Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-04-2008, 12:00   #221
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Bresanscon ok 20.00 - powoli się zmierzcha

Weszli do ciemnego pomieszczenia, Daniłłowicz poczuł mocne pchnięcie i poleciał w dół, chyba schodów bo parę razy uderzył o coś boleśnie, po czym zapadł w w jeszcze głębszą ciemność.

Obudziła go zimna woda chluśnięta z wiadra prosto w twarz. Siedział przywiązany do krzesła, w pomieszczeniu przypominającym laboratorium. Było tu pełno retort, menzurek, palników, panował osobliwy kwaśno-gorzki zapach odczynników. Przed Polakiem stał aptekarz, już nie wydawał się tak niski i zalękniony.
- No teraz powiesz nam wszystko panie Reilly - odcyfrował z trudem nazwisko z fałszywego paszportu.
- Podobno pochodzisz z Irlandii i jesteś uciekinierem po powstaniu w roku 98. Ciekawe, ciekawe.
Aptekarz zbliżył sie i Daniłłowicz poczuł jak jego głowa podskakuje raz w lewo raz w prawo pod silnymi uderzeniami. Z kącika ust popłynęła krew.
- No gadaj kim jesteś ? Nie chcesz ? Nie ? no to zobaczymy - mężczyzna wziął ze stołu i wrócił z zapaloną świeczką, którą kilkakrotnie podsunął Polakowi pod nos.
- Powiesz szpiclu, powiesz. Coś słabo działa ten wasz wywiad, skoro przysłali cię nie mówiąc że Georges wpadł. Jesteś od Savaryego czy tej świni Fouche ? - padło znienacka.

Nie doczekawszy się odpowiedzi odłożył z westchnieniem świeczkę i wrócił do jeńca trzymając w ręce kleszcze, takie jakimi wiejscy medycy wyrywali zęby, a kowale wyciągali stare hufnale z koński kopyt. Polak czuł jak za jego plecami aptekarz zaczyna ściskać w obcęgach jego mały palec u lewej ręki. Ból zaatakował znienacka, olbrzymią falą, sięgając głębi jego jestestwa, jakby palono go żywym ogniem, chciał wrzasnąć, chyba nie zdążył.

Zemdlał.

Obudziło go następne wiadro wody. Zdjęto mu więzy, ktoś bandażował mu kikut palca, Polak zobaczył że to młody mężczyzna podobny do aptekarza, tylko wyższy i roślejszy.
- Ty skończony głupcze - dobiegł go cichy głos jego niedawnego oprawcy - ty skończony, cholerny głupcze. Napadłeś w biały dzień na gościa w karczmie, okradłeś i pobiłeś. Widział Cię gospodarz, służąca i wszyscy w karczmie. Żaden szpicel i szpieg policji nie zrobiłby czegoś tak głupiego. No i twoja torba. Masz tam rzeczy, jakich agenci policji raczej nie noszą. Stokrotny głupcze !!! Teraz żandarmi szukają cię jak wściekłe psy co wietrzą trop. Znają twój rysopis i to w co jesteś ubrany. Masz - rzucił mu jakieś ubranie - przebierz się, choć to niewiele pomoże - zlustrował dziwaczną postać Polaka.
- Musimy przez ciebie uciekać z synem. Muszę ci durniu pomóc, bo jak cię złapią będzie i po mnie i po moim synu. Zbieraj się - rzucił krótko - to twoje manele - podsunął Polakowi jego torbę.
- Musicie jak najprędzej uciekać. Nie patrz tak, zgaduję że jest was więcej. Musicie uciekać. Gdzie jest reszta ? Gdzie mamy jechać ? Szybciej !!! - ponaglił Samuela do odpowiedzi.


Sur La Legne ok 20.00 powoli się zmierzcha

- Qui monsieure ? - zapytał karczmarz.

Fitzpatrick rozważał chwilę wszystkie opcje, w końcu postanowił zaryzykować.
- Szukam karczmy "Pod Czerwonym Tulipanem". Gdzie mogę ją znalezć ?
- Nie ma tu takiej - spokojnie odparł zapytany - ale może ja będę mógł pomóc ? Nie chce pan czasem zwiedzić okolicy ?

