Buba
Postanowiłeś udać się do tego kogoś kto da Ci narzędzia do zrobienia ultrakuku, tym niemiłym panom co siedzą teraz w loszku. Czym prędzej czmychnąłeś na korytarz ciągnąc za sobą po posadzce cep bojowy. Mijasz kolejne korytarze podśpiewując: Hej ho
Hej ho
Kroić, miażdżyć
By się szło
I tak po pół godzinie byłeś na miejscu. Nie miałeś pojęcia gdzie znajdziesz tego całego Mekhaniacka, ale gdy zobaczyłeś w jednym z korytarzy błysk, usłyszałeś huk i właśnie przez otwarte na oścież metalowe drzwi wyleciał płonący snotling, domyśliłeś się, że jesteś na miejscu. Pisząc wyleciał bynajmniej nie miałem na myśli zwrotu: wybiegł.
Zresztą to nieistotne, bo teraz jego zwęglone resztki robią za gobelin na ścianie - z tak dużą siłą uderzył. Och, wesoła i pełna nowych doświadczeń może być praca kata!
Przestąpiłeś próg warsztatu i dostrzegłeś Mekhaniacka. Poznałeś tego Goblina po obłędzie w oczach, goglach, zabrudzonym od smaru fartuchu, pasie na narzędzia, ślinotoku i jakimś bełkocie o zagubionym śrubokręcie. Poza tym miał identyfikator z imieniem (którego nie mogłeś przeczytać, bo o ile jakoś czytasz, to ten kto podpisywał ID nie umiał pisać). A domyśliłeś się, że jesteś w warsztacie, bo pełno tu jakiś dziwnych maszyn, narzędzi, puszek ze smarem i cała masa, wręcz niewyobrażalna ilość czerwonej farby.
Stary Goblin przestał najwyraźniej szukać swojej zguby, bo wbił w Ciebie wzrok. Achach. Czekałem na Ciebie. Chodź za mną. Mam nadzieję, że lubisz ból… Hyhy.
Makhaniack każe Ci podążać za sobą, prowadząc Cię do drugiego pomieszczenia. No to zobaczymy z czego jesteś zrobiony… Hyhy. Lele, Szmata, Słodziak i last but not least Kilu.
Hmm. Korytarze w Morgiev musiał projektować jakiś pokręcony pajac. Są źle oznakowane, jest ich stanowczo za dużo i wiele złego można by na ich temat pisać, ale na pewno nie da się im zarzucić tego, że są różowe i wykonane z pluszu (to nie róż, tylko wyblakła krew, i to nie plusz, tylko grzyb i mech).
Ale ja nie o tym, tak więc nasza dzielna Ekspedycja starannie wyselekcjonowana przez tęgi umysł Paragrafa zmierzała ku nowej przygodzie, czy tez jak kto woli – eksplorować nowe niezbadane tereny (wentylacja była czyszczona za poprzedniego namiestnika Morgiev, czyli jakieś 200 lat temu).
Po błądzeniu po krętych korytarzach, których plan spisany na kartce z pewnością spowodowałby obłęd u każdego kto rzuciłby na niego okiem (i nie mam tu na myśli oka Lele) - udało się – stoicie przed właściwym wiatrakiem.
Poznaliście to po niewielkiej ilości zgniłego mięsa pokrywającego podłogi i ściany. Ogromne łopaty wiatraka są nieruchome – urządzenie najwyraźniej jest wyłączone. Słyszycie jakiś cichy jęk. Gdy Lele podchodzi ostrożnie w stronę wiatraka, by zlokalizować źródło dźwięku słychać drugie jęknięcie. A w zasadzie wrzask: mooojanoga!
Lele patrzysz pod swoje nogi i widzisz, że nadepnęłaś na snotlinga, a w zasadzie na to co kiedyś było snotlingiem, a teraz nie nadaje się na paszę dla lisów. No może przypomina trochę to co serwują w waszym bufecie.
Kotlet mielony ze sntlinga mówi: Strzeżcie się. Odejdźcie, zanim przyjdzie po was. Bestia. Yyyyyghhh.
Wasz informator nie powiedział nic więcej, gdyż z przyczyn rozległych ran (złamanie otwarte kręgosłupa, brak kończyn dolnych i parę innych ciekawych) odwalił kitę.
Słyszycie jakiś niepokojący dźwięk dochodzący z głębi tunelu… i (sorry, jako MG nie mogę się powstrzymać przed zadaniem tak oldschoolowego pytania w takiej sytuacji) CO ROBICIE?
Ostatnio edytowane przez nonickname : 25-04-2008 o 12:20.
|