Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2008, 16:35   #47
Kud*aty
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
- Oj chłopaki – zaczął Ben – Czy uważacie, że powierzyłbym część swojej karawany komuś niezaufanemu? Minie kilka ładnych lat odkąd razem podróżujemy. Jak wygląda pytasz? – zwrócił się do Darta – Mężczyzna po czterdziestce, czarne, krótko przystrzyżone włosy oraz krótka broda. Szczupły, nie wyróżnia się budową ciała. Będzie najlepiej ubrany w całej części karawany, gdyż kładzie na ubiór dość duży nacisk. Co można mówić o nim więcej?... Chyba nic. Na pewno go rozpoznacie – tu Benthed spojrzał na Aldo – Co do istot niepożądanych. Chodzą słuchy, i to niewyssane z palca, że gdzieś głęboko w lasach żyją drowy. Oprócz tego cholerstwa lasy zamieszkują inne bestyjki, które niekoniecznie zidentyfikowano. A teraz czas w drogę – rzekł po chwili na zakończenie, po czym wstał.

Ben odprowadził was do drzwi. Wasze wierzchowce były już zaopatrzone w zapasy na podróż. Trochę długoterminowego jedzenia, wody pitnej i paszy dla koni. Po krótkim pożegnaniu, w którym Benthed życzył wam szerokiej drogi, ruszyliście w kierunku wschodniej bramy. Opuszczenie miasta trochę trwało gdyż słońce górowało teraz na niebie a jak wiadomo w tej porze dnia panuje największy ruch. Zgiełk miasta ucichł po wyjechaniu z miasta. Droga była prosta, dobrze udeptana i na tyle szeroka, że moglibyście wszyscy jechać obok siebie. Wokół was rozciągały się łąki. Mimo później wiosny kwiaty, drzewa i inne rośliny budziły się do życia. Ich przyjemny zapach wypełniał wasze nozdrza napawając radością, nadzieją i spokojem. Gdzieś wysoko na niebie latały ptaki świergoląc radośnie. Po pewnym czasie zaczęło wam dokuczać słońce, które mozolnie zmierzało ku zachodowi. Tempo podróży lekko spowalniał kuc Celerus’a. Mimo tego jeszcze długo przed zachodem słońca udało wam się dotrzeć do miejsca, gdzie przeprawiano się przez rzekę Tesh. Za niewielką opłatą przepłynęliście dość dużą tratwą przystosowaną do takich transportów przez rzekę. Droga, jaką przebyliście już była duża, lecz wierzchowce, jakie dostaliście nie były jeszcze na tyle zmęczone by robić postój. Po krótkim czasie doszliście do rozdroża. Drogowskaz wskazywał trzy kierunki. Na południe do miasta Voonlar, dalej na wschód do Yulase i na północny-wschód do Twierdzy Zhentil. Kierunek waszej drogi był określony. Tak jak mówiła mapa Ben’a skierowaliście się na Voonlar. Do tej pory podróż była spokojna i zupełnie bezpieczna. Każdy spotkanych podróżnych na ewentualne pytania o karawanę wzruszał tylko ramionami i rozkładał ręce. Słońce zachodziło już. Tylko jego cząstka była jeszcze widoczna. Z drugiej strony nieba zaczął ukazywać się księżyc. Zarówno jeźdźcy jak i ich wierzchowce byli już trochę zmęczeni, spragnieni i głodni mimo przekąszania małych ilości jedzenia podczas podróży. Dogodny miejsce do rozbicia obozu jako pierwszy zauważył Uru. Kępka drzew rosnących blisko siebie mogła, choć w części ukryć drużynę przed niepożądanymi oczyma czy dać drewno potrzebne do rozpalenia ognia.
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline