Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2008, 06:03   #32
Khemi
 
Khemi's Avatar
 
Reputacja: 1 Khemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znany
Queen’s Park
Robert Dali


- W świecie ducha, mówisz? - przerwał zadumę Robert - Czyli to wszystko nie jest materialne? MY nie jesteśmy materialni? Czyli nie żyjemy? Umarliśmy? Nie? To gdzie są nasze ciała? Te prawdziwe, materialne. A jak to jest z duszami? Tu są odbicia dusz wszystkich, czy tylko magów? A ty jesteś magiem? Może wszyscy garou są magami?
Jesteś bardzo niecierpliwy młodzieńcze. Powinieneś czasem więcej słuchać niż mówić, może wtedy dostrzeżesz to, co jest wokół Ciebie, co zawsze było wokół Ciebie.
- Aha, Caernie to twój syn? Czyli spędzimy noc u niego. A potem mogę iść gdzie zechcę. Czyli np do hotelu? Da się w ogóle wrócić do świata materialnego? - Robert uśmiechnął się lekko. Przypomniały mu się czasy, kiedy na początku szkoły średniej wraz z kilkoma kolegami grali w pewnego RPGa, którym tamci się strasznie się ekscytowali. DnD. Tam też był różne światy.
Jonathan spojrzał na Roberta z grymasem, mogącym wyrażać coś pośredniego między zniecierpliwieniem a gniewem. -Caern to miejsce nie osoba. To uświęcone miejsce i nie spędzimy tam nocy ani nie spędzimy jej w hotelu. Przejdziemy do "Twojego" świata materialnego przy Caernie - tam będzie mi najłatwiej. To właściwie niedaleko, zaraz go stąd zobaczymy...
- A jak tam wrócić? Te światy - normalny i świat ducha, są w pewien sposób równoległe, nie? Czas tu płynie normalnie, prawda? Te "dusze" magów poruszały się mniej więcej z taką predkością, z jaką się może poruszać idący człowiek... W każdym razie tak mi się teraz wydaje.
- Wrócimy tak samo, jak weszliśmy - rzekł Jonathan - Ten aspekt Umbry, bo tak zwiemy świat ducha jest najprostszym odbiciem świata, który ty znasz chłopcze, Wszystko jest wedle tych samych zasad... no prawie - to powiedziawszy uśmiechnął się lekko.
Powiedz mi, jak to możliwe, że nigdy o tym wszystkim nie słyszałem? Telewizja, gazety, ci wszyscy dziennikarze robią wszystko, żeby tylko zaciekawić potencjalnych odbiorców swojej paplaniny. Jak to się stało, że żadnemu z nich nie udało się dotrzeć do tych spraw na tyle blisko, żeby coś udowodnić? Tylko jakieś opowiadania o duchach z czwartej ręki. Garou, czy wilkołaki - na czym to polega? Zmieniasz się w wilka jak zaświeci księżyc? Czy po prostu zawsze ci wraca oddech 3 minuty po tym jak cię ktoś zabije?
To samo, co rzekłem o Tobie, tyczy się wszystkich ludzi. Widzisz - istniejemy, żyjemy pośród ludzi, świat ducha istnieje równolegle z rzeczywistym ale ludzie są zbyt niecierpliwi, postrzegają to, co chcą, by było. Jeśli się uprą przy swoich poglądach to pozostają ślepi na wszystko, co dzieje się wokół. Ty, mój drogi nawet nie potrafisz dojrzeć samego siebie... - Spojrzał na Roberta i lekko uśmiechnął się widząc zdziwioną i zakłopotaną minę chłopaka - Nie bój się, nie jesteś wilkołakiem. Jesteś kimś zupełnie innym i pewnie nigdy byś w sobie tego nie odkrył. Cóż - ja tego w Tobie też nie odkryję - sam musisz wejrzeć w siebie.
W pewnym momencie Jonathan zatrzymał się, wpatrując się w dal, jak gdyby chciał dojrzeć coś niewidzialnego. -Coś jest nie tak, szybko! - Jonathan nie czekając na Roberta rzucił się biegiem w stronę widocznego w oddali zbiornika wodnego. Robert nie zastanawiając się szybko pospieszył za intrygującym go mężczyzną. Przystanęli po kilku minutach i w tej samej chwili Garou chwycił Roberta za ramię i pociągnął w przód. Robert zachwiał się na nogach. Poczuł, jak kolana się pod nim uginają a świat wokół zawirował tysiącem barw. Po chwili krążące obrazy wróciły na swoje miejsca a Robert przyglądał się okolicznym drzewom i majaczącym w oddali budynkom portowym. Przez myśl przemknęło mu, że najwidoczniej trafił ponownie do materialnego, rzeczywistego świata.
W oddali na wprost dwójki przybyszów słychać było odgłosy, jakie Robert mógłby określić tylko jako odgłosy wyścigów motocyklowych. Po kilku sekundach rozglądania się stwierdził jednak, że dziwne odgłosy bardziej przypominają powarkiwania jakichś potężnych stworzeń. Wątpliwości rozwiane zostały nagle, jak też wszystko, co tej nocy spotkało Roberta. W jednej chwili chłopak zobaczył zwiększający się pod jego stopami cień a gdy spojrzał w górę zobaczył taki sam cień lub - mrok - ciemniejszy niż ciemność nocy - zbliżający się ku nim. Po chwili dostrzegł dwa podobne cienie po stronie swego towarzysza.
- Uciekaj głupcze! - Robert usłyszał tubalny głos - nie, ryk - Jonathana i zanim się zdążył obejrzeć, jego towarzysz ponownie przybrał formę potężnej bestii - na pierwszy rzut oka przypominającej ogromnego brunatnego niedźwiedzia. Robert wpadł niemalże w panikę. W głowie dźwięczały mu ostatnie słowa Garou... Odwrócił się tak szybko, że zakręciło mu się w głowie a w chwilę później poczuł miażdżące uderzenie... ~Nie - nie uderzenie ~ pomyślał Robert ~To boląca duma~
Świat zawirował ponownie, któryś raz z kolei tej nocy dla Roberta... A potem świat ten pogrążył się w nienaturalnej ciemności.
[ukryj=Silwilin]
Silwilin
To jeszcze nie koniec opisu dla Ciebie... Chwilowo masz przerwę ale teraz przyspieszę nieco własne posty niezależnie od opisów innych, więc nie potrwa to długo.
[/ukryj]


