Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2008, 17:37   #83
Cyrus
 
Reputacja: 1 Cyrus nie jest za bardzo znany
Demon trzymany w zamknięciu przez Emme wyrwał się na wolność. Wyczuł jej chęć podpalenia czegoś i uznał ten pomysł za ciekawy. Nabrał sił karmiąc się jej gniewem i zabrał się do dzieła. Płomienie jakie utworzył, ich siła i rozmiar odzwierciedlały ból i wściekłość wampirzycy po stracie Magini. Na pierwszy ogień, dosłownie i w przenośni poszła ciężarówka Hanka. Cała łącznie z przyczepą stanęła w ułamku sekundy w płomieniach. Hank mimo tego, że był już w pewnej odległości od pojazdu zaczął się od niego odsuwać przesłaniając oczy i twarz ramieniem. Gwen właśnie wyskakiwała z kabiny gdy ta została pochłonięta przez żywioł. Żar jaki czuła na plecach dodał jej sił w nogach. W ułamku sekundy odskoczyła i odbiegła na odległość dziesięciu metrów od katastrofy. Zdała sobie sprawę, że jest oddzielona od reszty płonącą barykadą.

Ale żądza płomieni Demona nie została w pełni zaspokojona. Oczy Emmy zwróciły się w stronę najbliższej kamienicy, tej do której wbiegła wcześniej Gwen. Po chwili w oknach zabłysł ogień. Szyby pękły pod wpływem gorąca i płomienie wydarły się na zewnątrz liżąc ściany budynku. Istny Armagedon.

Katastrofa wywołała panikę wśród funkcjonariuszy. Każdy biegł w stronę szalejącego żywiołu. Niektórzy podjeżdżali samochodami aby być te kilka sekund szybciej. Wóz strażacki włączył syrenę i również podjechał jak najbliżej zajścia.

Ale wampiry już tego nie widziały, nie to było dla nich teraz istotne. W oczach Kyle’a, Hanka i Gwen błyszczał ogień. Śmiertelne zagrożenie dla ich istnienia, teraz będące tak blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki. Ogień ten doszczętnie spalił ich pewność siebie a nawet zdrowe zmysły. Nikt z nich nie mógł znieść tego zagrożenia, każdy myślał tylko o sobie. Wampiry w przerażeniu rozbiegły się po miasteczku ponownie trawionym przez pożar.

Usatysfakcjonowany Demon z wyszczerzoną gębą wrócił na swoje miejsce pozostawiając coś dla Emmy w jej ciele. A było to mianowicie zmęczenie, nie do opisania. Czy to dobry moment na drzemkę? A jakie to ma teraz znaczenie?
Emma upadła lądując koło Magini. Swoją dłonią odnalazła jej dłoń w śniegu. Oczy jako ostatnie się poddały i ukryły pustkę jej duszy.

* * *


Hank był już wyczerpany tą ciągłą bieganiną. Obłąkańcza ucieczka i strach przed ogniem już minęły, teraz musiał uciekać przed ludźmi. Przez ostatnie dwie godziny nic tylko bieg i ukrywanie się. Policja była na jego tropie, nie dawali mu sekundy wytchnienia. Domyślał się dlaczego tak się na niego uwzięli. W końcu wyglądał dużo groźniej od Gwen a Kyle się lepiej od niego ukrywał.
Dopiero teraz udało mu się wydostać z terenów zabudowanych. Tu w lesie mógł zgubić ich bez problemu, chociażby wnikając w ziemię. Jednak nie był tchórzem, i wolał zatrzymać ten pomysł na ostateczność. Co prawda miał tutaj nieprzyjemną perspektywę spotkania zmiennokształtnych, ale wolał próbować dogadać się z nimi niż z policją. Jest w końcu Gangrelem, może nie potraktują go jak normalnego wampira gdy im pokaże, że także zmienia kształt. Jak na razie nie uśmiechała mu się myśl o powrocie do miasta.
Rozglądając się uważnie przemierzał las pokryty śniegiem. Wyszedł na drogę leśną i dostrzegł tam coś, co przykuło jego uwagę. Ostrożnie podszedł w tą stronę.
To był motor, z całą pewnością Harley Księcia miasta. Karl tutaj był niedawno, silnik był jeszcze ciepły. Maszyna stała zaparkowana przy drodze, od niej w stronę lasu prowadziły ślady jego ciężkich butów. Po pięciu metrach nie było już śladów stóp tylko ślady łap. Zmienił się w wilka.
Hank zastanawiał się czy iść tam lub czy poczekać na niego tutaj?



