Wątek: Oko czarownicy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2008, 12:00   #221
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Bresanscon ok 20.00 - powoli się zmierzcha

Weszli do ciemnego pomieszczenia, Daniłłowicz poczuł mocne pchnięcie i poleciał w dół, chyba schodów bo parę razy uderzył o coś boleśnie, po czym zapadł w w jeszcze głębszą ciemność.

Obudziła go zimna woda chluśnięta z wiadra prosto w twarz. Siedział przywiązany do krzesła, w pomieszczeniu przypominającym laboratorium. Było tu pełno retort, menzurek, palników, panował osobliwy kwaśno-gorzki zapach odczynników. Przed Polakiem stał aptekarz, już nie wydawał się tak niski i zalękniony.
- No teraz powiesz nam wszystko panie Reilly - odcyfrował z trudem nazwisko z fałszywego paszportu.
- Podobno pochodzisz z Irlandii i jesteś uciekinierem po powstaniu w roku 98. Ciekawe, ciekawe.
Aptekarz zbliżył sie i Daniłłowicz poczuł jak jego głowa podskakuje raz w lewo raz w prawo pod silnymi uderzeniami. Z kącika ust popłynęła krew.
- No gadaj kim jesteś ? Nie chcesz ? Nie ? no to zobaczymy - mężczyzna wziął ze stołu i wrócił z zapaloną świeczką, którą kilkakrotnie podsunął Polakowi pod nos.
- Powiesz szpiclu, powiesz. Coś słabo działa ten wasz wywiad, skoro przysłali cię nie mówiąc że Georges wpadł. Jesteś od Savaryego czy tej świni Fouche ? - padło znienacka.

Nie doczekawszy się odpowiedzi odłożył z westchnieniem świeczkę i wrócił do jeńca trzymając w ręce kleszcze, takie jakimi wiejscy medycy wyrywali zęby, a kowale wyciągali stare hufnale z koński kopyt. Polak czuł jak za jego plecami aptekarz zaczyna ściskać w obcęgach jego mały palec u lewej ręki. Ból zaatakował znienacka, olbrzymią falą, sięgając głębi jego jestestwa, jakby palono go żywym ogniem, chciał wrzasnąć, chyba nie zdążył.

Zemdlał.

Obudziło go następne wiadro wody. Zdjęto mu więzy, ktoś bandażował mu kikut palca, Polak zobaczył że to młody mężczyzna podobny do aptekarza, tylko wyższy i roślejszy.
- Ty skończony głupcze - dobiegł go cichy głos jego niedawnego oprawcy - ty skończony, cholerny głupcze. Napadłeś w biały dzień na gościa w karczmie, okradłeś i pobiłeś. Widział Cię gospodarz, służąca i wszyscy w karczmie. Żaden szpicel i szpieg policji nie zrobiłby czegoś tak głupiego. No i twoja torba. Masz tam rzeczy, jakich agenci policji raczej nie noszą. Stokrotny głupcze !!! Teraz żandarmi szukają cię jak wściekłe psy co wietrzą trop. Znają twój rysopis i to w co jesteś ubrany. Masz - rzucił mu jakieś ubranie - przebierz się, choć to niewiele pomoże - zlustrował dziwaczną postać Polaka.
- Musimy przez ciebie uciekać z synem. Muszę ci durniu pomóc, bo jak cię złapią będzie i po mnie i po moim synu. Zbieraj się - rzucił krótko - to twoje manele - podsunął Polakowi jego torbę.
- Musicie jak najprędzej uciekać. Nie patrz tak, zgaduję że jest was więcej. Musicie uciekać. Gdzie jest reszta ? Gdzie mamy jechać ? Szybciej !!! - ponaglił Samuela do odpowiedzi.


Sur La Legne ok 20.00 powoli się zmierzcha

- Qui monsieure ? - zapytał karczmarz.

Fitzpatrick rozważał chwilę wszystkie opcje, w końcu postanowił zaryzykować.
- Szukam karczmy "Pod Czerwonym Tulipanem". Gdzie mogę ją znalezć ?
- Nie ma tu takiej - spokojnie odparł zapytany - ale może ja będę mógł pomóc ? Nie chce pan czasem zwiedzić okolicy ?

Twarz Lorda stężała, powoli sięgnął ręką za pazuchę dając Noiretowi znak by też był we pogotowiu.
- Być może. Być może.Nie byłem na plaży w Noirmountier. Czy...
- Warto ją odwiedzić ? Tylko jeśli interesują pana krzesła - odpowiedział z uśmiechem.
- Przemalowałem szyld, bo czerwony tulipan za bardzo kojarzył się z jakobinami, choć Bóg mi świadkiem, że nigdy nie miałem z nimi nic wspólnego. Dama i huzar brzmią lepiej w tych czasach. Czy może pan swojemu człowiekowi powiedzieć by przestał celować w mój brzuch - rzucił patrząc na mnicha, pod którego płaszczem wyraznie odznaczała się lufa pistoletu.
- Wtedy mój brat przestanie celować w pańską głowę - dodał uprzejmie.

Zsiedli z koni, a wtedy karczmarz przedstawił się.
- Jestem Rene Duvalier, a ten wilk morski - tu wskazał na olbrzymiego osobnika jaki pojawił się z flintą w drzwiach - to mój brat Michel. Wejdzcie do środka jesteście tu absolutnie bezpieczni. O moim istnieniu wie tylko Georges. Znaczy Cadoudal - dorzucił widząc niezrozumienie w oczach Fiztpatricka.
- Ściągnij resztę - mruknął do Noireta lord - wchodząc do ciemnego i chłodnego wnętrza.
Mnich wyszedł na zewnątrz i zaczął energicznie machać kapeluszem.


- To chyba znak generale - Matylda miała widocznie lepsze od generała pierwsza bowiem dojrzała maleńka sylwetkę machającą kapeluszem.
- Masz madame rację - przytaknął generał - Pierre, chyba wszystko w porządku, ale lepiej miejmy się na baczności i miejmy oczy otwarte.
Zaczęli wolno zjeżdżać w dól zbocza nie budząc żadnego zainteresowania wśród pracujących wieśniaków, tak naprawdę to nikt nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi.
Po kilku minutach znalezli się przed karczmą, gdzie olbrzymie chłopisko proszące by nazywać je Michael zajęło się ich końmi.
Weszli do środka.
Na długim stole stały dzban z winem, potężny bochen chleba, ser, cebula i gar aromatycznie pachnącej zupy rybnej. Za stołem siedzieli Lord i Noiret, a gospodarz, który skończył właśnie zastawiać stół, widząc że wszyscy goście są już w środku zamknął i starannie zaryglował drzwi.

Odwrócił się do zebranych.
- Mam jeszcze jeden znak świadczący o mej wiarygodności.
Rozpiął koszulę i odsłonił lewą pierś. Widniał na niej wypalony, widać że stary symbol serca i krzyża.
- Teraz możecie pytać, ja niestety mam niedobre wiadomości.


Szkic karczmy "Pod Damą i Huzarem"

 

Ostatnio edytowane przez Arango : 21-04-2008 o 15:05.
Arango jest offline