Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2008, 08:05   #31
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Z natury Estalijczyk nie należał do ludzi zbyt refleksyjnych. Jego temperament zawsze skłaniał go ku działaniu niż rozmyślaniu. Podczas pojedynku nigdy nie było czasu na długie dywagacje liczyła się szybkość i zdolność reagowania na ataki. Planował co najwyżej trzy, cztery złożenia na przód, a i tak często plany szły w łeb. Diego był dobry, bo umiał improwizować i miał to coś co posiadają prawdziwi szermierze. Instynkt. Z początku nie ufał mu i nie wierzył. Chciał wszystko planować. Atak, garda, wypad, cięcie z dołu. I dlatego przegrywał. To ona go nauczyła zawierzyć swoim uczuciom. Swojej intuicji, by go zdradzić.
Diego zacisnął szczęki. Niechciane wspomnienia znów go dopadły. Ileż by dał, by cofnąć czas, by jej nigdy nie spotkać. Nigdy nie zobaczyć tych oczu i lekko kpiącego uśmieszku, gdy proponowała mu by się z nią zmierzył.
To wtedy jego życie zostało przesądzone. Mógł zabić Augusta, mógł spalić całe to przeklęte miasto, a i tak się od niej nie uwolni. Buntował się, szarpał jak zamknięty w klatce, ale czuł że i tak jest tylko nędznym niewolnikiem i wystarczy by ją ujrzał, a gotów był wyprzeć się zemsty, porzucić honor i skamleć u jej nóg o odrobinę miłości. O to by było jak dawniej. By byli znów razem, ale ...
Już nigdy nie będzie jak dawniej. Zostawiła go. Porzuciła jak szmacianą lalkę. Odeszła bez słowa. Bez choćby próby wyjaśnienia dlaczego. I już nie wróci.
Diego spuścił głowę. Chciał zapłakać, ale już nie miał łez, tylko rozpacz i fatum które każe mu być w jej pobliżu. I jeśli nie może być z nią, to przeciw niej. Jeśli go nie kocha, to niech nienawidzi. Ale nie da jej spokoju, tak jak i on go nie ma.
Zabije tego jej wymoczka, tego lalusia choćby miała to być ostatnia rzecz w jego życiu, a potem niech się dzieje co chce.
Diego wyszedł zza drzewa i zszedł do alejki. Podszedł do Berauda tak by ten go widział z daleka i stanąwszy trzy kroki od mężczyzny skłonił się dotykając ręką ronda kapelusza :
- Buenos Dias Senior Loisel. Piękny poranek, nieprawdaż ? Muchos obligado że zechciałeś przyjść tak wcześnie. Mam nadzieję, że pozostali będą równie punktualni.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu tych „pozostałych”. Sprawa akrobatki w ogóle go nie obchodziła. Wiedział aż nazbyt dobrze, że kobiety to tylko kłopoty.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 26-04-2008, 01:35   #32
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ledwie dotknął tą cholerną dziewkę, a ta już zaczęła wrzeszczeć i piszczeć jakby ją co najmniej obdzierali ze skóry! Miał jej przyłożyć, ale ataku na swoje uszy nie zdzierżył. Puścił ją, patrząc oskarżycielsko.
-No co?! Musiałaś tak drzeć mordę?
Na domiar złego, z niedalekiej odległości dobiegało pogwizdywanie obdartusa, który na szczęście nie chciał zarobić prostego w nos i nie wtrącał się do niemal "rodzinnej" rozmowy. Leah szybko się uspokoiła.
-Gbur i prostak! I tak miałam ci wszystko powiedzieć, ale w odpowiednim czasie!
-Czas jest odpowiedni, gadaj póki jeszcze lańska nie dostałaś!
-Nóż znalazłam, jak spałam za składem, obudziłam się a on był. I cała historia! Chciałam opchnąć u Flotta Muchołapki, ale nie chciał wziąć!
-Coś mi tu pierdolisz mała...
-Sama prawda! Przysięgam! Dawał za mało a i sie pytał skąd mam...
-Ta. A krew?

Dziewczyna zbladła, po czym niespodziewanie zaczęła szlochać i rzuciła się na Petera, obejmując go nieco panicznie.
–Peter ja go zabiłam...
Wybuchła płaczem, przyprawiając pasera o całkowitą konsternację (chociaż on sam za cholerę nie znał takich słów).
-Niby, kurwa, kogo?
Podkreślenie wypowiedzi dość popularnym słowem dodało mu nieco pewności siebie.
-Gustava... znaczy tego w teatrze... to przez te sny! Ja musiałam...
-Że niby ten skurwiel rzucił na ciebie jakiego uroka a ty żeś utłukła tego kiepa na scenie, tak? Nosz kurwa, kobieto! A jak ktoś cię rozpozna?! Trzeba będzie co z tym zrobić, było powiedzieć wcześniej, bym mu wpierdol spuścił a nie tak... Tyle ludzi się gapiło! Jutro z samego rańca pójdziem do tych całych kapłanów i spuszczę im taki łomot, że odwołają wszystkie uroki i jeszcze swoje dupy zaczarują by takiej sraki dostali...

Zdenerwowany Peter dostał nagłego słowotoku. Zaciął się jednak nagle, poklepując niezdarnie Leah po głowie. Czegoś mu brakowało i wiedział czego.
-Te, gospodarzu! Daj lepiej jakiego trunka, a i bym zeżarł co bo mi w brzuchu od tego wszystkiego burczy. Ty mała nie szlochaj, takie rzeczy się zdarzają.
Zrobił niezwykle mądrą minę, jakby powiedział jakąś wielką i mocno skrywaną prawdę życiową.
-Idź rybę złów lepiej.
Obdartus dał jakiegoś piwka, więc Perer łyknął nie zastanawiając się. Niezbyt dobre, ale nie takie rzeczy się piło. Spojrzał na mężczyznę, który i tak przecież wszystko słyszał.
-A ty jak myślisz? Tylko łomot skurwielowi spuścić, czy od razu po łbie by już nie wstał?
Jasne było o kim mówi...
 
Sekal jest offline  
Stary 27-04-2008, 19:30   #33
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Peter
- Ty mój drogi uważaj na to, co odpowiadasz, bo jeszcze cię ten młodzieniec posłucha – zachichotała wyłaniająca się z dziury białowłosa. Pociągnęła nosem – przyjmujesz gości na herbatce z melisy. Pewnie słusznie. – znowu zachichotała.
Siedziałeś obok kloszarda podpierając ścianę. Staruszka wyminęła Was i podeszła do Leah. - Złowiłaś coś kochanieńka? Pokaż te wędkę.- gmerała w kieszeniach spódnicy. – O właśnie – wyciągnęła wielkiego tłustego robaka, którego biel aż świeciła w ciemnościach. Zawiesiła go na haczyku – teraz pójdzie Ci lepiej. Rozpalę ogień na tę rybkę.
Patrzyłeś wyczekująco na gospodarza. Niech nie myśli, że wymiga się od odpowiedzi.
- Słabo znam się na biciu ludzi. – westchnął w końcu – Ale nieźle na rozwiązywaniu problemów. Jak widzisz - wykonał szeroki gest ręką – potrafię się wygodnie urządzić.
Dolał Ci z garnca drugi kubek piwa. Patrzył z nieukrywanym obrzydzeniem jak je pijesz.
- Ja nie mogę – w jego obtłuczonym kubku była woda – Też bym się napił jakiegoś trunku, ale niestety widziałem jak to moja warzyła. Tej rady mogę Ci spokojnie udzielić młodzieńcze. Nie pchaj się babie do kuchni, bo pożałujesz.
- No a wracając od picia do bicia, to skoro sprawa jest tak poważna, to może trzeba będzie po łbie, żeby już nie wstał. Obyś tylko bił winnego. Bo kapłan Mannana chłopcze to umie uroki rzucać, jak dobry w swym fachu jest, ale na wodę.
Dalszą konwersację (tym obcym Peterowi słowem, można określić toczoną rozmowę) przerwał wam okrzyk Leah
- O w dupę Mananna! Mam coś! Mam!
We trójkę wyciągaliście wielką rybę. Królewskiego suma. I niewiele brakowało, żeby wam się urwał. Po kwadransie zmagań trzy metry ryby, ze 150 kilogramów żywej wagi szalało na ziemi. Wyciągnęliście go z wody, z dziury, w której się cały nie mieścił. Złapany na pięciocentymetrowego robaka na sznurku.
Padliście ze zmęczenia obok potwora z głębin. Leah skakała i klaskała w dłonie.
- Uwielbiam łowić ryby. Jestem NAJLEPSZA.
A potwór kłapał zębami i machał wielkim ogonem.
Z kuchni wynurzyła się staruszka z wielkim nożem.
- Znęcacie się nad stworzeniem - zasyczała i podcięła rybie gardło. Powlokła ją za ogon do kuchni.

