Kiedy Kornelia wracała było już grubo po drugiej w nocy. Miała całkiem niezły humor, prawdopodobnie za sprawą alkoholu, który nadal buzował jej w żyłach. Spojrzała na białą koszulkę na ramiączkach, w którą była teraz ubrana. Męską koszulkę. Tą samą, którą Adam miał dzisiaj na sobie. Podsunęła materiał pod nos, wciągnęła chciwie jej zapach i uśmiechnęła się bezwstydnie.
No dobrze, stało się. Spotkała go gdy wychodził od nich z bloku. Zagabnął ją i zaprosił na drinka. Nie powinni przecież rozstawać się w takiej złości. Wpadła więc do niego dosłownie na chwilę... I najwyraźniej kompletnie straciła rachubę czasu. Często jej się to zdawało w jego towarzystwie. Mimo to nie żałowała minionego dnia. Mięśnie bolały przyjemnie, napięcie opuściło jej umysł.
Na szczęście zdążyła przed chwilą wskoczyć do sklepu nocnego i zrobić jakieś zakupy. Mirela zabiłaby ją zapewne gdyby wróciła z pustymi rękami. Kupiła dosłownie kilka rzeczy. Nic wyrafinowanego. Po prostu tyle co pozwoli im przez kilka dni nie umrzeć z głodu. I jeszcze trochę niedrogiego alkoholu. Tego nigdy w domu nie ma w nadmiarze.
Zachwiała się lekko i weszła do windy. Znajome ściany witały ponuro. Znów obleciał ją nie wytłumaczalny strach. Stara obdrapana kabina, rząd plastikowych przycisków z ledwie widocznymi numerami pięter. Nacisnęła dwunastkę. Ten guzik był wyjątkowo sfatygowany. Ciemny, o nierównej powierzchni. Stopiony plastik krzyczał głośno, że ktoś wyładowywał na nim frustrację codzienności przypalając go papierosowym żarem. Dotknęła go z obrzydzeniem.
W napięciu liczyła piętra, wyczekiwała końca tej nieuniknione przejażdżki. 9...10...11... I nagle coś zaczęło się dziać. Coś było nie w porządku. Światło zamigotało chaotycznie, a potem zupełnie zgasło. Winda zadrżała i zatrzymała się na półpiętrze, zastygła w drętwym bezruchu. Kornalia stała sparaliżowana strachem. Zaczęła szybko oddychać, gorączkowo łapać powietrze. Otaczała ją gęsta, nieprzenikniona ciemność. Mrugnęła oczami ale nie zauważyła najmniejszej różnicy pomiędzy tym kiedy oczy były zamknięte a otwarte. Wydała z siebie paniczny jęk.
Nie wypuszczając toreb z zakupami wyciągnęła przed siebie ręce szukając na oślep oporu. Palce natrafiły wreszcie na chłód metalowych drzwi. Przywarła do nich i uderzyła kilkakrotnie z całej siły. Stukot niósł się echem po szybie windy. Krzyknęła na całe gardło ale nie usłyszała nic w odpowiedzi. Wsłuchiwała się w złowróżbną ciszę.
I wtedy coś poczuła. Lekkie lodowate mrowienie na karku. I tuż przy jej uchu zaświszczał cichutko czyjś oddech. W nozdrza uderzył ją zgniły, trupi odór. Zaczęła wrzeszczeć opętańczo. Kurczowo przylgnęła całym ciałem do drzwi windy. Nie spostrzegła nawet kiedy ta ponownie wprawiła się w ruch. Zamek zgrzytnął nieoczekiwanie i drzwi otworzyły się pod naciskiem jej ciała.
Pędem puściła się ku drzwiom do domu. Przez chwilę szukała w kieszeni kluczy, prędko poradziła sobie z zamkiem i wpadła zdyszana do środka. Automatycznie zapaliła światło, jakby miało to pomóc rozwiać dławiący ją lęk. Wyjrzała przez dziurkę w drzwiach. Światło właśnie się zapaliło ukazując w całej okazałości wyludniony korytarz. Nie dostrzegła nic niepokojącego.
Z hukiem rzuciła reklamówki na podłogę i wpadła do pokoju Miry. Zastała ją śpiącą na biurku obok wciąż włączonego komputera. Odruchowo chwyciła ją za ramiona i wstrząsnęła kilkakrotnie. Przerażenie nadal malowało się na jej twarzy, z trudem starała się wysłowić. Usta jej drgały, zrobiło jej się okrutnie zimno jakby spowił ją nienaturalny chłód.
- Mirela, Mirela, obudź się! On tam był, słyszysz? Był w windzie! Na litość Boską ocknij się wreszcie!
Ostatnio edytowane przez liliel : 20-04-2008 o 14:42.
|