Arahnir zwinnie wskoczył na dach i wyprostował się czując kłujący ból w plecach. Cholerne potwory... jednak dzięki nim dostałem co chciałem, a nawet więcej. Uśmiechnął się i począł rozglądać się by określić swoje położenie. Znał to miasto prawie jak własną kieszeń więc wypoczęty, najedzony i napity począł biec w stronę kryjówki. Wiedział że się na pewno się spóźnił, jednak miał w kieszeni sygnet. Cień na tle wschodzącego słońca. Tak widać było jednookiego assassyna pędzącego do kryjówki zakonu. Widząc na drogach patrole straży miejskiej kucał i bezszelestnie czekał w ukryciu by nie zostać zauważonym. Lekki, głęboki oddech, cichy krok i cisza... Skoki pomiędzy dachami domów były łagodne i lekkie. Szybkie i miękkie, amortyzowane przewrotem w przód. Przed kryjówką zaczekał na całkowity brak osób. Szybko zeskoczył i skrył się w cień i po cichu wszedł do karczmy. Jakoż kryjówka zmieniła się, nie miał wyboru, więc został w karczmie przy stoliku w rogu niewzbudzając podejrzeń czekał na towarzyszy.
__________________ Kiedy rodzisz się, nawet góry toną we krwi...
I nastał czas że wylał Hades!!!
Ostatnio edytowane przez Hertion : 17-04-2008 o 21:40.
|