Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2008, 15:02   #637
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vaein Toris, zapomniana cytadela Ordo Cronos

- Dziękuję Ci Szazel, bardzo, bardzo Ci dziękuję. Nie martw się już mi lepiej.
Arein odczuł falę zadowolenia płynącą od chowańca...Zadowolenia za pochwalenie.
Zrobił kolejny wdech, tym razem czuć było w nim zmęczenie i trud, nadal był osłabiony mimo cudownego eliksiru jaki przyniósł mu Szazel. Przyczołgał się do jednej z szafek, chwycił się jej rogu i powoli, opierając się o nią, ostrożnie oczywiście, wstał. Miał teraz lepszy widok na miejsce, w którym trzymał go Celdrun.

-Jak wygląda sytuacja na górze Szazel? Domyślam się, że coś się stało z moim oprawcą, dawno go nie widziałem i te wstrząsy… – zwrócił się telepatycznie do swojego chowańca Arein.
Chowaniec przekazał mu w słowach to co widział...Zniszczoną bramę, ślady krwi, zwłoki w kilkunastu komnatach na parterze. Część zwłok należała do humanoidów, niektóre były nawet ludzkie. Inne zaś do bestii. Widział ślady ognia i rozliczne zniszczenia. Szazel od razu udał się tutaj, więc sytuacji na wyższych piętrach wieży nie znał.
Na chwile przerwał, po czym dodał.- Panie, przemknąłem obok bestii...Salę przy wejściu zajął girrallon, ale taki większy i ma ogon zakończonym żądłem. I sprowadził dwie samice.
Rozpoznawszy naturę szaty Arein Ba'el Morgis założył ją, która choć trochę niewygodna pasowała na cienioelfa. Jako strój magiczny powinien dopasować się do Areina w przeciągu kilku następnych dni. Także oględziny ksiąg nie ujawniły żadnych pułapek.
Nie były to też tomy magiczne...Jedna dotyczyła bowiem spraw planarnych. A dokładnie zależności pomiędzy planem cienia, a planami pseudożywiołów. Druga omawiała sprawę soczewek ogniskujących magię i ich produkcję. Informacje w niej zawarte były jednak niejasne, zaś sam proces ich produkcji wymagał zarówno dużej wiedzy i wielu rzadkich czarów i komponentów... Między innymi, krwi istoty pomrocznej.
Czytając te tomy Arein jednym uchem wysłuchiwał opowieści swego chowańca, na temat podróży tutaj, próby zdobycia eliksiru...(Udanej próby zresztą). I kłopotach jakie napotkał po drodze. W tej opowieści Areina najbardziej dziwiło to, że podróżując tu napotkał dużo wędrujących stworów. Zupełnie jakby ktoś lub coś wygnało całe populacje z dotychczasowych siedlisk. Nie była to dobra informacja dla Areina. Oznaczało to bowiem, że gdziekolwiek się uda może często napotkać wygłodniale, rozwścieczone potwory.
Przeszukując szafki znalazł cztery fiolki z miksturami alchemicznymi, których zawartości rozpoznać nie potrafił, (soczyście żółty, mlecznobiały, bladoniebieski, bladopomarańczowy), oraz flaszkę z ciekawszą zawartością. W niej zamknięty był spory płomień, rozpadający się od czasu do czasu na drobniutkie ogniki. Arein domyślił się, że owa fiolka więzi rój malutkich żywiołaków ognia.
Z pozostałych przedmiotów udało mu się skompletować niewielki zestaw leczniczy...Ot parę bandaży, gliniana flaszka z wodą utlenioną, i tym podobne rzeczy. Skalpel który wybrał na broń, miał długie wąskie ostrze i krótką rękojeść, co czyniło go orężem bardziej zabójczym od zwykłego sztyletu. Przy tym jednocześnie bardzo nieporęcznym. Nic w tym dziwnego, W końcu to było narzędzie chirurgiczne, nie broń. Przyjrzał się też symbolom płonącym na ścianach, ale...nic one mu nie mówiły. Choć był pewien, że miały znaczenie raczej historyczne niż tajemne. Zapewne symbol jakiejś organizacji, osoby lub państwa. Może pieczęć rodowa. Nie był pewien, zwłaszcza że możliwości były liczne.
Wybrawszy odpowiednie miejsce, skupił się na medytacji, a także na planowaniu dalszych działań...

