Matylda w napięciu wpatrywała się w generała Wymierskiego. Ten nie odpowiadał, milczał długo, widać zastanawiał się nad czymś dokładnie. Dziewczyna powoli ochłonęła z entuzjazmu, z pragnienia rozmowy, wyjaśnienia wszystkich kwestii. Generał zachowywał swoje myśli dla siebie, nie dzielił się nimi z Matyldą. Być może tak właśnie należy postępować? Wszak i Fitzpatrick niczego nie wyjaśniał i żądał jedynie posłuchu. Czy świat tajnych agentów i wojskowych tak właśnie wygląda? W takim razie dziwny to świat, gdzie każdy swoje myśli zatrzymuje dla siebie, nikt niczego nie wyjaśnia, nie ma rozmów, nie ma zrozumienia, są tylko rozkazy i gniew... Matylda przygarbiła się nieświadomie, przygięta ciężarem rozmyślań. Odwróciła głowę w bok, by Wymierski nie zauważył gromadzących się w jej oczach łez. I wtedy nagle... w oddali ktoś energicznie machał trzymanym w dłoni przedmiotem, machał właśnie w tą stronę i zdawało się - patrzył wprost na nią.
- To chyba znak, generale - odezwała się wreszcie, przerywając zbyt bardzo przedłużającą się ciszę.
***
Gdy drzwi karczmy otworzyły się przed nimi, otulił ich przyjemny zapach zupy, ziół i piwa. Ciepłe wnętrze i wesoło igrający ogień na kominie sprawił, że nogi niemal ugięły się pod Matyldą i nagle organizm przypomniał jej o ogromnym zmęczeniu. Trochę onieśmielona widokiem nowych twarzy próbowała się jakoś ogarnąć, schować pod chustę niesforne kosmyki włosów, zetrzeć z twarzy brud i zaschnięte łzy. Jej starania niewiele jednak przyniosły efektów. Od kiedy tylko usiadła przy stole - gdzieś w kącie, jak najdalej od Fitzpatricka, od spraw, które ją przerastały - jej myśli zaprzątnięte były tylko jednym. "Jeść" wołały jej wszystkie trzewia, "Jeść" wołały jej oczy, "Jeść" wołały jej drżące pod stołem dłonie! |