Wzdrygła się lekko gdy Folken wyciągną sztylet, lecz ku swemu zdziwieniu zaufała mu. Napięcie opadło całkowicie gdy spytał ją o imię. Lin masowała podrażnione nadgarstki, wstała i uśmiechnęła się wesoło.
- Francesca ja wiedziałam, ze pomnie przyjdziesz... wiedziałam, ze ci się uda – powiedziała wesoła i przytuliła się do kobiety, która była lekko zdezorientowa.
>>> I musze podać prawdziwe imię... smarkula ma za długi język... ale pewnie i tak już coś wypaplała... <<< pomyślała
- Francesca de Riue, zwana Liskiem, jestem wielce rada, ze mi pomagasz...nie zapomnę Ci tego...jeśli nie powinnam mieć problemów z twoim odnalezieniem...to Cię znajdę jak będzie trzeba. Na razie musi się wszystko uspokoić... – Po wskazówkach danych przez mężczyznę Francesca skrzywiła się lekko i podała krzesło Lin, wolała użyć bardziej humanitarnych sposobów, lecz nie było wyjścia, mężczyzna musiał oberwać. Ciekawa tylko była jak wytłumaczy to zajście. >>> przybyło 5 muskularnych waszmościów w zakrytych twarzach <<<z rozbawieniem wyobrażała sobie wampirka. Dziewczyna nie miała problemu z pomocą dla Zealisa zamachnęła się i strzeliła tak mocno, że słychać było głuchy odgłos uderzenia. Francesca skoczyła do niego, nieco przestraszona i upewniła się, ze jeszcze żyje. Spojrzała wrogo na Lin, która jedynie wzruszyła ramionami.
Ruszyły przez wilgotną piwnicę, na szczęście strażnicy mieli ważniejsze sprawy na głowie i kobiety przeszyły niezauważone.
Do kryjówki nie miały daleko. Deszcz padał jeszcze długo, lecz rozbłyski piorunów widać było teraz gdzieś w oddali, a odgłosy gromów słyszała tylko wampirka. Lin zapukała w drzwi, a gdy się otworzyły, okazało się, ze True nie ma, gdzieś wyszedł. Garstka bachorów siedziała w koncie naburmuszona. Lin przytuliła się z nimi i spojrzała ze smutkiem na Francesce.
Kobieta uniknęła jej spojrzenia i siadła na krześle.
>>> chyba nie mamy wyjścia... mężczyzna jest nam potrzebny... a jedynie owemu Folkenowi możemy zaufać... <<< myślała i miała nadzieję, ze brązowookiemu uda się jednak wymyślić coś wiarygodnego, miło by było spojrzeć kiedyś w te jego oczy.
- Zjedz coś Lisku – powiedziała uśmiechając się Lin, która wyrwała ją z rozmarzenia
- Ja wiem, że to nie przez ciebie zginęli Jony i Bern'e... ja wiem, ze byś ich obroniła jakbyś mogła, tak jak mnie – powiedziała i dała jej kawałek sera. Francesca skinęła lekko głową i zaczęła jeść, następnie znalazła sobie jakiś koc i zasnęła. Była zmęczona za dużo tej nocy zużyła energii, śniła o świecących skarbach...
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 21-04-2008 o 22:30.
|