Phalenopsis, dom Turama

- Ammanie... Weź te... hmmm... trofea - druidka nie miała pojęcia jak nazwać głowy ghuli - Skoro wykonałeś zadanie, pewnie będziesz musiał otrzymać jeszcze list od kapłana? Dzisiaj pójdę z tobą.Wypowiedź druidki zapewne ponownie zburzyła plany Berianda. Jednak Aydenna mało to obchodziła. Wstał, rzekł.- No to skoro wszyscy wiemy co robić, to...do roboty.
Po tych słowach skierował swe kroki do drzwi.
I każdy ruszył w swoją stronę...Każdy, oprócz Berianda. Niemniej czarodziej nie chciał pozostawać w tym domu ani chwili dłużej i ulotnił się z niego. Ruszył więc w miasto łażąc po nim bez celu.

Gdzieś nad Phalenopsis

Wiatr targał krukiem jak latawcem, co Rasgan nie odbierał jako przyjemność. Z pewną doza irytacji stwierdzał, że latanie nie było już takie bezpieczne jak kiedyś. Już dwa razy wpadł w obłoki których kwaśne opary poparzyły skórę i uszkodziły pióra...Z góry widać było doskonale pierścień oblężenia otaczający całe miasto dookoła, przypominający węża duszącego swą ofiarę. Stwory bezustannie atakowały na mury raz po raz, niezbyt skoordynowanymi falami. Rasgan zleciał niżej i przekonał się, że nie był to najlepszy pomysł. Po chwili pojawili się latający drapieżcy...mantikory, nieliczne które przetrwały nieudany szturm, rozpoczęły polowanie na kruka. Rasgan ledwo unikał, kolejnych zębatych paszcz polujących na kruka. Dopiero gdy udało mu się cudem wlecieć za mury miasta, mantikory odstąpiły od łowów.

Koszary straży miejskiej, Phalenopsis

Nieduża komnata , o surowym wystroju, drewnianej podłodze, ścianach z bali drzewnych oraz połatanym dachu... To w niej Rasgan opowiadał co widział.
Słowom elfa przysłuchiwał się mężczyzna w kilcie, o płomieniście rudych włosach.

Do niego bowiem skierowano elfa, gdy wspomniał, że ma ważne wieści dla dowództwa. Człowiek ów nazywał się Ian Vanhaden i był ludzkim najemnikiem pochodzącym z Imperium Młota...Z jednej z tych osad, którą zbudowali ludzie na zboczach ich gór. I które później pełniły rolę pośredników handlowych pomiędzy twierdzami klanowymi zbudowanymi głęboko w górskich jaskiniach. Wysłuchał Rasgana w ciszy, ale wyraz jego tworzy nie wyrażał ani zdumienia, ani zaskoczenia. Po tym jak elf skończył mówić, rzekł.- Dziękuję za poświęcony czas i energię na zwiad, aczkolwiek niepotrzebny. Znamy bowiem sytuację dookoła murów, a nasi zwiadowcy i magowie na bieżąco sprawdzają sytuację. Zatem nic, co mi przed chwilą rzekłeś, nie jest dla mnie zaskoczeniem. Jeśli to wszystko co sprowadza cię tutaj, to pan wybaczy...Ale mam dużo obowiązków. Oblężenie nie daje nam wytchnienia.

Dzielnica Przybyszów, świątynia Pana Kniei

Wizyta w świątyni Jaśniejącego była krótka. Druidka poznała tam ponurego półanioła Melenphara, oraz energicznego kapłana imieniem Mercius. Amman przekazał swą zdobycz Melenpharowi. Zaś półanioł napisał list który kazał przekazać Boreinowi.
po załatwieniu tych spraw oboje druidzi ruszyli do przybytku Pana Kniei
Borein z kręgu Wiosennej Pieśni kończył właśnie przygotowanie. Menhiry pokryte były pędami bluszczu i rysunkami wymalowanymi różnego rodzaju roślinnymi barwnikami.
- No i jak?- spytał na widok podchodzącej dwójki. Amman podał mu pismo od Melenphara.
-Dobrze, dobrze...- rzekł druid czytając list od półanioła.- ...Usiądź proszę, pośrodku kręgu menhirów, obnaż się do pasa i cokolwiek by się działo, nie ruszaj się stamtąd.
Po czym podał druidce bębenek i wskazał miejsce, dodając.- Staraj się uderzać szybko i równomiernie, najlepiej w rytm ludzkiego serca.
Następnie rzekł.- Zaczynamy.
Sięgnął po niedużą miskę z miedzi, w której były zasuszone zioła, zapalił je po czym zaczął okadzać nimi każdy z menhirów idąc zgodnie z ruchem słońca na nieboskłonie.
- O ty, który prowadzisz dusze po okręgu, ty który pilnujesz pór roku, wskaż drogę temu młodzieńcowi..- wędrówce druida towarzyszyły wypowiadane przez niego słowa.- Sylvanesie, dający i odbierający życie. Przewodniku wędrówki dusz, wskaż temu młodemu druidowi jego przyszłe i przeszłe wcielenia. O Sylvanesie, ty który sprowadzasz życie i ty który pilnujesz śmierci okaż łaskę i pozwól mu dojrzeć twoją nieskończoną mądrość i potęgę.
O Sylvanesie, ten oto druid chce stać sługą, oceń jego duszę i wydaj wyrok.

