
Zabrzmiał głos Uwe. Dłoń lekko mu drżała, oczy spoglądały zaciekawione.
-Może to nie istota? Kolejny miraż? A jeśli... ile tego we mnie siedzi? To niemożliwe! I mówi to człowiek czujący emocje innych? Może to... nie! Nie chcę! Chcę tylko mego syna! Niechaj siądzie mi na ręce ważka, niechaj tylko ją dostanę, niechaj tylko zobaczę.. Może to odpowiedź...
Podchodził lekko z wyciągniętą ręką rozłożoną dłonią. W kontaktach międzyludzkich był okropny, lecz znał pewne szablony zachowań, psychiki. Może to dotyczy owada? Starał się myśleć dalej, tylko lekko wziąć na rękę go i przyjrzeć się mu.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 16-04-2008, 21:19   #20
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
-Uspokój się!
Głos Hayato Hamaru zabrzmiał tłumionym gniewem.
Zacisnęła zęby, ponownie utkwiwszy wzrok w podłodze studiowała z uporem szpary między bambusowymi panelami. Nienawidziła tego. Szczerze nienawidziła zmuszania siebie samej do udawania fałszywej pokory. Stała ze spuszczoną głową, starannie ukrywając przed nim wrzące w jej wnętrzu uczucia. Słuchała jednak z uwagą, powoli łagodniejących słów dziadka. Chciała wiedzieć. Zrozumieć. Zaczerpnąć wiedzy z samego źródła. To mogło jej pomóc. Jeszcze nie wiedziała jak, ale musiała się tego dowiedzieć.

Zadanie … Misja … Musisz być silna … Od ciebie zależy wszystko …
Bzdura. Niewiele zależy ode mnie. Całe moje życie jest pełne zależności od woli innych. Ojciec, szkoła, praca … wszyscy wymagają posłuszeństwa i bezdyskusyjnego spełniania obowiązków, powinności, zadań, misji
–myślała we wzbierającej w niej złości. –Każą być silną nawet, kiedy czuję się rozpaczliwie słabą, pragnącą wsparcia i czułości małą, zagubioną dziewczynką.

Myśl, że tak ma już pozostać na zawsze napawała ją bolesnym żalem i tęsknotą za nieziszczalnym, według niej, marzeniem o wolności. Dla nich wszystkich była czymś na podobieństwo robotnicy w labiryncie tuneli mrowiska lub w roju pszczół. Miała żyć dla wykonania swojego zadania w dusznej atmosferze podporządkowania. Szukać spełnienia w byciu użyteczną.

„Śmieszne … nie, nie śmieszne … żałosne. Co mnie tu czeka? Albo zostanę samotną i nieszczęśliwą kobietą sukcesu, albo dam się zamknąć w klatce rodzinnych zależności, zostając służącą we własnym domu –zaczęła zimno kalkulować. -Dar. Mój dar. Gdybym potrafiła go dobrze wykorzystać! –Ta myśl była kusząca. – Odrobina władzy nad rzeczywistością.

Decyzja była natychmiastowa. Nie ma nic do stracenie. Przeciwnie, może na tym wiele zyskać. Podniosła wzrok i spojrzała prosto w oczy seniora rodu Hamaru.

-Dobrze dziadku. Jestem gotowa. Będę słuchać uważnie.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 16-04-2008 o 21:25.
Lilith jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172