Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2008, 19:30   #33
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
- Ty mój drogi uważaj na to, co odpowiadasz, bo jeszcze cię ten młodzieniec posłucha – zachichotała wyłaniająca się z dziury białowłosa. Pociągnęła nosem – przyjmujesz gości na herbatce z melisy. Pewnie słusznie. – znowu zachichotała.
Siedziałeś obok kloszarda podpierając ścianę. Staruszka wyminęła Was i podeszła do Leah. - Złowiłaś coś kochanieńka? Pokaż te wędkę.- gmerała w kieszeniach spódnicy. – O właśnie – wyciągnęła wielkiego tłustego robaka, którego biel aż świeciła w ciemnościach. Zawiesiła go na haczyku – teraz pójdzie Ci lepiej. Rozpalę ogień na tę rybkę.
Patrzyłeś wyczekująco na gospodarza. Niech nie myśli, że wymiga się od odpowiedzi.
- Słabo znam się na biciu ludzi. – westchnął w końcu – Ale nieźle na rozwiązywaniu problemów. Jak widzisz - wykonał szeroki gest ręką – potrafię się wygodnie urządzić.
Dolał Ci z garnca drugi kubek piwa. Patrzył z nieukrywanym obrzydzeniem jak je pijesz.
- Ja nie mogę – w jego obtłuczonym kubku była woda – Też bym się napił jakiegoś trunku, ale niestety widziałem jak to moja warzyła. Tej rady mogę Ci spokojnie udzielić młodzieńcze. Nie pchaj się babie do kuchni, bo pożałujesz.
- No a wracając od picia do bicia, to skoro sprawa jest tak poważna, to może trzeba będzie po łbie, żeby już nie wstał. Obyś tylko bił winnego. Bo kapłan Mannana chłopcze to umie uroki rzucać, jak dobry w swym fachu jest, ale na wodę.
Dalszą konwersację (tym obcym Peterowi słowem, można określić toczoną rozmowę) przerwał wam okrzyk Leah
- O w dupę Mananna! Mam coś! Mam!
We trójkę wyciągaliście wielką rybę. Królewskiego suma. I niewiele brakowało, żeby wam się urwał. Po kwadransie zmagań trzy metry ryby, ze 150 kilogramów żywej wagi szalało na ziemi. Wyciągnęliście go z wody, z dziury, w której się cały nie mieścił. Złapany na pięciocentymetrowego robaka na sznurku.
Padliście ze zmęczenia obok potwora z głębin. Leah skakała i klaskała w dłonie.
- Uwielbiam łowić ryby. Jestem NAJLEPSZA.
A potwór kłapał zębami i machał wielkim ogonem.
Z kuchni wynurzyła się staruszka z wielkim nożem.
- Znęcacie się nad stworzeniem - zasyczała i podcięła rybie gardło. Powlokła ją za ogon do kuchni.

Zasnąłeś najedzony, opity i szczęśliwy. Przekonany, że rano wszystko szybciutko załatwisz i będzie wspaniale.
Bo w ogóle życie jest super.

Leah spała obok Ciebie.

Obudziłeś się pełen energii. Zerwałeś się na równe nogi bo zabrakło obok Ciebie jasnowłosej dziewczyny.
Wybiegłeś przed dom. Na szczęście była. Siedziała na kamieniu i patrzyła na rzekę.
- Ale mi dobrze Peter. – powiedziała – Nareszcie.
Był wczesny ranek. Wiedziałeś, ze najłatwiej spotkasz tego uganiającego się za Leah chłystka w świątynnych ogrodach.

