"Miły ciężar" - pomyślał Derrick, gdy czarodziejka wsparła się na jego ramieniu. Pochylił ku niej głowę. Z bliska jej oczy zdawały się jeszcze bardziej zielone. Porównanie ich blasku do szmaragdów byłoby co najmniej nieodpowiednie. Zimne szmaragdy zwykle nie przypominały letniej łąki kąpiącej się w promieniach słońca. "Ciekawe, ile osób prawiło jej taki komplement" - przemknęło mu przez głowę. Ale nie zamierzał pytać. Przynajmniej nie w tej chwili. Rozwodzić się nad pięknem jej oczu też nie miał zamiaru. Przynajmniej na razie...
Uśmiechnął się i usunął z myśli wizję oceany traw pławiących się w słońcu.
- Z tawerną byłby kłopot - powiedział z lekkim żalem w głosie - ale idąc do zamku widziałem niedaleko gospodę "Pod Złotym bażantem". Mam nadzieję, że menu będzie adekwatne do nazwy.
Ruszyli w stronę gospody. Spacer z piękną czarodziejką u boku był nad wyraz przyjemny...
- Nie sądzę - skomentował pół żartem stwierdzenie Nessy - by istnieli czarodzieje, którzy nie mają ciekawości we krwi. Całkiem naturalne uczucie, którego zresztą zwykli śmiertelnicy też nie są pozbawieni.
- A wracając do twego pytania, Nesso. Między innymi jestem jeszcze poszukiwaczem wiedzy, nie tylko medycznej, poszukiwaczem przygód, podróżnikiem, który nie potrafi usiedzieć dłużej na jednym miejscu.
Uśmiechnął się.
- Moje kuzynki twierdzą, że po prostu nie znalazłem jeszcze kobiety, z którą byłbym gotowy związać się na stałe. Ale one zawsze są uroczo złośliwe... |