Błażej, wysoki i potężnie zbudowany kowal, obudził się wcześnie rano. Dobrze
wiedział że dziś czeka go sporo pracy. Szybko umył się i odział robocze spodnie i skórzane karwasze. Z gołym torsem wyszedł ze swego małego, drewnianego domku i przeszedł do kuźni. Na kowadle leżał niedokończony od wczoraj młot. Do wielkiego kotła dołożył więcej węgla, a następnie włożył do niego młot który po paru minutach rozgrzał się do czerwoności. Kowal założył skórzane rękawice, wyciągnął z pieca młot i przeniósł do na kowadło wielkości średniego świniaka. Po paru minutach kucia żelaza, kiedy obuch młota był już w idealnym kształcie wsadził go do wielkiego wiadra z wodą. Przeszedł do drugiego pomieszczenia, znajdującego się obok kuźnie. Wyprowadził z niego wóz z dwoma końmi. Szybkim krokiem poszedł z powrotem do domu. Podszedł do stolika na którym leżały ciepłe skóry, worki z jedzeniem i mała skrzynka z monetami, po czym wziął wszystkie rzeczy przygotowane jeszcze przed nocą z drewnianego stoliczka i wrzucił je na wóz. Wrócił do kuźni z której zabrał mowy wielki młot i tarczę zrobioną parę dni temu. Nie lubił przemocy, ale wiedział że ma do przebycia długą i niebezpieczną drogę. Musiał jechać po materiały.
Do Gniezna, czyli celu swej podróży, dotarł po tygodniu jazdy. Od razu bez zastanowienia podjechał do karczmy. Postawił wóz przed budynkiem, ściągnął z niego wielki młot i podszedł do drewnianych drzwi. Gdy tylko je otworzył i wszedł do środka zaczepił go bogato ubrany mężczyzna.
- Witaj wielkoludzie. Jak Cię zwą?
- Jam jest Błażej. - odpowiedział kowal, a jego gruby niski głos potoczył się echem po pomieszczeniu. - Wołają na mnie Młotoręki lub jak kto wolu biały młot. Jestem kowalem z nad górnej Wisły.
-Cóż cię tu sprowadza? – pytał urzędnik.
-Po materiał do kucia żem przybył! – odpowiadał cały czas rozglądając się po karczmie i przeczesując ręką swą gęstą, długą brodę.
-Tu bida, niczego nie znajdziesz… - rzekł Samon. - Jednak poczekaj na mnie przed bramą do grodu, coś da się zrobić. – ciągnął.
-Jeśli tak, to idę… - odrzekł.
Jak powiedział tak zrobił. Ale najpierw wypił w karczmie chłodne piwo. Tak. Właśnie tego mu było trzeba po tak długiej podróży. Już wymiotował tymi suchymi racjami podróżnymi jakie sobie sam przygotował z suszonego mięsa. Podjechał wozem pod bramę grodu i czekał przyglądając się jak tworzy się przy nim mała gróbka ludzi. Oni najwyraźniej też na coś czekali.
gdy tylko powrócił bogaty mieszkaniec miasta który kazał mu tu przybyć, Błażej zszedł z wozu i podszedł do niego pytając:
- Po co mieliśmy się tu wszyscy zebrać? Tam macie materiały dla rzemieślników?