Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2008, 11:32   #52
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Folkena Legary

maj, posiadłość Leonarda Frolice'a, miasto Aldersberg, Aedirn

Łup! Trzask uderzenia był strasznie głośny, czaszka eksplodowała bólem. Kolana momentalnie się pod tobą ugięły. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłeś była szybko zbliżająca się podłoga celi. Uderzenia już nie pamiętałeś.

(...)

Wybudziło cię uczucie chłodu. Co to było? Zrozumiałeś gdy usłyszałeś chlupot i drugie wiadro wody chlusnęło na twoją twarz. Otworzyłeś oczy, potrząsnąłeś odruchowo głową i od razu syknąłeś z bólu a wzrok zaszedł ci mgłą. Do jasnej cholery, to nie miało być z całej siły! Nabrałeś nosem powietrza i poczułeś kolejne potworne ukłucie bólu w okolicach zatok. Zogniskowałeś wzrok na czubku nosa i z wściekłością stwierdziłeś, że jest złamany. Dziewczyny urządziły cię gorzej niż się spodziewałeś.
-Pobudka gnoju!- usłyszałeś i zmusiłeś się do spojrzenia w kierunku z którego dochodził głos. Zobaczyłeś jakiegoś brodatego faceta, ubranego tak samo jak cała reszta strażników Leonarda. Dość szybko zorientowałeś się, że jesteś w pokoju Frolice'a, zresztą sam gospodarz siedział w fotelu za biurkiem. Lewą część twarzy miał zabandażowaną, pierś chyba zresztą też, ale nie widziałeś dokładnie. Siedziałeś na jakimś krześle.
-Pobudka gnoju, pan Frolice chce zamienić z tobą kilka słów.- Brodacz najwyraźniej nie uważał, że fakt otworzenia przez ciebie oczu jest równoważny z tym, że nie śpisz.
-Legara, mam nadzieję, że jesteś wystarczająco przytomny by zrozumieć, jak bardzo masz przejebane- wysyczał Leonardo zza swojego biurka.
-Najpierw pozwoliłeś zwiać rudej suce, teraz pozwoliłeś uciec też blond-włosej dziwce. Nie każę cię zabić tyko dlatego, że Heinrik robiłby mi wtedy kłopoty.- Był wściekły, słyszałeś to wyraźnie.
-Ale wierz mi, udupię cię i tak. W taki sposób, że gorzko pożałujesz swojej niekompetencji.- Machnął ręką, a ty już domyślałeś się co się za chwilę stanie.
Głuchy trzask i kolejna eksplozja bólu w czaszce tylko potwierdziły twoją teorię.

(...)

Tym razem przebudziłeś się sam, a może pomógł ci w tym smród? Leżałeś twarzą w błocie i nieczystościach. Podźwignięcie się z ziemi cholernie utrudniał ból i zawroty głowy. Obraz ci się dwoił, ale chyba wylądowałeś w jakimś zaułku: ściany domów po dwóch stronach, jakieś śmieci, bliski gwar miasta. Obmacałeś głowę, ale nawet delikatny dotyk był nie do zniesienia. Sprawdziłeś czy czegoś ci nie ukradli, ale to w sumie była formalność. Sakiewkę szlag trafił, naszyjnik też.
Co cię podkusiło, by pozwolić im zwiać?

