Kot. Istota, której nie można posiadać. Można jej jedynie służyć. "Patrzy na mnie. Czeka." Nieme pytanie odbija się w zieleni jego oka. Czeka. Na ruch, na myśl, na odpowiedź. Miau. "Przynagla mnie." Tak zmienny. Przed chwilą jeszcze chował się pod łóżkiem, a teraz co? Teraz pan świata, gotowy sprostać każdemu wyzwaniu. - Muszę zapalić. - Kabu uciekł spojrzeniem przed kotem. Ta iskierka nadziei, co tliła się w nim - że Formidiel tak jak i kot mógł zaryzykować - wydawała się zbyt zwodnicza. Potrzebował tego gryzącego dymu w płucach. Wbił wzrok w poduszkę na której mogłaby leżeć napoczęta paczka papierosów. Wtedy zaciągnąłby się. Ale nic takiego nie miało miejsca. Opadł na łóżko i znów usłyszał miau. Jego spojrzenie błądziło po pustym łóżku tuż obok i tym następnym. Ambu starał się nie myśleć o niczym, mimo to wewnątrz coś go dusiło i nie chciało puścić. Ten z pustego łóżka wyszedł na korytarz. Ciekawe co powie ludziom. "Sorry, czuję się już lepiej, to kiedy mnie wypiszecie?" Ambu schylił się i wziął kota na ręce. "Skąd sie bierze ten cynizm? Przynajmniej miał jakiś pomysł, a ty? Siedzisz na łóżku, gapisz się na kota, jakby to miało niby ci ulżyć. I marzysz o papierosie." Skoro Azazael was znalazł, to znaczy że inni też was będą szukać. Pościg za niedobitkami zapewne. Miło. Taka atrakcja, żeby się nikomu nie nudziło. - Co się tak kręcisz? - cicho zganił Morfa, który mu na kolanach poligon do czyszczenia pazurów robił. Usłyszał zgrabne "miau" i prychnięcie. Właściwie by tu został, palił i udawał amnezję. Lekarze nie będą naciskać, każde kłamstwo wyda się lepsze niż upieranie się przy "upadku z nieba". Kot spojrzał na niego z wyrzutem. "Chwila. A jeśli Formidiel potrzebuje ratunku?" Do Ambu nie przemawiało to, co starał sobie wmówić "to nie moja sprawa". Kot zdawał się teraz bardziej zadowolony. Położył się w końcu podwijając łapki pod siebie. Czy on mu czytał w myślach? Ambu potarł mocno czoło nadgarstkiem. "Informacje. Trzeba skądś zdobyć wiadomości, co się dzieje tam wysoko. Ubranie." Przymknął oczy, skupił się na ubraniu. Nie miał wcale ochoty na spotkanie z ludźmi. W co ubierają się śmiertelnicy? Może jeansy (kolejne nowe pojęcie) najlepiej przetarte mocno na kolanach, albo nawet z dziurami. Może z urwaną kieszenią. Koszula w paski, z bawełny, z okrągłymi guzikami wpadającymi w błękit. Z czterema dziurkami. Kurta skórzana, w odcieniu dojrzałych kasztanów jesienią. Z dwiema kieszeniami, sięgająca połowy uda z wysokim kołnierzem. Obowiązkowo paczka fajek gdzieś w podszewce. I buty. Buty to podstawa. Wygodne, wysokie, mocne buty. Takie, jakie zabiera się w góry. Kot mu nie pomagał. Kręcił się. Pomrukiwał. Coś mu się śniło i bynajmniej nic przyjemnego. Wyglądał, jakby uciekał. A gdyby tak uciekli oboje? Ambu przygarnął zwierzaka bliżej. Ten trochę się uspokoił. Uciec. A może uciec? Znowu. Dalej. Jak daleko się tylko da... Ambu wstał, wziął kota na ręce i ruszył w stronę okna. Drugie piętro. "O tak, fantastycznie. To może drzwi. Miejmy nadzieję, że się jeszcze pielęgniarki nie zbiegły."
__________________ "Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Ostatnio edytowane przez Latilen : 27-04-2008 o 21:58.
|