Następnie okadził siedzącego nieruchomo Ammana. Menhiry rozbłysły bladym światłem, zaś w kierunku Ammana podszedł niedźwiedź. Przez chwilę spoglądał na Ammana, po czym powalił go jednym uderzeniem, łapy. Elfi druid upadł nieprzytomny, zaś na jego torsie widać było rany od niedźwiedzich pazurów.
-Teraz pozostało nam czekać, albo wstanie jako druid....albo jego dusza przeskoczy do następnego wcielenia.- rzekł Borein podchodząc do druidki. Nagle ryk Łasucha zwrócił uwagę obojga druidów.
- Co na wszystkich bo..?- wydukał zdziwiony Borein, widząc jak pędy z karwasza Ammana oplatają całe ciało elfa szczelnym kokonem.
Borein podbiegł do oplecionego szczelnie ciała elfa i rzekł do Luinehilien.- Nie powinienem się zgodzić. Wiedziałem, że z tym czymś na jego ręce będą kłopoty. I co teraz co robić? Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem.

Dzielnica Kupiecka, wieczór dzień wcześniej

Gedwar ruszył spokojnym krokiem w stronę ławki, w ślady milczącego mężczyzny. Spocząwszy na siedzisku wzniósł ku licu paladyna oczy otoczone siateczką zmarszczek. Gedwar z uwagą wsłuchiwał się w każde jego słowo. W chwili, gdy starzec zamilkł paladyn pochyliwszy się nad starcem, ujął w obu swoich dłoniach, szorstką rękę Wielkiego Woźnego.

- Dzięki ci panie za dobre słowo. Niech Krzewiciel Nadziei ma cię w swojej opiece. Tymczasem bywaj. Jak najszybciej pragnę udać się do domostwa zacnego skarbnika Szlachetnej Gildii Inżynierów.

Skłoniwszy się, sprężystym krokiem udał się ku wrotom prowadzącym do Dzielnicy Rzemieślniczej, by tam zasięgnąć języka, gdzie dokładnie mieści się siedziba Turama Silberkinna. Jednak samą wizytę postanowił przełożyć na dzień następny. Wizyta o tak późnej porze mogłaby nastawić Turama nieprzychylnie do prośby paladyna. Zamierzał więc ją złożyć rankiem, jako że w południe spodziewał się wrócić na mury miasta.

Dzielnica Żebracza, dzień obecny

Potężny półork pracował przy kuźni...Pokryte blizna potężne barki znamionowały olbrzymią siłę, nawet jak na półorka. Czerwone rożki zdobiące łysą i pokryta tatuażami czaszkę, palce zakończone zakrzywionymi pazurami znamionowały domieszkę czarciej krwi w żyłach.
Obok paleniska stała paleta z mieczami...Bystre oko mogło zauważyć, że kowal mógłby w jednej chwili ich dosięgnąć, gdyby zaszła taka potrzeba.
Tymczasem w drzwiach tej porządnej jak na standardy dzielnicy żebraczej kuźni pojawił się stary krasnolud okrywający swe ciało dziwacznym skórzastym płaszczem.
Półork tylko przelotnie spojrzał na starca i rzekł.- Władco Szczurów, co cię sprowadza w moje skromne progi?
Starzec rzucił tylko pod nogi półorka pękaty woreczek, mówiąc.- Potrzebuję ludzi.
- Nie wątpię panie. Znowu złodziejaszków do zdobycia berła? - rzekł ork kątem oka przyglądając się woreczkowi.
- Nie.. Tym razem potrzebuje paru skrytobójców do odzyskania mego niewolnika. Dobrze zapłacę i będziesz mógł liczyć na moje wsparcie w przyszłości.- rzekł Władca Szczurów.
- Czarcie Łapy zawsze chętnie pomogą.- rzekł półork ważąc w dłoni ciężar woreczka.- Za odp..
- Za odpowiednią opłatą? Nie wątpię Ygushu.- rzekł Władca Szczurów wchodząc w słowo czarciemu półorkowi.

