Zapłaciwszy, wziąłem do ręki dwie szklanki i odwróciłem się na pięcie. Spojrzałem przez okno - widok jeszcze nie był najlepszy, lecz powoli miasto znikało z widzenia, zastępowały go kępki traw, drzewa, gdzieś w oddali nawet las.
- [b]To wracamy do najukochańszej stolicy...[/i] - usiadłem na przeciwko Łukasza, zacząłem sączyć sok jabłkowy przez słomkę. Kochałem słomki, kochałem je gryźć, tarmosić, ssać z nich płyn. Przywykłem już trochę do stuku kół, lecz ciągle wydawały mi sie okropnym hałasem, przeszkadzającym i upierdliwym.
- Taa - burknął do mnie, spoglądając ukradkowo.
- Musimy to powtórzyć, tylko kiedy?... - powiedziałem ni to do siebie, ni do Czarneckiego. Kontynuowałem zabawę słomką, merdając nią w cieczy. Przynajmniej soki mają dobre... pomyślałem, spoglądając na dania serwowane przez WARS.
__________________ . |