23-04-2008, 15:26 | #81 |
Reputacja: 1 | Kyle pobiegł w stronę szkoły aby się pożywić. Bacznie obserwował każdego w jej pobliżu, wspiął się na dach szkoły by spokojnie wypatrywać ofiary. Jego uwagę przykuły pojawiające się ślady na śniegu, powoli szedł za niewidzialnym nie ujawniając swojej obecności, chociaż nie miał pojęcia czy ten już go nie zauważył. Ślad urwał się przed drzwiami szkoły, Kyle wszedł do środka i zdał sobie sprawę, ze cokolwiek to było, to teraz stoi tuż obok niego. Z zaskoczenia wykonał kilka szybkich cięć mieczem na około siebie co spowodowało, że podłoga pod unikającym miecza niewidzialnym załamała się. Hałas spowodowany tym zdarzeniem zwrócił uwagę detektywów. Kyle szybko wskoczył za uciekinierem,który niestety się wymknął, w szkole było zbyt wiele wyjść by Kyle mógł obserwować wszystkie. Do ciemnego pomieszczenia wpadało tylko światło z rozwalonego sufitu ale po chwili pojawiły się dwa okrągłe świecące punkty. Nie było wątpliwości że to latarki. Assamita szybko wskoczył przez dziurę z powrotem i lekko westchnął. Lecz bestia znów dała o sobie znać.. Kyle miał teraz tak dobra okazję.. nie mógł odpuścić. Zszedł schodami z powrotem do pomieszczenia roztaczając naokoło siebie aurę zupełnej ciszy. Dwie pochylone sylwetki mężczyzn z latarkami były kilka metrów przed nim. Podszedł tak blisko, że gdyby nie aura słyszeli by jego oddech. Kolejny raz krew obryzgała szarą ścianę pozostawiając na niej długi czerwony łuk, z którego spływały krople życiodajnej krwi. Drugi mężczyzna nie zdążył nawet zareagować zanim kły Kyle'a przebiły mu tętnicę. Kiedy mężczyzna osunął się na ziemię Assamita zajął się drugim napełniając swój organizm świeżą krwią pełną ulubionej adrenaliny. Spojrzał jeszcze raz na ciało jednego z mężczyzn, brakowało mu broni. Zamyśliwszy się przez moment pobiegł szybko w stronę pozostawionych na zewnątrz wampirów. Obserwując ślady na śniegu w końcu dotarł do grupy ale za późno.. niedoszła przyjaciółka Emmy leżała w kałuży krwi.. Kyle odniósł wrażenie, że kobieta spojrzała na niego ze smutkiem zanim zamknęła duże błyszczące oczy pod powiekami. W piersi Kyle'a coś drgnęło. "Spodziewała się, że ją uratuje? Mogła siedzieć w środku i nic by się nie stało.. i tak miała szczęście, że dotąd nie zginęła" pomyślał odrzucając z siebie jakąkolwiek winę za śmierć Maga. -Wiedziałem.. wiedziałem, że po to tu przyszedł! - krzyknął Kyle podbiegając do miejsca, w którym spoczywała ocalona a teraz nieżywa kobieta. -Tutaj jest ktoś oprócz nas.. w tej chwili może nawet stać obok.. - powiedział Kyle rozglądając się podejrzliwie. - Pełno tu śladów na śniegu.. sam widziałem jak niewidzialny, z pewnością Wampir zostawia ślady na dachu szkoły.. ale mi zwiał. -Hank? zauważyłeś coś...? Nie jesteśmy sami.. sabat na pewno nie da nam teraz ani chwili wytchnienia.. - powiedział Kyle spokojnym głosem patrząc na grupę. - Musimy jak najszybciej odnaleźć księcia, może coś wie.. Pojadę dalej z wami, zgoda? Mogę przydać.. - zakończył Kyle patrząc wymownie na ciało Maga jakby to był dowód, że bez niego długo nie pożyją.
__________________ "W każdym z nas płynie ta sama, leniwa, czerwona rzeka." Ostatnio edytowane przez Etopiryna : 23-04-2008 o 15:32. |
23-04-2008, 19:49 | #82 |
Reputacja: 1 | Przez chwilÄ™ jej umysÅ‚ biegÅ‚ zupeÅ‚nie innymi Å›cieżkami niżeli powinien. Nie myÅ›laÅ‚a o rzeczach ważnych, pierwszorzÄ™dnych. Po prawdzie nie myÅ›laÅ‚a wcale. CaÅ‚y dobytek jej jaźni odpÅ‚ynÄ…Å‚, zastÄ…piony rozszerzajÄ…cymi siÄ™ nieproporcjonalnie oczyma, utopionymi wrÄ™cz w niedowierzaniu i zaprzeczeniu. Usta otworzyÅ‚y siÄ™ w bezdźwiÄ™cznym akompaniamencie. Potem zaÅ› nastÄ…piÅ‚a erupcja niedorzecznych spostrzeżeÅ„, które przebiÅ‚y siÄ™ przez jej umysÅ‚ z siÅ‚Ä… tarana pokonujÄ…cego bramÄ™ wykonanÄ… z kilkucentymetrowego, do cna spróchniaÅ‚ego drewna. Bliskość strzaÅ‚u. Jego kierunek. Nawet dziura jakÄ… powoÅ‚aÅ‚a w ciele kula. Jej wielkość, kÄ…t nachylenia. Åšlady na Å›niegu. Paniczne ich wypatrywanie. Jednak wszystkie te spostrzeżenia byÅ‚y niedorzecznÄ… próbÄ… zachowania kontroli przez racjonalnÄ… część jej umysÅ‚u. Część, która stanowiÅ‚a witraż roztrzaskany na tysiÄ…c kawaÅ‚ków, jakiego to, wciąż istniejÄ…ce fragmenty zmierzaÅ‚y ku marmurowej podÅ‚odze by stać siÄ™ pyÅ‚em. Ciemność. Wybuch czerwieni, ostrej jak zakrwawiony nóż. MigajÄ…ce, biaÅ‚e Å›wiatÅ‚o, dodajÄ…ce kontrastu. DrażniÄ…ce. PotÄ™gujÄ…ce nienawiść. Niechęć. Wrogość. Pragnienie…zabijania. Nogi ugięły siÄ™ jakby ktoÅ› przeciÄ…Å‚ marionetce sznurki. Drewno jej koÅ›ci uderzyÅ‚o o miÄ™kki Å›nieg, opadajÄ…c przed ciaÅ‚em Barbary. Delikatne rÄ™ce stanowiÅ‚y jedynie wspomnienie, zastÄ…pione rozcapierzonymi szponami, zatapiajÄ…cymi siÄ™ w biaÅ‚ym puchu. KÅ‚y wydÅ‚użyÅ‚y siÄ™ nienaturalnie, jednak nie rozcięły warg, zamiast tego wymuszajÄ…c natychmiastowe otworzenie ust i gardÅ‚owy, potÄ™pieÅ„czy warkot. Jednak to byÅ‚ jedynie spektakl dla zebranych wokół. Emma w żaden sposób nie byÅ‚a Å›wiadoma swoich czynów. Ona byÅ‚a…byÅ‚a gdzieÅ› daleko. W bezgranicznej ciemnoÅ›ci, oplatajÄ…c rÄ™koma kolana, dryfujÄ…c w nicoÅ›ci i chowajÄ…c gÅ‚owÄ™ poÅ›ród burzy wÅ‚asnych wÅ‚osów. Zniszcz. zuchwaÅ‚y, pompatyczny Assamita. Mistrz oręża? MyÅ›laÅ‚ by kto! Tchórzliwy, pozbawiony resztek honoru zabójca, którego jedynÄ… kochankÄ… jest mrok! Zabij. Zabij to zwierze szybko, nim on zabije