Dzielnica Rzemieślnicza, okolice domu Turama

Ciemna uliczka skrywała pięć sylwetek. Jedna z nich należała do krasnoluda...Resztę stanowił ork, dwa niziołki i półelf.
- Moi szpiedzy donieśli, iż teraz jest najlepsza chwila na atak.- rzekł starzec.- Jest tylko dwóch osobników, którzy mogą stawić opór i krasnolud, który raczej nie będzie wam przeszkadzał. Unikajcie zabijania. Załatwcie to szybko i sprawnie i bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Przeciwnicy których napotkacie, mogą być jeszcze potrzebni mojemu krewniakowi.
- Jasne, jasne.- rzekł sporej wielkości ork.- mamy dość trucizny paraliżującej by unieszkodliwić kilka słoni. Bez problemu zneutralizujemy dwóch żołdaków.
- Nie podchodź do tego zbyt lekko, to nie są pospolici ochroniarze. Umieją machać żelastwem.- rzekł w odpowiedzi Władca Szczurów.
- My też...I znamy się na naszej robocie.- odparł ork, wskazał palcem na okno na piętrze. I po chwili grupka zabójców pod jego wodzą pognała w tamtym kierunku.
- Lepiej żeby nie popełnili błędów...Ostatnio moja tolerancja na porażki baardzo zmalała.- mruknął pod nosem Władca Szczurów.
Tymczasem koło krasnoluda pojawił się cień i szepnął mu coś do ucha.
Grayshar odparł.- Wyślij moje ostatnie dwa dzieła, aby zajęły się zbliżającym się tu natrętem. Akurat jest okazja by je przetestować.

Dzielnica Rzemieślnicza, kilkanaście metrów dalej

Gedwar szedł w żwawym tempie w kierunku domostwa Turama. Wraz z każdym krokiem gwar i ścisk rzednął, gdyż paladyn kierował się w kierunku mieszkalnej części tej dzielnicy, o wiele spokojniejszej w godzinach handlu. Nagle drogę paladynowi zastąpiły dwie zakapturzone sylwetki. Zrzuciły one dramatycznym gestem kaptury odsłaniając swe ciała, dziwaczne krzyżówki golema i półorka.
Potężnie zbudowany półorczy mnich miał wtopione w ciało dwie olbrzymie kamienne łapy, zaś jego towarzyszka większość zastępowały jej mechaniczne metalowe protezy, na tyle silne, że pozwalały jej używać olbrzymiego bułata jedną dłonią.



Ich nagłe pojawienie spowodowało wybuch paniki, wśród nielicznych przechodniów. Półorczyca zaś zwróciła się do Gedwara.- No i jak? Chcesz spróbować szczęścia, czy też pójdziesz skądeś przyszedł, jak grzeczny chłopiec?

Bagna Zapomnianego Boga, Świątynia Jaśniejącego

Gdy tylko cała grupa wypoczęła nieco, wszyscy udali się w kierunku świątyni prowadzeni przez Liirchę. Twierdza wydawała się przytłaczać gości...Co jednak nie dziwiło nimfy. Sama przecież z czasem dopiero przywykła do niej. Gdy dotarli do świątyni staruszka nakarmiła swych gości pożywnym, ale mdłym kleikiem, który był tworzony przez magiczną łyżkę należącą do niej.
-Przykro mi, ale nieczęsto mam gości. A zapasy które uzyskiwałam od jaszczuroludzi dawno już zjadłam. Klimat bagien, nie nadaje się do przechowywania żywności.- rzekła Liircha.
- Dziękujemy za to pożywienie.- rzekła tłumaczka po naradzie ze swym przełożonym.- I za pomoc, i za gościnę...Nie miej nam tego za złe pani, ale chcielibyśmy opuścić bagna jak najszybciej. Spieszy nam się wypełnić obowiązek wobec naszego pana.
- Obowiązek, rozumiem...Tak, myślę że mogłabym wyprowadzić was z bagna.- rzekła Liircha, gdy nagle na ramieniu usiadł jej kruk i zaczął głośno krakać.
Staruszka wydawała się rozumieć jego mowę przytakując od czasu do czasu. Po chwili zaś rzekła do nimfy.- Gnolle które cię ścigają zbliżają się do nas. Wygląda, ze dogadali się z moim więźniem, gdyż ich tu prowadzi.
- Gnolle?- spytała Kashvi.- Czy to oznacza jakieś kłopoty?

