Koń szybko przeszedł ze stępa w kłus, Klara spojrzała za siebie, na oddalających się towarzyszy, w samą porę by zobaczyć krasnoluda wciąganego na konia efla i wtuliła twarz w grzywę by pohamować nieprzystojny wybuch śmiechu. Droga wyglądała zniechęcająco, ale na szczęście obok znajdowały się rżyska. Niski kamienny murek nie był żadną przeszkodą, pola były mocno nasiąknięte wodą, ale i tak o niebo lepsze od drogi. Zresztą miała przed sobą cel na uboczu - grupę kilku chłopskich chat, do których odwiedzenia skłonił ją widok wież górujących nad miastem. Nie miała serca do tych strzelistych budowli, a i Ulryk, a tym bardziej Sigmar byli jej obcy.
Po kilku minutach ostrej jazdy dotarła do maleńkiej osady. Na mlaskający odgłos kopyt na podwórzu, z jednego z domów wychyliła się zaciekawiona twarz. Młodziku - w jej ustach imperialny charkot brzmiał śpiewnie - możecie mi powiedzieć gdzie w okolicy znajdę krąg lub kapliczkę Taala i Rhys?
Dzieciak cofnął się gwałtownie, po chwili z półziemianki wyszedł starszy, siwy chłop. Klara wykonała gest w kierunku swego kołpaka i powtórzyła pytanie.
Chłop milczał chwilę, zmierzył nieufnym spojrzeniem jej szablę i sajdak. Gdy spostrzegł spinkę w kształcie jelenich rogów spinającą jej płaszcz, na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech - Jaśnie panienka z Kislevu chyba, za młodu wojaczką się parałem i taka broń tylko u kislevskich była. A i mowa podobna.
- Ano z Kisleva, gaspadin.
- Ci z miasta niechętnie na starych bogów patrzą, to i mówić o tym obcym nie zwyklim, ale wasi starych bogów czczą, więc i powiem.
Wdał się w długie wyjaśnienia pomagając sobie gestykulacją. Klara miała nadzieję, że zapamięta. Tędy, aż do wierzby ze złamanym konarem potem w lewo do dwóch głazów co do żab podobne, następnie koło strzaskanego piorunem dębu...
Gdy dojeżdżała ostrym kłusem do bram miasta kawalkada jej towarzyszy była już dość blisko. Przed bramą - w dobrze wybrukowanym, a więc i suchszym miejscu zeskoczyła z karego i czekając na resztę kompanii oprowadzała go na arkanie by ochłonął po wysiłku. |