ciebie! WidziaÅ‚aÅ› jak na ciebie patrzyÅ‚! Nienawidzi ciÄ™! ZaÅ› w najlepszym wypadku wcale go nie obchodzisz! GÅ‚os zdawaÅ‚ siÄ™ wprowadzać postać w drżenie. Samym spojrzeniem mogÅ‚a uczynić z Kyle’a jedynie przelotnie żywÄ… pochodniÄ™. W jednej sekundzie obrócić go w proch. Jednak…jednak…jakie miaÅ‚a do tego prawo? Nie znaÅ‚a go. Nic o nim nie wiedziaÅ‚a. Nie uczyniÅ‚ jej nic zÅ‚ego, choć miaÅ‚ ku temu kilka okazji. Czy mogÅ‚a bezpodstawnie unicestwić go, tylko przez jego przynależność klanowÄ…? Sama wiedziaÅ‚a doskonale jak niewiele znaczÄ… takie bÅ‚ahostki jak klanowa etykietka. Po prawdzie nic. Bestia odwróciÅ‚a wiÄ™c swój wzrok. ZmieniÅ‚a cel na inny. Hank. GÅ‚upi, gburowaty Gangrel, prostak, który sÄ…dzi, że może wszystko, z powodu swej urojonej, fizycznej siÅ‚y! To przez niego to siÄ™ staÅ‚o. Przez niego! Gdyby chwilÄ™ temu nie podkuliÅ‚ ogona, jak ostatni tchórz! Teraz czas odkupienia. Niechaj zapÅ‚aci! Sylwetka osadzona w mroku poczęła siÄ™ trząść jakby za chwilÄ™ miaÅ‚a rozpaść siÄ™ na dwoje. PÄ™kniÄ™cie. Trzask i…nic siÄ™ nie staÅ‚o. Wciąż trzymaÅ‚a siÄ™ silnie. Nie chciaÅ‚a jego Å›mierci. WiedziaÅ‚a dlaczego wróciÅ‚. DoceniaÅ‚a jego umiejÄ™tnoÅ›ci i fakt, że mimo gburowatoÅ›ci, której jej także nie brakowaÅ‚o…potrafiÅ‚ postawić siÄ™ w miejscu innej osoby. Ognisty wzrok nie padÅ‚ wiÄ™c na niego. Gwen. Gwen, Gwen, Gwen. Demoniczny Å›miech rozniósÅ‚ siÄ™ po czerni, jakby rezonowaÅ‚. RezonowaÅ‚ z prostego powodu. Bestia wiedziaÅ‚a, że zdrowa część jaźni nie znajdzie jakichkolwiek argumentów na obronÄ™ szalonej Toreadorki. Jednak mimo to, mimo to…w ostatniej chwili krwawe oczy odwróciÅ‚y siÄ™ od wielbicielki sztuki. ZÅ‚apawszy siÄ™ za gÅ‚owÄ™, wydajÄ…c przeraźliwy syk, Emma zatraciÅ‚a resztki swojej kontroli. |
24-04-2008, 17:37 | #83 |
Reputacja: 1 | Demon trzymany w zamkniÄ™ciu przez Emme wyrwaÅ‚ siÄ™ na wolność. WyczuÅ‚ jej chęć podpalenia czegoÅ› i uznaÅ‚ ten pomysÅ‚ za ciekawy. NabraÅ‚ siÅ‚ karmiÄ…c siÄ™ jej gniewem i zabraÅ‚ siÄ™ do dzieÅ‚a. PÅ‚omienie jakie utworzyÅ‚, ich siÅ‚a i rozmiar odzwierciedlaÅ‚y ból i wÅ›ciekÅ‚ość wampirzycy po stracie Magini. Na pierwszy ogieÅ„, dosÅ‚ownie i w przenoÅ›ni poszÅ‚a ciężarówka Hanka. CaÅ‚a Å‚Ä…cznie z przyczepÄ… stanęła w uÅ‚amku sekundy w pÅ‚omieniach. Hank mimo tego, że byÅ‚ już w pewnej odlegÅ‚oÅ›ci od pojazdu zaczÄ…Å‚ siÄ™ od niego odsuwać przesÅ‚aniajÄ…c oczy i twarz ramieniem. Gwen wÅ‚aÅ›nie wyskakiwaÅ‚a z kabiny gdy ta zostaÅ‚a pochÅ‚oniÄ™ta przez żywioÅ‚. Å»ar jaki czuÅ‚a na plecach dodaÅ‚ jej siÅ‚ w nogach. W uÅ‚amku sekundy odskoczyÅ‚a i odbiegÅ‚a na odlegÅ‚ość dziesiÄ™ciu metrów od katastrofy. ZdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że jest oddzielona od reszty pÅ‚onÄ…cÄ… barykadÄ…. Ale żądza pÅ‚omieni Demona nie zostaÅ‚a w peÅ‚ni zaspokojona. Oczy Emmy zwróciÅ‚y siÄ™ w stronÄ™ najbliższej kamienicy, tej do której wbiegÅ‚a wczeÅ›niej Gwen. Po chwili w oknach zabÅ‚ysÅ‚ ogieÅ„. Szyby pÄ™kÅ‚y pod wpÅ‚ywem gorÄ…ca i pÅ‚omienie wydarÅ‚y siÄ™ na zewnÄ…trz liżąc Å›ciany budynku. Istny Armagedon. Katastrofa wywoÅ‚aÅ‚a panikÄ™ wÅ›ród funkcjonariuszy. Każdy biegÅ‚ w stronÄ™ szalejÄ…cego żywioÅ‚u. Niektórzy podjeżdżali samochodami aby być te kilka sekund szybciej. Wóz strażacki wÅ‚Ä…czyÅ‚ syrenÄ™ i również podjechaÅ‚ jak najbliżej zajÅ›cia. Ale wampiry już tego nie widziaÅ‚y, nie to byÅ‚o dla nich teraz istotne. W oczach Kyle’a, Hanka i Gwen bÅ‚yszczaÅ‚ ogieÅ„. Åšmiertelne zagrożenie dla ich istnienia, teraz bÄ™dÄ…ce tak blisko, niemalże na wyciÄ…gniÄ™cie rÄ™ki. OgieÅ„ ten doszczÄ™tnie spaliÅ‚ ich pewność siebie a nawet zdrowe zmysÅ‚y. Nikt z nich nie mógÅ‚ znieść tego zagrożenia, każdy myÅ›laÅ‚ tylko o sobie. Wampiry w przerażeniu rozbiegÅ‚y siÄ™ po miasteczku ponownie trawionym przez pożar. Usatysfakcjonowany Demon z wyszczerzonÄ… gÄ™bÄ… wróciÅ‚ na swoje miejsce pozostawiajÄ…c coÅ› dla Emmy w jej ciele. A byÅ‚o to mianowicie zmÄ™czenie, nie do opisania. Czy to dobry moment na drzemkÄ™? A jakie to ma teraz znaczenie? Emma upadÅ‚a lÄ…dujÄ…c koÅ‚o Magini. SwojÄ… dÅ‚oniÄ… odnalazÅ‚a jej dÅ‚oÅ„ w Å›niegu. Oczy jako ostatnie siÄ™ poddaÅ‚y i ukryÅ‚y pustkÄ™ jej duszy. * * * Hank byÅ‚ już wyczerpany tÄ… ciÄ…gÅ‚Ä… bieganinÄ…. ObÅ‚Ä…kaÅ„cza ucieczka i strach przed ogniem już minęły, teraz musiaÅ‚ uciekać przed ludźmi. Przez ostatnie dwie godziny nic tylko bieg i ukrywanie siÄ™. Policja byÅ‚a na jego tropie, nie dawali mu sekundy wytchnienia. DomyÅ›laÅ‚ siÄ™ dlaczego tak siÄ™ na niego uwziÄ™li. W koÅ„cu wyglÄ…daÅ‚ dużo groźniej od Gwen a Kyle siÄ™ lepiej od niego ukrywaÅ‚. Dopiero teraz udaÅ‚o mu siÄ™ wydostać z terenów zabudowanych. Tu w lesie mógÅ‚ zgubić ich bez problemu, chociażby wnikajÄ…c w ziemiÄ™. Jednak nie byÅ‚ tchórzem, i wolaÅ‚ zatrzymać ten pomysÅ‚ na ostateczność. Co prawda miaÅ‚ tutaj nieprzyjemnÄ… perspektywÄ™ spotkania zmiennoksztaÅ‚tnych, ale wolaÅ‚ próbować dogadać siÄ™ z nimi niż z policjÄ…. Jest w koÅ„cu Gangrelem, może nie potraktujÄ… go jak normalnego wampira gdy im pokaże, że także zmienia ksztaÅ‚t. Jak na razie nie uÅ›miechaÅ‚a mu siÄ™ myÅ›l o powrocie do miasta. RozglÄ…dajÄ…c siÄ™ uważnie przemierzaÅ‚ las pokryty Å›niegiem. WyszedÅ‚ na drogÄ™ leÅ›nÄ… i dostrzegÅ‚ tam coÅ›, co przykuÅ‚o jego uwagÄ™. Ostrożnie podszedÅ‚ w tÄ… stronÄ™. To byÅ‚ motor, z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… Harley KsiÄ™cia miasta. Karl tutaj