Zasnąłeś najedzony, opity i szczęśliwy. Przekonany, że rano wszystko szybciutko załatwisz i będzie wspaniale.
Bo w ogóle życie jest super.

Leah spała obok Ciebie.

Obudziłeś się pełen energii. Zerwałeś się na równe nogi bo zabrakło obok Ciebie jasnowłosej dziewczyny.
Wybiegłeś przed dom. Na szczęście była. Siedziała na kamieniu i patrzyła na rzekę.
- Ale mi dobrze Peter. – powiedziała – Nareszcie.
Był wczesny ranek. Wiedziałeś, ze najłatwiej spotkasz tego uganiającego się za Leah chłystka w świątynnych ogrodach.

Machat
Co za licho mnie podkusiło by włazić do tego pokoju, skoro wiedziałem, że za drzwiami nie czeka przyjaciel - myślałeś później przykładając kawałek czerwonego mięsa do puchnącej szczęki. Ale może to bezzasadna, choć uporczywa nadzieja, że dziewczęciu niewinnemu obmierzła już niewinność, tak cię urządziła. Wiadomo, nadzieja wyrodną matką. Jaki demon kazał mi pchać się w awanturę zamiast normalnie wrzeszczeć o pomoc? Demon zwany dumą nadal Cię nie opuszczał i bardziej od poobijanego ciała, dokuczała Ci chęć zemsty .
Bo gdy wszedłeś do pokoju spadły na Ciebie ciosy solidnych maczug. Potrafiłeś się bić, ba nawet byłeś w tym niezły, ale trzech na jednego to przesada. Wiedziałeś, że musisz im stawić czoła tylko przez moment, bo zaraz harmider obudzi Paula i jego wyrośniętego ochroniarza, a we trzech...
Od pierwszego ciosu wywinąłeś się unikiem. Sparowałeś drugi -ramieniem, w którym teraz pulsował ostry ból. Trzecie uderzenie spadło już na Twoją głowę. Wysiłek woli sprawił, że stałeś jeszcze na nogach, choć sam się temu dziwiłeś. Wyprowadziłeś uderzenie w pierwszego przeciwnika. Zgrabne cięcie, które z pewnością nie miało go oszczędzić. Poczułeś, jak pękają ogniwa koszulki kolczej. Ostrze na pewno sięgnęło ciała. Niechybnie świadczyła o tym fala kropelek krwi, które pofrunęły za klingą niczym ogon komety.
Przeciwnicy jednak nie dali za wygraną i następna wymiana ciosów była dla ciebie mniej korzystna. Jak przez mgłę pamiętasz kolejny bolesny blok i paraliżujący ból przeszywający kończynę. Raniony napastnik rzucił się na ciebie niczym rozsierdzony byk. Udało mu się schwycić cię poniżej gardy i obalić na deski. Wiłeś się jak węgorz próbując ustawić go na drodze wycelowanych w twoją głowę ciosów. Wierzgałeś pod krwawiącym zbirem, przez kilkanaście sekund, póki nie opadłeś z sił.
Do głowy przyszła ci niepokojąca myśl. Napastnicy byli profesjonalistami i to drogimi. Niewielka to była satysfakcja lecz zawsze jakaś. Mieli na sobie porządne ubrania, i cechował ich niepokojący, zimny dryg. Wyraźnie wiedzieli, że powinni się spieszyć, ale współpraca układała im się bez zbędnych słów. Nie padło, żadne imię. Poza jednym. Nim straciłeś przytomność usłyszałeś jeszcze:
- Trzymaj się z dala od pana Maurissaut, laleczko.
Poczułeś silne uderzenie w skroń i straciłeś przytomność. Wszystko to nie trwało trzydziestu sekund.
Lekarz, którego wezwał Paul powiedział, że miałeś wielkie szczęście, to tylko dwa pęknięte żebra, jeden wybity ząb, kiedy niektórzy po takim laniu nigdy by już nie wstali. Farciarz z ciebie i tyle. O ile nie będziesz miał zawrotów głowy i nudności, nic ci nie będzie. Na szczęście mimo głupich uwag robotę wykonał sprawnie. Opatrzył cię, założył dwa szwy na skroni, napoił wywarem po którym bolało trochę mniej, kazał robić befsztykowe okłady na twarz i nie wziął pieniędzy.
Leżałeś w łóżku, słońce już wschodziło. Do Twego pokoju zaglądała co chwilę przejęta posługaczka. Nie miałbyś nic przeciwko jej troskliwej opiece.
Kto to u licha byli ci ludzie? A właściwie kto stał za nimi? Jednego z napastników kojarzyłeś. W Twoim fachu trzeba mieć dobrą pamięć do twarzy. A ten łotr pracował kiedyś w straży miejskiej i stał czasem na posterunku na północnej bramie. Ale to było ze dwa lata temu. Potem widywałeś go czasem w „Tańczącej Driadzie”. Kojarzysz nawet, której dziewczyny czas kupował.



Z natury krewki, Skory do Zwady Gotów się strzelać Lub bić na szpady.

Diego
Loisel przywitał Cię raczej oschle.
- Dawno Pan przyszedł? – zapytał. Odpowiedziałeś, w sumie zgodnie z prawdą, że dopiero co. Mierzył Cię przez chwilę badawczym spojrzeniem.
- Wyobrażam sobie, że nie będzie to walka do pierwszej krwi - ni to stwierdził, ni zapytał.
Spojrzałeś mu w oczy bez uśmiechu. To chyba starczyło za odpowiedź. Oktawian Maurissaut nadjechał następny. Jakby nie dotyczył go zakaz wjeżdżania konno na tereny parku. Był blady i niewyspany. Miałeś wrażenie, że ubrań nie zmieniał od wczorajszego wieczora. Obdarzył was krótkim ukłonem.
- Zniknęła. - powiedział do Loisela. Zaraz jednak pod wpływem spojrzenia starszego szlachcica zmienił temat. – Cieszę się na to widowisko. Dawno nie widziałem porządnego pojedynku. Sądząc po Pana wyglądzie i miejscowych plotkach to nie będzie dla Pana pierwszy raz. Zabił Pan wielu przeciwników? – roześmiał się. Wyglądał przy tym nieco upiornie. Musiał być z natury okrutny.
August de Baries i Francois Lafayette przybyli w tym samym momencie. Towarzyszył im jeszcze jeden mężczyzna. Medyk z ponura twarzą i dużą czarną torbą. Od razu zaczął rozkładać narzędzia na skraju sporej płaskiej łąki. Miałeś ochotę parsknąć śmiechem.
Twój przeciwnik dobrze przygotował się do walki. Ubrał się w kolczugę z nogawicami. Na głowie miał hełm, a pod nim czepiec. Na dłoniach rękawice. Wszystko błyszczące, doskonale dopasowane. Na pewno nie używał kompletu zbyt często, ale nie musiał go od nikogo pożyczać. Wiedziałeś, że zbroja spowolni jego ruchy. Niemniej dawała ochronę, której Ty nie miałeś.
Przyjrzałeś się też orężowi Bretończyka. Rapier, na tym się znałeś świetnie, był piękny, z romboidalną głownią z najlepszej stali, zgrabnym koszem obłękowym ale bez zbędnych wystawnych zdobień, długości 110 centymetrów, lekki, stworzony do pojedynków. Broń godna dobrego szermierza. Prawie tak godna jak Twoja.
Dość długi lewak, zakończony mocnym koszem dobrze chroniącym dłoń na pewno mógł służyć i do ataku. I też nie był tanią bronią.
De Baries mimo bladości trzymał fason.
- Niech Randal sprzyja lepszemu. – powiedział do Ciebie z uśmiechem.
Nie wyglądał na zaskoczonego, że jesteś na czas. Nie przypuszczałeś, by Leticia podzieliła się z nim planami wyrzucenia Cię z miasta.
Ostatni nadszedł Eryk Halsdorf.
- Musimy jeszcze ustalić szczegółowe zasady. – odezwał się Francois Lafayette – Proponujemy walkę do pierwszej krwi. Bez cięć w głowę. Zwyciężonym zajmie się medyk - monsieur Hugo, znakomity specjalista.
Twoi sekundanci milczeli.



To nie kule ani szpady, lecz właśnie sekundanci zabijają w pojedynku.