Twarz Lorda stężała, powoli sięgnął ręką za pazuchę dając Noiretowi znak by też był we pogotowiu.
- Być może. Być może.Nie byłem na plaży w Noirmountier. Czy...
- Warto ją odwiedzić ? Tylko jeśli interesują pana krzesła - odpowiedział z uśmiechem.
- Przemalowałem szyld, bo czerwony tulipan za bardzo kojarzył się z jakobinami, choć Bóg mi świadkiem, że nigdy nie miałem z nimi nic wspólnego. Dama i huzar brzmią lepiej w tych czasach. Czy może pan swojemu człowiekowi powiedzieć by przestał celować w mój brzuch - rzucił patrząc na mnicha, pod którego płaszczem wyraznie odznaczała się lufa pistoletu.
- Wtedy mój brat przestanie celować w pańską głowę - dodał uprzejmie.

Zsiedli z koni, a wtedy karczmarz przedstawił się.
- Jestem Rene Duvalier, a ten wilk morski - tu wskazał na olbrzymiego osobnika jaki pojawił się z flintą w drzwiach - to mój brat Michel. Wejdzcie do środka jesteście tu absolutnie bezpieczni. O moim istnieniu wie tylko Georges. Znaczy Cadoudal - dorzucił widząc niezrozumienie w oczach Fiztpatricka.
- Ściągnij resztę - mruknął do Noireta lord - wchodząc do ciemnego i chłodnego wnętrza.
Mnich wyszedł na zewnątrz i zaczął energicznie machać kapeluszem.


- To chyba znak generale - Matylda miała widocznie lepsze od generała pierwsza bowiem dojrzała maleńka sylwetkę machającą kapeluszem.
- Masz madame rację - przytaknął generał - Pierre, chyba wszystko w porządku, ale lepiej miejmy się na baczności i miejmy oczy otwarte.
Zaczęli wolno zjeżdżać w dól zbocza nie budząc żadnego zainteresowania wśród pracujących wieśniaków, tak naprawdę to nikt nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi.
Po kilku minutach znalezli się przed karczmą, gdzie olbrzymie chłopisko proszące by nazywać je Michael zajęło się ich końmi.
Weszli do środka.
Na długim stole stały dzban z winem, potężny bochen chleba, ser, cebula i gar aromatycznie pachnącej zupy rybnej. Za stołem siedzieli Lord i Noiret, a gospodarz, który skończył właśnie zastawiać stół, widząc że wszyscy goście są już w środku zamknął i starannie zaryglował drzwi.

Odwrócił się do zebranych.
- Mam jeszcze jeden znak świadczący o mej wiarygodności.
Rozpiął koszulę i odsłonił lewą pierś. Widniał na niej wypalony, widać że stary symbol serca i krzyża.
- Teraz możecie pytać, ja niestety mam niedobre wiadomości.


Szkic karczmy "Pod Damą i Huzarem"

 

Ostatnio edytowane przez Arango : 21-04-2008 o 15:05.
Arango jest offline  
Stary 23-04-2008, 15:16   #222
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Matylda w napięciu wpatrywała się w generała Wymierskiego. Ten nie odpowiadał, milczał długo, widać zastanawiał się nad czymś dokładnie. Dziewczyna powoli ochłonęła z entuzjazmu, z pragnienia rozmowy, wyjaśnienia wszystkich kwestii. Generał zachowywał swoje myśli dla siebie, nie dzielił się nimi z Matyldą. Być może tak właśnie należy postępować? Wszak i Fitzpatrick niczego nie wyjaśniał i żądał jedynie posłuchu. Czy świat tajnych agentów i wojskowych tak właśnie wygląda? W takim razie dziwny to świat, gdzie każdy swoje myśli zatrzymuje dla siebie, nikt niczego nie wyjaśnia, nie ma rozmów, nie ma zrozumienia, są tylko rozkazy i gniew...

Matylda przygarbiła się nieświadomie, przygięta ciężarem rozmyślań. Odwróciła głowę w bok, by Wymierski nie zauważył gromadzących się w jej oczach łez. I wtedy nagle... w oddali ktoś energicznie machał trzymanym w dłoni przedmiotem, machał właśnie w tą stronę i zdawało się - patrzył wprost na nią.