byÅ‚ niedawno, silnik byÅ‚ jeszcze ciepÅ‚y. Maszyna staÅ‚a zaparkowana przy drodze, od niej w stronÄ™ lasu prowadziÅ‚y Å›lady jego ciężkich butów. Po piÄ™ciu metrach nie byÅ‚o już Å›ladów stóp tylko Å›lady Å‚ap. ZmieniÅ‚ siÄ™ w wilka. Hank zastanawiaÅ‚ siÄ™ czy iść tam lub czy poczekać na niego tutaj? Gwen nie mogÅ‚a siÄ™ uspokoić. OgieÅ„, żywy, huczÄ…cy i pragnÄ…cy jÄ… pochÅ‚onąć. ByÅ‚ tak blisko niej, praktycznie liznÄ…Å‚ jej plecy, czuÅ‚a to. BiegÅ‚a wciąż przed siebie. Co sekundÄ™ odwracaÅ‚a siÄ™ do tyÅ‚u bÄ™dÄ…c przekonanÄ…, że ogieÅ„ ponownie pojawi siÄ™ tuż za niÄ…, powstajÄ…c z niczego. Niczym obÅ‚Ä…kana krÄ™ciÅ‚a siÄ™ wokoÅ‚o wÅ‚asnej osi i siÄ™gaÅ‚a rÄ™koma pleców próbujÄ…c ugasić wyimaginowany ogieÅ„. Nie byÅ‚a pewna ile czasu minęło zanim zupeÅ‚nie siÄ™ uspokoiÅ‚a, dla niej to byÅ‚o jak zÅ‚y sen, jak koszmar, zupeÅ‚nie straciÅ‚a rachubÄ™ czasu. ChodziÅ‚a po ulicach niewiedzÄ…c co ma z sobÄ… zrobić ani dokÄ…d iść. Zamieć ustÄ™powaÅ‚a. Åšnieg przestaÅ‚ sypać z nieba a wiatr ucichÅ‚ zupeÅ‚nie. Miasteczko wydawaÅ‚o siÄ™ teraz zupeÅ‚nie martwe, pogrzebane pod grubÄ… warstwÄ… Å›niegu, otulone delikatnÄ… mroźnÄ… mgieÅ‚kÄ…. Wtedy rozpoczÄ…Å‚ siÄ™ dla niej nowy koszmar, a w zasadzie to stary. Tak stary, że już o nim zapomniaÅ‚a. UsÅ‚yszaÅ‚a warkot silnika i zza rogu wyjechaÅ‚ bÅ‚Ä™kitny BMW. Za kierownicÄ… dostrzegÅ‚a Kristofera. Samochód byÅ‚ w opÅ‚akanym stanie, miaÅ‚ dziury po kulach. BÅ‚otnik odpadÅ‚ z przodu, jedna z lamp byÅ‚a stÅ‚uczona a maska samochodu nieco wgiÄ™ta. Przednia szyba zamazana byÅ‚a krwiÄ… rozmazanÄ… przez wycieraczki. Jej ojciec zatrzymaÅ‚ siÄ™ tuż koÅ‚o niej i otworzyÅ‚ drzwi, nie wysiadÅ‚ jednak. Jego twarz zawsze taka Å‚adna teraz byÅ‚a umazana w krwi. Gwen dostrzegÅ‚a, że jego golf jest popalony a jego prawa rÄ™ka caÅ‚kowicie zwÄ™glona. - Nooo… tutaj jesteÅ›. A ja ciÄ™ szukam. Nie czas teraz na gorÄ…ce powitania. Wskakuj do samochodu, spieprzamy z tego pojebanego miasta. … No co tak stoisz jakbyÅ› zobaczyÅ‚a ducha? W mieÅ›cie jest co najmniej oÅ›miu…- spojrzaÅ‚ siÄ™ na szybÄ™ swego samochodu i uÅ›miechnÄ…Å‚. - ...siedmiu magów, którzy tylko mażą aby ciÄ™ dorwać… i zabić, WiÄ™c nie kręć mi nosem i wsiadaj natychmiast!... No wsiadaj!- krzyknÄ…Å‚ wpÅ‚ywajÄ…c na niezdecydowanÄ… córkÄ™ potÄ™gÄ… swego umysÅ‚u. A Gwen już prawie wsiadÅ‚a… ale zdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że to tylko odruch, nie musiaÅ‚a tego robić, miaÅ‚a już tego dosyć. - Nie. MuszÄ™ coÅ› jeszcze zrobić- odrzekÅ‚a spokojnie. Na twarzy Kristofera mieszaÅ‚o siÄ™ zdziwienie i zdenerwowanie i … strach? Zanim Kyle opanowaÅ‚ swój strach mocno oddaliÅ‚ siÄ™ od grupy. PróbowaÅ‚ ich odnaleźć ale na próżno. Zamieć zamiotÅ‚a wszelkie Å›lady. GodzinÄ™ bÅ‚Ä…kaÅ‚ siÄ™ po mieÅ›cie bez celu, nasÅ‚uchujÄ…c i poszukujÄ…c jakiegoÅ› punktu zaczepienia. Sabatnicy, magowie, niewidoczni zamachowcy. Ktokolwiek rozrabiaÅ‚ w miasteczku teraz siedziaÅ‚ schowany w koncie, w obawie przed szalejÄ…cÄ… policjÄ…. Musieli chÅ‚opaki dostać jakieÅ› wsparcie z wiÄ™kszego miasta bo co pięć minut Kyle musiaÅ‚ ustÄ™pować w cieÅ„ przed nadjeżdżajÄ…cym wozem patrolowym Å›wiecÄ…cym po ciemnych zakamarkach ustawionym na drzwiach mocnym reflektorem. Po pewnym czasie natrafiÅ‚ na Å›lady stóp, podążajÄ…c za nimi dogoniÅ‚ postać o znajomej sylwetce. To z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚a Gwen. CiÄ…gle w ukryciu podążaÅ‚ za niÄ… i staÅ‚ siÄ™ Å›wiadkiem jej rozmowy ze swym ojcem. ZastanawiaÅ‚ siÄ™ nad tym Kristoferem… czy pomógÅ‚by mu, czy może raczej próbowaÅ‚ przeszkodzić. Åšwiadomość Emmy powróciÅ‚a. Otworzywszy oczy stwierdziÅ‚a, że panujÄ… tutaj absolutne ciemnoÅ›ci, gdziekolwiek byÅ‚a. Zaczęła posÅ‚ugiwać siÄ™ zmysÅ‚em dotyku. Na okoÅ‚o niej byÅ‚y zimne, gÅ‚adkie metalowe Å›ciany. Ona sama leżaÅ‚a nago na twardym metalowym stole. SekundÄ™ później usÅ‚yszaÅ‚a haÅ‚as i poczuÅ‚a ruch. DookoÅ‚a zaistniaÅ‚o Å›wiatÅ‚o odkrywajÄ…ce jej poÅ‚ożenie. ZnajdowaÅ‚a siÄ™ na wysuniÄ™tej metalowej szufladzie na zwÅ‚oki. Pomieszczenie w jakim siÄ™ znalazÅ‚a byÅ‚o oÅ›wietlone lampami. Nie ulegaÅ‚o wÄ…tpliwoÅ›ciom, że to kostnica. Najwyraźniej lekarze nie wyczuli jej pulsu i uznali za martwÄ…, nawet miaÅ‚a bilecik na kciuku prawej nogi. CaÅ‚e szczęście nikt nie zabraÅ‚ siÄ™ jeszcze za sekcjÄ™ zwÅ‚ok. W pobliżu niebyÅ‚o widać żywej duszy. Ale po chwili odezwaÅ‚ siÄ™ basowy gÅ‚os, odbijajÄ…cy siÄ™ od Å›cian. - Witam spowrotem wÅ›ród nie umarÅ‚ych, panno Emmo. I proszÄ™ nie pytaj skÄ…d znam twoje imiÄ™. Jestem nosferatem, wiem wiele. Moje imiÄ™ to Ian, ale możesz tytuÅ‚ować mnie również gÅ‚osem Iana.- zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ cicho pod nosem. - Tam za drzwiami wisi fartuch lekarski. Może bÄ™dziesz siÄ™ czuÅ‚a bardziej komfortowo noszÄ…c go na sobie, chociaż mi twoja nagość nie przeszkadza a nikt inny nas nie zobaczy. Nie musisz siÄ™ miÄ™ obawiać. Gdybym chciaÅ‚ twojej Å›mierci to już od godziny unosiÅ‚abyÅ› siÄ™ na wietrze jako garść popioÅ‚u. ChcÄ™ ci pomóc stÄ…d wyjść, mam też pewnÄ… niespodziankÄ™ dla ciebie. Choć za mnÄ…. – drzwi siÄ™ otworzyÅ‚y. - Wybacz, że tak dużo mówiÄ™ ale chciaÅ‚bym abyÅ› wiedziaÅ‚a gdzie jestem. Chodźmy, to co chcÄ™ ci pokazać jest niedaleko. Acha i jeszcze zawczasu muszÄ™ to powiedzieć… nie jestem tym za kogo mnie teraz zapewne uważasz… to nie ja strzeliÅ‚em do Barbary… to jak? Idziesz?
