Krasnolud kroczył za młodym kapłanem, równocześnie usiłując zdrowym okiem zauważyć jakikolwiek szczegół, który mógłby im pomóc w misji. ~ Na Młot Moradina, oby reszta poszła tak samo łatwo. ~
Wiele czasu na obserwację nie miał. Aż taka wielka ta świątynia nie była i przed przełożonym akolity stanęli nieco zbyt szybko, jak na gust Galeda.
Spojrzał do góry, nieco za bardzo do góry, jak na jego gust i otworzył usta, by powtórzyć bajeczkę o widzeniu. Jeszcze szybciej je zamknął z trzaskiem, gdy usłyszał, że Shan Thar każe im poczekać. Udając pokorę skłonił głowę i powiedział: - Ttak, kapłanie - z największym szacunkiem na jaki mógł się zdobyć.
Być może wyglądało to nieco dziwacznie, ale zwykle wyżsi kapłani mieli o sobie wielkie mniemanie i wszelkie okazywane im przejawy szacunku i pokory uznawali za coś normalnego.
Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę najbliższego ołtarza. ~ Pochwalne modły... ~
Gdyby szybciej myślał dowiedziałby się od Tunastera Dranika, jak wyglądają modlitwy do Mystry. Trzeba walnąć się w piersi? Ukłonić do ziemi? A może paść plackiem na posadzce?
Odszedł parę kroków, a potem przyjął postawę mniej więcej taką, jak inni znajdujący się w tej świątyni ludzie. Usiłując przywołać na twarz wyraz pełen natchnienia wgapiał się w ołtarz.
Tak się skupił na odgrywaniu roli, że dopiero po chwili spostrzegł, że koło niego nie ma Gryfa. ~ Gdzie polazł ten... ~
Nie dokończył obrazowego epitetu, jakim chciał obdarzyć towarzysza, gdy dostrzegł go tuż przy wyjściu i to nie uciekającego co sił w nogach, o co go w pierwszej chwili podejrzewał.
Dłonią powstrzymał opadającą szczękę i tylko gapił się na maga, który obściskiwał jakiegoś elfa, jakby odnalazł właśnie brata. Lub kochankę. ~ Tfu, facet z facetem ~ zrobiło mu się niedobrze na myśl, kogo na towarzysza zesłał mu jakiś złośliwy bóg. Był tolerancyjny, ale nie aż tak... ~ Elf? Wizja? Talos? Zniszczenie? ~
Jedynym okiem, z którego wprost tryskało osłupienie, wpatrywał się w Creada. Znał i rozumiał każde z tych słów z osobna, ale połączone razem stanowiły mieszankę, której nie potrafił pojąć. Miał nadzieję, że brak zrozumienia z czasem przejdzie... - Dostać się do wnętrza wzgórza, powiadasz? - powiedział cicho, ciągle oszołomiony, gdy mag wreszcie się zamknął. - Tylko my dwaj, czy on - wskazał elfa - też?
Rozejrzał się dokoła. Miał nadzieję, że nikt nie usłyszał tych słów. Ani nie słyszał wcześniej, co mówi rozgorączkowany Gryf.
- Niedługo zostaniesz akolitą, to cię tam sami wpuszczą - stwierdził. Nie sądził, by dzień czy dwa zwłoki robiły aż tak wielką różnicę... |