do Francesci de Riue

maj, złodziejska kryjówka, miasto Aldersberg, Aedirn

I sen był to nad wyraz przyjemny. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy.
Przynajmniej pobudka była dość delikatna. To Lin ostrożnie tobą potrząsnęła i nachylając się powiedziała cicho.
-True wrócił, lepiej żebyś posłuchała co ma do powiedzenia.
Co zrobić, wstałaś. Była jeszcze noc, instynktownie czułaś że świt już blisko, ale to tylko czyniło ciemności jeszcze głębszymi.
True faktycznie siedział przy stole, tym samym przy którym Jon tłumaczył swój plan. Wokół złodzieja stała cała gromadka żółtodziobów. Mężczyzna obdarzył cię niechętnym wzrokiem i zaczął mówić.
-Na samym początku zmuszony jestem ci podziękować Francesco za uratowanie Lin.- Po tonie głosu zrozumiałaś, że dziękuje ci faktycznie z przymusu.
-A teraz do konkretów. Cała straż miejska jest na nogach i kogoś szuka. A ja jestem przekonany, że tym kimś jesteśmy my. W tej sytuacji wyjście jest tylko jedno, musimy opuścić Aldersberg i to już dzisiaj, już teraz.
Krótka przemowa spotkała się z jękami niezadowolenia dzieciaków, ale żaden nie zaczął narzekać. Zrozumieli, że sytuacja jest kiepska.
-Natychmiast przygotujcie się do wyruszenia. Ale ciebie Francesco, nie chcę już dłużej widzieć. Jesteś zbyt charakterystyczna, straż od razu by cię poznała, a ja nie zaryzykuję utraty kolejnych towarzyszy. Radź sobie sama.
Wyrzuciwszy z siebie wszystko, co miał do powiedzenia, True sam rozpoczął przygotowania do opuszczenia miasta.

(...)

Sprawa rozwinęła się w fatalny sposób. Nikt nie chciał cię nawet teraz słuchać, z wyjątkiem Lin. Blondynka co prawda też przygotowała się do ucieczki, ale przynajmniej obdarzyła cię kilkoma ciepłymi słowami.
-Nie przejmuj się jego gadaniem, to nie twoja wina. Uciekaj z nami, jakoś ubłagam True.

do Nessy z Thanedd i Derricka Talbitt

maj, zamek Aldersberg, Aedirn

Hrabina przerwała wachlowanie i spojrzała na czarodziejkę z dobrze skrywanym zdziwieniem. Wolfgang najwyraźniej chciał coś powiedzieć, lecz małżonka była pierwsza.
-Szanowna Nesso, mojej córce próbowali pomóc wszyscy tutejsi czarodzieje, z nadwornym magiem Avanalem na czele.-W głosie Linmary pobrzmiewała nieufność w zdolności czarodziejki.
-Nie podejrzewam, aby mogła pani pomóc w większym zakresie niż oni, ale zgadzam się, iż próba pomocy nie zaszkodzi.
Zwróciła się następnie do męża.-Wolfgangu, bądź tak łaskaw i zaprowadź panią Nessę do komnat Antoinette. Ja odprawię naszych gości.
Hrabia wyglądał jakby chciał zaprotestować, ale chyba zmienił zdanie. Odwrócił się ku Nessie i odrobinę zbyt władczo rzekł:
-Proszę za mną.

do Derricka Talbitt

Piękna czarodziejka została odprowadzona tylnymi drzwiami z komnaty. Znowu nie będziesz miał okazji zamienić z nią kilku słów. Widocznie jedyną na to szansą byłoby poczekanie na nią przed zamkiem.
Szczególnie, że hrabina wstała z tronu i odłożyła wachlarz. Wyglądała znacznie zdrowiej niż jeszcze przed chwilą.
-Czcigodny Borsu i wy, panowie medycy.-Zwróciła się do was dość ciepło. Szansa na uleczenie jej dziecka wyraźnie dodała jej otuchy.
-Dziękuję wam z całego serca za to, że mimo swych licznych zapewne obowiązków znaleźliście czas by odpowiedzieć na nasze wezwanie. Wiedzcie, że nie będzie wam to zapomniane. Czcigodny Borsu zaś niechaj będzie pewny, że wyświadczoną przez niego pomocą zaskarbił sobie moją wdzięczność. Niestety obowiązki nie pozwalają mi panów ugościć na śniadaniu.-Trzeba przyznać, że udawany żal wyszedł Linmarze bardzo dobrze.
-Majordomus odprowadzi panów do wyjścia.

(...)