__________________ When the man meets force that he can not destroy, he destroys himself instead. What from of plague are you? Ostatnio edytowane przez Cyrus : 24-04-2008 o 18:00. |
24-04-2008, 23:54 | #84 |
Reputacja: 1 | Gdy po kilku godzinach tułaczki i ciągłego ukrywania Zabójca spotkał znajomą sylwetkę jego usta ułożyły się w dziwny grymas, najprawdopodobniej uśmiech ale przy jego urodzie niczego nie można być pewnym. Kyle podążał za młoda wampirzycą, znowu był na właściwym miejscu. Myśliwy - Ofiara to jego ulubiony stosunek. Nie wiedziała, że jest tuż przy niej, że może zrobić teraz to co mu się podoba.., że jest na jego łasce. Stała przed samochodem rozmawiając z ojcem, pewnie czuła się trochę bezpieczniej kiedy podjechał. Assamicie przez umysł przemknęło kilka różnych opcji rozwiązania tej sytuacji. Nie miał zamiaru nikogo zabijać... przynajmniej na razie. Zbliżył się do Gwen tak, że gdyby nie wiatr mogła by poczuć jego oddech ale zdolności Assamity nie pozwalały jej na to aby go zobaczyła. Podsłuchał jej rozmowę z ojcem usiłując dowiedzieć się czegoś o Księciu, musiał się z nim w końcu zobaczyć a może został zniszczony? Kyle nie dopuszczał tej myśli do siebie, to niemożliwe. "Ten niewidzialny.." zastanawiał się kim mógł być uciekinier i czy długo ich śledził. "Jak dużo może wiedzieć? Czy na tyle dużo, że musi odejść?" Te wszystkie zdrady, oszustwa, morderstwa, ucieczki.. całe jego życie i nieżycie powoli przelatywało mu przed oczami kiedy Assamita zastanawiał się czy wszystko się wyda. Zrozumiał, że jego życie.. jeżeli można je tak nazwać, opiera się na odbieraniu go innym i.. kochał to a teraz jeszcze bardziej się w tym utwierdził. Rozważał stojąc w pobliżu Gwen i jej ojca czekając na jakieś konkretne informacje.
__________________ "W każdym z nas płynie ta sama, leniwa, czerwona rzeka." Ostatnio edytowane przez Etopiryna : 25-04-2008 o 00:03. |
24-04-2008, 23:58 | #85 |
Reputacja: 1 | Ciemne, wilgotne miejsce. Zimno, jednak nie to wynikajÄ…ce ze zÅ‚ych warunków atmosferycznych. To drugie, zależne od niedbaÅ‚oÅ›ci, braku uczuć, caÅ‚kowitej obojÄ™tnoÅ›ci. Nawet przyjemne. PrzywodzÄ…ce na myÅ›l dawne czasy. Czasy bez tych bzdur i utrudnieÅ„ egzystencji, które na dobrÄ… sprawÄ™ nie wnosiÅ‚y niczego pożytecznego. Moralność. Moralność byÅ‚a cechÄ…, którÄ… wymyÅ›lili sÅ‚abi i żaÅ‚oÅ›ni aby zÅ‚Ä…czyć siÄ™ w grupÄ™ przeciw silniejszym od siebie. Podobnie jak sprawiedliwość. Dobro i zÅ‚o. Te pojÄ™cia jakoÅ› na nowo rozgorzaÅ‚y w starym, pokrytym pajÄ™czynami wspomnieÅ„ umyÅ›le. Jeszcze kilka chwil temu, bez nich, byÅ‚o tak bÅ‚ogo. Tak cudownie. Teraz zaÅ›, jaźń ponownie okieÅ‚znaÅ‚a jÄ… w Å‚aÅ„cuchy dawno poznanych, znienawidzonych praw. Czasem rozumiaÅ‚a dlaczego Sabatnicy podążajÄ… swojÄ… drogÄ…. WiedziaÅ‚a aż za dobrze. Jednak to nie byÅ‚ czas i miejsce na tego typu rozważania. Przez krótkÄ… chwilÄ™ sÄ…dziÅ‚a, że w jakiÅ› niewyjaÅ›niony sposób wróciÅ‚a do dawnego sanktuarium. Do tej…krypty. Do…wÅ‚aÅ›ciwego sobie czasu. Jednak nie. ByÅ‚a tutaj. Wciąż uwiÄ™ziona, wciąż…zdolna do dziaÅ‚ania. MaÅ‚a, nic nie znaczÄ…ca ruda dziewczyna, którÄ… inne pijawki upatrzyÅ‚y sobie najwyraźniej niedawno za pionek w swej wielkiej grze…powinni wiÄ™c uważać, żeby pionek nie staÅ‚ siÄ™ graczem wÅ‚aÅ›ciwym…och tak. -Ghhh...na NiosÄ…cego ÅšwiatÅ‚o i wszystkie jego upadÅ‚e zastÄ™py… SkrzywiÅ‚a siÄ™ mimo woli, podrywajÄ…c siÄ™ poÅ›piesznie do góry, do pozycji siedzÄ…cej. PotarÅ‚a swojÄ… skroÅ„ uczuciu bÄ™dÄ…cÄ… dziwnÄ… mieszankÄ… bólu i rozdrażnienia, zupeÅ‚nie jakby ktoÅ› wÅ‚aÅ›nie uwolniÅ‚ w jej gÅ‚owie gniazdo rozwÅ›cieczonych szerszeni. OtworzyÅ‚a rdzawe Å›lepia, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ wokół. Mimo wielkiego bólu, parsknęła szczerym Å›miechem. ByÅ‚ to jeden z niewielu objawów rozbawienia i dobrego humoru jakie ukazaÅ‚a tej nocy. Jednym ruchem zerwaÅ‚a medycznÄ… karteczkÄ™ ze swojej nogi i przyjrzaÅ‚a siÄ™ jej uważnie, jakby widzÄ…c tego typu przedmiot po raz pierwszy w swoim życiu. Może dlatego iż byÅ‚a to prawda. Przytaknęła sama sobie zaciskajÄ…c uchwyt zeskoczyÅ‚a ze stoÅ‚u i…wtedy wÅ‚aÅ›nie odezwaÅ‚ siÄ™ gÅ‚os. - Lepiej być nie może… StwierdziÅ‚a z ponurym uÅ›miechem peÅ‚nym sarkazmu. Jeżeli pozostaÅ‚y jakiekolwiek resztki jej dobrego samopoczucia, sielankowoÅ›ci i lekkoÅ›ci, ktoÅ› wÅ‚aÅ›nie w brutalny sposób wyrzuciÅ‚ je za drzwi, zaÅ› te zatrzasnÄ…Å‚ na gÅ‚ucho. Spokojnym krokiem, bynajmniej nie poÅ›pieszana przez swojÄ… zbytniÄ… skromność, udaÅ‚a siÄ™ do wyżej wspomnianych