Polana nad Sołynką
Słów tedy padło dużo i mało brakowało by w gorącości dyskusji do szabel nie przyszło, ale wrodzony Sarmatom rozsądek z którego słynęli w Europie całej przeważyła.
Wypili tedy jeszcze po kusztyczku na drogę wina zacnego, którego pan Ligęza jak widać zawsze miał na podorędziu nawet już sobie nie przymawiając, tylko pan Wolski co na infamisa spojrzał to wąsem ruszał, co ten kwitował uśmiechem.
Opowiadano sobie o przewagach bitewnych nawet nie kolorozując zbytnio, bo i przeciwnik wszak z chmyzmu w większości pochodził a i ich "pułkownik" marnym się wodzem okazał.
Wypytywano też i pana
Daniłłowicza o to jak zginął pan
Czetkowski, ale ten spostponowany przez pana Ligęzę milczał osowiały i co wina upił to krzywił się niemiłosiernie, choć węgrzyn przedni był.
Wkrótce jednak czas było ruszać.
Złożyli tedy towarzysze ciało swego kompana
pana Czetkowskiego na jednym z wozów, a pan Ligęza obiecał solennie, że jako rycerza w
Bolatynie zostanie jutro godnie pochowany.
Ruszyli tedy każdy w swoją stronę :
A to pan Ligęza ze swym taborkiem do
Bolatynia, z panem
Wolskim i jego pachołkami dla asysty, a to kompanija do
Bobrownik, gdzie ich pan
Niewiarowski zaprosił.
Prowadził ich pan
Tomasz nie drogą skurzoną, a lasem ledwo co zakwitłym, zielonym, mijając po drodze łąki urokliwe. Nie spieszyli się jednak tedy obozowali nad rzeką Świnką i dopiero przed południem u kołowrotu dworu
bobrownickiego stanęli.
Widać albo pan Ligęza, albo Wolski pachołka z wiadomością pchnęli, bo częstokół dwór otaczający był sośniną świeżą udekorowany. Zatroskał się jednak pan
Niewiarowski widząc go, bo mocno był zniszczony. Brak widać było tu męskiej ręki.
Kłaniali sie
gospodarzowi chłopi, kłaniały baby, zaś oczy dziewek strzelały ku Panom Braciom wielce obiecująco.
Przywitali swego pana gospodarze, zajechali tedy przed dwór zacny, obszerny, widać że niebiedny.
Tu zaś czekali już służba, jednej jednak osoby pan
Tomasz w tłumie wypatrzyć nie mógł. Dopiero gdy zsiedli z dworu wypadła dziewczyna młoda, lekki kubraczek dopinając, widać było , że jako niewiasta zdążyć z szykowaniem się nie zdążyła i rzuciła ku przybyłemu.
-
Braciszku !!! Tomaszku !!! Myśmy Cię już za umarłego mieli !!!
Dużo teraz płaczu było i uścisków wzajemnych, pytań chaotycznych i znowu łez, w końcu jednak pan
Niewiarowski prezentacji mógł dokonać.
-
Waszmościowie oto siostra moja Halszka obecna pani na Bobrownikach, a to panowie Leszczyński, Ankwicz, Hassan Michicz i Daniłłowicz. Poznaliśmy się ledwo co, ale już siła nam przyszło przezyć, tedy jako gospodyni godnie ich przyjmiesz.
Panna na te słowa zapłoniła się nieco i dygnąwszy rzekła
-
Witam tedy Waszmościów jak najgoręcej jako kompanionów brata mego...