Machat
Co za licho mnie podkusiło by włazić do tego pokoju, skoro wiedziałem, że za drzwiami nie czeka przyjaciel - myślałeś później przykładając kawałek czerwonego mięsa do puchnącej szczęki. Ale może to bezzasadna, choć uporczywa nadzieja, że dziewczęciu niewinnemu obmierzła już niewinność, tak cię urządziła. Wiadomo, nadzieja wyrodną matką. Jaki demon kazał mi pchać się w awanturę zamiast normalnie wrzeszczeć o pomoc? Demon zwany dumą nadal Cię nie opuszczał i bardziej od poobijanego ciała, dokuczała Ci chęć zemsty .
Bo gdy wszedłeś do pokoju spadły na Ciebie ciosy solidnych maczug. Potrafiłeś się bić, ba nawet byłeś w tym niezły, ale trzech na jednego to przesada. Wiedziałeś, że musisz im stawić czoła tylko przez moment, bo zaraz harmider obudzi Paula i jego wyrośniętego ochroniarza, a we trzech...
Od pierwszego ciosu wywinąłeś się unikiem. Sparowałeś drugi -ramieniem, w którym teraz pulsował ostry ból. Trzecie uderzenie spadło już na Twoją głowę. Wysiłek woli sprawił, że stałeś jeszcze na nogach, choć sam się temu dziwiłeś. Wyprowadziłeś uderzenie w pierwszego przeciwnika. Zgrabne cięcie, które z pewnością nie miało go oszczędzić. Poczułeś, jak pękają ogniwa koszulki kolczej. Ostrze na pewno sięgnęło ciała. Niechybnie świadczyła o tym fala kropelek krwi, które pofrunęły za klingą niczym ogon komety.
Przeciwnicy jednak nie dali za wygraną i następna wymiana ciosów była dla ciebie mniej korzystna. Jak przez mgłę pamiętasz kolejny bolesny blok i paraliżujący ból przeszywający kończynę. Raniony napastnik rzucił się na ciebie niczym rozsierdzony byk. Udało mu się schwycić cię poniżej gardy i obalić na deski. Wiłeś się jak węgorz próbując ustawić go na drodze wycelowanych w twoją głowę ciosów. Wierzgałeś pod krwawiącym zbirem, przez kilkanaście sekund, póki nie opadłeś z sił.
Do głowy przyszła ci niepokojąca myśl. Napastnicy byli profesjonalistami i to drogimi. Niewielka to była satysfakcja lecz zawsze jakaś. Mieli na sobie porządne ubrania, i cechował ich niepokojący, zimny dryg. Wyraźnie wiedzieli, że powinni się spieszyć, ale współpraca układała im się bez zbędnych słów. Nie padło, żadne imię. Poza jednym. Nim straciłeś przytomność usłyszałeś jeszcze:
- Trzymaj się z dala od pana Maurissaut, laleczko.
Poczułeś silne uderzenie w skroń i straciłeś przytomność. Wszystko to nie trwało trzydziestu sekund.
Lekarz, którego wezwał Paul powiedział, że miałeś wielkie szczęście, to tylko dwa pęknięte żebra, jeden wybity ząb, kiedy niektórzy po takim laniu nigdy by już nie wstali. Farciarz z ciebie i tyle. O ile nie będziesz miał zawrotów głowy i nudności, nic ci nie będzie. Na szczęście mimo głupich uwag robotę wykonał sprawnie. Opatrzył cię, założył dwa szwy na skroni, napoił wywarem po którym bolało trochę mniej, kazał robić befsztykowe okłady na twarz i nie wziął pieniędzy.
Leżałeś w łóżku, słońce już wschodziło. Do Twego pokoju zaglądała co chwilę przejęta posługaczka. Nie miałbyś nic przeciwko jej troskliwej opiece.
Kto to u licha byli ci ludzie? A właściwie kto stał za nimi? Jednego z napastników kojarzyłeś. W Twoim fachu trzeba mieć dobrą pamięć do twarzy. A ten łotr pracował kiedyś w straży miejskiej i stał czasem na posterunku na północnej bramie. Ale to było ze dwa lata temu. Potem widywałeś go czasem w „Tańczącej Driadzie”. Kojarzysz nawet, której dziewczyny czas kupował.



Z natury krewki, Skory do Zwady Gotów się strzelać Lub bić na szpady.

