Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2008, 13:42   #627
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vaein Toris, zapomniana cytadela Ordo Cronos



Kamienna twierdza, która "wyrosła" wieki temu wprost ze zbocza góry, miała już wielu panów...Począwszy od swych pierwszych, tajemniczych władców czasu, których potęga ponoć przewyższała połączone siły wszelkich organizacji magicznych ich czasów, poprzez kolejnych magów którzy zajmowali opuszczoną przez nich znienacka przez Ordo Cronos siedzibę. Ordo Cronos było bowiem organizacją magów ( i nie tylko, w szeregach organizacji znajdowali się mający władzę nad czasoprzestrzenią bardowie, łotrzyki, wojownicy...a nawet kapłani czczący mistyczną istotą z poza panteonu Tais, zsyłającą im moc rzucania czarów objawień) mających własne tajemnicze cele...I któregoś dnia Ordo Cronos znikło. Zostawiając po sobie kilkanaście opuszczonych twierdz, pełnych magicznych przedmiotów, ezoterycznej wiedzy i automatonów, pełniących rolę strażników. Nikt nie wie co się stało z samą organizacją. Niemniej jej członkowie od czasu do czas wtrącali się politykę niektórych władców Tais dążąc do tylko sobie znanych celów. Co pozwalało stwierdzić, że owa organizacja nadal istnieje, skrywając się gdzieś na obszarach, poza zasięgiem magii wieszczącej.
Znane siedziby Ordo Cronos zostały złupione i zajęte, co widać niespecjalnie obchodziło organizację, gdyż jej członkowie nie interweniowali ani razu w tych przypadkach.
Vaein Toris, cytadela w jednej zapomnianych dolin Gór Środka Świata była właśnie jedną z nich. Cytadela zbudowana na kształt wieży była dość małym ośrodkiem...Zapewne miejscem, gdzie przed setkami lat pomniejsza komórka członków Ordo Cronos prowadziła badania. Niedawno była siedzibą Celdruna Nightwinga, półelfiego renegackiego zaklinacza wyrzuconego z Zakonu Mistyków Szmaragdu. Przy czym określenie "była" oddaje całkowicie sytuację. Nightwing nie żył od kilkunastu dni, zabity przez zabójcę magów i szermierza magii nasłanych tu przez jednego z licznych wrogów jakich dorobił się Celdrun. Wdarli się oni do Vaein Toris, zabili maga , zabrali to, po co zostali wysłani pozostawiając resztę pułapek i zabezpieczeń oraz skarbów, ewentualnym poszukiwaczom przygód, którzy prędzej czy później zapuszczą się w te strony.
Zostawili też ostatniego więźnia Nightwinga na łasce losu , nie mając interesów, by zapuszczać się do podziemi w których był uwięziony.
Arein Ba’el Morgis rozejrzaÅ‚ siÄ™ po swym wiÄ™zieniu, stalaktyt który oderwaÅ‚ siÄ™ od sufitu, uderzyÅ‚ o magiczny krÄ…g, który tworzyÅ‚ barierÄ™ wokół niego. WstrzÄ…s byÅ‚ zapewne spowodowany magicznÄ… bataliÄ… toczÄ…cÄ… siÄ™ w komnatach powyżej. WiÄ™c Arein byÅ‚ wolny !
Lecz co z tego...Zbyt długo pozbawiony był jedzenia i wody...Ciało jego było zbyt osłabione by się ruszyć, umysł zbyt zmęczony by myśleć. Wolność przyszła zbyt późno. Jedyne co mógł robić to obserwować. Widział więc szafki z alembikami, butle wypełnione różnymi gazami i cieczami oraz narzędzia chirurgiczne na stole, dwie starożytne księgi ustawiane na drewnianych stojakach. Szatę czarodzieja o purpurowej barwie, przetykaną srebrnymi nićmi wiszącą na wieszaku obok wrót. I symbole Ordo Cronos w postaci klepsydry otoczonej okręgiem zrobionym z ogniw łańcucha. Symbole te pełniły rolę latarni bowiem płonęły bladoniebieskim płomieniem, zapewne dzięki zmodyfikowanej wersji czaru nieustający płomień. Zobaczył też szczurka targającego ze sobą dużą butle z soczyście zielonkawym płynem, po niskich schodkach wykutych w skale. Szczurek ów niemal na siłę wcisnął szyjkę butli w usta Areina, rozlewając w jego gardle ożywczy płyn alchemicznej mikstury, która była jednym z genialnych wynalazków Malchariona z Sammes. Owa mikstura, zwana butelkowaną ucztą, stanowiła równowartość siedmiu odżywczych posiłków....W formie słodkiego niczym miód, łatwego do dawkowania płynu -jak reklamowali tą alchemiczna miksturę obwoźni handlarze magii. Wraz każdą chwilą pożywiania się, Areinowi wracały siły i sprawność umysłu. Rozpoznał w szczurku swego chowańca, Szazela.

