Leniwie się zrobiło. Mateusz z błogością znosił nawet spojrzenia starościane, co ten nie żałował. Ale komu raz oleju nalało do Głowy nie mógł się tak łacno wyzbyć. Prawda?
Tedy w błogości i spokoju Mateusz usiadł przy rzeczce. A zmęczenie spływało tak że niemal senny się zrobił gdy kto w konie ruszać począł prosić.
Jak na wezwanie Mateusz powstał i dla kurażu obmył sowicie twarz, ręce i kark wodą czystą źródlaną. Ablucji tej prostej dokonawszy podszedł do Siwka, co to nie mniejszą leniwością się oznaczał. Konik zarżał na powitanie, co Infamis skwitował uśmiechem i odpowiedział poklepując towarzysza po doku, szepcząc przy tym jakie słowa dla innych nie słyszalne.
Ale pora była ruszać. Tedy zaciągnął mocniej powrozy, co to poluzował przy popasie i wskoczył zręcznie w siodło. Nie minęło parę chwil, kiedy wszelka kompanija zebrała się do drogi. Powsiadali wszyscy na swe rumaki żegnać się poczęli. Tym razem już bez strzemiennego, bo i nie biesiada to była. - Bywaj Panie Wolski. Myślę że obaczymy się niebawem i tuszę iż w lepszym nastroju Waszmościa obaczę – zaśmiał się Infamis przyjaźnie kiwając ku Staroście. Poczym powodując koniem przybliżył się do Mości Ligęzy odzywając się w te słowa: - Cieszę się żem Waszmościa poznać miał okazję. Bywaj w zdrowiu.
I po chwili pognali. Choć tak naprawdę znów nie spiesznie. Leniwie chciało by się rzec. Czego Mateusz sfatygowany pojedynkiem i bitewką wcale nie żałował. Zamiast tego znów ozwało się zmęczenie i osłabienie. Tedy w pewnym momencie Mateusz przysnął z lekka w kulbace, co chwile budząc się i rozglądając ciekawie w koło. Tak aż do celu, który poznać było choćby po minie Pana Tomasza i jego tak zrozumiałym pobudzeniu.
Dotarli na miejsce nie dalej jak koło południa. Jadąc już w stronę zabudowań, Mateusz przetarł oczy i poprawił się w siodle, chcąc obudzić się lepiej. Przyjrzał się przy tym swej sfatygowanej facjacie, zabrudzonemu ubraniu, które jeszcze i ślady krwi nosiły. Azaliż wyglądał jakby wprost z boju jechał, co chyba tylko potęgowało szepty i strachne miny ludzi co przy drodze przyglądali się kawalkadzie.
Ale gdy do dworku zajechali. Gdy ludzie, a szlachta wyszła witać. Gdy niewiasta – niechybnie siostra Pana Tomasza ruszyła ku nim, Mateusz zmitygował się. Strojem i wyglądem nie godzien by w gościnę się udawać. I tylko marną pociecha było że pośród innych jego strój tak srodze się nie wyróżniał. Może bardziej zbrudzony, w tym i krwią. Ale wszyscy jakby z dalekiej drogi wracali.
Skłonił się Mateusz posłusznie jak go Pan Tomasz opowiedział. - Prawdą jest to wszystko co nam Pani brat naopowiadał. Tedy radość ze spotkania jeszcze większa. – Mateusz raz jeszcze skłonił się, ale mówiąc słowa te uśmiechnął się spoglądając figlarnie na boki, jakby sugestię swą w żart chciał przybrać.
__________________ To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce. |