Diego
Loisel przywitał Cię raczej oschle.
- Dawno Pan przyszedł? – zapytał. Odpowiedziałeś, w sumie zgodnie z prawdą, że dopiero co. Mierzył Cię przez chwilę badawczym spojrzeniem.
- Wyobrażam sobie, że nie będzie to walka do pierwszej krwi - ni to stwierdził, ni zapytał.
Spojrzałeś mu w oczy bez uśmiechu. To chyba starczyło za odpowiedź. Oktawian Maurissaut nadjechał następny. Jakby nie dotyczył go zakaz wjeżdżania konno na tereny parku. Był blady i niewyspany. Miałeś wrażenie, że ubrań nie zmieniał od wczorajszego wieczora. Obdarzył was krótkim ukłonem.
- Zniknęła. - powiedział do Loisela. Zaraz jednak pod wpływem spojrzenia starszego szlachcica zmienił temat. – Cieszę się na to widowisko. Dawno nie widziałem porządnego pojedynku. Sądząc po Pana wyglądzie i miejscowych plotkach to nie będzie dla Pana pierwszy raz. Zabił Pan wielu przeciwników? – roześmiał się. Wyglądał przy tym nieco upiornie. Musiał być z natury okrutny.
August de Baries i Francois Lafayette przybyli w tym samym momencie. Towarzyszył im jeszcze jeden mężczyzna. Medyk z ponura twarzą i dużą czarną torbą. Od razu zaczął rozkładać narzędzia na skraju sporej płaskiej łąki. Miałeś ochotę parsknąć śmiechem.
Twój przeciwnik dobrze przygotował się do walki. Ubrał się w kolczugę z nogawicami. Na głowie miał hełm, a pod nim czepiec. Na dłoniach rękawice. Wszystko błyszczące, doskonale dopasowane. Na pewno nie używał kompletu zbyt często, ale nie musiał go od nikogo pożyczać. Wiedziałeś, że zbroja spowolni jego ruchy. Niemniej dawała ochronę, której Ty nie miałeś.
Przyjrzałeś się też orężowi Bretończyka. Rapier, na tym się znałeś świetnie, był piękny, z romboidalną głownią z najlepszej stali, zgrabnym koszem obłękowym ale bez zbędnych wystawnych zdobień, długości 110 centymetrów, lekki, stworzony do pojedynków. Broń godna dobrego szermierza. Prawie tak godna jak Twoja.
Dość długi lewak, zakończony mocnym koszem dobrze chroniącym dłoń na pewno mógł służyć i do ataku. I też nie był tanią bronią.
De Baries mimo bladości trzymał fason.
- Niech Randal sprzyja lepszemu. – powiedział do Ciebie z uśmiechem.
Nie wyglądał na zaskoczonego, że jesteś na czas. Nie przypuszczałeś, by Leticia podzieliła się z nim planami wyrzucenia Cię z miasta.
Ostatni nadszedł Eryk Halsdorf.
- Musimy jeszcze ustalić szczegółowe zasady. – odezwał się Francois Lafayette – Proponujemy walkę do pierwszej krwi. Bez cięć w głowę. Zwyciężonym zajmie się medyk - monsieur Hugo, znakomity specjalista.
Twoi sekundanci milczeli.



To nie kule ani szpady, lecz właśnie sekundanci zabijają w pojedynku.


Eryk
Nie dane Ci było dokończyć rozmowy z piękną Estalijką. Spotkaliście się z resztą towarzystwa nim doszliście do loży. Pierwszy śpieszył Wam na spotkanie August, za nim Francois z Veroniką.
- Ależ Leticio, co Ty wyprawiasz? – August nie dbając o konwenanse zaczął robić żonie wymówki – Wybiegać w taki sposób? Czy nie widzisz w jakim świetle minie stawiasz? Staram się Ciebie zrozumieć, ale to staje się zbyt trudne.
- O, zobaczcie to chyba autorka sztuki. – Francois przerwał przyjacielowi za głośnym komentarzem – Tam, ta niziołka z kwiatem we włosach.
Leticia pozornie nie reagowała na słowa męża. Ale stałeś blisko niej i słyszałeś jak głośno wciągnęła powietrze i widziałeś jak jej oczy, tak brązowe, że prawie czarne zabłysły gniewem.
Spuściła wzrok i podeszła do męża.
- Wracajmy.
Wychodziliście wszyscy w milczeniu. Rozstaliście się przy powozach. Francois zaproponował Ci odwiezienie do domu.
Wiedziałeś, że ciotka już śpi. Nie poznasz dzisiaj jej reakcji na Twoje nieudane randez vous z wdową Chenier.

Nie mogłeś zasnąć. W głowie kłębiły Ci się pytania. Patrzyłeś na swój zapięstek, metalowy ze srebrnymi zdobieniami, oplatającymi całą bransoletę niczym gałęzie drzewo. Nie zdjąłeś go tym razem do snu, dziś był elementem nurtujących Cię problemów.
- Czym jest ten dziwny przedmiot?
- Czy muszę ożenić się z Julią, jeśli chcę odziedziczyć po ciotce majątek?
- Dlaczego Leticia raniła męża?
- Co się wydarzyło w teatrze?
- Dlaczego ten aktor żył?
- Czemu Leticia pobiegła za mną?
- Ile razy w ciągu dnia można spotkać tę samą, obcą staruszkę?
- Czy August jutro zginie?
- Czy mogę temu zapobiec i czy na pewno to będzie szlachetny uczynek?


Wstałeś o świcie. Musiałeś spieszyć się do ogrodów.
Gdy przybyłeś wszyscy już byli na miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 27-04-2008 o 20:33. Powód: wątpliwości co do wątpliwości Eryka
Hellian jest offline