- To chyba znak, generale - odezwała się wreszcie, przerywając zbyt bardzo przedłużającą się ciszę.

***

Gdy drzwi karczmy otworzyły się przed nimi, otulił ich przyjemny zapach zupy, ziół i piwa. Ciepłe wnętrze i wesoło igrający ogień na kominie sprawił, że nogi niemal ugięły się pod Matyldą i nagle organizm przypomniał jej o ogromnym zmęczeniu. Trochę onieśmielona widokiem nowych twarzy próbowała się jakoś ogarnąć, schować pod chustę niesforne kosmyki włosów, zetrzeć z twarzy brud i zaschnięte łzy. Jej starania niewiele jednak przyniosły efektów. Od kiedy tylko usiadła przy stole - gdzieś w kącie, jak najdalej od Fitzpatricka, od spraw, które ją przerastały - jej myśli zaprzątnięte były tylko jednym. "Jeść" wołały jej wszystkie trzewia, "Jeść" wołały jej oczy, "Jeść" wołały jej drżące pod stołem dłonie!
 
Milly jest offline  
Stary 26-04-2008, 17:04   #223
Van
 
Van's Avatar
 
Reputacja: 1 Van ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputację
Wymierski

Generał nie wiedział co odpowiedzieć Matyldzie. Nie umiał znaleźć żadnych słów, którymi mógłby wytłumaczyć swoje postępowanie i które przekonałoby dziewczynę do tego, że miał rację.

- To chyba znak, generale

Na szczęście Wymierski został uratowany od odpowiedzi przez sygnał, który dostali od Fitzpatricka i Nicolasa Noireta.

- Masz madame rację - przytaknął generał - Pierre, chyba wszystko w porządku, ale lepiej miejmy się na baczności i miejmy oczy otwarte.
Ruszyli wolno w stronę wioski. Generał rozglądał się z uwagą, jednak starał się jak najmniej rzucać w oczy. Gdy tylko znaleźli się przed karczmą, wziął głęboki oddech i wszedł.

Skinął głową gospodarzowi, nie będą w chumorze na jakieś wylewniejsze przywitanie (a i pewno sam zainteresowany takiego nie oczekiwał) i usiadł za stołem. Nie uważał aby to on miał zadawać pytania, więc tylko milczał.
 
Van jest offline  
Stary 26-04-2008, 21:47   #224
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Nicolas Noiret

Gdy w powietrzu zawisło pierwsze pytanie właściciela karczmy Noiret na wszelki wypadek skierował w jego kierunku lufę pistoletu. Wystarczył jeden fałszywy ruch i bez zawahania klecha przyozdobiłby brzuch mężczyzny dawką ołowiu. Nie uszło to niestety uwadze człowieka, jednakże na szczęście wszystko wskazywało na to, że trafili do właściwej osoby i użycie siły nie będzie konieczne.

Ksiądz dał znak pozostałym, wymachując kapeluszem, ale jego uwaga wciąż była skupiona teraz już na dwójce mężczyzn. Wszystko szło niewiarygodnie dobrze, za dobrze. Do tej pory natrafiali na mnożące się problemy: statek francuski a potem ludzi na klifie a teraz wszystko szło zbyt gładko, żeby nie wzbudziło to podejrzliwości Nicolasa.


W środku ku uciesze ciała czekała na nich ciepła strawa, która z pewnością była potrzebna każdemu członkowi drużyny. Nie minęło wiele czasu a do gospody ściągnęli pozostali i gdy tylko zjawili się w środku Rene zaryglował drzwi.
- Ciekawy środek zapobiegawczy zważywszy na absolutne bezpieczeństwo, o którym mówił. – mruczał pod nosem klecha i nie mogąc dłużej usiedzieć na miejscu podszedł do okna i zaczął przeczesywać wzrokiem okolice. –„Strzeżonego Pan Bóg strzeże.” Rozmowę pozostawił dowódcy.
 
mataichi jest offline  
Stary 01-05-2008, 10:34   #225
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Sur Le Lagne ok 20.00

Gospodarz widząc, że nikt nie kwapi się do podjęcia rozmowy, a uwaga jego gości skupiona jest na misach i dzbanach stojących na stole rozpoczął.