Eryk
Nie dane Ci było dokończyć rozmowy z piękną Estalijką. Spotkaliście się z resztą towarzystwa nim doszliście do loży. Pierwszy śpieszył Wam na spotkanie August, za nim Francois z Veroniką.
- Ależ Leticio, co Ty wyprawiasz? – August nie dbając o konwenanse zaczął robić żonie wymówki – Wybiegać w taki sposób? Czy nie widzisz w jakim świetle minie stawiasz? Staram się Ciebie zrozumieć, ale to staje się zbyt trudne.
- O, zobaczcie to chyba autorka sztuki. – Francois przerwał przyjacielowi za głośnym komentarzem – Tam, ta niziołka z kwiatem we włosach.
Leticia pozornie nie reagowała na słowa męża. Ale stałeś blisko niej i słyszałeś jak głośno wciągnęła powietrze i widziałeś jak jej oczy, tak brązowe, że prawie czarne zabłysły gniewem.
Spuściła wzrok i podeszła do męża.
- Wracajmy.
Wychodziliście wszyscy w milczeniu. Rozstaliście się przy powozach. Francois zaproponował Ci odwiezienie do domu.
Wiedziałeś, że ciotka już śpi. Nie poznasz dzisiaj jej reakcji na Twoje nieudane randez vous z wdową Chenier.

Nie mogłeś zasnąć. W głowie kłębiły Ci się pytania. Patrzyłeś na swój zapięstek, metalowy ze srebrnymi zdobieniami, oplatającymi całą bransoletę niczym gałęzie drzewo. Nie zdjąłeś go tym razem do snu, dziś był elementem nurtujących Cię problemów.
- Czym jest ten dziwny przedmiot?
- Czy muszę ożenić się z Julią, jeśli chcę odziedziczyć po ciotce majątek?
- Dlaczego Leticia raniła męża?
- Co się wydarzyło w teatrze?
- Dlaczego ten aktor żył?
- Czemu Leticia pobiegła za mną?
- Ile razy w ciągu dnia można spotkać tę samą, obcą staruszkę?
- Czy August jutro zginie?
- Czy mogę temu zapobiec i czy na pewno to będzie szlachetny uczynek?


Wstałeś o świcie. Musiałeś spieszyć się do ogrodów.
Gdy przybyłeś wszyscy już byli na miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 27-04-2008 o 20:33. Powód: wątpliwości co do wątpliwości Eryka
Hellian jest offline  
Stary 28-04-2008, 08:26   #34
 
zbik_zbik's Avatar
 
Reputacja: 1 zbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumnyzbik_zbik ma z czego być dumny
Lekarz już poszedł jakiś czas temu Machat leżał wciąż obolały i zastanawiał się dlaczego dostał taki łomot. Wpadł na jeden pomysł i rozejrzał się, pokój nie wyglądał na przeszukany. Włożył rękę pod materac. 'Briońskiego snu' nie zabrali. Sam już nie wiedział za bardzo co ma robić. Lekarz wcale mu nic nie poradził a i posługiwaczka nie była wcale troskliwa.

Miał plan co zrobi, ale najpierw musiał poczuć się lepiej. "Jak będę tu tak leżał to na pewno nic nie skorzystam i zdrowia od tego mi nie przybędzie." - pomyślał poirytowany.
- Camilla! - zawołał dziewczynę, która natychmiast weszła. - Pomóż mi się ubrać jakoś.

Wyznaczone sobie zadanie nie było łatwe, ale w końcu udało się i Machat był jako tako ubrany.
- Zawołaj Petrka, pomoże mi w chodzeniu.
- Ale może powinieneś poleżeć jak mówił lekarz?
- Lekarz od siedmiu boleści... nie zna sie chłop, od razu widać. Wołaj jak chłopaka.

Petrek za chwilę przybył i pomógł w poruszaniu się. Wyszli z karczmy.
- Gdzie idziemy? - spytał lekko przelękniony Petrek.
- Tam. - Machat wskazał ręką w stronę bramy miasta.

Szli dość powolnie a ludzie oglądali się na nich. Przy bramie miasta Machat miał wrażenie że wszyscy strażnicy się z niego śmieją. W końcu dotarli do małego domku nad rzeką. Po zapukaniu otworzyła Liz a jej oczy zrobiły się wielkie jak kartofle, co jak co ale takiego widoku się nie spodziewała.
- Dzień dobry, napadli mnie w karczmie, czy mogłabyś się mną zaopiekować? - powiedział prosto z mostu nie bardzo się zastanawiając.
Ale dziewczyna szybko zaprosiła do środka i przygotowała posłanie na starym drewnianym szlabanie stojącym w kuchni.

Zrobiła mu okład i dała zjeść najlepszej jajecznicy jaką kiedykolwiek smakował. Z boczkiem, cebulką, szczypiorkiem i jakimiś przyprawami. Po najedzeniu się od razu czuł się lepiej. Petrek też był zadowolony że i mu się dostało.
- Dziękuje bardzo, przepyszne. - odezwał się młody posługiwacz i dopiero teraz Machat zobaczył że jeszcze tu jest.
- Leć mały do Paula bo cię złoi a i mi się za to dostanie. - te słowa zadziałały i młodzik wyleciał z domku jak z procy.

Czas do południa spędził z Liz, Edim i jego żoną. To były naprawdę miłe chwile. Zofia zrobiła mu jakieś specjalne okłady z wodorostów, a po południu przyjechał Rudi.
- Hahaha... kto cię tak urządził? Trzeba było cię odwieźć bo sam się sobą zająć widać nie umiesz! - zaczął swoje powitanie - Na szczęście trafiłeś na pod dobrą opiekę, pokój temu domowi i niech Esmeralda mu błogosławi.
- Skąd wiedziałeś że tu jestem? - przerwał zaskoczony poważnie Machat.
- W 'Siedmiu Pokusach' mi powiedzieli co się stało to postanowiłem się odwiedzić. Mam też najlepsze zioła jakie mogą być i na pewno cię uleczą.

Niziołek zaczął przygotowywać jakiś okład, Liz z Zofią zrobiły wywar tak jak im kazał Rudi za raz wszystko było gotowe. Okłady piekły a wywar był okropnie gorzki a jego smak został w ustach nawet po popiciu gorzałką.

Halfling siedział i rozmawiał z miłą rodzinką. Dużo opowiadał i żartował.

Machat miał wiele rzeczy do przemyślenia, przede wszystkim kim byli ci co go pobili i dlaczego to zrobili. Jak ich znaleźć - choć na to miał już opracowany plan, wystarczy dobrze popytać w znanych sobie miejscach. I przede wszystkim jaką to sprawę może mieć do niego Rudi, znali się dopiero od wczoraj a ten już go leczy. Ale cóż, trzeba mu się jakoś odwdzięczyć.
W głowie zabrzmiały mu słowa: "Trzymaj się z dala od pana Maurissaut".
"Czyżby to on ich przysłał? To nie miało sensu, musiał to zrobić ktoś inny. " - zastanawiał się leżąc w łóżku i patrząc za okno. - "Zrobił to ktoś kto wiedział gdzie mieszkam, byli tam już dużo wcześniej. Po co ja tam wchodziłem, trzeba było trzymać się z dala od kłopotów. Te moje naiwne myślenie że to może zwykły złodziejaszek. Trzeba będzie zmienić pokój na inny, z oknem z drugiej strony. Ale to potem, teraz trzeba działać."

Lekarstwa Hobbita bardzo mu pomogły i po nie całej godzinie czół że może już chodzić.
- Rudi! - wykrzykną nagle przerywając jakiś dowcip - Pomożesz mi dostać się do miasta?
- yyy... no jasne. -odpowiedział zdezorientowany grubasek wyglądający w tej chwili niezwykle komicznie, nikt jednak tego nie zauważył, bo wszyscy patrzyli zdziwieni na Machata.
- To ruszajmy, muszę się dowiedzieć kto mnie pobił. - lekko się zachwiał wstając, ale na nogach się utrzymał. Ruszył w stronę wyjścia a Niziołek tuż za nim.

- W co ty się pakujesz? - spytał Rudi jadąc już w stronę miasta.
- Więc tak. Najpierw zajedziemy do 'Siedmiu Pokus' muszę się ładnie ubrać. Potem skoczymy do banku, pieniądze mogą się przydać. A na koniec do 'Tańczącej Driady'...
W tym momencie Halfling o mało nie spadł z wozu, a spadłby gdyby Machat go nie przytrzymał. Patrzył przez chwilę wybałuszonymi oczyma.
- To ja myślałem, że ty zbójów będziesz szukał, a ty zabawić się chcesz! I musisz po to się ładnie ubrać, wziąć pieniądze z banku i pójść do jednego z najdroższych burdelów w mieście! Ja was ludzi wogle nie rozumiem!
 