No i to by było na tyle. Dzięki, że wpadliście, zrobiliście co mieliście i możecie już sobie pójść. Władcy jak świat długi i szeroki są zawsze tacy sami.
Wracałeś tymi samymi korytarzami co wcześniej. Teraz jednak były jakby trochę bardziej ożywione. W bocznych korytarzykach migały ci nawet sylwetki służących i dworaków, strażnicy jednak niezmiennie stali w bezruchu na swych posterunkach.
Szliście wszyscy w milczeniu za majordomusem. Borsu spokojnie, dostojnie nawet, trzymając w dłoni wręczoną wcześniej przez służącego sakiewkę. Patrzył prosto przed siebie, jakby brzydził się wszystkimi mijanymi obrazami i rzeźbami.
Lorik z Gulety uspokoił się już, teraz był zupełnie pochłonięty przez własne myśli. Do tego stopnia, że co chwile zostawał w tyle i musiał was nadganiać.
W końcu minęliście wrota zamkowe. I dopiero tutaj rzucił ci się w oczy ślad wtargnięcia mieszczan. Nie zauważyłeś wcześniej, ale kamienie wokół drzwi różniły się kolorem od reszty ściany. Najprawdopodobniej zostały świeżo położone i to dość niedawno. Ale to tylko pojedyncza pamiątka po ostatnich wydarzeniach.
Druid ruszył trochę raźniej do przodu gdy znaleźliście się na placu zamkowym. Ziołolecznik wprost przeciwnie, zatrzymał się i zapytał cię ściszonym głosem:
-Co pan myśli o tej nagłej radosnej nowinie, panie Derricku? Hrabia lekką ręką zaproponował taki majątek za sprowadzenie kogoś, kto może nawet nie istnieje. A druid już za samą opowiastkę otrzymał nagrodę.

do Nessy z Thanedd

Niedługo po tym jak opuściłaś z hrabią tylnym wyjściem salę audiencyjną, ze zdziwieniem stwierdziłaś, że idzie za wami jakiś człowiek. Ubrany był nad wyraz prosto, w szare, zlewające się ze ścianami ubranie. Przy pasie nosił krótki miecz a poruszał się cicho jak kot. Pojęcia nie masz kiedy do was dołączył, chociaż musiał to zrobić przed chwilą. Wolfgang zaalarmowany twą reakcją odwrócił się, ale po spojrzeniu na dziwnego mężczyznę po prostu ruszył dalej.
Po kilku chwilach wyszliście na kolejny ciąg korytarzy i teraz w końcu mogłaś ujrzeć zniszczenia wywołane przez tłum. Na ścianach nie było żadnych obrazów, na posadzkach gdzieniegdzie znajdowały się małe sterty gruzu. Posadzka była miejscami popękana. Gdyby nie to, że jesteś czarodziejką, gotowa byłabyś pomyśleć, że przeniesiono cię do zupełnie innego zamku.

(...)

W końcu wraz z milczącym hrabią stanęłaś przed drzwiami jakiejś komnaty. Stało przed nimi aż czterech strażników, zbrojnych w miecze i piki. Dziwny, ubrany na szaro człowiek zniknął równie niezauważenie jak się pojawił.
-Otwórzcie drzwi.-Rozkazał Wolfgang, a jeden ze strażników wypełnił go w ciągu chwili.
-Proszę zrobić, co uważa pani za stosowne.-Rzekł hrabia, gestem dłoni zapraszając cię do środka. Sam jednak został na korytarzu.
Wnętrze wyglądało dość nieciekawie. Owszem, było przestronne ale niemal zupełnie puste. Kilka i szafek, z których większość wydawała się uszkodzona. Gołe deski podłogi. Jedynie porcelanowa wanna w kącie robiła wrażenie należyte dla komnaty hrabianki. Tobie zaś przywiodła na myśl ostatnią upojną noc, co zresztą było zupełnie nie na miejscu i szybko odgoniłaś te wspomnienia.
W pokoju poza tobą była jakaś niemłoda już służąca, siedząca na krześle przy łóżku. W łóżku zaś, przykryta puchową kołdrą leżała dziewczyna, mogąca być tylko hrabianką Antoinette.


Włosy miała rozpuszczone i w zupełnym nieładzie. Oczy podkrążone, jakby z braku snu, patrzyły ślepo w sufit.
Służąca spojrzała na ciebie z wyraźną rezygnacją i spytała.
-Mam wyjść, czy zbada pani hrabiankę pomimo mej obecności?
 
Zapatashura jest offline