Dymitr stał milcząc i dziwiąc się jak tak pięknie się kłótnia rozwija. Jakby się wszyscy siekać zaraz zaczęli to nawet Kozacką karczmę przebiją. Kozak wciąż miał w dłoni nie schowany i odblokowany wcześniej pistol. Mógł go w każdej chwili użyć i zgładzić szlachcica. Krasnal rzuciłby się na niego, raczej szybko by go pokonał. Reszta by się pewnie z szoku nie ruszyła. Niestety opcja ta sprawiła by brak zarobku a i pewnie niemożność pojawienia się w Kislevie...
Krasnolud nagle krzykną i wszyscy umilkli.
- Nie groź krasnoludzie komuś, komu do pięt nie dorastasz. - powiedział szczerząc zęby - Panie Adrenie, czym to pana uraziłem? Czyżby prawda pana w oczy kuła? Nie pan mnie wynajął, mam służyć panience Klarze i ją chronić. Nie masz pan prawa mnie karać. Mylę się? Czyżby prawo imperialne aż tak nisko upadło? - Śmiał się sam do siebie i odwrócił uwagę nim usłyszał odpowiedź - Karczmarzu! Polej wszystkim bo od gadania gardło zasycha.
__________________ Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć. |