drzwi biorÄ…c z nich kitel medyczny i ubierajÄ…c siÄ™ weÅ„. KarteczkÄ™ z powodu dziwnego sentymentu schowaÅ‚a do kieszeni. Potem zaÅ› zwróciÅ‚a siÄ™ do gÅ‚osu bez źródÅ‚a wÅ‚aÅ›ciwego: - Po co wÅ‚aÅ›ciwie mi pomagasz? Jaki masz w tym interes? Czy może brzydota fizyczna, równa siÄ™ wielkiemu sercu i bezinteresownoÅ›ci? Apatia. Z pobliskiej tacki medycznej dziewczyna wzięła skalpel, uważnie go oglÄ…dajÄ…c. NastÄ™pnie zacieÅ›niÅ‚a na nim uchwyt i schowaÅ‚a do kieszeni. MógÅ‚ siÄ™ przydać. To byÅ‚o niesamowite uczucie rozmowa z Ianem. Chyba fakt, że nie widać jego spojrzenia ani wyrazu twarzy byÅ‚ onieÅ›mielajÄ…cy ale również emocjonujÄ…ce. Dziwne też byÅ‚o to, że mimo tego poprzez ton jego gÅ‚osu daÅ‚o siÄ™ poznać w jakim jest nastroju. - No wiesz… jak byÅ‚em maÅ‚y to mama czytaÅ‚a mi do snu PiÄ™knÄ… i BestiÄ™… I myÅ›lÄ™, że tak. UtrafiÅ‚aÅ› w sedno sprawy. Mam duże serce, muszÄ™ uważać na koÅ‚ki. Ale nie bój siÄ™, ja też wyjdÄ™ na swoje pomagajÄ…c tobie. Ja zawsze wychodzÄ™ na swoje. – odparÅ‚ Nosferatu chyba siÄ™ uÅ›miechajÄ…c. Emma zastanawiaÅ‚a siÄ™ jak stary jest ten wampir. Jednak wkrótce przestaÅ‚o jÄ… to interesować. PrzeszÅ‚a od razu do rzeczy: - Cudownie. Wielkoduszny, a na dodatek oczytany. Idealna partia. UÅ›miechnęła siÄ™ jakoÅ› ponuro, jeÅ›li nie zÅ‚oÅ›liwie, jednak zaraz podjęła ponownie: - MuszÄ™ wrócić po swoje rzeczy do motelu…ale najpierw wydostaÅ„my siÄ™ stÄ…d. ZnaÅ‚a siÄ™ nieco na dyscyplinach. WiedziaÅ‚a także, że skoro wampir potrafi jÄ… także uczynić niewidzialnÄ…, oznacza to, ni mniej, ni wiÄ™cej, że osiÄ…gnÄ…Å‚ w szkole NiewidocznoÅ›ci wiele. To przypomniaÅ‚o jej jedynie, że czym prÄ™dzej powinna zacząć nadrabiać swoje zalegÅ‚oÅ›ci w dziedzinie przeciwnej. OtworzyÅ‚a drzwi, czekajÄ…c aż niewidzialny brzydal postÄ…pi za niÄ…. - Co to za…niespodzianka? NienawidzÄ™ niespodzianek. Prawdopodobnie przez samÄ… ich naturÄ™. Nie wiesz czego siÄ™ po nich spodziewać. PowiedziaÅ‚a żartobliwie i niezwykle „odkrywczo” dziewczyna, przemierzajÄ…c korytarz. - Zobaczysz, to już niedaleko.- odrzekÅ‚ zadatkowo. Personel szpitala mijaÅ‚ ich nie zwracajÄ…c najmniejszej uwagi. -Jutro Książe miasta bÄ™dzie potrzebowaÅ‚ wsparcia, ja tam bÄ™dÄ™ i bÄ™dzie tam też zabójca Barbary. Wpadniesz? – zapytaÅ‚ zagadkowo w windzie. Ruszyli dalej korytarzem, mijali znaki tylko dla personelu i dotarli do niespodzianki. Za szybÄ… w pokoju szpitalnym leżaÅ‚a Barbara podÅ‚Ä…czona do licznej aparatury medycznej. WokoÅ‚o niej uwijaÅ‚o siÄ™ jeszcze wielu lekarzy. Na szybie pojawiÅ‚y siÄ™ tÅ‚uste Å›lady palców Nosferatu. - Od dwóch godzin dzielnie walczy o życie. To takie niesamowite. Ona Tag bardzo chce żyć. To przekracza ludzkie rozumowanie, no cóż w koÅ„cu jest magiem. Niestety przegra tÄ… walkÄ™…- wypowiadaÅ‚ powoli sowa peÅ‚ne smutku. Tym bardziej zachowanie Emmy w tym momencie byÅ‚o jeÅ›li nie zagadkowe, to totalnie pozbawione jakiejkolwiek sympatii dla poszkodowanej, ledwie żywej dziewczyny. Wzrok wbiÅ‚ siÄ™ w miejsce pojawienia siÄ™ tÅ‚ustych Å›ladów, rÄ™ce skrzyżowaÅ‚y siÄ™ na piersi. - Nic nie obchodzi mnie wasz „książę” i jego problemy. PrzyjechaÅ‚am do tej przeklÄ™tej mieÅ›ciny w poszukiwaniu pewnej rzeczy. A moja wizyta skoÅ„czy siÄ™ w momencie jej odnalezienia, niezależnie od tego, kto bÄ™dzie panem poÅ›ród gryzÄ…cych siÄ™ psów. Nie mam ni czasu ni ochoty na wasze walki o wÅ‚adzÄ™. PodpiÄ™tej do respiratora magini zdawaÅ‚a siÄ™ wcale nie dostrzegać. -A to czego ty szukasz to nie wÅ‚adza? Nawet, jeżeli powiesz mi, że to tylko wiedza to wiedz, że wiedza to również wÅ‚adza. ZresztÄ… domyÅ›lam siÄ™ czego szukasz. Å»niwiarz bÄ™dzie tam również. Po wszystkim bÄ™dziesz mogÅ‚a go ze sobÄ… zabrać, jako nagrodÄ™ w turnieju walk psów. A ona myÅ›li teraz wÅ‚aÅ›nie o tobie… potrzebuje ciÄ™. JesteÅ› jej ostatniÄ… deskÄ… ratunku. KontynuowaÅ‚ zapatrzony w umierajÄ…cÄ… kobietÄ™ i zasÅ‚uchany w miarowe bipanie aparatury. - A masÅ‚o jest maÅ›lane. Mruknęła zÅ‚oÅ›liwie po raz kolejny, widocznie usatysfakcjonowana zapÄ™tleniem siÄ™ niewidocznego wampira. - Wobec czego najchÄ™tniej posiadaÅ‚abym owÄ… wÅ‚adzÄ™ jak najdalej od waszej idiotycznej, krwawej wojny. Jednak jesteÅ› gÅ‚upi jeÅ›li tak sÄ…dzisz. To po prostu ciekawość. Chęć poznania. Zrozumienia i pojÄ™cia. Nie kotÅ‚owanie siÄ™ dwójki psów nad martwym królikiem… MiaÅ‚a już przejść do konkretniejszej ofensywy, jednak powstrzymaÅ‚a siÄ™, patrzÄ…c na dziewczynÄ™ zamkniÄ™tÄ… w szklanym wiÄ™zieniu. OtoczonÄ… biaÅ‚ymi i bÅ‚Ä™kitnymi kitlami. - Ona chce żyć. PozwolÄ™ sobie