Newland
Szon Borowski i Deidre O’Neill
Deidre była wyczerpana. Wiedziała jednak, że nie może tak zostawić młodego Szona a z pewnością dzieciom potrzebna była opieka. Tej nocy jej obecność pewnie wystarczy ale co będzie jutro, pojutrze? Deidre starała się ogarnąć całe to niecodzienne domostwo i jakoś określić, opisać - dla samej siebie. Nie była to typowa siedziba wilkołaków, nie był to też najlepszy dom rodzinny. Pewnie wszystkie te dzieciaki to sieroty lub pozostawione bez opieki maluchy niepełnych lub patologicznych rodzin. I co tu zrobić?
Spojrzała na brata.
- Reilly, wygląda na to, że wszystko tutaj w porządku. Może powinnam posiedzieć z Szonem do rana i zobaczyć czy wrócą mu siły i w pełni wydobrzeje? A ty wracaj do swoich spraw, w razie potrzeby wiem jak cię znaleźć.
~Pewnie mieszkają tutaj sami. Piątka wyrostków, bez opieki dorosłego. Jak dają sobie radę? Aż strach pomyśleć. Nawet jeśli są w pobliżu Garou, nic nie zastąpi dzieciom ich rodziców~ Poczuła smutek i współczucie dla tych młodych ludzi. Mimo wszystko w jej oczach Szon był nadal dzieckiem. Poczuła się za niego odpowiedzialna w chwili gdy Reilly wniósł go na rękach do jej mieszkania. Nie chciała zostawiać go samemu sobie. Nie, zanim będzie miała pewność, że jest cały, zdrowy i zupełnie bezpieczny.
Reilly szykował się do wyjścia, gdy nagle całą okolicę przeszył jakiś odległy ryk. Deidre wiedziała tylko jedno - To był głos Emmeta i mimo, że rozpoznała w głosie brata - nie wiedziała co oznacza. Zauważyła tylko reakcję Reillyego, który już miał szykować się do wyjścia. Po usłyszeniu tego nadzwyczaj donośnego wycia jego twarz wykrzywił grymas bólu i smutku jednocześnie. - Zostańcie tutaj! - Krzyknął i wybiegł z domu zostawiając drzwi na wpół otwarte.