Gdzieś na Bagnach Zapomnianego Boga


- Widzisz?- rzekła Ilmaxi wskazując na wgłębienia w miękkiej glebie.- Ślady, około piętnastu z nich to jaszczuroludzie...Trzy z nich należą do ludzi. Za półgodziny ich dopadniemy. -
Ruch na grzbiecie Ilmaxi wskazywał, że Kyulii wkrótce odzyska przytomność.

Gaalhil odwrócił się.

- Musimy być przygotowani do starcia. Chwilowo można przypuszczać iż mamy przewagę, gdyż o nas nie wiedzą. Dotrzemy do nich, zaatakujemy, jeśli będzie to możliwe, z ukrycia i przechwycimy tych ludzi. Musimy zabić w jednym momencie jak największą ilość przeciwników, w przeciwnym wypadku przewaga jaką daje nam efekt zaskoczenia stopnieje i najprawdopodobniej zginiemy… Następnie ruszymy w stronę twierdzy wskazanej przez jaszczuroludzi. Nie brać jeńców.
Na te słowa przez twarz lamii przebiegł cień ironicznego uśmieszku. Zaś ona sama powiedziała.- Łatwo ci ukryć białą lwicę ze skrzydłami, na czarnym bagnie?
- Kobieta niedługo się obudzi. Postaraj się jej wyjaśnić sytuację, skoro postanowiłaś ją ogłuszyć. Możesz oczywiście ogłuszyć ją ponownie – powiedział z lekkim przekąsem.– Doceniam twoją pomoc i wartość dla tej wyprawy, postaraj się jednakże porozumieć ze mną, jeśli będziesz miała zamiar ogłuszyć członka drużyny.
- Mogłeś niechcący mimiką twarzy zdradzić moje plany i przepadłby efekt zaskoczenia. Wojownik reaguje błyskawicznie na sytuację.-rzekła nieco naburmuszonym tonem głosu lamia.
Psionik odwrócił się i przyspieszył kroku, chcąc jak najszybciej dopędzić oddział jaszczuroludzi. Ilmaxi jednak zabiegła mu drogę...kilkoma susami.
- O nie! Ty wyjaśnisz jej sytuację! Ja...zostałam stworzona do walki. - rzekła lamia.- I nie wyglądam przyjaźnie.
Kobieta na grzbiecie lamii rozejrzała się półprzytomnie i zaczęła z siebie wypluwać setki słów, z których przynajmniej połowa była przekleństwami. Jedyną sprawną ręką pocierała kark.
- Jesteś człowiekiem, ona też, więc się dogadujcie...Poza tym, to ty za nią pognałeś, nie ja.- rzekła Ilmaxi.- I mi się od tego nie wymiguj. Ja tu jestem od ochrony, ty od zdobywania informacji.
Skupiony na rozmowie z Ilmaxi psionik nie zauważył zbliżających się stworów...Podobnie jak lamia. Dopiero krzyki Kyullii uświadomił obojgu, że zostali otoczeni przez mniej liczny, ale bardziej elitarny oddział jaszczuroludzi z wodzem i szamanem w składzie.
Stwory, roślejsze niż te z wioski, te obsiadły bagienne wysepki dookoła trójki wędrowców i wymierzyli w nich bron dystansową, której przynajmniej niektóre egzemplarze były magiczne.
Gaalhil mógł już skreślić zaskoczenie z asów jakie miał w rękawie. Jaszczuroludzie uzbrojeni byli w włócznie lub/i łuki, do tego część miała toporki, a szaman pokryty paciorkami kostur zapewne magiczny. Sam szef jaszczuroludzi, rosły osobnik uzbrojony w magiczny dwuręczny topór trzymał w dłoni napięty długi łuk i mierząc w kierunku przybyszy rzekł.- Wy to kto? I co wy robicie na moim bagnie? Mówcie szybko, albo strzały moich wojów was zabiją.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-05-2008 o 18:23.
abishai jest offline