- Gedeon (pseudonim Cadoudala) przejeżdżał tędy i był u mnie kilka tygodni temu. Wybierał się do Paryża z kilkoma ludzmi, ale odtąd nie mam o nim żadnych wiadomości.
- W Paryżu dzieje sie coś niedobrego. Wieści do nas docierają powoli, ale krążą różne plotki, mniej lub bardziej prawdziwe.
- Wiadomo, że w stolicy aresztowano kilkudziesięciu ludzi, w tym podobno sporo wojskowych.
- Podobno to ścierwo Fouche, "kat z Lyonu" został zdymisjonowany. To wydaje się być akurat prawdą,
- W okolicy pojawili się dziwni ludzie. Odziani w czarne płaszcze kręcą się po okolicy najwyrazniej kogoś szukając, lub na coś czekając.
- No i są też szaserzy. Sporo, około szwadronu kręcą sie w małych grupkach, a jak szaserzy to wiadomo że Savary i ten jego "rudy pies" Schul...

Przemowę gospodarza przerwało donośne bębnienie do drzwi.

- Rene Duvallier !!! Ty stary łotrze !!! Otwieraj natychmiast !!!


Bresanscon ok 20.00

Daniłłowicz
popatrzył nieco nieprzytomnie na aptekarza. Dotkliwy ból prawie paraliżował mu rękę. Otworzył usta, by odpowiedzieć, ale mężczyzna machnął ręką.

- Dobrze, potem !!! Na razie musimy i tak uciekać. Mam trzy konie w szopie może uda nam się wyjechać niepostrzeżenie.

Wybiegli na górę i tylnymi drzwiami wyszli na podwórze. Konie skryte w małej szopie, może nie prezentowały się najlepiej, ale w takiej sytuacji nie mogli wybrzydzać.

- Marcell przynieś pistolety i sakwy jakie mam pod łóżkiem !!! Szybko !!!

Młody mężczyzna kiwnął głowę i zniknął we wnętrzu domu by za chwilę pojawić się z powrotem z bagażami w ręku, wyraznie przestraszony.

- Ojcze !!! Żandarmi przed naszym domem !!!

Teraz i oni usłyszeli wyraznie stukanie do drzwi.
Aptekarz
otworzył jedną z toreb i wydobył z niej cztery pistolety. Dwa zatknął za pas, dwa następne wręczył synowi.

-
Nazywam się Paul, a to mój syn Marcelle - zwrócił się do Daniłłowicza - Pospieszmy się, żandarmi zaraz wyważą drzwi.

Prowadząc konie za uzdy wyszli tylna furtką na cicha, zapuszczoną uliczkę. Dosiedli koni.

- Dokąd teraz - zapytał aptekarz.


-------------------------------------------------------------------------

Małe Who is who ?

Rene Duvallier - właściciel karczmy pod "Damą i Huzarem"
Michael Duvallier - jego brat, marynarz.

Paul - aptekarz w Brasanscon
Marcell - jego syn

Józef Fouche - minister policji. Kanalia i świnia jakich mało.
Savary - generał brygady. Szef kontrwywiadu i osobistej ochrony Napoleona.
 
Arango jest offline  
Stary 08-05-2008, 19:55   #226
Van
 
Van's Avatar
 
Reputacja: 1 Van ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputację
Wymierski

Generał spoglądał to na misy i jedzenie znajdujące się na stole to na mówiącego gospodarza. Jego wieści nie był zbyt dobre i nie przedstawiał się w dobrych barwach. (przynajmniej niektóre). kilku rzeczy domyślał się wcześniej, a o kilku sam wiedział (jak choćby aresztowania w Paryżu). Czekając na reakcje pozostałych osób, usłyszał nagle walenie w drzwi i słowa:

- Rene Duvallier !!! Ty stary łotrze !!! Otwieraj natychmiast !!!

