Cread z uwagą przysłuchiwał się rozmowie. Nie poznał żadnego wielkiego sekretu. Sam nie wiedział, czy się z tego powinien cieszyć. Z jednej strony, na jego barki nie spadł żaden ciężar. Z drugiej, szczegółów było mało. Strasznie mało.
Nie, żeby dla wieszcza był to jakichś wielki problem, ale moc powinna być użyta z należnym jej szacunkiem, tylko w wyjątkowych sytuacjach. To, w jaki sposób zużył zaklęcia dzisiejszego dnia, było książkowym przykładem, jak magii nie używać. Wykorzystanie Sztuki tylko po to, by z odległości przysłuchać się rozmowie przyszłego współtowarzysza. Gryfowi nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Mógł wysłuchać rozmowy z bliska, po prostu przemieszczając się te kilka metrów. Mógł porozmawiać z krasnoludem i wyciągnąć potrzebne informacje. Mógł też po prostu zagrać w otwarte karty i przyłączyć się do dyskusji.
Ale użycie magii było bardziej komfortowe…
W ten sposób stracił zaklęcie, które mogłoby się przydać w świątyni do odkrycia zamiarów „kapłanów”.
Wizja nie była żadnym usprawiedliwieniem. Nie miał żadnych powodów, by posądzać krasnoluda i kapłana Mystry o złe zamiary. Elfia strzała i mężczyzna w czerni- oto jego wymówka. Nonsens i marnowanie mocy…
Gawryn nie mógł sobie pozwolić na błędy. Zbyt wiele ich już popełnił.
Po namyśle, wstał i spokojnie, majestatycznie przeszedł przez pomieszczenie. Podpierał się laską, chcąc sobie dodać godności. Jeśli wszystko dobrze rozegra, nie zmarnuje daru.
Stanął za krasnoludem, i przemówił głosem, z którego emanował spokój, pewność siebie i mądrość. -Przybyłem z daleka, by was wspomóc. Znam wasze cele, cny Galedzie, i ty, pokorny sługo Mystry.
Potem dostojnie usiadł, jakby od początku uczestniczył w rozmowie.
Po części, była to prawda.
Cała maskarada miała jeden cel- sprawić wrażenie, że mag wie, co robi. W obecnej sytuacji nie mógł postąpić inaczej.
Gdyby po prostu przysiadł się i powiedział, zgodnie z prawdą: „Jestem magiem, który podsłuchiwał was od samego początku waszej rozmowy- czytałem wasze myśli” zabrzmiało by to co najmniej niezręcznie. Automatycznie wzbudziłby podejrzenia i wyszedł na człowieka, który pomaga świątyni dla pieniędzy. Krasnolud coś o nich wspomniał, a kapłan nie wyglądał na bogatego. Lepiej było, żeby ten temat nie pojawiał się w rozmowach. Do czasu…
Z kolei, udanie samotnego mężczyzny spragnionego towarzystwa też nie odniosłoby skutku. Z pewnością nie zostałby wtajemniczony w plan, a to by utrudniło, wręcz uniemożliwiło pomoc. A gdyby przypadkiem zdradził się, iż coś wie, mógłby zostać uznany za szpiega.
Udanie „wysłannika sił wyższych” było w tej sytuacji najlepsze. Mógł wzbudzić szacunek, zostać doceniony. Po tak efektownym rozpoczęciu znajomości, nikt nie wątpiłby w jego przydatność, a obecność „wielkiego czarownika” z pewnością doda krasnoludowi otuchy (choć nie wyglądał na takiego, co by jej potrzebował). W dodatku bycie tajemniczą personą pozwala unikać trudnych pytań pokroju „skąd wiesz, kim jestem?”. Jeden tajemniczy uśmiech rozwiązuje całą sytuację i wpasowuje się do archetypu. |