__________________
Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć,
oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć.

Ostatnio edytowane przez zbik_zbik : 30-04-2008 o 12:34.
zbik_zbik jest offline  
Stary 29-04-2008, 12:49   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pożegnanie przed teatrem było dość chłodne. Widać było, że zgrzyt, jaki nastąpił po przedstawieniu zwarzył humory wszystkim - nawet Veronique i Francois.
Eryk w zadumie patrzył w stronę, w którą odjechał powóz wiozący de Baries'ów. Miał o czym myśleć...
"Dobrym wychowaniem August nie błysnął. Zdecydowanie nie. I troską o żonę też nie można było tego tłumaczyć... Czy gdyby nie Francois doszłoby do awantury?" - kolejne z pytań, na które nie było odpowiedzi...
Z drugiej strony - jak na na dziwne zachowania żony powinien zareagować mąż, którego owa małżonka wcześniej pchnęła nożem... W dodatku tłumacząc się snami...
A do czego jest zdolna Leticia w napadzie gniewu? Tym razem potrafiła się opanować... Ale czy zawsze tak bywało? Emocje, płonące w jej oczach świadczyły o ognistym temperamencie...

- Odwieźć cię? - pytanie Francois wyrwało Eryka z rozmyślań.
Skinął głową.
- Co August powiedział na temat tej rany? - spytał, gdy już siedzieli w powozie.
- Nie uwierzysz - uśmiechnął się Francois - jakie bzdury opowiadał. O mały włos by powiedział, że upadł na rapier...
- Wypadek podczas czyszczenia rapiera - z kolei uśmiechnął się Eryk. - Gdzie on tak się nauczył kłamać... - Z udawanym podziwem pokręcił głową. - Ja bym tak nie potrafił...
"Nic dziwnego, ze nie powiedział prawdy" - pomyślał Eryk. - "Też bym się nie przyznał..."
- A co robiliście z Leticią? - spytał chwilę później Francois. - August o mały włos się nie wściekł...
Eryk skrzywił się.
- Nie bardzo wiem, jak to wyjaśnić...
- Może spróbujesz... Byle nie w stylu Augusta... - uśmiechnął się Francois.
- Wiesz... Jego rapier jest bardziej prawdopodobny...
Po chwili kontynuował:
- Zarówno pani Leticia, jak i ja mieliśmy to samo odczucie - wrażenie, że zaraz ktoś zabije Gustawa... To ten czarny charakter - wyjaśnił nieco żartobliwie. - A ten złośliwie żył. Za to stracił przytomność... I złośliwie nawet nie miał na koszuli takiej wspaniałej, czerwonej plamy... Jakby miał czas, żeby się przebrać...

Dalsza dyskusja nie przyniosła żadnych efektów. Zresztą trwała bardzo krótko, bo dom pani Dombasle nie leżał aż tak daleko.
- Tylko nie zaśpij - powiedział Francois, wsiadając z powrotem do powozu.

Drzwi otworzyła Margot.
"Czyżby na najmłodszych spadała zawsze czarna robota?" - pomyślał Eryk z uśmiechem.
Dziewczyna dygnęła grzecznie, a potem ruszyła przed Erykiem. zapaliła lampę w pokoju, a potem powiedziała:
- Zaraz przyniosę wodę i coś do jedzenia. Pani kazała, żeby o panicza zadbać, jak panicz wróci...
Eryk nawet nie zdążył skinąć głową, gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami.

Widocznie wszystko było już prawie gotowe, bo Margot wróciła bardzo szybko, niosąc ze sobą tacę pełną jedzenia i dzbanek z wodą.
- Jeśli panicz sobie jeszcze czegoś życzy, to proszę powiedzieć - oznajmiła, stojąc już w drzwiach.
- Proszę mnie obudzić przed świtem - powiedział Eryk.
- Przekażę Jean-Jacques'owi - padła odpowiedź i dziewczyna zniknęła.

Chociaż wygodne łóżko wzywało, Eryk nie miał zbytniej ochoty na sen. Siedząc w otwartym oknie spoglądał na z wolna pogrążające się we śnie miasto. Przegryzając chleb szynką i serem zastanawiał się nad minionym wieczorem...
"Ciekawe, co ciotka powie, gdy dowie się o nieudanej randce... Pewnie się wścieknie i mnie wydziedziczy... Albo znajdzie kolejną kandydatkę - z podobnymi koneksjami, tylko starszą i brzydszą, bo te ładne są już pozajmowane..."
Przeklął w duchu nie najlepszy gust ciotki. Jeśli już miałby się żenić, to wolałby jakąś młodszą dziewczynę. Niekoniecznie wdowę. Nie mówiąc już o tym, że majątek ciotki nie wydawał mu się na tyle pociągający, by brać ślub z kimkolwiek... Powiadają, że lepiej pożyczyć pieniądze, niż się dla nich żenić. Może tak lepiej poczekać na miłość...
Skrzywił się, gdy przed oczami pojawiła mu się twarz Crissy... Czasami miłość to też nie najlepszy pomysł. Tyle, że od człowieka niezależny...

Bez wątpienia Francois miał więcej szczęścia. Wyglądali z Veronique na dobraną parę. Nie to co Leticia i August.
"Czemu za niego wyszła? Na wielkie uczucie to raczej nie wygląda... Kupił ją, czy ona się sprzedała? A może też pojawiła się jakaś 'ciotka Gwenn' i wszystko załatwiono za ich plecami? Chociaż Leticia nie wyglądała na taką, która łatwo da się do czegoś zmusić..."

Wnikanie w zawiłości życia małżeńskiego de Baries'ów do niczego nie prowadziło. Podobnie jak zastanawianie się, czy Leticii byłoby łatwiej bez męża. To nie bajka o księżniczce więzionej przez potwora, którego trzeba usunąć z tego świata...
Uśmiechnął się lekko.
Pozbycie się potwora, to byłby szlachetny uczynek, ale Augusta, w dodatku cudzymi rękami, to już nie. Poza tym tych rączek, chętnych do usuwania Augusta było najwyraźniej parę...
Stanięcie po stronie de Baries'a mogło oznaczać narażenie się kilku osobom. Czy byłoby honorowo wycofać się? Być może niegłupie, ale honorowe? Nawet nie było nad czym się zastanawiać.
Ale był jeszcze Diego...
Eryk z trudem opanował chęć wzruszenia ramionami.
Diego był wyraźną niewiadomą. Opanowany żądzą zemsty, zakochany aż do nienawiści szaleniec, czy też w miarę rozsądny człowiek, który zgodzi się odłożyć zemstę na później?

Gdyby August zginął, to parę spraw zostałoby pewnie pogrzebanych na zawsze. Nie mówiąc już o tym, że ciotunia mogłaby wpaść na genialny pomysł, by jedną wdowę zastąpić inną. Co z tego, że znacznie młodszą, skoro miała ciekawe, bardzo ciekawe zwyczaje...
"Czemu raniła męża? Sama z siebie, czy ktoś jej pomógł? A może miała lub chciała zabić, ale jej się nie udało?"
"Jak to się stało, że w teatrze zareagowała równie szybko, jak ja? I po co poszła na zaplecze? Na ratowanie aktora byłoby zbyt późno... Chciała sprawdzić, czy żyje? A może miała dokończyć robotę? A ogóle to jakim prawem ten aktor przeżył? Powinien leżeć sztywny... A tu nawet zadraśnięcia... I żadnej plamy. Podmienili go? Czy wszyscy mieliśmy omamy?"


Nagle wyprostował się.
"Co sie stało z dublerką? Może ona by potrafiła coś wyjaśnić... Może ta staruszka ją widziała... W końcu była tam przed nami."
Uśmiechnął się. Jeśli stało się to regułą, to jutro też spotka tę samą staruszkę. Być może wdającą się w kolejną awanturę...

Patrzył na zapięstek. Wyglądał ciągle tak samo... Srebrne zdobienia, niczym pnącza czy gałęzie oplatające całą bransoletę nie zmieniły się ani na włos.
Postukał w zapiestek.
- Co w tobie siedzi? - spytał. Nie oczekując zresztą odpowiedzi.
Zgasił lampę i nie ściągając bransolety położył się spać.
Zasnął niemal natychmiast...

