Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2008, 16:53   #30
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Cread zamyślił się. Nie zważając na kapłana, przemawiającego doń, skupił się na swoim wnętrzu. Miał wiele do przemyślenia…

Kto mógł się podszyć pod Mystrę?

To pytanie nie mogło mu dać spokoju. Istniało kilka możliwości, a im dłużej nad tym myślał, tym mniej wiedział, co się dzieje.

Jeśli Shar postanowiła przejąć moc Mysty, to czemu była tak niesubtelna? Przecież przechytrzył ją –powiedzmy to sobie szczerze- pierwszy lepszy kapłan. To oczywiste, że Mroczna Bogini zrobiła to zupełnie inaczej. Iluzja, zaklinanie, podwójna wewnętrzna kaplica- było tyle możliwości. Ale jej kapłani musieli biegać za wyznawcą Władczyni Magii po całym budynku…

Cyric już bardziej pasował. Małe-wielkie bóstewko z manią wielkości. Po kimś, kto padł ofiarą własnego kłamstwa, można się wszystkiego spodziewać. Jeśli w Czasach Kłopotów narobił sobie problemów, nie myśląc nad konsekwencjami, to teraz też mógł tak postąpić.

Nie, to nie to…

Zarówno Cyric, jak i Shar kochają podstępy, kłamstwa, iluzje. Tak wielka nieudolność nie pasowała do nich. Chyba, ze kapłani spaprali robotę…

Choć wtedy rozgniewane bóstwo uczyniłoby im pewnie bolesnej lekcji. Śmiertelnej…

Tak więc, kto mógł za tym stać?

Czerwoni magowie mogli mieszać w to swoje palce. Choć ostatnio zaczęli interesować się handlem, to nie porzucili swojej mrocznej natury. Władza, bogactwo, prestiż. Te rzeczy działały na nich jak miód na pszczoły. Przyciągały, fascynowały. Były celem egzystencji.

Tak, próba przejęcia władzy nad Cormyrem przez Czarnoksiężników mogła być wyjaśnieniem. Lecz, czy byli aż tak szaleni, by narazić się na gniew bóstwa?

Kult Smoka? Gryf sam nie wiedział, co o tym myśleć. Byli wystarczająco potężni, by coś takiego zrobić, i wystarczająco szaleni, by nie bać się konsekwencji. Tak, polowanie na Purpurowego Smoka wielu doprowadziło na granice obłędu. Wraz z opiekunem Cormyru, zyskaliby władzę nad krainą.

Ale czy świątynia Bahemota nie byłaby lepszym miejscem, by zorganizować taką akcję? Więcej wiernych, gdyż każdy chciałby podziękować Purpurowemu Smokowi za opiekę. Więcej okazji do wyjścia w las, do zainteresowania jaszczurem…

Ale czy któryś z kleryków zainteresował się nim?

Sembyjczycy też nie mogli tego uczynić. Szpiegostwo, trucizny, kłamstwa i manipulacje. To było w ich mocy. Ale stworzenie fikcyjnej świątyni ku chwale Mystry było złym pomysłem. Przecież, wraz z modłami, dowiedziałaby się o całej intrydze.

To zaś znowu odsyłało myśli maga ku Shar…
„Niekończąca się opowieść”

Gawryna wyrwał z zadumy brzęk złota. Roztargniony, chwycił sakiewkę i podziękował kapłanowi skinieniem głowy. Odjeżdżał znaleźć pomoc w świątyni. Tej prawdziwej, cztery dni drogi stąd. Cread zmarszczył brwi. Czy kapłan postępuje słusznie?

Równie dobrze mogliby go asekurować. To prawda, nie byli zbyt potężni, ale to mogłoby zrazić napastników.

Nie. Ktoś, to zrobił tak wielkie przedsięwzięcie z pewnością dołoży wszelkich starań, by utrzymać wszystko w sekrecie.

