ŁAZIENKA WILLI
Gwen i Tom z ostrożnością wspinali się po lodowych schodach. Kiedy dziewczyna wywróciła się i spadła na dół, Tom błyskawicznie, przy użyciu magii powietrza, uniósł ją w górę.
-No nie! Co ty sobie wyobrażasz?! Najpierw cackasz się z krata, potem robisz jakieś cholerne schody...-Gwen uspokoiła się, ale jej oczy nadal gniewnie patrzyły na maga.
Za ściną słychać było szum wody. Chyba z dwóch miejsc.... i jakby lekkie szuranie butów.
Tom szybko stworzył lodową ławkę i powietrzną osłonę, ciesząc się z kolejnego skutecznego użycia magii. Ale jednak nie należy jej nadużywać.
Po chwili jedna cegła wysunęła się ze ściany i zleciała na sam dół-schody zniknęły-ale zatrzymała sie na siatce. Gwen zrozumiałą o co chodzi i krytycznie spojrzała na maga. Tom jednak zaczął wysuwać kolejne cegły. Po 2 minutach wytrwałej pracy w ścianie była dziura dość pokaźnych rozmiarów. Gwen nakazała gestem ciszę i wślizgnęła się do pomieszczenia. Łazienki. Tom wszedł za nią. W tejże chwili drzwi z prawej otworzyły się, ukazując inne pomieszczenie łazienki oraz....człowieka. Chyba kuchcika z tasakiem za pasem. Spojrzał na nich ze zdziwieniem. Potem na dziurę. I otworzyły się kolejne drzwi- te z przodu. Stał w nich kucharz. Wydał z siebie zduszony krzyk, a kuchcik, już z bronią w ręku, spojrzał na niego.
~TERAZ~ pomyślał Tom.
SALON
Salvatore zniknął za prawymi drzwiami. Za nimi był salon. Pośrodku duży stół z krzesłami, na lewo i prawo po 3 zbroje. Poza tym kilka obrazów. Typowy salon szlachcica. No, był tylko jeden szkopuł- za stołem, pod ścianą...strażnik.
-Hej, co tu robisz?-spytał gniewnie, nie sięgnął jednak po miecz.
HOL nr. 2
Arhmaran przeszedł przez lewe drzwi. Bezszelestnie. Za nimi był kolejny hol, na końcu drzwi na prawo, schody na górę i człowiek. Strażnik. Odwrócony. Mag zaklął pod nosem. Ale zaraz... w końcu póki co nie jestem dla nich wrogiem. Strażnik się obrócił. To nie był ten sprzed furtki.
-Ah, to pan. Kolega mówił o jakichś nieznajomych. Ale na razie nie mogę pana przepuścić.
TYLNY OGRÓD
Dreak podszedł do ciała. Wystawała z niego strzała. Robota elfa. Łowca z niesmakiem spojrzał na swoją nogę. Po chwili minął furtkę i w idealnej ciszy, powoli ruszył w stronę drzwi. Zerknął w lewo. !!!. Cień. Sylwetka. Estralin. Łuk.
Myśliwy spojrzał w stronę drzwi. Za kilka-kilkanaście minut powinni stamtąd wyjść jego towarzysze. Jeśli się uda. Powoli zatoczył wzrokiem łuk po ogrodzie. I zobaczył Go.
Dreak natychmiast rzucił się do tyłu. Na szczęście był ledwie 4 metry od furtki.
Po chwili przez miejsce w którym stał świsnęła strzała. Elf zrobił dwa fikołki do tyłu i znalazł się za murkiem.
Przez pierwszą sekundę łowca był zdruzgotany. Jak? Skąd?-te pytania kłębiły sie w jego głowie. Stracił ta cenną sekundę. Jednak zaraz potem naciągnął cięciwę i strzelił. Chybił... chociaż w sumie nie- to elf się odsunął. Chociaż w sumie też nie- rzucił się do tyłu. Półelf naciągnął kolejną strzałę i skupił wzrok na furtce. To za nią był Dreak.