Wyszedł o świcie. Do ogrodów nie było daleko, ale nie wypadało, by zaczęli bez niego...
Wszyscy już byli na miejscu.
Rzut oka na twarz Francois powiedział Erykowi, że nie wszystko idzie tak, jak trzeba... Lub raczej że wszystko idzie nie tak...
Wyraz twarzy Loisela też mu się nie podobał.
"Może masz zamiar objąć protektoratem ciepłą wdówkę?" - pomyślał. - "I co ty robiłeś za kulisami? Kogo szukałeś? Leticii, skoro nie zdziwiłeś się na jej widok?"

Przeniósł wzrok na twarz Estaliczyka. Do zrobienia pozostała tylko jedna rzecz...
- Zechciałby pan ze mną zamienić parę słów, monsieur Diego? - spytał. - W cztery oczy, zanim rozpocznie się ten pojedynek?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-04-2008 o 13:14.
Kerm jest teraz online  
Stary 30-04-2008, 09:53   #36
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Śmierć nigdy nie była dla Diego powodem do przechwałek, ani do dumy. W zawodzie który uprawiał istniało stałe ryzyko, że ktoś zginie, ale nigdy zabicie przeciwnika nie było celem samym w sobie, to był raczej błąd w sztuce.
Wyzwanego należało przede wszystkim pokonać i elegancko złupić. Oczywiście czasami zdarzało się, że nie można było inaczej. Najczęściej wtedy, gdy wyzwany zaślepiony gniewem walczył do końca lub gdy był zbyt dobry i estalijczyk mógł przegrać. Wynikało to najczęściej z błędnej oceny ofiary i zdarzało się na początku „kariery” Diego. Dość szybko jednak Barosso nauczył się dobierać oponentów. Powinni być dumni, zamożni i niezbyt biegli w szermierce.
Z tych powodów nie odpowiedział Oktawianowi, który swoim pytaniem zasłużył w jego oczach na miano pajúo, czyli dupek.
To co zobaczył chwilę później wstrząsnęło nim do tego stopnia, że nie wiedział co odpowiedzieć. W jego kierunku szedł opancerzony jak do bitwy August, zaś w ręku trzymał lekki rapier i lewak, które w połączeniu ze strojem wyglądały tak groteskowo, że nie wiedział czy się śmiać, czy oburzać.
Barosso przez chwilę wyglądał na kompletnie zdezorientowanego. Gapił się na Augusta nerwowo bębniąc palcami o rękojeść broni.
Zmarszczył brwi spuszczając wzrok i nad czymś się zastanawiając.
Jak to ? Jak to możliwe by Leticia, która była jego Leticią pokochała takiego tchórza ? Takiego szczura ? Dziewczyna którą znał nigdy nie pokochałaby kogoś takiego. Więc dlaczego ? Dlaczego do Stu Bram Chaosu za niego wyszła ? A może jednak ? Może go kocha ?
Diego przyjrzał się jeszcze raz Augustowi. Spojrzał mu w oczy tak jakby chciał przewiercić jego głowę na wylot. Po długiej, bardzo długiej chwili bez słowa powoli pokręcił przecząco głową.
Nie. Nie mogła go pokochać, to było niemożliwe. Zatem dlaczego ? Dlaczego go zostawiła ? Dlaczego wyszła za tego wymoczka? Z jakiego powodu skoro nie z miłości ?
Poczuł jak narasta w nim złość. Jak ogarnia go ogień wściekłości.
A więc to tak. Myślał naiwnie, że rzuciła go z miłości do innego. To mógłby zrozumieć, choć nie wybaczyć, ale ona rzuciła go z wyrachowania. Dla pieniędzy, albo władzy. Zniszczyła mu życie, by zaspokoić swe ambicje. Miał do pogadania z Leticią. Nie wiedział kiedy i jak do niej dotrze, ale był pewien, że czeka go długa z nią rozmowa.
Lecz najpierw musiał załatwić sprawę z tym śmieciem jej żałosnym mężem.
Wściekle wbił koniec rapiera w ziemię i zaczął zakładać rękawice.
- Perdon Senior. – zwrócił się do Eryka odpowiadając na jego pytanie. – Ale teraz nie czas po temu. Jeśli zechcesz zaczekać powrócimy do naszej rozmowy po wszystkim.
Przekładając dwa palce przez jelec i opierając kciuk o ricasso ujął rapier wyciągając jednocześnie lewak.
- Nie przyszedłem tu dla krotochwil. To nie jest jedna z waszych komedii de Baries. Walczymy dopóki jeden z nas nie padnie. Trafiamy w całe ciało. Nawet w twoją facjatę. Używać można tylko rapiera, lewaka i własnego ciała. Jak się nie zgadzasz, to wyciągnę pistolet i palnę ci w łeb kończąc ten cały cyrk.
Rzucił wściekle ostatnie zdanie wcale nie żartując.
- Stawaj.
Rozkazał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Sam przyjął pozycję górną unosząc broń nad głowę. Wspiął się na palcach by w następnej chwili runąć na przeciwnika.
Zaczął od szybkich cięć na głowę. Prima prosto w twarz Augusta, sekunda w szyję i tercja w rękę. De Baries sparował wszystkie ciosy z wysiłkiem. Ledwie wiążąc ostrze przy tercji. Nie dość, że był wolny, to jeszcze kolczuga opóźniała jego ruchy. Starczyło mu jednak na tyle rozsądku, by nie próbować ataku.
Diego nie dając mu odpocząć rozpoczął tym razem od dolnego złożenia. Zrealizował klasyczny wariant miragliański. Sześć szybkich cięć i finałowe cięcie w obojczyk.
Quatra doszła celu i rapier Barosso po ominięciu gardy Augusta prześliznął się w cięciu po jego brzuchu. De Baries, gdyby nie kolczuga osunąłby się właśnie na ziemię trzymając w rękach własne flaki. Lepsze efekty dała seksta, czyli pchnięcie w ramię. Koniec rapiera estalijczyka wbił się między kółeczka kolczugi, przeszedł przez przeszywanicę i choć płytko jednak ranił Bretończyka. Uzmysławiając mu w bólu, iż zbroja kolcza nie jest uniwersalną ochroną.
Zaledwie dwa starcia wystarczyły, by August zaczął ciężko dyszeć.
Trzeci atak był najdłuższy. Diego zasypywał wręcz męża Leticii szybkimi ciosami. Jego rapier i lewak wykonywały niewielkie ruchy, jednak August musiał co chwilę zasłaniać się z coraz to innej strony. Przez dobrych pięć minut estalijczyk ani razu nie trafił oponenta jednak nie wydawał się w ogóle tym przejmować.
I wtedy August przeszedł do ataku uznając najwyraźniej, iż teraz nadeszła jego szansa. Gdy Diego zbyt się odsłonił gwałtownym wypadem do przodu próbował sięgnąć obojczyka Estalijczyka, który w ostatniej chwili odchylił się do tyłu. Ostrze o cal zatrzymało się przed jego szyją. Barosso odbił klingę i odskoczył.
Po twarzy Augusta spływały już krople potu. Mimo to czując, że nie zbierze już więcej sił ruszył do przodu wykorzystując, to że przeciwnik oddał mu pole i idąc za ciosem.
Starli się ponownie ich rapiery skrzyżowały się tuż przed ich twarzami, a lewaki na wysokości pasa. Zaczęli się przepychać. August słabł. Zwłaszcza zraniona ręką trzymająca lewak nie była w stanie utrzymać naporu estalijczyka.
Diego uznał, że nadszedł już czas. Zakręcił ostrzem lewaka zmuszając osłabioną ręką Augusta do bolesnego wygięcia. Jednocześnie zsunął ostrze rapiera po klindze Bretończyka uderzając końcem głowicy w nadgarstek ręki z lewakiem.
August krzyknął z bólu i upuścił broń.
Diego odepchnął go i kopnięciem odtrącił upuszczony lewak.
Zatrzymał się na chwilę obserwując przeciwnika. Przed nim stał słaniający się ze zmęczenia człowiek, a rapier w jego ręku drżał.
Starcie nie było długie, ale niezwykle forsowne. Nawet lżej ubrany Diego był już zdyszany.
Zaatakował. Tak jak poprzednio ich ostrza związały się. Szybkim ruchem Diego uderzył głowicą lewaka nie chronioną twarz Augusta. Cios trafił tuż pod prawe oko przeciwnika. Mocno. August zatoczył się do tyłu. Gdy próbował odzyskać równowagę Diego ominął z łatwością jego zastawę i ujmując jego rapier pomiędzy swoją broń wytrącił mu ją niczym dziecinną zabawkę. Z czystej mściwości uderzył go ponownie trafiając koszem rapiera w usta.
August stracił resztki równowagi i przewrócił się na ziemię. Prawie natychmiast przerażony zaczął pełznąć do tyłu, gdy Diego spokojnie podążał za nim.
De Baries natknął się w końcu na pień drzewa i opierając się o niego zamarł patrząc ze strachem w oczach na to co miało się stać.
Estalijczyk podszedł i spojrzał na przeciwnika sycąc oczy miłym widokiem wyczerpanego wroga.
- Ponerse. - rozkazał kopiąc podeszwę Augusta.
Jednak ten był zbyt zmęczony i przerażony by się ruszyć.
- Ponerse cabrón ! – krzyknął. I tym razem bez rezultatu.
Diego zbliżył ostrze rapiera do szyi Augusta i oparł sztych na jego gardle.
- Ponerse. – powiedział wolno i cicho z groźbą w głosie.
August wstrzymał oddech i zesztywniał sparaliżowany strachem.
Estalijczyk patrzył mu w oczy z satysfakcją. Prześlizgnął koniec rapiera od gardła na twarz i dwoma szybkimi ruchami wyciął mu na zsiniałym policzku całkiem zgrabne „L”.
Bez pośpiechu odstąpił od leżącego i zakrwawionego Augusta.
- Senior médico. Jest Twój. – oznajmił wyciągając z rękawa szmatkę i wycierając starannie broń.
Gdy skończył zwrócił się z ukłonem do Eryka.
- Jeśli masz ochotę Senior Eryku, to możemy wrócić do naszej rozmowy.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 30-04-2008, 13:40   #37
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Zatrzymaj się!
- Stój!
Dwugłos rozległ się w powietrzu, gdy Eryk i Francois ujrzeli, że Diego chce zaatakować bezbronnego Augusta. Jednak Estalijczyk, najwyraźniej zadowolony z tego, że może się pastwić nad pokonanym przeciwnikiem, nie zareagował.
Niestety ani Beraud, ani Oktawian nie spróbowali powstrzymać Diega, a Eryk i Francois byli za daleko, by to zrobić własnoręcznie... W dodatku de Maurissaut jakby specjalnie stanął na drodze Eryka...