Wymierski poderwał się z miejsca. Jego dłoń odruchowo powędrowała do broni. Wyciągnął ją i wycelował w drzwi. Po chwili opuścił rękę i spojrzał na ich gospodarza. Jego oczy pytał kto jest za tymi drzwiami i czy mają się czego obawiać. Po chwili ruszył aby schować się za drzwiami, gdy te się otworzą. Był gotowy w każdej chwili zareagować, gdyby tylko działo się coś podejrzanego.
 
Van jest offline  
Stary 11-05-2008, 15:55   #227
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Daniłłowicz był wściekły. Za nic miał obrazy i wrzaski na jego osobę, tolerowania takich słów nauczył się przez tę parę lat w Legionach. Był wściekły z powodu swego palca. Bo chociaż w tej chwili będzie musiał sobie poradzić bez swej broni, to nawet z pistoletami będzie miał problemy. Jego lewa ręka w tej chwili nie nadawała się do niczego poza odganianiem much, a przecież obie sprawne do walki dłonie były jego bronią, były jego narzędziem pracy. Gdyby nie ta misja... Już widział ociekające krwią ciała Paula i jego syna.

- Za mną!- zawołał, wskakując na konia i szykując pistolet. Nawet nie mógł go trzymać - podczas jazdy ciasnymi uliczkami miasteczka musiał trzymać lejce. Cóż, teraz to jego nowi "przyjaciele" i oprawcy zarazem będą musieli zająć się bezpieczeństwem...

- Miejsce spotkania znam, ale to Ty znasz miejsce ukrycia paczki. Gdy tylko znajdzie się w moich rękach, jako zastępcy przywódcy naszej wyprawy, a poprowadzę was do miejsca kontaktu z resztą grupy. A teraz już, szybko! Jazda!- zawołał i ruszył uliczką, by jak najszybciej wyjechać z miasta.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 12-05-2008, 22:12   #228
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Sur la Legne, "Pod Damą i Huzaremy" około godz 18.00

Walenie do drzwi poderwało Fitzpatricka na równe nogi. Lord dobył garłacza, odwiódł kurek i wycelował w drzwi, a potem rzucił szeptem do Duvalliera:

- Kto zacz? Wróg czy znajomy? Jest inne wyjście stąd?

Nim usłyszał odpowiedzi, wskazał Noiretowi drzwi:

- Celuj panie Noiret ze swej broni. A pan, panie generale niech weźmie panią Matyldę i szykuje się do ucieczki. Jeśli będzie stąd inne wyjście… My z Noiretem osłonimy was.

Lorda powoli zaczynała dławić wściekłość. Nie zdążył wypytać o wszystko Duvalliera, niczego tak naprawdę się nie dowiedział. Bo skoro Fouche spadł ze stanowiska, a Savary wysłał swoich szaserów, to komu służyli ludzie w czarnych płaszczach? A może to szuani? Może w tej grze znów się zmieniły strony, a on o tym kompletnie nie wie. I tak czuł, że w Londynie ktoś musiał go sprzedać. Wszystko zaczynało się układać w spójną całość. Teraz rozumiał, czemu do takiego zadania wybrali jego, czyli kogoś spoza organizacji. Po prostu poszedł jak ślepy w kierunku, który mu wskazano i z każdym krokiem zbliżał się do krawędzi przepaści.

Lord uśmiechnął się krzywo. Miał nadzieję, że Bóg wespół z wszystkimi diabłami da mu szansę, by pociągnąć, któregoś z tych skurwieli odpowiedzialnych za cały ten gnój za sobą. Jeszcze raz zwrócił się do Duvalliera, cicho, lecz dobitnie:

- Gdzie papiery, gadaj człowieku. Musimy je wziąć ze sobą!


Chciał tę sprawę załatwić jak najszybciej. O ile przebywanie "pod Damą" mogło być interesujące, to "pod Huzarem" nie bardzo, zwłaszcza, że huzarowi towarzyszyli w okolicy licznie szaserzy Napoleona.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 31-05-2008 o 18:40.
kitsune jest offline  
Stary 21-06-2008, 09:47   #229
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Gospoda pod "Damą i Huzarem" ok 20.00

Duvalier podniósł w uspokajającym geście rękę.
- Spokojnie panie. To mój stary kumpel z marynarki. Słowa nie piśnie.
- Jaques ty stary opoju nie mam teraz czasu patrzyć na twą parszywą gębę !
Przyjdz pózniej, napijemy sie wina.