podkreÅ›lić to trzyliterowe sÅ‚owo i zwrócić twojÄ… uwagÄ™ na fakt, że życie i egzystencja w postaci worka zwÅ‚ok to nie to samo. Kiedy jÄ… przemieniÄ™, jej awatar rozwieje siÄ™, jakby nigdy go nie byÅ‚o. I gdzie jÄ… to pozostawi? UwiÄ™zionÄ…, tak jak każdego z nas? Nie. Lepiej żeby umarÅ‚a. Godnie. -Zrobisz jak zechcesz. Widocznie mamy oddzielne punkty widzenia. Jej awatar poddaÅ‚ siÄ™ już teraz, już siÄ™ rozwiaÅ‚. Niema co pÅ‚akać nad rozlanym mlekiem. Ona chce żyć hmmm… istnieć dla zemsty. Jeżeli pozwolisz jej umrzeć to przeobrazi siÄ™ w coÅ› jeszcze gorszego od nas uda siÄ™ w pewne straszne i samotne miejsce. A tu, z tobÄ… znalazÅ‚a by zrozumienie i towarzystwo. To najlepsza perspektywa w jej sytuacji. PomyÅ›l o tym. Ja mam jeszcze wiele pilnych spraw do zaÅ‚atwienia. MuszÄ™ ciÄ™ opuÅ›cić ale mam nadziejÄ™, że jeszcze siÄ™ spotkamy. Nie zostawiÄ™ ciÄ™ tu bezradnej, moja niewidoczność jakÄ… na ciebie naÅ‚ożyÅ‚em bÄ™dzie trwaÅ‚a do Å›witu. Chyba, że wczeÅ›niej zdradzisz siÄ™ w gÅ‚upi sposób. NaprawdÄ™ miÅ‚o mi siÄ™ z tobÄ… gawÄ™dziÅ‚o, mam nadziejÄ™, że spotkamy siÄ™ jeszcze kiedyÅ› w spokojniejszych czasach.- I zamilkÅ‚, Å›lady na szybie zaczęły odparowywać. OdszedÅ‚. Alba chciaÅ‚ aby Emma tak myÅ›laÅ‚a. - Mam szczerÄ… nadziejÄ™, że potrÄ…ci ciÄ™ samochód. Wróć. CaÅ‚y cholerny salon samochodowy. Idiota. RzuciÅ‚a za oddalajÄ…cym siÄ™ Nosferatu, krÄ™cÄ…c gÅ‚owÄ… z politowaniem. Awatar już siÄ™ rozwiaÅ‚. Widać jak niewiele wiedziaÅ‚. Ten w koÅ„cu pozostawaÅ‚ z czÅ‚owiekiem do momentu Å›mierci. Ostatecznej. Przez chwilÄ™ palce bezgÅ‚oÅ›nie bÄ™bniÅ‚y w Å›cianÄ™, jakby zastanawiajÄ…c siÄ™ co wÅ‚aÅ›ciwie teraz powinna zrobić….szlag. Szlag. Szlag. Szlag… Ostatnio edytowane przez Empress : 25-04-2008 o 09:50. |
25-04-2008, 21:31 | #86 |
Reputacja: 1 | UciekaÅ‚a przed ogniem. Kilka razy siÄ™ potknęła w wielkich zaspach które wiatr usypywaÅ‚ w caÅ‚ym mieÅ›cie. Przed oczyma miaÅ‚a palÄ…cÄ… siÄ™ ciężarówkÄ™ i budynek. EksplodujÄ…cy blok mieszkalny. Å»eby tyle... jednym gestem? Powoli w umyÅ›le Gwen miejsce paniki, atawistycznego strachu przed ogniem, zajmowaÅ‚o nowe jeszcze gorsze uczucie. Przerażenie. Kilka godzin bez nadzoru, kiedy wreszcie odpowiadaÅ‚a za wszystko w swym nieżyciu sama, zmieniÅ‚o siÄ™ w piekÅ‚o. Kim my jesteÅ›my? NaprawdÄ™ zÅ‚em wcielonym? Przed oczami stawaÅ‚a jej twarz upartego chÅ‚opca, który nie chciaÅ‚ posÅ‚uchać jej rozkazu. Twarze w oknach. Twarz wÅ‚aÅ›ciciela kurtki. Ludzie, których już nie ma, bo spÅ‚onÄ™li żywcem. I wiedziaÅ‚a, że byÅ‚ tylko jeden powód dla którego to siÄ™ staÅ‚o. Oni. A raczej my. Nieludzie. Potwory, których być nie powinno. Może naprawdÄ™ szaleÅ„stwo byÅ‚o jedynÄ… metodÄ… by to znieść? Znowu pÅ‚akaÅ‚a. WytrzymaÅ‚a te lata niewoli, ucieczek i ukrywania siÄ™. A teraz, jedna sÅ‚odka noc wolnoÅ›ci miaÅ‚a jÄ… pokonać? Nadal biegÅ‚a. ZatrzymaÅ‚a siÄ™, gdy zdaÅ‚a sobie z tego sprawÄ™. Co ze mnÄ… bÄ™dzie? Co robić? Wtedy nadjechaÅ‚a odpowiedź. Bmw Kristofera byÅ‚o w strasznym stanie. Jej ojciec też. PatrzyÅ‚a na zwÄ™glonÄ… rÄ™kÄ™ i nie czuÅ‚a już nienawiÅ›ci. Tylko żal. Tym jestem, prochem, wampirem, docieraÅ‚o do Gwen. I nagle wcale nie wydawaÅ‚o siÄ™ to Å›mieszne. Kiedy Kristofer wydaÅ‚ jej rozkaz, odpowiedziaÅ‚a bardzo spokojnie. - Nie. MuszÄ™ coÅ› jeszcze zrobić. ZapadÅ‚a cisza. - Przykro mi, że jesteÅ› ranny, ale dobrze by byÅ‚o, gdybyÅ› odpowiedziaÅ‚ mi na kilka pytaÅ„. Teraz. - Dlaczego? – zapytaÅ‚a i zdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że nie musi nic dopowiadać, że to dlaczego zawiera wszystko; dlaczego ja, dlaczego siÄ™ ukrywam, dlaczego uciekamy i kÅ‚amiemy caÅ‚y czas? - Odpowiedz – wydaÅ‚a ojcu rozkaz. |
27-04-2008, 17:29 | #87 |
Reputacja: 1 | Hank był załamany.... zrozpaczony... Moja... moja kochana Betty.... Stał i patrzył z krwawymi łzami w oczach, jak jego największy skarb płonie w ogniu wywołanym przez tą sukę! Hank czuł również straszny gniew. Jeżeli Emma myślała, że strata tego maga to dla niej ból, to nie wiedziała, co w tym momencie czuł Varison. Gdyby nie lęk przed ogniem, wampir już by stał nad poćwiartowanym ciałem dziewczyny. Jeszcze cię dopadnę... Syczał przez zęby powstrzymując się od wybuchnięcia. Szedł cały czas szybkim krokiem przez las, z każdym krokiem zatapiając się w śniegu swymi cięzkimi butami. Wyszedł z lasu na drogę i wtem dostrzegł motor Księcia! Może jest w potrzebie... Przybrał wilczą postać , przystawił nos do ziemi i zaczął węszyć, po czym rozpoczął tropienie właściciela motoru po śladach stóp i zapachu.
