Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2008, 23:47   #28
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
Dom stał bardzo blisko brzegu rzeki. Teren był tu grząski, bujnie porośnięty chwastami. Gdzieniegdzie ocalały pojedyncze domy, ale częściej straszyły ich nędzne resztki. Mimo podmokłych gruntów już 100 metrów dalej kwitło życie w kamienicach plebejskiej dzielnicy. Bądź co bądź Aleja Główna była bardzo blisko stąd.
Łomotałeś w drzwi, gdy Leah wybuchnęła śmiechem.
- Peter, patrz! – pociągnęła cię w prawo, gdzie z boku budynku widać było wielką dziurę, na pół ściany. Z dziury wyłonił się obdartus.
- Witam w moich nieskromnych progach – był cały rozpromieniony – Drzwi nie używamy – mrugnął do Leah.
- Ostrożnie - ostrzegł cię gdy wchodziłeś. Faktycznie słabe światło świecy nie wystarczało by dostrzec pułapkę, podłoga była dobre 20 centymetrów niżej niż powinna. Tam gdzie w ogóle była, bo na środku pustego pomieszczenia straszyła następna dziura. Przy niej stały jedyne „meble” tego „pokoju”, dwie drewniane skrzynki.
- Jestem niezwykle rad, że skorzystaliście z mego zaproszenia, zaraz podam herbatę. Moja jeszcze nie wróciła z teatru. – powiedział do ciebie – Może to i dobrze, trochę nieobliczalna z niej baba i zawsze za dużo gada. Z babami zawsze kłopot. Oczywiście nie mam na myśli takich słodkich panienek jak panienka...
- Leah - powiedziała Leah
- Jak panienka Leah. – uśmiechał się coraz bardziej czarująco. – Zechce panienka usiąść – pokazał na skrzynkę. – Tutaj łowię ryby – w jego głosie zabrzmiała duma.
Zbliżyłeś się do krawędzi podłogi. Obdartus usłużnie podsunął ci pod oczy świeczkę. Ale w sumie we wnętrzu nie było tak ciemno. Przez dziurawa podłogę piętra nad wami, przeświecały gwiazdy. Widać dach też był dziurawy.
Zaś w wyrwie podłogi chlupotała czarna jak smoła woda.
- Jestem pewien, że mam tam suma. Królewskiego. – gospodarz uśmiechnął się do Ciebie. – To dopiero będzie uczta. – podał Leah kijek ze sznurkiem, a ta ochoczo zarzuciła niby wędkę.
- Usiądź Peter – nagle zaczął Ci mówić po imieniu. Ale Ty nie byłeś taki ufny jak Leah, właściwie to byłeś raczej bardzo nieufny. Ze świecą w ręku, wyprzedzając gospodarza, poszedłeś oglądać cały dom.
- Pilnuj się dziewczyno – powiedziałeś jeszcze do wędkującej Leah – jak coś to kop, krzycz i uciekaj.
Na parterze było jeszcze tylko jedno pomieszczenie, z paleniskiem które mogło być kiedyś porządną kuchnią, kilkoma starymi garnkami i paroma obtłuczonymi naczyniami na podłodze oraz z drewnianą ławą, z oparciem z kutymi zdobieniami, zapewne zwędzoną z jakiejś rezydencji. Z tego pomieszczenia na górę prowadziły schody, nieco spróchniałe. Obdartus szedł za tobą nie przestając się uśmiechać. Zaryzykowałeś wejście na schody. Na górze kiedyś musiał być korytarz i trzy pokoje, teraz częściowo wykruszone ściany zmieniły piętro w jedno pomieszczenie. Nie chciało ci się łazić po grożących zawaleniem stropach. Gospodarz rozpalał ogień po kociołkiem z wodą. Wróciłeś do Leah.
Leah poderwała się na twój widok. Coś za siebie chowając. Podszedłeś do niej gniewnie. Nawrzeszczałbyś, ale nie chciałeś by słyszał was obdartus. Stanąłeś nad nią z groźną miną, wyższy o głowę. Kat nad ofiarą. Tylko wyraz twarzy wkurzonej Leah nie pasował.
-To moje – wysyczała. Ale i tak wyrwałeś jej nóż. Już go widziałeś w zaułku. Niewielki, solidny. I bez dwóch zdań potrzebny samotnej dziewczynie do obrony na tym plugawym świecie. Miał kościaną rękojeść, był mokry, ale nadal ubrudzony krwią. Chyba Leah nie zdążyła go umyć. Dziwne, że żelazny. Nie nowy, a wcale nie obkruszony. Im dłużej mu się przyglądałeś tym mniej typowy ci się wydawał. I ta kość jakaś, nie wiadomo z czego.