[ukryj=liliel]
Liliel
Widzisz, że dzieciaki nie zareagowały na to wycie bardziej, niż jak by zareagowały na wrzaski dzieci na dworze, bawiące się za dnia.
[/ukryj]


[ukryj=Cedryk]
Cedryku
Wycie, które usłyszeliście to Zew Garou wzywającego pomocy. Zew ten jednak nie świadczył raczej o strachu Garou lecz raczej był wezwaniem do walki nie tylko dla wrogów ale i dla sprzymierzeńców.
[/ukryj]



Centrum miasta
Adam


Adam był zmęczony i niemalże śmiertelnie znudzony. Spędził większą część nocy włócząc się po okolicy, nie znajdując niczego ciekawego. Jak na ironię - najdziwniejsze i najciekawsze rzeczy dzieją się zawsze wtedy, kiedy nie powinny. Adam chciał już położyć się spać i wypocząć choćby przez tę odrobinę nocy, która mu pozostała. W chwili, gdy Adam miał już ściągać buty, jednocześnie wieszając płaszcz do szafy - spokój nocy przerwał donośny Zew.
Adam, jak zwykle w podobnych sytuacjach - śmiertelnie opanowany - wsłuchał się w ten zew przeobrażając w słowa i myśli każdą sekundę tego wycia. Nigdy nie spędzał wiele czasu z Garou, aczkolwiek zawsze uważał ich za "tych lepszych" i za tych, których wdzięczność, mimo że trudno zdobywaną - warto zyskać. Mimo, że nikt z jego nawet najodleglejszej rodziny nie posiadał ani cząstki Garou w sobie - Adam potrafił komunikować się z Wilkołakami i rozumiał ich mowę, rytuały i sekrety.
Znał ten zew - niejednokrotnie go już słyszał - Zew wzywania pomocy.

[ukryj=rasgan]
Wycie, które usłyszałeś to Zew Garou wzywającego pomocy. Zew ten jednak nie świadczył raczej o strachu Garou lecz raczej był wezwaniem do walki nie tylko dla wrogów ale i dla sprzymierzeńców.
[/ukryj]



Ballathie Close
Sarah Addington i
Aleister Crowley
Sarah wsiadła do zabytkowego Bentleya a Aleister, nie czekając ani chwili ruszył, kierując się na główną ulicę miasta. Nadal nie miał pewności czy jechać do hotelu? A jeśli do hotelu to do jakiego? Nawet nie wiedział co miałby więcej powiedzieć Sarze. Cała ta sytuacja była dziwna tak samo dla niego jak i dla niej. A może by pojechać do niego? Tam byłaby bezpieczna i mogliby się lepiej poznać. Czy Spencer powiedział, że się skontaktuje? Czy on miał się skontaktować ze Spencerem? Ta noc płynęła w tak dziwacznie szybkim tempie, że sam już nie pamiętał, co dokładnie Spencer mu powiedział. Musi podjąć decyzję i to szybko...
A teraz po kolei. - Odezwała się Sarah - Co daje ci podstawy do twierdzenia, że grozi mi niebezpieczeństwo?? Spencer poprosił cię o pomoc?? A jak masz mu pomóc?? – Sarah starała się mówić spokojnie i bez zbędnych emocji. – Domyślam się, że ma to jakiś związek z tym dziwnym zanikiem prądu dzisiejszej nocy??

[ukryj=Efcia]
Efcia
Dalsza interakcja…
[/ukryj]

[ukryj=uzziah]
Uzziah
Dalsza interakcja. Musisz sam zdecydować dokąd jedziecie. Jeśli masz jakieś wątpliwości to pisz na GG.
[/ukryj]
 
__________________
Projektant wie, że osiągnął doskonałość nie wtedy, gdy nie ma już nic więcej do dodania, lecz wówczas, gdy nie ma już nic więcej do odjęcia...

Ostatnio edytowane przez Khemi : 28-04-2008 o 06:09.
Khemi jest offline