Gwen nie mogła się uspokoić. Ogień, żywy, huczący i pragnący ją pochłonąć. Był tak blisko niej, praktycznie liznął jej plecy, czuła to. Biegła wciąż przed siebie. Co sekundę odwracała się do tyłu będąc przekonaną, że ogień ponownie pojawi się tuż za nią, powstając z niczego.
Niczym obłąkana kręciła się wokoło własnej osi i sięgała rękoma pleców próbując ugasić wyimaginowany ogień.
Nie była pewna ile czasu minęło zanim zupełnie się uspokoiła, dla niej to było jak zły sen, jak koszmar, zupełnie straciła rachubę czasu. Chodziła po ulicach niewiedząc co ma z sobą zrobić ani dokąd iść.
Zamieć ustępowała. Śnieg przestał sypać z nieba a wiatr ucichł zupełnie. Miasteczko wydawało się teraz zupełnie martwe, pogrzebane pod grubą warstwą śniegu, otulone delikatną mroźną mgiełką.
Wtedy rozpoczął się dla niej nowy koszmar, a w zasadzie to stary. Tak stary, że już o nim zapomniała. Usłyszała warkot silnika i zza rogu wyjechał błękitny BMW. Za kierownicą dostrzegła Kristofera. Samochód był w opłakanym stanie, miał dziury po kulach. Błotnik odpadł z przodu, jedna z lamp była stłuczona a maska samochodu nieco wgięta. Przednia szyba zamazana była krwią rozmazaną przez wycieraczki.
Jej ojciec zatrzymał się tuż koło niej i otworzył drzwi, nie wysiadł jednak. Jego twarz zawsze taka ładna teraz była umazana w krwi. Gwen dostrzegła, że jego golf jest popalony a jego prawa ręka całkowicie zwęglona.
- Nooo… tutaj jesteś. A ja cię szukam. Nie czas teraz na gorące powitania. Wskakuj do samochodu, spieprzamy z tego pojebanego miasta. … No co tak stoisz jakbyś zobaczyła ducha? W mieście jest co najmniej ośmiu…- spojrzał się na szybę swego samochodu i uśmiechnął. - ...siedmiu magów, którzy tylko mażą aby cię dorwać… i zabić, Więc nie kręć mi nosem i wsiadaj natychmiast!... No wsiadaj!- krzyknął wpływając na niezdecydowaną córkę potęgą swego umysłu. A Gwen już prawie wsiadła… ale zdała sobie sprawę, że to tylko odruch, nie musiała tego robić, miała już tego dosyć.
- Nie. Muszę coś jeszcze zrobić- odrzekła spokojnie.
Na twarzy Kristofera mieszało się zdziwienie i zdenerwowanie i … strach?


Zanim Kyle opanował swój strach mocno oddalił się od grupy. Próbował ich odnaleźć ale na próżno. Zamieć zamiotła wszelkie ślady. Godzinę błąkał się po mieście bez celu, nasłuchując i poszukując jakiegoś punktu zaczepienia.
Sabatnicy, magowie, niewidoczni zamachowcy. Ktokolwiek rozrabiał w miasteczku teraz siedział schowany w koncie, w obawie przed szalejącą policją. Musieli chłopaki dostać jakieś wsparcie z większego miasta bo co pięć minut Kyle musiał ustępować w cień przed nadjeżdżającym wozem patrolowym świecącym po ciemnych zakamarkach ustawionym na drzwiach mocnym reflektorem.
Po pewnym czasie natrafił na ślady stóp, podążając za nimi dogonił postać o znajomej sylwetce. To z całą pewnością była Gwen.
Ciągle w ukryciu podążał za nią i stał się świadkiem jej rozmowy ze swym ojcem.
Zastanawiał się nad tym Kristoferem… czy pomógłby mu, czy może raczej próbował przeszkodzić.



Świadomość Emmy powróciła. Otworzywszy oczy stwierdziła, że panują tutaj absolutne ciemności, gdziekolwiek była. Zaczęła posługiwać się zmysłem dotyku. Na około niej były zimne, gładkie metalowe ściany. Ona sama leżała nago na twardym metalowym stole.
Sekundę później usłyszała hałas i poczuła ruch. Dookoła zaistniało światło odkrywające jej położenie. Znajdowała się na wysuniętej metalowej szufladzie na zwłoki. Pomieszczenie w jakim się znalazła było oświetlone lampami. Nie ulegało wątpliwościom, że to kostnica. Najwyraźniej lekarze nie wyczuli jej pulsu i uznali za martwą, nawet miała bilecik na kciuku prawej nogi. Całe szczęście nikt nie zabrał się jeszcze za sekcję zwłok.
W pobliżu niebyło widać żywej duszy. Ale po chwili odezwał się basowy głos, odbijający się od ścian.
- Witam spowrotem wśród nie umarłych, panno Emmo. I proszę nie pytaj skąd znam twoje imię. Jestem nosferatem, wiem wiele.
Moje imię to Ian, ale możesz tytułować mnie również głosem Iana.-
zaśmiał się cicho pod nosem.
- Tam za drzwiami wisi fartuch lekarski. Może będziesz się czuła bardziej komfortowo nosząc go na sobie, chociaż mi twoja nagość nie przeszkadza a nikt inny nas nie zobaczy.
Nie musisz się mię obawiać. Gdybym chciał twojej śmierci to już od godziny unosiłabyś się na wietrze jako garść popiołu. Chcę ci pomóc stąd wyjść, mam też pewną niespodziankę dla ciebie. Choć za mną. –
drzwi się otworzyły.
- Wybacz, że tak dużo mówię ale chciałbym abyś wiedziała gdzie jestem. Chodźmy, to co chcę ci pokazać jest niedaleko. Acha i jeszcze zawczasu muszę to powiedzieć… nie jestem tym za kogo mnie teraz zapewne uważasz… to nie ja strzeliłem do Barbary… to jak? Idziesz?
 
__________________
When the man meets force that he can not destroy, he destroys himself instead.
What from of plague are you?

Ostatnio edytowane przez Cyrus : 24-04-2008 o 18:00.
Cyrus jest offline