Na dzień dzisiejszy widzę cztery warianty:
1. Doznałbym szoku i nie byłbym w stanie, ani myśleć, ani podejmować jakichkolwiek działań (najmniej prawdopodobna wersja)
2. Pomyślałbym: „Przynajmniej wiem kiedy umrę. Teraz trzeba zadbać o dobre miejsce w następnym życiu. Miejmy nadziej że w kościele nie będzie tłoku”. Po czym poszedłbym się wyspowiadać i po odmówieniu pokuty w spokoju udałbym się do epicentrum oczekiwać tam na śmierć.
3. Uznałbym że warto się zabawić. Wysadziłbym kilka rzeczy i pewien budynek
, a potem poszedłbym na jakiś dach podziwiać grzyba atomowego, albo spadającą prosto na mnie rakietę.
4. Dałbym się ponieść panice i zacząłbym uciekać razem z innymi ludźmi, a po dwudziestu paru minutach pozostałoby mi pożegnać się z rodziną. (najgorsza wersja; zginąłbym w bezmyślnym tłumie)