Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2008, 18:15   #447
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Mergott - karczma "Pod Urwaną Kotwicą" oraz karczma "Pod Lunetą" (wieczór)

- - - > Serafin, Wyszemir, Johann

Karczmarz, obleśny grubas o świńskim ryju, poprowadził gości do stolika, którego żadną miarą nie dało się nazwać czystym. Grubas przetarł równie brudną ścierą (którą to wcześniej przecierał kufle "do połysku") blat, ale zaschnięte resztki piwa i jadła, jeśli nie czegoś więcej, nie dały się usunąć jedynie po niedbałym ruchu ręki. Blade piwo zachlupotało w kuflach pieniąc się nieznacznie, zapachem i kolorem bardziej przypominając szczyny niż szlachetny trunek. A może to po prostu zapach karczemnych bywalców tak bardzo przenikał powietrze, że zabijał nawet zapach chmielu.

- A skąd wielmożni państwo są? – zagadnął ciekawsko krępy właściciel przybytku.

- Z daleka. – burknęła Serafin, po czym łaskawie rzuciła naprędce wymyśloną nazwę – Z Agferett, jeśli ci ta nazwa coś mówi gospodarzu.

- Hmmm... Przyznać muszę, że nie bardzo pani.

- Tako też myślałam. To wszak jeszcze dalej niż miasto Gett-Burg. Pewnie ino wasi przewoźnicy nazwę tę jeszcze pamiętają. Jako dobrze kojarzę...
– przez chwilę udała, że szuka w pamięci, po czym zagadnęła pytającym tonem do karczmarza - Kottel i Schung się zwali?

- Hmmm... -
odpowiedział karczmarz najwyraźniej mając w zwyczaju najpierw głęboko się zastanawiać nim powie coś konkretnego.

- Ponoć lubili się dobrze zabawić i nie gardzili dobrym towarzystwem - rzucił niby od niechcenia Johann.

- Ha! He he he - zaśmiał się mimowolnie grubas tym samym zdradzając, iż wie coś na ten temat - Chyba ino tylko ze sobą się zabawić, he he he - rechotali i do wtóru najbliżsi sąsiedzi przysłuchujący się rozmowie -Kottel i jego przydupas Schung, he he he! Et, ci to chyba od wieków nie ruszali się poza wyspę i brzeg. Ale jak wyjdą kiedy w miasto to uważaj na swój tyłek paniczku, boś zgrabniutki, he he he! Kottel ci go przetrzepie jak mu się znudzi Schung, a kto wie czy i samego Mera dupeczki nie używa! - rechotała już prawie cała sala, a wchodzący nowi goście z zainteresowaniem próbowali dowiedzieć się czemu wszystkim tak do śmiechu.

- A dokąd to zmierzacie, bogaci podróżni? I co też zjecie na wieczerzę? Specjalność mojej starej, pieczone ziemniaki i pyszne szczury portowe! He he he! Smakuje jak kurczaczek!

Wyszemir tymczasem wrócił do stolika, odprowadzany zagadkowymi spojrzeniami błyskających oczu z różnych kątów owej speluny.

- Dowiedziałaś się czegoś od karczmarza, ja nic nie wyciągnąłem od tamtej bandy, lecz przynajmniej uniknąłem bójki uff… - spytał, gdy karczmarz uzyskał odpowiedzi na swoje pytania i ruszył zrealizować zamówienie.


- - - > Venefica, Krdik, Hektor

- Wracajmy więc do naszej karczmy - zawyrokowała Venefica gdy Krdik zaproponował swoje rozwiązanie - Tam będziemy mogli bezpiecznie porozmawiać, a może reszta też już wróciła i dowiemy się co udało im się załatwić. Trzeba przyznać, że my mamy niewiele, prócz przekupnego starucha, który wyraźnie próbował nas zniechęcić do rozmowy o Joachimie. Co też on mógł przeskrobać, że stał się tematem tabu?

Podróż do karczmy "Pod Lunetą" minęła im w milczeniu. Nie mogli wszak ryzykować, że ktoś przypadkiem podsłucha ich rozmowę, choćby część. O tej porze ulice lepszej części Mergott pustoszały, lecz wciąż mijali ich spieszący się do swoich spraw mieszczanie.

Karczma przywitała ich miłym, jasnym wnętrzem i wesołym gwarem. Gości było znacznie więcej niż wczorajszego wieczora, najwyraźniej jakaś karawana musiała przybyć do miasta. Mishka wyłowiła ich wzrokiem i podeszła uśmiechając się przyjaźnie.

- Zajęłam dla was alkowę, tą co wczoraj. Domyśliłam się, że będziecie chcieli w spokoju zjeść kolację.

- Dziękujemy Mishko. A nasi towarzysze już wrócili? - zapytała Venefica, a po krótkiej chwili dodała jeszcze - Załatwialiśmy dziś nasze sprawunki w różnych częściach miasta, wiesz jaki to czasem kłopot z przewozem towarów...

- No pewnie, to karczma kupiecka, ile to ja razy dziennie słyszę o tych wszystkich nudnych sprawach! Mógłby choć raz zatrzymać się u nas ktoś, kto ma w mieście do załatwienia ciekawsze rzeczy - jej oczy błysnęły, a na ustach wykwitł konspiracyjny uśmiech - Johann i inni wasi przyjaciele jeszcze się nie pojawili.

Gdy cała trójka już była przy schodach, Mishka zawołała na nich i jeszcze raz szybko podeszła.

- Wydaje mi się, że może będziecie zainteresowani, bo wczoraj pytaliście o Hermolaus'a Globpfetter'a... Ale pewnie już wiecie, że jego sklepik i cała kamienica spłonęły doszczętnie. Biedny gnom był w środku, nie mógł się wydostać. Mówią... że wczoraj naszli go jacyś nieznajomi, cała grupa i awanturowali się. Dzisiaj też widziano jakąś grupę u niego, tuż przed wypadkiem... A być może nie był to wypadek. Wojsko już szuka grupek ludzi, którzy w ciągu ostatnich dwóch dni wchodzili do miasta i zachowywali się podejrzanie... Ale pewnie ich nie znajdą, to takie duże miasto!
 
Milly jest offline