- Mowie prawdę... zasłużył sobie podły cap! Ale jeszcze nie do końca, ja chcę jeszcze patrzeć jak cierpi... tak jak cierpiałam kiedyś ja... – powiedziała i odwróciła głowę utkwiwszy wzrok gdzieś w oddali – Nie miałeś tak nigdy... nie czułeś do kogoś tak wielkiej nienawiści? – nie drgnęła nawet gdy pogładził ją po policzku szorstkim bandażem
- Jeśli jesteśmy przyjaciółmi to musimy sobie ufać... –powiedziała łagodnie jej oczy wydawały się jeszcze zieleńsze w tym świetle.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... |