Jedną ręką trzymałeś nóż, druga próbującą ci go zabrać Leah. A w głowie zaczynały ci się kłębić pytania. Dlaczego wiała z teatru, nie powiedziała ci o nożu, skąd ta krew? Nie zdzierżyłeś. Wsadziłeś nóż za pasek. Chwyciłeś dziewuchę w pół i przełożyłeś przez kolano.
- Najpierw lanie, potem mi wszystko powiesz.

Diego
Kluczyłeś po ulicach z wolna budzącego się miasta.
Wydawało ci się, że zgubiłeś pogoń. Zresztą raniłeś dwóch napastników, cięcie po nogach nie było zbyt głębokie, ale strzał, choć nie miałeś czasu wymierzyć, powinien wyrządzić napastnikowi większą krzywdę. Pistolety to podobno zawodny wynalazek, lecz ciebie jak dotąd nie zawodziły. Choć oczywiście nie umywały się do rapiera, najszlachetniejszej broni. Dobrze, że ten bretoński szlachetka tobie pozostawił wybór, no bo gdyby na przykład wyznaczono dwuręczne miecze... Inna rzecz, że de Baries nie wyglądał na kogoś kto umie walczyć wielką ciężką bronią.
Zdawałeś sobie sprawę, ze pojedynki na śmierć i życie nie należały do powszechnej praktyki. I że możesz mieć kłopoty jeśli zabijesz Augusta. Musiałeś po prostu załatwić to szybko.. Bo wątpliwości co do tego kto wygra nie miałeś. Na twoje oko Leticia z łatwością pokonałaby swojego urodziwego małżonka. A ty z łatwością pokonywałeś Leticię, przynajmniej od pewnego czasu... Dopadały cię niechciane wspomnienia.
Dotarłeś do ogrodów świątynnych. Świtało. Wtedy usłyszałeś kroki grupy ludzi. Błyskawicznie schowałeś się za najbliższym drzewem.
Zobaczyłeś pięciu mężczyzn. Wśród nich był Beraud Loisel, twój sekundant. Wydawał rozkazy.
- Ostrożnie. Nie rzucajcie się w oczy. Macie znaleźć tę akrobatkę. Musi być na terenie którejś świątyni. I nie wywoływać sensacji – zareagował natychmiast na uśmieszek jednego z mężczyzn – Chcę ją całą i zdrową.
Rozeszli się. Loisel usiadł na ławce.

Eryk
Chyba właśnie rozwiały się twoje ostatnie wątpliwości co do natury zapięstka.
Przeprosiłeś zebranych i pobiegłeś za scenę.
- Pójdę z Panem – powiedziała cicho Leticia, już gdy zbiegałeś po schodach
- Ależ najdroższa – zaprotestował August
Ale Leticia wydawała się go nie słyszeć. Podobnie jak próbującego ją zatrzymać Francois.
Twoje przedramię pulsowało uporczywie. Nie był to właściwie ból. Raczej niepokojące wrażenie, że część twego ciała reaguje na inną rzeczywistość niż reszta. Niewiele miałeś w swoim życiu do czynienia z magią i chyba nie tego się spodziewałeś. Och, czytałeś i o magii, przebrnąłeś przez kilka traktatów o jej naturze, napisanych jednak tak mętnym językiem, że chyba autorom chodziło o gmatwanie a nie wyjaśnianie zagadnień. Ale gdzieś w pamięci kołatały ci ostrzeżenia, że magia i chaos są dziećmi tych samych obcych krain, sprzecznych z naturą twojego świata.
Nie miałeś wyjścia. Zaczekałeś na goniącą cię Leticię. Ujęła podane ramię. Nie rozmawialiście.
Widziałeś jak przed wami za kulisy weszła białowłosa staruszka. Znajoma z dzisiejszego ranka.
Za sceną panowało ogromne zamieszanie. Trudno było jednoznacznie określić jego źródło. Artyści szykowali się do ukłonów. Z harmidrem rozbierano dekoracje. Nie ruszono tylko platformy, na której przed chwilą zginął zły charakter.
- Gustaw schodź - usłyszałeś i zaraz potem - Gdzie do licha leziesz?