Phalenopsis, dom Turama

-Ma ktoś linę?- rzucił krótko Beriand.- I ten klucz?
Na co Aydenn rzekł krótko.- Poszukaj.
I nie poświęcił tej sprawie więcej uwagi.
Rasgan przez chwilę zmagał się z myślami po czym rzekł. - Zróbcie z nim co chcecie. Ja mam już zajęcie.
I ruszył w kierunku drzwi.
Czarodziej cicho powiedział do Ammana:
-Weź go za nogi- po czym sam chwycił głowę kapłana i jednocześnie z przyszłym druidem spróbował unieść go do góry.
Ruszyli w kierunku piwnicy ..trochę problemu mieli przy zniesieniu go po schodach. Ale potem już było łatwiej. W piwniczce było parę zwojów lin leżących tuż obok narzędzi budowlanych. Więc skrępowanie Mi Raaza nie stanowiło problemu.
Aydenn podszedł do drudiki z pytaniem o stan Turama, ale Luinehilien go ubiegła jego pytanie mówiąc.-
- Z Turamem wszystko w porządku. Rana nie była głęboka. Gorzej z jego stanem psychicznym. Jest w szoku. - ściszyła głos. - Oby jak najszybciej się przyzwyczaił do ran, bo inaczej możemy mieć problem. Uważam, że powinniśmy Mi Raaza tu zostawić. Aydenn ma rację, przez dzielnicę świątynną nie przejdzie, a ja nie mam zamiaru codziennie obawiać się, czy czasem gdy się obrócimy, nie powbija nam noży w plecy. - powiedziała już normalnym głosem. - Właśnie pokazał swoje prawdziwe oblicze i mówiąc szczerze cieszę się, że ujawnił zamiary teraz, a nie w trakcie podróży. No i to mogło się skończyć o wiele gorzej. - przerwała na chwilę, po czym znów nawiązała do krasnoluda - Ktoś musi siedzieć przy inżynierze, dopóki nie otrząśnie się choć trochę z szoku. Na razie mogę to być ja. -
Aydenn spojrzał na druidkę i rzekł.- To nie rany tak go przeraziły...Na arenie gladiatorskiej wielu świetnie wyszkolonych nowicjuszy ginie podczas pierwszej walki, gdyż strach przed śmiercią paraliżuje ich ruchy. Myślę, że po raz pierwszy Turam był w sytuacji, w której jego życie było naprawdę zagrożone. Z czasem przywyknie...lub umrze przy którymś razie. My nic na to poradzić nie możemy. Dobrze by było gdyby ktoś przyjazny był z nim cały czas. Niestety, poza tobą i mną , wątpię by nasz przewodnik darzył kogoś większym zaufaniem.
Druidka wróciła z pworotem do "pacjenta".
- Co się stało ?- spytał druidkę półork widokiem zdziwiony sparaliżowanego strachem krasnoluda i pilnującej go Luinehilien.
W tym czasie w innym pokoju Aydenn i drużynowy milczek ucięli sobie krótką pogawędkę.

A gdy wszyscy załatwili swe sprawy i zebrali się w pokoju Aydenn postanowił przedstawić sprawy do załatwienia i ogólny plan.
Niemniej pierwszy odezwaÅ‚ siÄ™ Rasgan.- No dobrze. Jak z Turamem. Nadaje siÄ™ do dalszej podróży? Bo z tego co mi wiadomo mamy iść przez dzielnice Å›wiÄ…tynnÄ…. Kiedy ruszamy? –
-Kiedy będziemy gotowi. Jeśli ty już jesteś gotów, możesz ruszyć na zwiady.- rzekł ironicznie Aydenn.- Aczkolwiek nie radzę...
- JeÅ›li nie wyruszamy przez najbliższÄ… godzinÄ™, to chciaÅ‚bym wziąć kÄ…piel i posilić siÄ™. Zdążę? – zapytaÅ‚ Rasgan.
-Tak, tak...możesz się kąpać.- rzekł w odpowiedzi Aydenn. A wtedy odezwał się Amman.- A ja muszę jeszcze załatwić sprawy związane z moim awansem na druida.
-Do tego zmierzam...Zanim opuścimy to miasto, niech każdy załatwi związane ze sobą sprawy. Tak się składa, że zanim ruszymy do dzielnicy świątynnej musimy znaleźc środki które pozwolą nam stamtąd wyjść cało...Ma ktoś jakieś pomysły? Nie? Spodziewałem się tego.- rzekł Aydenn.- Więc ta sprawa spada na mnie. Mam kilka pomysłów i zamierzam je zrealizować. Jak ktoś chce może iść ze mną. Varryaalda zaoferował się pilnować Mi Raaza.
-Ja też popilnuję.- rzekł Yokura.- Póki co, wolę się nie ruszać za bardzo.
- To sprawa pilnowania kapłana załatwiona. Amman, ty załatw swoje sprawy. Luinehilien, cokolwiek zamierzasz uczynić.- rzekł w odpowiedzi Aydenn.- Bierz Turama ze sobą...Mam przeczucie, że pod twoją opieką będzie najbezpieczniejszy i najszybciej powróci do zmysłów...Dobrze by przed wieczorem odzyskał zmysły. Bo jest jeszcze to...-wyciągnął zapieczętowany zwój.- Pismo do Glimtooka Czarnowięza Littefaxa...Nie wiem, jakiż to sprzęt mógłby dostarczyć Glimtook. Ale wolałbym nie przegapić okazji. Myślę, jednak że mieć profity z wizyty u tego gnoma, potrzebujemy Turama zdrowego na umyśle..
Jakieś wątpliwości, pytania?...Byle szybko, czas nas goni.


Phalenpopis,zamek Arsiviusa, komnata narad

Hyanelius energicznym krokiem wszedł do dużej Sali, w które stał spory stół z wprawionym we środek z zwierciadłem, służącym do tworzenia iluzyjnych map. Na ścianach wisiały zbroje ceremonialne i trofea, w postaci głów najsłynniejszych wrogów Galthusa. Sam Galthus siedział na swym z kunsztownie rzeźbionego mahoniowego drewna.
- Miło cię widzieć mistrzu biblioteki...Podobno zaginął twój uczeń.- rzekł Galthus.
- Uczeń? Raczej pomocnik generale.- odparł Hyanelius.
-Niemniej znałeś go dobrze.- rzekł Gahltus.- Co mi o nim możesz powiedzieć.
- Elfia ciamajda. Słaby, tchórzliwy, bez ikry do walki.- wzruszył ramionami Hyanelius.- Nieszkodliwy.
- Czy byłby skłonny do...- rzekł Gahltus.- ...do ucieczki z zamku?
- Wątpię. Ten chłopak nie potrafił wykrzesać z siebie nawet minimum inicjatywy.- rzekł Mistrz Biblioteki. -Jeśli uciekł, to z czyjąś pomocą. Choć przyznaję, że były na zamku osoby które by mu z chęcią porachowały kości...To mogłoby go zmotywować do działań. Ale najwyżej do ukrywania się w zamku.
- Ma pan coś co należało do tego elfa?- spytał generał Galthus.
-Myślę, że w jego komnacie zostało trochę szat.- rzekł Mistrz Biblioteki.
- Dziękuje...byłeś...bardzo pomocny.- odparł uśmiechając się Galthus. Nie był to przyjemny uśmiech.

