Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2008, 15:30   #628
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Kiedy przybył tu Arein, przybył tu raczej z przymusu niż chęci podróży, zwiedzenia nowego kawałka ziemi, ziemi jego przodków. Musiał się ukryć na jakiś czas, uciec z Planu Cieni i na parę stuleci przeczekać tutaj, na Tais. Wiedział, że jego „zbrodnia” nie zostanie zapomniana, ale miał nadzieję, że jego twarz przestanie był tak popularna i wtedy będzie mógł powtórzyć swój, czyn, tym razem będąc zabezpieczony przed swoim bogiem i tym razem go zabije… za wszystko do czego go zmusił… Tylko kiedy Zginie On jego dusza zazna spokoju, a jego lud będzie wolny, choć sam sobie jeszcze nie uświadamia on swojej niewoli. Do tego czasu jednak cienioelf musi zdobyć więcej mocy, ukryć się przed wzrokiem swojego Boga i swojego ludu i ewentualnie znaleźć sojuszników. A znajdował ich nie raz. Z czasem jednak okazywali się albo za słabi, albo zbyt sprytni, do tego świat Tais został odcięty od innych, co odczuł mag cieni bardzo dotkliwie, jedyny kontakt z substancją jego magii jaki teraz posiadał i który go nasycał, były cieni uwięzione na tym planie, czyli cienie miejsc, ludzi, zwierząt, przedmiotów… wszystko to co wydawało się „normalnym” cieniem było w rzeczywistości bramą, połączeniem między Planem cieni, teraz jednak połączenie znikło a cienie zostały uwięzione, tak jak Arein.

Wyglądał on jak elf, szczupły, wysoki dość, a zmęczonej delikatnej twarzy jakby dziecka, ale o starych oczach. Włosy miał lekko kręcone, całkowicie czarne, tak samo jak i oczy, a bladość skóry tylko potęgowała wrażenie i kontrast. Unosiła się od niego jakby czarna mgiełka, wolna, lotna materia cieni, z której częściowo się składał. Było to znamię po rytuale, który na nim przeprowadzono. W jego ojczyźnie była to oznaka szlachectwa, budziła podziw i uwielbienie, tutaj budziła podejrzliwości i lekki niepokój, choć wrogość nie była przy tym częsta. Czasami nawet niezauważano jego obecności. Było mu to na rękę, jak każdemu uciekinierowi, choć oczywiście nikt i tak raczej nie mógł go teraz ścigać. On sam chciał uciec stąd, czuł że coś się dzieje z tym światem, cienie szeptały mu o tym w trwodze jakby miały niedługo umrzeć…

Ostatnio zgrupował się z pewną grupką „poszukiwaczy przygód” jak się bezprecedensowo nazywali. Kiedy sam Arein pierwszy raz to usłyszał podniósł lekko brew i żałował, że się z nimi sprzymierzył, lecz byli dość sprawni i ta ich nierozgarniętość pozwalała mu łatwo nimi manipulować i używać do swoich celów. Poza tym rozpętała się wojna pomiędzy magami i potrzebował ochrony przed ewentualnymi starciami, potyczkami z jakimiś magami, wojakami… Ku jego rozpaczy nie zdołali go uchroni, a jego napastnik zaintrygowany magią z jakiej korzystał Arein wziął go do siebie, do lochów jego twierdzy i tam torturował i trzymał w zamknięciu pragnąć poznać sekrety jego mocy. Mijało wiele dni, jego oprawca został wreszcie zabity, on uwolniony, lecz mimo to nie mógł już uciec… nie miał już sił na to…

Wtedy coś usłyszał.. jakby stukanie o kamień malutkimi pazurkami, zobaczył go… szczur zbliżał się do niego niosąc buteleczki z jakąś zieloną substancją… ku jego zdziwieniu szczur wlał mu ich zawartość jednej z nich do ust, smakowało jak substancja zwana miodem, którą raz miał rozkosz spróbować będą w gospodzie gdzieś na północ stąd. Arein poczuł jakby wracały mu siły, substancja w butelce nie była tylko smaczna, ale i odżywiła ciało cienioelfa za wszystkie dni, podczas których musiał się obyć bez jedzenia i picia. Zrobił on głęboki wdech jakby przez był to pierwszy oddech po długim śnie. Spojrzał na szczura i rozpoznał go… to Szazel, jego Chowaniec. W przypływie emocji chwycił go i uściskał, po czym odstawił i pogłaskał mówiąc:

- Dziękuję Ci Szazel, bardzo, bardzo Ci dziękuję. Nie martw się już mi lepiej.

Zrobił kolejny wdech, tym razem czuć było w nim zmęczenie i trud, nadal był osłabiony mimo cudownego eliksiru jaki przyniósł mu Szazel. Przyczołgał się do jednej z szafek, chwycił się jej rogu i powoli, opierając się o nią, ostrożnie oczywiście, wstał. Miał teraz lepszy widok na miejsce, w którym trzymał go Celdrun.

-Jak wygląda sytuacja na górze Szazel? Domyślam się, że coś się stało z moim oprawcą, dawno go nie widziałem i te wstrząsy… – zwrócił się telepatycznie do swojego Chowańca Arei. Był już bardziej świadom co się dzieje i wiedział, że musi był ostrożny, najlepiej aby unikał głośnych odgłosów rozmowy, wiedział również, że Szazel sprowokowany do rozmowy telepatycznej będzie odpowiadał tylko telepatycznie.

W między czasie podszedł wolny, tykającym krokiem do szaty, którą zauważył, było mu zimno, a jego oprawca zabrał mu wszystko, łącznie z ubraniem, co posiadał. Sprawdził ją najpierw, czy jest bezpieczna a potem ewentualnie założył. Następnie przyjrzał się dwom księgom, które znajdowały się w laboratorium. Sprawdził czy nie ma jakichś pułapek i zaczął czytać, sprawdzać ich zawartość, słuchając przy tym raportu Szazela. Kiedy skończył swoją lekturę zwrócił się do szafek, zachowując przy tym należytą ostrożność, butelką z płynami i gazami, narzędziami chirurgicznych. Wziął z nich skalpel, który mógł wykorzystać jako broń. Przyjrzał się również świecącym symbolom, starając się określić ich pochodzenie i być może odniesienia do informacji w księgach. Następnie rozejrzał się jeszcze raz, bardzo starannie po pokoju szukając czegoś co mógł ominąć w swoich poszukiwaniach.

Kiedy skończył oględziny pokoju usiadł na najwygodniejszym miejscu w całym laboratorium i rozpoczął medytację, aby odnowić swoją moc, która może być konieczna dla niego w tej chwili, niewiadomo co może się jeszcze czaić w tym miejscu…
 
Qumi jest offline