To zaś oznaczało, że mogli widzieć kapłana ostatni raz…

-Powodzenia- powiedział Gryf. Nic więcej nie mógł zrobić. Zdawał sobie sprawę, że tak było najlepiej. Mniejsze zło. W razie czego, Tunaster powierzył im swą tajemnicę. Cokolwiek by się nie stało, za najwyżej dwadzieścia dni wszystko się skończy.

-Tak, nazywam się Cread Gawryn, Gryfem zwany.- odpowiedział na pytanie krasnoludzkiego towarzysza, podążając wzrokiem za sługą Mystry. Teraz wszystko leżało w rękach wojownika i czarodzieja.

Ku zdumieniu Creada, Galed postanowił ubrać na siebie (zapewne) cały ekwipunek, jaki miał. Zbroja z srebrzystego mithrilu, tarcza, sejmitar. Najwyraźniej zapomniał, że udają się do świątyni Mystry, a nie przybytku Garadosa. Osławiona krasnoludka ogłada…

~*~
Gryf przez całą drogę był zamyślony. Krasnolud mówił o tym, jak spotkał kapłana, o czym rozmawiali, co o nim sądzi. A Cread, towarzysząc mu w pól kroku za nim, rozważał problem, jakim była światynia.

Dwadzieścia dni. Tyle, w najgorszym wypadku, zajęłaby wyprawa do kapłanów Mystry. To zaś oznacza, że ktoś, kto stworzył świątynię, miał mało czasu. Cztery-pięć dni drogi. Tylko tyle dzieliło oszustów od wymierzenia im sprawiedliwości. Wszystko zaczęło się układać. Mógł za tym stać każdy. Celem budowli nie było zdobycie wyznawców. Oj nie. Prawda była znacznie bardziej masakryczna.

Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem braku kamuflażu, rozpaczliwej pogoni za Tunasterem i bliskości prawdziwej świątyni było to, iż światynia nie miała stać na długie miesiące, jeśli nie lata. Powstała w jednym celu- żeby upaść w widowiskowy i efektywny sposób. Razem z całym miastem, wykorzystując energię wiernych.

Talos…

W momencie, w którym mag to sobie uprzytomnił, stał w świątyni obok krasnoluda i kapłana kultu zniszczenia. Kiedy się zamyślił, wpadał w trans, z którego trudno go było wybudzić. Nierzeczywisty świat, jak mówili kapłani Deneira. Teraz stało to się jego zgubą.

Creadowi serce zabiło mocniej. Byli w niebezpieczeństwie. Wszyscy, całe miasto. Zniszczenie było tuż obok, czaiło się. Tu, w świątyni, w wzgórzu, w które została wbudowana. Choć wolał nie myśleć, co może dojrzewać w podziemiach, wyobraźnia podsuwała mu najgorsze obrazy.

A krasnolud tylko skomplikował sprawę. Absolutnie każdy wie, że nie można zadzierać z kultami. To podstawa życia w Faerunie. Matki opowiadały synom, co grozi tym, którzy zwiążą się z złymi bóstwami. Starszyzna opowiadała mrożące w krew żyłach historie, a ksiegi przestrzegały. Wszyscy wiedzieli, jak niebezpieczni są fanatyczni wyznawcy Bane’a, Cyrica i Talosa. Ale najwidoczniej Galed pochodził z pięciu wędrowców.

Nie było czasu. Trzeba było coś zrobić. Nawet kontynuować tą głupią grę Galeda. I choć cały się spocił, a głos mu drżał, mag przemówił:
-T-tak, chcielibyśmy s-służ-żyć naszej P-pani. P-przeprasz-szam, to taki z-zaszczyt.
Tu spuścił głowę. Nie mógł pozwolić, by ktoś domyślił się, że coś wie. Musiał udawać nieśmiałego. I uprzedzić krasnoluda.

Zanim będzie za późno…
 
Kaworu jest offline