__________________ "Oh, she gives me kisses, My knife never misses." |
28-04-2008, 22:26 | #88 |
Reputacja: 1 | Hank pÄ™dziÅ‚ przez las w postaci wilka. Tropienie Å›ladów niebyÅ‚o trudne, byÅ‚y one bardzo widoczne. WskazywaÅ‚y one, że Karl dokÄ…dkolwiek podążaÅ‚ musiaÅ‚ siÄ™ bardzo spieszyć. ZnaÅ‚ drogÄ™ na pamięć i gnaÅ‚ jak bÅ‚yskawica, wiÄ™c Hank również nabraÅ‚ prÄ™dkoÅ›ci aby skrócić dystans. Po kilkunastominutowym, karkoÅ‚omnym slalomie miÄ™dzy drzewami doszÅ‚y go podniesione gÅ‚osy wiÄ™c zwolniÅ‚ i podkradÅ‚ w stronÄ™ rozmawiajÄ…cych. ByÅ‚ to Karl w postaci ludzkiej, rozmawiajÄ…cy z trójkÄ… mężczyzn. Dwóch z nich byÅ‚o mÅ‚odymi lecz dobrze zbudowanymi ludźmi. Trzeci, starszy i mniejszy, milczaÅ‚ caÅ‚y czas przenikajÄ…c ksiÄ™cia miasta swym spojrzeniem. - Zapomnij o tym Karl!- krzyknÄ…Å‚ jeden z mÅ‚odszych, cechujÄ…cy siÄ™ imponujÄ…cym wzrostem i podÅ‚użnÄ… budowÄ… czaszki. - Miasto to wasz rewir i to wy odpowiadacie za utrzymywanie tam porzÄ…dku. Wasze wewnÄ™trzne konflikty nic nas nie obchodzÄ…. PowinieneÅ› byÅ‚ to przewidzieć zezwalajÄ…c na zatrzymywanie siÄ™ tutaj każdej przypeÅ‚zajÄ…cej pijawce. Za każdym razem jak pojawiaÅ‚a siÄ™ kolejna to smród od miasta byÅ‚ o ton wiÄ™kszy. Nie dalej jak parÄ™ godzin temu kilka z nich oÅ›mieliÅ‚o siÄ™ wjechać do lasu pieprzonym Tirem, ahhh… byÅ‚em tylko minutÄ™ za późno, nie wiÄ™cej… - Tylko spokojnie KroczÄ…cy w Cieniu, nie poddawaj siÄ™ emocjom.- odparÅ‚ starszy wyglÄ…dajÄ…cy na Indianina. -Karl jest naszym sojusznikiem, okazaÅ‚ nam swojÄ… pomoc niejednokrotnie i udowodniÅ‚ swojÄ… wartość. A jeżeli to co nam powiedziaÅ‚ jest prawdÄ…, to sprawa jest bardzo z nami powiÄ…zana i nie cierpiÄ…ca zwÅ‚oki. PrzedstawiÅ‚ nam swojÄ… sytuacjÄ™ i teraz wraz z TwierdzÄ… udamy siÄ™ aby zasiÄ™gnąć rady Iglastego Ducha. Ty w miÄ™dzyczasie upewnij siÄ™, że naszemu goÅ›ciu nie grozi ze strony naszych braci i sióstr jakieÅ› niebezpieczeÅ„stwo.- powiedziaÅ‚, poczym wraz z milczÄ…cym mÅ‚odszym czÅ‚owiekiem zaczÄ™li siÄ™ oddalać. Gdy zniknÄ™li z widoku ten nazwany KroczÄ…cym w Cieniu zwróciÅ‚ siÄ™ do Karla. - Moim zdaniem to już dawno powinniÅ›my wykorzenić was z tego pożaÅ‚owania godnego miasta. To byÅ‚a by tylko jedna wyprawa. Wiesz o tym, prawda? Jedna by wystarczyÅ‚a. Wtedy Hank poczuÅ‚ czyjÄ…Å› obecność za sobÄ… i usÅ‚yszaÅ‚ żeÅ„ski gÅ‚os. - Ooo!? Jaki fajny szczeniaczek! Kundelek! Szkoda, że nie z naszego podwórka. Hank odwróciÅ‚ siÄ™ i dostrzegÅ‚ kobietÄ™ w wieku może trzydziestu lat. Proste blond wÅ‚osy siÄ™gaÅ‚y ramion. Na twarzy miaÅ‚a ostry makijaż a ubrana byÅ‚a bardziej na motor niż do lasu. JednoczeÅ›nie wyczuÅ‚, że wilkoÅ‚ak stojÄ…cy koÅ‚o Karla przybraÅ‚ formÄ™ Glabro. - Czekajcie!- krzyknÄ…Å‚ Książe. - To może być ktoÅ› ode mnie! Hank? Czy to ty? Kristofer zacisnÄ…Å‚ zÄ™by i wytoczyÅ‚ siÄ™ z samochodu. UpadÅ‚ na kolana przed swojÄ… córkÄ…. WyglÄ…daÅ‚ żaÅ‚oÅ›nie. Chyba szlochaÅ‚. Nie. To nie szloch, to… Å›miech. Starszy podniósÅ‚ siÄ™ z ziemi i odwracajÄ…c siÄ™ kopnÄ…Å‚ swój samochód, efekt byÅ‚ taki jakby pojazd trafiony zostaÅ‚ przez kulÄ™ do rozbiórki domów. ZgiÄ…Å‚ siÄ™ niemal wpół i przekozioÅ‚kowaÅ‚ trzy razy. Kristofer Å›miaÅ‚ siÄ™ coraz gÅ‚oÅ›niej. TrwaÅ‚o chwilÄ™ zanim siÄ™ uspokoiÅ‚. Wreszcie rzekÅ‚. - A wiesz, że nawet miaÅ‚em ochotÄ™ ci odpowiedzieć? Nie z powodu twojej godnej pożaÅ‚owania dominacji ale tak, za odwagÄ™. Ale to co widzÄ™ przekracza wszelkie oczekiwania.- jego zdrowa rÄ™ka wyprostowaÅ‚a siÄ™ i zwróciÅ‚a w stronÄ™ Kyle’a. Gwen dopiero teraz go dostrzegÅ‚a. Assamita poczuÅ‚ jak jego caÅ‚e ciaÅ‚o jest obezwÅ‚adnione, mógÅ‚ jedynie wykonywać najoszczÄ™dniejsze ruchy, czuÅ‚ siÄ™ jakby Å›ciÅ›niÄ™ty przez imadÅ‚o. Jego ciaÅ‚o uniosÅ‚o siÄ™ dobre pięć metrów nad ziemiÄ™. - WynajęłaÅ› AssamitÄ™ aby miÄ™ zgÅ‚adziÅ‚? Czy może poluje na ciebie? Nieważne czy poluje na mnie, czy na ciebie. My opuÅ›cimy to miasteczko jeszcze tej nocy a on bÄ™dzie tylko prochem, chociaż nie jest chyba aż tak stary. Gwen, zabójco, może dacie mi powód abym nie musiaÅ‚ kalać mego sumienia kolejnÄ… Å›mierciÄ… dzisiaj, najpierw ta wariatka Milly a teraz to. Macie dziesięć sekund na wyjaÅ›nienia.