Francois gestem przywołał medyka, a potem pochylił się nad Augustem, usiłując oszacować jego obrażenia.
Eryk z wystudiowaną obojętnością spojrzał na zwracającego się do niego Diega.
- Gratuluję zwycięstwa nad rannym, a zatem nie w pełni sił przeciwnikiem - powiedział z lekką, acz wyczuwalną dla subtelniejszych osób ironią. - A rozmawiać z człowiekiem, który zlekceważył wołanie sekundantów i zaatakował bezbronnego nie mam chyba o czym.
Po sekundzie dodał:
- Czyżby tak wysławiany honor Estaliczyków okazał się wielkim mitem?
Skłonił się obojętnie Diegowi.
- Żegnam - powiedział.
Z równą obojętnością skłonił się sekundantom Estalijczyka i podszedł do Francois. Medyk, mamrocząc coś pod nosem, kończył opatrywać Augusta.

- Gdyby nie ta mała świnia, Maurissaut - powiedział cicho Eryk - to może bym zdążył. Chciał mi podstawić nogę...
Francois podniósł głowę.
- To do niego podobne - stwierdził równie cicho. - Pewnie Beraud mu kazał...
Spojrzał na medyka.
- Gotowe, mistrzu? - spytał.
Ten skinął głową.
- Jutro wpadnę z wizytą - powiedział. - I proszę mnie nie odwozić - dodał.
- Polecam się na przyszłość - skłonił na pożegnanie.

Odprowadzili medyka wzrokiem.
- Mam nadzieję, że jego usługi nie będą nam potrzebne - stwierdził Eryk.
Francois uśmiechnął się tylko.
- Możemy jechać - powiedział. - Zabierzesz się z nami?
Eryk skinął głową.

Chwilę później jechali w stronę rezydencji de Baries'ów.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 04-05-2008, 20:20   #38
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Pappo
Bo siła jest w przyjaźni i rodzinie



Zarówno w teatrze jak i na uczcie bawiłeś się znakomicie. Ponure znaki dręczące Cię cały dzień odchodziły w zapomnienie, podobnie jak uporczywe złe przeczucia.
W „ Piańskich Progach” rozpromieniona Jabell odbierała gratulacje.
Zgromadzeni goście zachwycali się jadłem i trunkami.
Psy Pewne i Gorliwe towarzyszyły Ci przez cały bankiet. Kudłaty Pewne uwalił się obok Twoich stóp przyjmując łaskawie smakołyki, ale tylko od Ciebie i od ciotki Seii. Skubaniec na milę rozpoznawał gospodynię i od razu wiedział kto w tym domu rządzi. Natomiast Gorliwe, nieduży, silny, wulkan energii hasał po całej sali i podwórku, bawiąc się z dziećmi, aportując patyki i jedząc coś bez przerwy. Gdyby nie szalona aktywność, ten pies byłby szerszy niż dłuższy.
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie dająca Ci spokoju sprawa Nany. Chciałeś pomóc Fuksji i przydać się krewnym, którzy tak gościnnie Cię przyjęli.
Niestety wyglądało na to, że żeby dowiedzieć się czegoś o zaginionej psotnicy musisz zahaczyć o brioński półświatek. Ty – halfling całkowicie obcy w mieście.
Wypytałeś się o „Małą Rosette” i o Flotta Muchołapkę. Ale poza Raanem, na te miana zareagował tylko jeden z gości, przystojny dwudziestoparoletni mężczyzna o imieniu Machat, przyjaciel Rudiego Gutterdoca, syna syna stryjecznego dziadka Seii.
Usłyszałeś, że Flott to poważny facet, właściwie kupiec, z wielką głową do interesów i bystrym rozumem. Że faktycznie przesiaduje w tej karczmie, bo gdzieś w okolicy mieszka i że nie lubi osób co nie traktują go z szacunkiem. Wiadomo ludzie lubią patrzeć z góry na niższych od siebie, i to nie tylko w dosłownym sensie. Toteż Flott nie rusza się bez ochrony.

Wieczór zakończył się późno albo wcześnie, w zależności od punktu widzenia. Resztę nocy przespałeś spokojnie. Po długiej podróży wreszcie w wykrochmalonej pościeli, pod grubą pierzyną w izbie o zaokrąglonych ścianach, właściwie w rodzinnym domu.

Eryk i Diego
Przekleństwo patosu


Nieznajomi - tak różni i tak podobni. Chwilowo w jednym miejscu. Wzburzeni po zakończonym pojedynku, który okazał się parodią ich oczekiwań. Co za pajac, Eryk nie pojmował Diega. Co za pajac, Diego nie pojmował Augusta.
Mężczyźni zwiedzieni na manowce przez własne serca i zasady.
Obecnie myślami przy jednej kobiecie.

Diego
Tak łatwo pozbawić kogoś życia. Zwłaszcza mężczyznę bez godności, nie potrafiącego walczyć, ani w uczciwy sposób zdobyć kobiety. Strach w oczach Augusta przyprawił Cię wręcz o lekkie zażenowanie.
Nigdy nie upadniesz tak nisko by błagać o swoje życie, by cenić je wyżej niż honor. Niewzruszona hierarchia wartości jest powodem do dumy.
Dobroć, miłosierdzie, wielkoduszność to cnoty niewieście; duma, honor i odwaga - męskie.
Płaski świat wybitnego szermierza.

Pochopny sarkazm Eryka Halsdorfa trochę Cię zdziwił. Wszak potraktowałeś Augusta tak jak na to zasłużył.

