- Więc chcecie go zabić albo zostawić w piwnicy, tak? Bardzo ciekawa konwencja. Proszę bardzo, róbcie z nim co chcecie. – Rasgan nieoczekiwanie odpuścił sobie obronę kapłana. Klecha był na straconej pozycji, sam doigrał się kary za swe bezmyślne postępowanie. Teraz było już wiadomo, że ich cele choć z początku wydawały się być wspólne w rzeczywistości są bardzo odmienne. W chwili obecnej nie można było polegać na kapłanie, jego pozycja znacznie się osłabiła, a elf nie mógł sobie pozwolić, by Mi Raaz pociągnął go ze sobą na dno. Rasgan w drużynie niewiele znaczył, o ile w ogóle coś znaczył. Znalazł się w niej przypadkiem. Najęty w karczmie jak podrzędny poszukiwacz przygód był teraz nikim innym jak kolejną gębą do podziału nagrody. Tak i tylko tak postrzegać go mogli inni, sam widział ich tak samo. Nie miał nic do nikogo, nie chciał wadzić nikomu póki oni nie wadzą jemu. Elf zawsze przystępował do misji z takim zamiarem, i zawsze kończyło się to inaczej. Albo w drużynie znajdował się ktoś taki jak Aydenn który próbował zgrywać dowódcę i starał się rządzić wszystkimi. Przeciwieństwem gladiatora były osoby pokroju Berianda – pasywne, nie mające swojego zdania i jak tresowane psy wykonujące polecenia. O wiele ciekawszymi postaciami były persony złe lub bardzo złe. Te zawsze potrafiły zafascynować elfa i odkryć jego ciągotki do czynienia niekoniecznie dobra. Mi Raaz ze swym mrocznym, tajemniczym i złym podejściem ciekawił elfa znacznie bardziej niż cała drużyna. W końcu nawet w opowieściach z dzieciństwa złe istoty miały wielką moc, a dobro pokonywało ich tylko ze względu na poświęcenie. Czyż to nie ironiczne?
Zaś za najgorszą rzecz w drużynie Rasgan uważał kobiety. Zawsze z powodu kobiet w drużynie były awantury. Bo to albo ktoś chce, albo ktoś nie chce, a już najgorzej jak on sam chce. Elf, jego słabość do kobiet i konkurencja – te trzy czynniki były zabójcze i zawsze kończyło się to tak samo – nożem w plecach czy to u oponenta czy u elfa. Rasgan uważał, że za pomocą kobiet można by wojny wygrywać. Wystarczy kilka wpuścić między wojaków i się wybiją nawzajem.
Gdy elf zobaczył druidkę, jej wilczycę i przejęcie z jakim mówiła o krasnoludzie nie potrafił już dłużej wytrzymać. Schował miecze i wyszedł mijając Aydena i Varayardę. - Zróbcie z nim co chcecie. Ja mam już zajęcie. - po tych słowach elf opuścił budynek i rozpoczął swoje ćwiczenia. Lecz nie one zaprzątały teraz jego głowę. Myśli Rasgana krążyły szaleńczo wokół wydarzeń ostatnich dni, wokół misji jaką musi wykonać. Świat ginął, a on brał w tym udział. Był świadkiem:najazdów wojsk na miasto, gwałtów, prób zabójstwa w drużynie, ale co najgorsze, był świadkiem zagłady świata. W tej chwili zastanawiał się co by się stało z nim. Czy gdyby świat zginął to czy on pogrążyłby się w pustce, czy też może zniknąłby wraz z przeklętymi bogami?
Gdy zakończył swe ćwiczenia postanowił wrócić do budynku i zobaczyć jaki los wybrali dla Mi Raaza. Choć kapłan zasłużył sobie na to co go spotka, to elf i tak był ciekaw co mu zrobią. Zastanowi się wtedy jak ewentualnie wyciągnąć kapłana z tarapatów.
Wszedł do środka i rozejrzał się po pokoju. Chwilę dłużej swój wzrok zatrzymał na wilczycy, a później na druidce. Znów przyłapał się na tym, że szuka jej spojrzenia, że pragnie jej uśmiechu. - No dobrze. Jak z Turamem. Nadaje się do dalszej podróży? Bo z tego co mi wiadomo mamy iść przez dzielnice świątynną. Kiedy ruszamy? – elf nie miał w zwyczaju owijać w bawełnę. Chciał wiedzieć kiedy ruszają i dokąd. On był gotów i mógł ruszyć kiedy chce, ale był tutaj zależny od drużyny. - Jeśli nie wyruszamy przez najbliższą godzinę, to chciałbym wziąć kąpiel i posilić się. Zdążę? – zapytał, a mówiąc o kąpieli posłał Luinehilien ukradkowe spojrzenie. W myślach marzył o wspólnej kąpieli z młodą druidką, lecz zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma co liczyć na takie przyjemności. Nie pozostało mu więc nic innego, jak szybko wziąć kąpiel, posilić się i czekać na gotowość drużyny do wymarszu.
__________________ Szczęścia w mrokach... |