__________________ When the man meets force that he can not destroy, he destroys himself instead. What from of plague are you? Ostatnio edytowane przez Cyrus : 28-04-2008 o 23:16. |
28-04-2008, 22:54 | #89 |
Reputacja: 1 | - Nigdzie z tobÄ… nie pojadÄ™. – mimo, że w Gwen znowu zawrzaÅ‚a nienawiść nadal byÅ‚a spokojna. - I masz racjÄ™ to byÅ‚a żaÅ‚osna próba dominacji. ZwÅ‚aszcza, że dotyczyÅ‚a spraw, które wÅ‚aÅ›nie przestaÅ‚y mnie obchodzić. Bo to jest twoja wojna i twoja ucieczka. Ja tu zostajÄ™. - On – wskazaÅ‚a na Kyle'a – też jest TwojÄ… sprawÄ…. Nawet jeÅ›li chce zabić mnie. - Tylko zabiorÄ™ moje skrzypce – poszÅ‚a w stronÄ™ bagażnika. - MiÅ‚ego uciekania dupku. – spojrzaÅ‚a Kristoferowi w oczy. |
29-04-2008, 18:56 | #90 |
Reputacja: 1 | - Same old steps to the same old dance. One more reason. One more chance? BezgÅ‚oÅ›ne zapytanie pozostaÅ‚o bez odpowiedzi, kiedy oczy przez krótkÄ… chwilÄ™ pozostawaÅ‚y zatopione w dogorywajÄ…cej magini. Wszystko jedno. I tak nie zamierzaÅ‚a w żaden sposób ingerować w to co i tak musiaÅ‚o siÄ™ wydarzyć prÄ™dzej czy później. Niewidoczny wampir byÅ‚ naprawdÄ™ kompletnym gÅ‚upcem, jeÅ›li myÅ›laÅ‚, że kiedykolwiek darzyÅ‚a BarbarÄ™ jakimkolwiek uczuciem…jako jednostkÄ™ ludzkÄ…, czy też za wartoÅ›ci i emocje, które tamta przejawiaÅ‚a. Nie. Emma traktowaÅ‚a jÄ… z uczuciem podobnym do tego, jakim jubiler może darzyć doskonaÅ‚y klejnot. Klejnot magicznej mocy. Teraz zaÅ›, gdy ten byÅ‚ rozbity…straciÅ‚ caÅ‚e swoje piÄ™kno. To zaprawdÄ™ byÅ‚o tak proste. Tak banalne. Nie byÅ‚o wiÄ™kszego obrazu. GÅ‚Ä™bszego znaczenia. Czysta fascynacja potÄ™gÄ…. I nic wiÄ™cej. Dziewczyna przytaknęła. Być może staraÅ‚a siÄ™…przekonać samÄ… siebie. NastÄ™pnie odwróciÅ‚a siÄ™ o 180 stopni, nieznacznie zarzucajÄ…c pasmami swoich wÅ‚osów, w odruchu jakieÅ› stÅ‚amszonej gÅ‚Ä™boko zÅ‚oÅ›ci. Zapach szpitalnych pomieszczeÅ„ zawsze doprowadzaÅ‚ jÄ… do szaÅ‚u. Ta sztuczna sterylność, imitacja perfekcji, bezosobowość. Tak, to musiaÅ‚o być wÅ‚aÅ›nie to. Tym dziwniejszy fakt, że w tym momencie zdecydowaÅ‚a siÄ™ pożywić. Choć z drugiej strony, w przeciwieÅ„stwie do innych pijawek z tej nÄ™dznej mieÅ›ciny, które poznaÅ‚a caÅ‚kiem niedawno, nie zamierzaÅ‚a skazywać siÄ™ na głód…i zwiÄ…zane z nim niebezpieczeÅ„stwa. WiedziaÅ‚a kiedy wykorzystać okazjÄ™. Pusty skÅ‚adzik. PrzechodzÄ…cy lekarz. Krew która zapulsowaÅ‚a szybciej w żyÅ‚ach nadajÄ…c moc i siÅ‚Ä™ niepozornym, niemal nieistniejÄ…cym mięśniom. Krzyk zdziwienia nigdy nie opuÅ›ciÅ‚ gardÅ‚a. PowstrzymaÅ‚y go żelazne palce zaciskajÄ…ce siÄ™ na żuchwie, podczas gdy druga rÄ™ka rozpoczęła zmianÄ™ rdzenia krÄ™gowego w proch, przyciÄ…gajÄ…c cel do siebie. Drzwi zamknęły siÄ™ bezgÅ‚oÅ›nie…by otworzyć siÄ™ kilkanaÅ›cie sekund później, mimo tego, że nikt ich nie opuÅ›ciÅ‚. Nie liczÄ…c bezwÅ‚adnie opadajÄ…cego ciaÅ‚a mężczyzny, roztaczajÄ…cego czerwonÄ… Å‚unÄ™ krwi na podÅ‚odze. KtoÅ› krzyknÄ…Å‚. Być może na widok zwÅ‚ok. Choć…kto wie czy nie byÅ‚o to spowodowane faktem, że spryskiwacze pożarowe oszalaÅ‚y, rozpoczynajÄ…c zraszanie wszystkiego wokół. Korytarz opustoszaÅ‚. Droga byÅ‚a wolna. - Nie wiem, czego nienawidzÄ™ bardziej…totalnej gÅ‚upoty innych…czy robactwa litoÅ›ci, które siÄ™ we mnie zalÄ™gÅ‚o…którego nie mogÄ™ wyplewić od tylu setek lat…mimo najszczerszej chÄ™ci. Dlaczego naprawdÄ™ nie mogÄ™ być bezwzglÄ™dnÄ… i pozbawionÄ… skrupułów, miast tego muszÄ™ zadowolić siÄ™…tÄ… imitacjÄ… i pozorami…tsk. Syknęła dajÄ…c upust agresji i otwierajÄ…c drzwi do pokoju sali Barbary, którÄ… to niczym tonÄ…ce szczury opuÅ›cili wszyscy lekarze. Wciąż przepeÅ‚niona siÅ‚Ä… swojej krwi, ujęła ciaÅ‚o trzymajÄ…ce siÄ™ na granicy życia, odrywajÄ…c kable i nie dbajÄ…c o to, czy owy próg zostanie zbyt poÅ›piesznie pokonany. Nicość pochÅ‚onęła także nieprzytomnÄ…… *** Pokój. ZwykÅ‚y pokój w jednym z dziesiÄ…tek przydrożnych moteli. Pojedyncze łóżko. DÅ‚ugie, brÄ…zowe kotary w oknach, przywodzÄ…ce na myÅ›l kiczowate filmy z późnych lat siedemdziesiÄ…tych. Å»adnych ekscesów. Stolik nocny, czarnobiaÅ‚y, o dziwo, wciąż jeszcze dziaÅ‚ajÄ…cy telewizor. I drzwi zamkniÄ™te na kilka spustów, a także zastawione improwizowanÄ… barykadÄ… w postaci metalowego stoÅ‚u. W celu unikniÄ™cia tak banalnej rzeczy jak intruzja. Czy to sprzÄ…taczki, której istnienie Emma poddawaÅ‚a w wÄ…tpliwość, czy…bardziej agresywnych i nietypowych przypadków. Nieważne. - I miaÅ‚aÅ› być w skromnoÅ›ci piÄ™kna. UpiÄ™kszać wszystkie miejsca sobÄ…. Lecz teraz, gdy na ciebie spojrzÄ™…jÄ™knÄ™. Tak brzydkÄ… staÅ‚aÅ› siÄ™ osobÄ…… OgraniczajÄ…c swoje przemyÅ›lenia i emocje jedynie do tych słów, Emma odgarnęła wÅ‚osy Barbary. Zaczerpnęła sztuczny, gÅ‚Ä™boki wdech, nastÄ™pnie zaÅ› zatopiÅ‚a kÅ‚y w jej szyi, pijÄ…c karmazynowÄ… ciecz, która byÅ‚a nad wyraz sÅ‚aba…zupeÅ‚nie jakby straciÅ‚a caÅ‚e, zawarte w niej życie. SkoÅ„czyÅ‚a. Å»yÅ‚y byÅ‚y suche niczym koryto wyschniÄ™tej rzeki. Emma siÄ™gnęła powoli, acz pewnie do swoich pakunków. Zacisnęła uchwyt na nożu. Nóż owy posiadaÅ‚ zdobienia sugerujÄ…ce zamierzchÅ‚e czasy, jednak mimo swego wieku i grawerunków, byÅ‚ w peÅ‚ni funkcjonalny i…skuteczny, co zostaÅ‚o udowodnione, kiedy przeciÄ…Å‚ w poprzek żyÅ‚y dziewczyny, upuszczajÄ…c spaczonÄ… krew do ust Å›wieżo zmarÅ‚ej. Druga dÅ‚oÅ„ w tym czasie zacisnęła siÄ™ na torebkach z plazmÄ…, które jakimÅ› cudem zniknęły ze szpitala tej dziwnej, absurdalnej nocy. RudowÅ‚osa dobrze wiedziaÅ‚a, że bÄ™dÄ… one potrzebne… |
| |