Od własnych sekundantów odebrałeś raczej dziwne gratulacje.
- Zdolny z Pana młodzieniec – powiedział tylko parę lat od Ciebie starszy Loisel – Szkoda, że nie zakończył Pan jak należy.
Maurissaut natomiast entuzjastycznie wychwalał Twoje zwody i finty, po czym dodał konfidencjonalnie, szeptem jednak tak głośnym by słyszeli go wszyscy
- Trzeba było wypruć mu flaki.
Twoi sekundanci nie przedłużali pobytu na polanie. Maurissaut, bezczelny młodzian, ruszył konno do wyjścia z ogrodów, a Loisel udał się w kierunku świątyni.
Więcej czasu musiał tu spędzić August i jego sekundanci. Medyk sprawnie opatrywał szlachcica. Nie czułeś potrzeby napawania się łatwym zwycięstwem. Miałeś zdecydowanie dość briońskich elit.
Z ogrodów skierowałeś się w stronę mostu, chcąc jak najszybciej opuścić dzielnicę szlachecką. Szedłeś w stronę świątyni Myrmidii, po drugiej stronie rzeki.
Bo zwycięstwo które odniosłeś, nie uśmierzyło burzy w sercu. Może modlitwa przyniesie ukojenie.
Przybytek miał całkiem imponujące rozmiary. Widać nie brakowało wojowniczej bogini datków i wyznawców w tym bretońskim mieście. Ale o dziewiątej rano był właściwie pusty.
Patrzyłeś w alabastrowy posąg, ale nie wypowiadałeś słów modlitwy. I to nie dlatego, że rzadko się modliłeś. Kobieta w hełmie, o pięknej trochę smutnej twarzy była za bardzo ... kobieca.
Zielonooki potwór atakował.
I wtedy do świątyni weszła Leticia.

Wyglądała pięknie. Jak wtedy gdy ją pokochałeś. Wzburzona, zarumieniona po wysiłku... Ubrana w bordową suknię z głębokim dekoltem. Widziałeś nagie szczupłe ramiona i wystające obojczyki, w zagłębieniu których błyszczały kropelki potu. Wydawało Ci się, że czujesz zapach jej skóry. Piersi Leticii unosiły się w rytm wzburzonego oddechu, oczy rzucały błyskawice. Podbiegła do Ciebie. Pachniała cudownie.
Po świątyni rozniosło się echo siarczystego policzka.
- Jak śmiesz? Postanowiłeś zrujnować mi życie?

Eryk
Święte oburzenie prawej duszy. "I to mają być szlachetnie urodzeni. Loisel i Maurissaut, dwa wybitne briońskie nazwiska, a tak niegodne czyny. I jeszcze ten Estalijczyk tnący bezbronnego, leżącego człowieka." W swoim dziewiętnastoletnim życiu niewiele razy byłeś tak zbulwersowany. Czemu dałeś wyraz odzywając się do Diego. Potem skupiłeś się na obowiązkach. Uspokoiłeś się trochę widząc w akcji sprawnego medyka.
Taki poranek sprawia, że człowiek czuje się zbrukany. Francois też miał ponurą minę, co u niego było raczej rzadkością.
- Przyznam Ci się, że najbardziej mnie przerażało, że jak August zginie, ślub mi się odwlecze w nieskończoność. Niezbyt szlachetnie, co? Aż się boję dać wyraz uldze – powiedział do Ciebie cicho, gdy czekaliście na powóz.
Cała trójka nikczemników już się oddaliła.
- Leticia to prawdziwa zagadka – dodał po chwili Twój przyjaciel.

Dojechaliście do rezydencji de Bariesów. August siedział z Wami w karocy. Nie wyglądałby najgorzej gdyby nie twarz. Puchła mu szczęka, po ciosie Estalijczyka, który, rzec można, dał Augustowi w zęby rapierem. Mąż pięknej Leticii próbował nawet się uśmiechać i coś do Was mówić, przeszkadzał mu w tym jednak drugi puchnący element, pocięty policzek.

Leticię zobaczyłeś z daleka. Tak jak i ona powóz. Stała przy bramie, którą sama pomagała odźwiernemu otworzyć. Była blada ze wzburzenia. Służbę też już postawiono w stan gotowości.
Wysiedliście. Również August, ale Leticia omijając męża, zwróciła się do Francois.
- Wzywać lekarza? – spytała.
Twój przyjaciel pokręcił głową.
- Pomóż Panu rozebrać się z tego żelastwa – Leticia wydała polecenie młodemu lokajowi.
De Baries ukłonił się Wam lekko.
- Wybaccie – wyseplenił i wszedł do środka budynku.
- A Was Panowie zapraszam. Na chwilkę. - ton jakim to powiedziała spowodował, że wymieniliście spojrzenia. Kobieta w furii. Ale nie wypadało odmówić.
W salonie Leticia odprawiła służbę.
- Gdy następnym razem, będą chcieli Panowie pomóc mojemu mężowi w popełnieniu samobójstwa proszę mi o tym powiedzieć. Wymyślę skuteczniejszy sposób.
- Zawiodłam się na Panu, Eryku. Myślałam – głos się jej na chwilę załamał – że znalazłam w Panu przyjaciela.
- Teraz Panowie wybaczą. Muszę zająć się mężem.

Wyszliście. Była godzina ósma rano. Wiedziałeś, ze Francois jest mocno niewyspany. Ciebie przeciwnie, rozpierała energia, przydatna zresztą przed czekającą Cię rozmową. Podjechaliście pod dom Twojej ciotki. Wiedziałeś, że będzie już na nogach.
Gdy wchodziłeś do salonu, miałeś wrażenie deja vu. Zasłonięte kotary, Pani Dombsale okryta tym samym pledem, w tym samym fotelu, w identycznej pozycji co wczoraj.
- Słucham Cię młody człowieku. Opowiedz mi o spotkaniu z wdową Chenier.
Nie potrafiłeś odgadnąć czy wie już o Twoim „niepowodzeniu”

Machat
Nawet najbardziej niepoprawny optymista nie uśmiecha się bez przerwy.


Nieco złośliwy psikus zrobiony niziołkowi i jego spojrzenie na wpół przerażone na wpół pełne podziwu dodało Ci sił.
Wyjąłeś z banku okrągłą sumkę zdecydowany nie żałować środków na odnalezienie człowieka, który odpowiadał za Twoje pobicie. Bo lubiłeś wszystkie swoje zęby i ubodła Cię strata jednego z nich.
Dojechaliście do Tańczącej Driady. Z zewnątrz wyglądała jak dobry zajazd. I w środku miało się podobne pierwsze wrażenie. Może było trochę za dużo ochrony. Do tego przy wejściu odbierano broń. Ale już wygląd barmanki, Królowej Śniegu z drogim klejnotem na szyi, wyprowadzał każdego przeciętnie bystrego podróżnego z błędu.
Byłeś tu zaledwie kilka razy, bo ceny były wysokie, a większość dziewczyn zbyt egzotyczna jak na Twój gust. Kupiłeś Rudiemu piwo i poprosiłeś by na Ciebie zaczekał.
A sam poprosiłeś o dziewczynę. Nie pamiętałeś jak miała na imię, ale opisałeś ją dokładnie.
Przyszła po Ciebie. Ujęła Cię za rękę i zaprowadziła do pokoju.

Peter
Sens życia bowiem zmienia się z dnia na dzień.


Szedłeś do świątynnych ogrodów i dziwnie się czułeś. Podrapałeś się po głowie, i tyłku, podłubałeś w swoich mocnych żółtych zębach i nadal nie wiedziałeś o co chodzi. Dopiero na moście, gdy mijałeś śpieszących się dostawców, stukających o bruk swoimi taczkami, dotarło do Ciebie, że można bez wózka czuć się jak bez ręki. A przecież gdy wychodziłeś z domu dziwaków uznałeś za znakomity pomysł zostawienie tam i dwukółki i Leah. Teraz przyśpieszyłeś. Dzięki szybkiemu załatwieniu sprawy może nie będziesz żałować nadmiaru zaufania.
W słońcu ogrody wyglądały pięknie. Co pewnie zauważyłby każdy poza Tobą. Ty bacznie rozglądałeś się za znajomą sylwetką.
I zauważyłeś. Szlachcic koło trzydziestki rozmawiał z „twoim” kapłanem. Ukryłeś się. Dobiegł do Ciebie fragment rozmowy.
- Nie widziałem. – mówił młody kapłan
- Jest Pan pewien? – dopytywał się szlachcic – Dziewczyna blondynka, lat około osiemnastu, drobna i zwinna w obcisłym stroju jak z cyrku – opisywał Leah – Jest Pan pewien że nie nocowała na terenie świątyni? Przecież to żaden wstyd – dodał tonem starego przyjaciela - Dziewczyna ładna...
Oddalili się od Ciebie i przestałeś ich słyszeć. Po chwili ujrzałeś szlachcica zmierzającego w kierunku bramy wyjściowej ogrodów. Kapłan szedł powolutku w drugą stronę. Widać potrzebował pokontemplować w spokoju, bo wybrał rzadko uczęszczaną ścieżkę.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 04-05-2008 o 21:57. Powód: synchronizacja w czasie
Hellian jest offline  
Stary 06-05-2008, 09:00   #39
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Kwintesencja briońskiej arystokracji... Dwa szakale... Niech ich..."
Eryk nie potrafił zrozumieć, skąd w obu pseudo-sekundantach tyle nienawiści do Augusta. Już prędzej był w stanie zrozumieć Estalijczyka, szalejącego z powodu zawiedzionej miłości...
Chociaż, w zasadzie, też nie potrafił zrozumieć...
Nienawiść nienawiścią, a honor - honorem...
Czemu nie wyjść na ulicę i szlachtować bezbronne dzieci? Niewielka różnica...
Głos Francois wyrwał go z rozmyślań.
- ...mnie przerażało, że jak August zginie, ślub mi się odwlecze w nieskończoność. Niezbyt szlachetnie, co? Aż się boję dać wyraz uldze - dotarło do niego.
- Szczery, aż do bólu - uśmiechnął się, mimowolnie, Eryk. - Jak zawsze. Ale nie dziwię ci się...
Poklepał Francois po ramieniu. Mimo pewnej różnicy wieku ich przyjaźń była wyjątkowo trwała. A siostra Augusta była pięna...
- Leticia to prawdziwa zagadka - dodał Francois po chwili.
Eryk tylko skinął głową.