Bagna Zapomnianego Boga, Zniszczony plac

Dopiero, gdy Aeterveris miała pewność, że jaszczuroludzie odeszli szeptem zwróciła się do Liirchy.
- Myślisz, że jeszcze tu wrócą?
- Wątpię...Chyba podjedli decyzję o opuszczeniu bagna przez plemię. Więc zapewne ruszyli do swej osady.-
odparła Liircha.
Wysłuchawszy odpowiedzi starszej kobiety, dziewczyna ruszyła w kierunku trójki pobladłych ze strachu więźniów.
Aeterveris pospiesznie uwolniła pozostałych więźniów przeznaczonych na ofiarę Wężowego Boga, schowała rapier, poczym odezwała się przyjemny szeptem, przypominającym uspokajającą melodie spadających, jesiennych liści.
- Nie macie się już czego obawiać, nic już wam nie grozi. Ale lepiej mówcie cicho. Jaszczuroludzie nie odeszli jeszcze daleko, a tu na tych martwych bagnach dźwięk niesie się bardzo daleko. Jestem Aeterveris, a to jest Liircha wasza nowa gospodyni. Czy któreś z was jest ranne? Jeżeli nie, to lepiej będzie jak szybko stąd odejdziemy i udamy się do bezpieczniejszego miejsca. Po drodze, jeżeli będziecie chcieli opowiecie, jak wpadliście w łapy tych przerośniętych jaszczurek.
W imieniu trójki więźniów wypowiedziała się młoda ciemnowłosa kobieta, która by odpocząć usiadła na kawałku dawnej bramy.

Jej bogato zdobiona błękitna szata wyglądała tak, jakby jej właścicielka nie miała za sobą przeprawy przez bagna. Zapewne była magiczna. Ozdobny naszyjnik świadczył, że jaszczuroludziom nie zależało na złocie i kosztownościach.
- Jestem Kashvi. Tak możecie mnie zwać. Jestem oficjalną tłumaczką mego pana. Nie ma wśród nas rannych, ale potrzebujemy wypocząć. I jeśli wędrówka nie jest konieczna, to mój pan wolałby nie podejmować jej na razie.- tu wskazała na bogato ubranego staruszka.- Jesteśmy poselstwem wysłanym przez wielkiego Amusrta Achmen ethar Bahaima, maharadży Ungbaggok do naszych sojuszników w Daeven-Tassair. W drodze napadły nas te...stwory. Wybiły wielu ze strażników, a nas porwali. Czy możesz nam powiedzieć córko natury, gdzie jesteśmy?

Bagna Zapomnianego Boga, ruiny Wężowej Twierdzy


Gnolle ostrożnie zagłębiły się w ciemne mury fortecy...Na resztki gobelinów i płaskorzeźby zwracały niewielką uwagę. Nie przybyli tu rabować, póki co. Mieli jasno określony cel i na nim skupili całą uwagę...Poza tym, gnolle nigdy nie słynęły z zamiłowania do historii. Niemniej poruszali się ostrożnie i cicho. Rozglądali się bacznie...Ślepe dążenie do celu nie było bowiem bezpieczne. W starych twierdzach pełno jest pułapek, zdarzali się i nieumarli. Dlatego zachowywali się ostrożnie.
- Szukacie czegoś hienopyski?- dudniący głos wypełnił korytarz.
- Gdzie jesteś? Pokaż się tchórzu!- ryknął Lirock.
- Zadałem wam pytanie, parszywe kundle! Odpowiedzcie na nie!- krzyknął gniewnie głos, po czym dodał łagodniej.- Nie jestem zresztą, waszym wrogiem...Ba...Myślę, że nawet mógłbym pomóc.
- Ścigamy nimfę...Popełniła zbrodnię przeciw naszemu bogu. Nic ci do tego.-
odparł oschle Ghalaghirrr.
- Wprost przeciwnie, ja wiem gdzie ona jest...mogę wam powiedzieć jak do niej dojść. Za maleńką przysługę dla mnie.- rzekł głos.
-Jaką?- spytał Ghalaghirrr.
-Drobnostka dla was. Nimfie towarzyszy staruszka. Ją też macie zabić.- rzekł głos.
-Umowa stoi. - wtrącił się do rozmowy Tserrerak.
- Wspaniale.- odparł głos.- Na najbliższym skrzyżowaniu korytarzy skręćcie w prawo
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-04-2008 o 14:36.
abishai jest offline