Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2008, 11:37   #7
Bulny
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Zbyszek ze spuszczoną głową słuchał reprymendy od dyrygenta. W sumie przyzwyczaił się do tego, że mistrza Desfleurs'a irytowały wieczne spóźnienia muzyka. W sumie nie czuł się już nawet tak winny jak za pierwszym razem. Słowa dyrygenta spłynęły po nim jak po kaczce, lecz trzeba było udawać przejęcie, aby czasem nie zostać wyrzuconym z pracy. Próbował się też nie śmiać, kiedy "szef" wymawiał nieudolnie jego nazwisko. Bardzo bawiło go to, z jakim trudem wszystkim przychodzi wymawianie jego personaliów. Po wyrzuceniu z opery o takim prestiżu pewnie żaden dyrektor nie przyjąłby skrzypka. No nic. Trzeba było przez chwilę poudawać, choć to nie było to wpisane w styl zachowania Polaka.

Po zebranej reprymendzie mężczyzna usiadł na swoim miejscu, czyli w sektorze instrumentów smyczkowych. Zajmując miejsce przywitał się ze wszystkimi ludźmi siedzącymi na około niego. Utrzymywał z nimi dobre stosunki. Często wszyscy po próbach wszyscy chodzili na lampkę wina i coś na przegryzkę do ulubionej kawiarenki mężczyzny. Xavier wiedział co robi kupując kamienicę za ogromne pieniądze. Wydatek zwrócił mu się pewnie już nawet pięciokrotnie, jak nie lepiej.

Po "rozłożeniu się", muzyk ocenił jeszcze dotykiem stan swoich włosów, które podczas biegu nieco się rozmierzwiły. Zdjął kokardę i spoglądając jeszcze na scenę rozwiązał ją. Potem wstał, zdjął płaszcz, wyciągnął się, po czym zakręcił nieco zalotnie głową, aby jego fryzura dobrze się ułożyła i ponownie ją związał. Nie robił tego jakoś specjalnie, raczej tkwiło w tym przyzwyczajenie, pozostałe mu jeszcze ze stanu kawalerskiego.

Gdy Zbigniew skończył robić wszystkie te czynności, zaczęła się próba. Jak zwykle, kiedy mężczyzna wczuł sie już w grę i poczuł duszę muzyki, ktoś oczywiście musiał przerwać, bo "pchnięcie szpadą nie pasowało", "wiolonczelista się spóźnił z wejściem w kolejny takt", "jakiś aktor podczas śpiewu kichnął wszystko psując". Sytuacje te wyprowadzały mężczyznę z równowagi, no ale takie trzeba ponieść koszta, aby spektakl przed możnymi Paryżanami się udał. Każdy błąd, każde potknięcie się. Wszystko to denerwowało choreografów i inne ważne persony, a Sarnecki miał z tych sytuacji niezły ubaw. Najśmieszniejszy był jednak głos rozlegający się po każdym przemówieniu monsieur Saint-Léon'a. Czasami skrzypek musiał dusić śmiech, dławiąc się śliną. Mimo karcących spojrzeń kolegów, odruch taki towarzyszył mu za każdym razem, kiedy rozlegał się potężny głos.

- Nie, nie wytrzymam. - szeptał mężczyzna zatykając usta. Z udawania że wszystko jest w porządku zrobił się cały czerwony, a gorący pot zalał jego ciało. Gdyby nie Ci wszyscy ludzie, pewnie teraz ryknąłby na całą salę i niemal tarzał się po ziemi. Ranga tego miejsca i przedmiotu zabaw, nie pozwalała mu jednak na taki czyn. Po chwili zaczął przysłuchiwać się słowom zza kulis. Gdy tajemniczy jegomość zaczął monolog, Sarnecki pomyślał, że teraz już nie wytrzyma i na prawdę wybuchnie. Słowa znikąd nie były jednak śmieszne. Pranie takich rzeczy w takim miejscu jest nietaktem nawet w Polsce, a co dopiero tutaj. Mężczyzna współczuł choreografowi tego poniżenia i miał nadzieję, że szanowny pan Cesare ma w sobie na tyle zdolności oralnych, aby umiejętnie obrócić całą sytuację w żart.

Widząc, że wszystkich na około zamurowało, człowiek pomyślał, że na dziś to chyba koniec. Doskonale znał mentalność dusz artystycznych i wiedział, że po takim czymś raczej nie będzie sensu ciągnąć próby. Należy chwilę odpocząć. Wziął swój futerał, i grzebiąc w nim w poszukiwaniu nut coś wywrócił. Na szczęście nie narobił huku. Ale co to? Coś białego było pod przewróconym pojemnikiem. Skrzypek sięgnął po znalezioną kopertę, po czym otworzył ją, wertując jej zawartość. Mimowolnie uśmiechnął się czytając słowa o szlifowaniu kamienia. Od zawsze lubił, gdy chwalono jego umiejętności. Oczywiście nie zawsze miał ochotę wysłuchiwać pochwał, ale dobrze jest wiedzieć, że ktoś docenia jego ciężką pracę.

Muzyk przez chwilę głowił się do kogo należą inicjały U. O. Nikt nie przychodził mu jednak na myśl. Czytając Post Scriptum zmierzył wzrokiem drugą kopertę. Miał nieodpartą chęć, aby ją otworzyć i zobaczyć co jest w środku. A jeśli to coś poufnego? Mężczyzna mógłby nieźle dostać wtedy po uszach. "Trzeba zanieść ją dyrektorowi..." - pomyślał. Spojrzał na scenę i ludzi wokół niego. Nie wydawało się raczej, aby próba miała ciągnąć się bez pięciominutowej przerwy. Ten czas chyba wystarczy mężczyźnie by znaleźć dyrektora.

- Na chwilę was opuszczę. - rzekł Zbyszek wstając z miejsca, po czym wyszedł z głównej auli. Skierował swoje kroki w stronę siedziby dyrektora, który zapewne miast obserwować próbę załatwiał jakieś formalności...
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)
Bulny jest offline