Droga do rezydencji de Bariesów upłynęła w zasadzie w milczeniu. August nie bardzo nadawał się do konwersacji.
- Trzeba będzie użyć dużo lodu - powiedział Francois, patrząc na puchnący policzek swego przyszłego szwagra.
August wybełkotał coś. Co pewnie miało znaczyć, że ma lód i go zastosuje...

Leticia wydawała polecenia z zimną i tylko blada twarz i oczy rzucające błyskawice świadczyły o jej wzburzeniu. Gdyby wzrok mógł zabijać, to brioński cmentarz wzbogaciłby się o dwa nowe nagrobki. Chyba, ze Francois zażyczyłby sobie pochówku w rodzinnym grobowcu.
August pożegnał się. Obaj odwzajemnili ukłon.
- A Was Panowie zapraszam. Na chwilkę.
Leticia podążyła przodem nie czekając na zaproszonych.
- Nie sądzę, by nas chciała zaprosić na śniadanie - powiedział prawie bezgłośnie Francois.
- Albo porozmawiać o pogodzie - odrzekł tak samo cicho Eryk.
Wymienili spojrzenia pełne zrozumienia i ruszyli za Leticią.

Reprymenda, jakiej im udzielono, była krótka, treściwa i pełna wyrzutów. Erykowi oberwało się bardziej. I nawet nie było szans, by odpowiedzieć...
Bo chociaż są sprawy, o których można lub nawet należy poinformować czyjąś żonę, to pojedynki do nich nie należą...

Do rezydencji ciotki Gwenn dojechali w milczeniu. Dopiero gdy powóz się zatrzymał Eryk powiedział:
- Jeśli naprawdę chcesz wziąć ten ślub - powiedział bardzo poważnie - to musimy porozmawiać... Spotkajmy się za chwilę... - przerwał uświadomiwszy sobie, że pewnie za chwilę czeka go przeprawa z ciotką...
- Spotkajmy się za dwie godziny u "Misia". W razie czego czekaj na mnie chwilę... Może nawet dłuższą... Teraz czeka mnie mała rozmówka...
Francois, choć z oczu patrzyła mu ciekawość, skinął tylko głową.
- Poczekam... - powiedział.
Z jego tonu jasno wynikało, że chodzi nie tylko o czekanie w "Misiu"...

Wzrok ciotki nie wyrażał nic...
- Słucham Cię młody człowieku. Opowiedz mi o spotkaniu z wdową Chenier - głos był na pozór spokojny...
"Duchowi memu dała w pysk i poszła" - pomyślał Derrick, nie zamierzając się jednak dzielić z ciotką tym przemyśleniem...
- Mój urok osobisty zdecydowanie na nią nie podziałał - powiedział spokojnie, przypominając sobie krótką rozmowę w saloniku.
- Pani Chenier otwarcie stwierdziła, że nie jest zainteresowana kimś w moim wieku - to już była nadinterpretacja - i że jej pasierb nie zdoła się jej pozbyć w taki sposób.
Słowa pani Chenier nie zostały dokładnie powtórzone, ale ich sens - raczej tak...
 
Kerm jest teraz online  
Stary 07-05-2008, 13:49   #40
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Znała go. Och, znała go dobrze. Czasami zdarzało się, że po wygranej walce, choć częściej po przegranej przychodził do świątyni Myrmidii złożyć podziękowania lub prosić o wsparcie.
Nie uważał się za zbyt religijnego, ale Boginię taktyki traktował z czcią jaką wpoił mu w dzieciństwie ojciec. To była część jego wychowania, a modlitwa w świątyni na ogół pomagała mu uspokoić się i przemyśleć jeszcze raz walkę. Tego z kolei nauczył go jego mistrz. Ojciec Leticii.
Diego poczuł, że się zbliża. Zanim ją usłyszał, czy zobaczył, gdy tylko weszła do świątyni wyczuł jej obecność. Nie wiedział jak. Nie miał pojęcie, co sprawiło, że nagle odczuł niepokój. Odwrócił się i dostrzegł ją, a serce momentalnie podskoczyło mu do gardła ściskając krtań. Mógł tylko stać w bezruchu i patrzeć jak do niego podchodzi. Tak piękna, że jej widok sprawiał mu ból.
Chciał zachować spokój, by nie dostrzegła co się z nim dzieje. Rozpaczliwie próbował zapanować nad swoimi uczuciami, ale to nie było takie proste. Zawsze grała na jego emocjach, jak na instrumencie i wiedziała o tym.
Planował co powie, jak się zachowa. Postanowił sobie w duchu, że nie da się wyprowadzić z równowagi, że dosyć go skrzywdziła i nie pozwoli jej na więcej. Przełknął ślinę gdy była już tuż tuż i ... dostał w twarz. Cały z trudem wypracowany spokój runął w jednej chwili. Po prostu został zdmuchnięty niczym pyłek przez szalejące tornado.
Po odgłosie siarczystego policzka, który echem odbił się od ścian świątyni można było usłyszeć drugi, a zaraz potem krzyk bólu i zaskoczenia kobiety.
Leticia podniosła rękę, by po raz kolejny uderzyć Diego w rewanżu, ale estalijczyk chwycił ją mocno za nadgarstki i szarpiącą się z wściekłości siła powlókł za sobą.
Kopniakiem otworzył drzwi do refektarza, który na szczęście był pusty i przemocą przydusił dziewczynę do ściany nie puszczając jej nadgarstków.
Znajdowali się tuż przy sobie niemal stykali się nosami, gdy wściekły Diego wykrzyczał Leticii prosto w twarz :
- Ja zrujnowałem Tobie życie ! Ja ?! A co z moim życiem ?! To tyś je zrujnowała !
Leticia spróbowała odepchnąć się od ściany, ale Diego jeszcze mocniej naparł przylegając do niej całym ciałem.
- Jesteś moja. Rozumiesz ? Moja. I nikomu Cię nie oddam, ani człowiekowi, ani demonowi. Żadne potęgi chaosu mi Ciebie nie odbiorą. – powiedział może nie spokojniej, ale znacznie ciszej i przycisnął zachłannie swoje usta do warg Leticii.
Nie był to czuły pocałunek. Napierał siłą, jakby chciał wyssać z dziewczyny duszę. Leticia nie mogąc się wyswobodzić ugryzła go w wargę, mocno, do krwi.
- Aaa ... – zawołał z bólu odstępując, jednak nadal mocno ją trzymał.
Tym niemniej bólu nieco go ostudził. Spojrzał jej głęboko w oczy, w te cudowne, najpiękniejsze w świecie oczy.
Oparł czoło o jej czoło w geście nie gniewu lecz rozpaczy szepcząc z goryczą.
- Jesteś moja, tak jak ja jestem Twój. Jeśli chcesz się mnie pozbyć musisz mnie zabić.
Puścił ją odstępując krok do tyłu. Szybko wyciągnął lewak i wcisnął go do ręki Leticii przystawiając sobie czubek ostrza do piersi.
- No już... O co chodzi ? Nie masz odwagi przebić mi serca, gdy patrzysz mi w oczy ? – powiedział bardzo smutno.
- Już to raz zrobiłaś Leti. Już raz mnie zabiłaś. – nie ukrywał już żalu i rozpaczy. Przed nią po prostu nie potrafił udawać i już nie chciał.
„Leti”. Tak do niej zwracało się tylko dwóch ludzi Diego i don Pedro Suarez, jej ojciec.
 
Tom Atos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172