Na platformę po chwiejnych schodkach wspinała się staruszka. Zdezorientowany mężczyzna, jeszcze w kostiumie strażnika, zwrócił się w waszą stronę.
- W czym mogę pomóc? – zapytał, zatrzymując wzrok na Leticii i momentalnie zapominając o Gustawie i staruszce – chętnie pokażę kulisy naszego wspaniałego teatru
Nie zdążyłeś jednak odpowiedzieć, bo nagle runęła sterta desek ułożonych nieopodal. Jedna z desek uruchomiła mechanizm podnoszący kurtynę, co z kolei wystraszyło osła, który rżąc donośnie potrącił przerośniętego półnagiego mężczyznę, który upadł na ustawione w piramidkę skrzynie, na co znowu zbladł straszliwie wasz aktor w stroju strażnika i wołając wynieście stąd te fajerwerki rzucił się w kierunku osła.
A Leticia korzystając z zamieszania zaczęła wchodzić na platformę. Sam nie wiesz kiedy oboje znaleźliście się na górze. Ręka przestała pulsować. Twoje oszołomienie minęło.
Staliście przez chwilę w lekkim osłupieniu. Staruszka pomagała wstać Gustawowi. Z bliska demoniczny zły charakter miał całkiem sympatyczną twarz.
- Dziękuję – mówił do staruszki – musiałem uderzyć się w głowę.
Leticia osunęła się na ziemię. Złapałeś ją w ostatniej chwili.
- Wszystko w porządku? – zapytał Gustaw - Muszę iść się ukłonić.
I zszedł na dół. Staruszka za nim.
Ocuciłeś Leticię.

Machat
Biłeś gromkie brawa i rozmawiałeś z niziołkami. Z kilku szlacheckich lóż, panowie będący zapewne pod urokiem pięknej sopranistki ruszyli za kulisy. Miedzy innymi Oktawian Maurissaut, co akurat było nieco dziwne, bo nie występowały żadne 10-letnie dziewczynki.
Rudi Cię nie zawiódł. Sam zaproponował wam podwiezienie do domu, o nic nie musiałeś prosić. Liza jeszcze przez kilka minut była bardzo smutna i milcząca, ale wesołość gromady niziołków i jej się w końcu udzieliła. Rudi Gutterdoc długo wyjaśniał swoje powiązania rodzinne z autorką sztuki, kiedy starczyłoby powiedzieć, że jest jej kuzynem, czyli dokładnie tyle ile rozmówca nie będący niziołkiem mógł zapamiętać. Ale uprzejmie wysłuchałeś skomplikowanej genealogii rodu Gutterdoców, co zaowocowało zaproszeniem na uroczystość premierową Jabell.
Liza jak się spodziewałeś odmówiła. Nie byliście nawet zaręczeni, wiedziałeś więc, że nie pójdzie z tobą na przyjęcie. Toteż najpierw odwieźliście familię Rudiego do Piańskich Progów, potem Lizę do domu, na koniec wróciliście sami na ucztę.
Nie zapomniałeś o propozycji Oktawiana, ale perspektywa zarobienia paru ecu na zboczonym paniczyku nie była w stanie konkurować z tą kolacją. Nie wiedziałeś, że możesz tyle zjeść, Nie miałeś pojęcia, że na świecie jest tyle potraw. Nie sądziłeś, że oddawanie czci Esmeraldzie jest taką przyjemnością.
I mimo, że trunku popłynęły całe beczki raptem dwóch halflingów zasnęło na stołach, a i to szybko przywołano ich do porządku.
Wracałeś do „Siedmiu Pokus” tak późno, że już prawie rano. I choć Twój najlepszy przyjaciel Rudi, chciał Cię koniecznie odprowadzić, udało Ci się wyperswadować mu ten pomysł. Bo Rudi już szykował prowiant na drogę, a Ciebie perspektywa dalszego jedzenia zaczynała przerażać.
Wszedłeś tylnymi drzwiami. W karczmie panowała jeszcze całkowita cisza. Starając się nie narobić hałasu szedłeś nieco chwiejnie do swego pokoju, gdy wydało ci się, że słyszysz zza zamkniętych drzwi jakiś dźwięk. Nie wiało, okiennice zostawiłeś zamknięte, a w „Siedmiu Pokusach” nie było nawet kota. Ktoś wyraźnie był w twoim pokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 21-04-2008 o 11:42. Powód: sprawa rapiera ;)
Hellian jest offline