- Jakie papiery ? O co panu chodzi ? -
zwrócił sie szeptem do lorda.

- Rene ! Wino ci rozum pomieszało ! Jestem z gościem, na którego widok się ucieszysz jak diabli ! Otwieraj ! Wiem, ze masz gości ten pan do nich właśnie !

Zza drzwi dobiegły przytłumione śmiechy. Devalier popatrzył pytająco na lorda.

- To swój chłop służyliśmy z bratem i nim na jednej łajbie. Bez przyczyny nie przyszedł.

Bresanscon około 20.00

-
Jakiej paczki ? - aptekarz wydawał się szczerze zdziwiony.
- Przyjeżdża pan do nas, ściąga nam na głowę kłopoty i jeszcze bredzi o jakiejś paczce ! Musimy uciekać i to szybko !
 
Arango jest offline  
Stary 21-06-2008, 20:28   #230
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Nie wiedząc nawet jak i kiedy, Matylda przemieniła się w małe, głodne zwierzątko. Nie zważając zupełnie na jakąkolwiek etykietę czy chociażby dobre wychowanie, zaczęła jeść, palcami upychając w buzi kawałki chleba i sera, łapczywie machając łyżką w talerzu z zupą. Różne koleje losu ją spotykały, a i bieda zaglądała w oczy jej rodziny, nigdy jednak nie spotkało ją nieszczęście chodzenia głodnej. Matka oddawała jej każdy kęs swojego jedzenia, byle jej ostatnia pociecha nie zaznała większej krzywdy, niż dotychczas. Być może dlatego zachorowała? Jakże musiała cierpieć...

Dopiero po skończonym posiłku wróciła do rzeczywistości i trochę wstyd jej się zrobiło swojego niezbyt grzecznego zachowania przy stole. Starała się więc schować jeszcze bardziej w cień. Oparła się o ławę i spuściła głowę, nie patrząc na rozmawiających mężczyzn. Wkrótce ich słowa zaczęły jej się zlewać w jedną, dziwną, niezrozumiałą masę. Dotarło do niej nazwisko Cadoudala, które z kolei wywołało w jej na pół śpiącym umyśle kolejne skojarzenia. Powieki dziewczyny były tak ciężkie, że nie potrafiła ich już otworzyć.

Cadoudal... "tam gdzie patrzy wiedźma"... zdrada... wiedźma pozabija ich... Lajolajs przyjdzie tu... nigdzie nie jest bezpiecznie... zdradzeni muszą uciekać... daleko... za ocean... wyrok śmierci... wiedźma... koniuszy... uciekać... uciekać... uciekać...

Straszne obrazy i myśli przetaczały się przez głowę Matyldy, a w półśnie co jakiś czas kilka wyrazów wyrywało się jej bezwiednie z ust. Chyba jednak nikt nie zwracał na nią uwagi i na jej senne majaki, dopóki nie rozległo się walenie w drzwi.

Matylda przerażona, wyrwana ze snu, podniosła się natychmiast na baczność i jeszcze nie budząc się na tyle, aby wiedzieć co się dzieje i gdzie jest, krzyknęła:

- Zdradzeni! Jesteśmy zgubieni! Zabije nas wszystkich! - jej szeroko otwarte oczy i wyraz totalnego zagubienia i przerażenia na twarzy mógł sugerować, że dziewczyna albo oszalała, albo zaraz to zrobi - Musimy uciekać, szybko! Zanim Lajolais nas zabije! Dostał rozkaz w liście! Cadoudal już nie żyje! Szybko!

Wyrzuciła z siebie te słowa niemal jednym ciągiem i wtedy dotarło do niej, że oczy wszystkich są zwrócone wprost na nią, wyrażają dezaprobatę bądź zdziwienie. Zaczerwieniła się i zakryła dłonią usta, a do oczu napłynęły jej łzy. Spojrzała na generała Wymierskiego.

- Już nie mogę. Nie potrafię...

Usiadła na swoim miejscu i spuściła głowę. Oczekiwała, że za chwilę stanie się coś niedobrego...
 
Milly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172