Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2008, 21:31   #31
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
~Chyba nie ma sensu kłócić się o to, którym samochodem pojedziemy. ~ Sarah zlustrowała samochód Aleistera.
~Jak ja to wszystko wytłumaczę dziekanowi?? ~ Kobieta właściwie bezmyślnie zapakowała walizkę do wozu. Ale gdy przyszło do pakowania torby z laptopem, niemal z nabożną czcią ułożyła ją delikatnie na pozostałych bagażach, sprawdziła kilka razy, czy jest bezpieczny.
~Ciekawa jestem, jak się Spencer tłumaczy w takich sytuacjach?? ~ wróciła myślami do wizji, która ją nawiedziła przy dotknięciu kratki ze swoim adresem.
Cała ta sytuacja przestawała jej się podobać.
Wsiadła do samochodu.
A teraz po kolei. Co daje ci podstawy do twierdzenia, że grozi mi niebezpieczeństwo?? Spencer poprosił cię o pomoc?? A jak masz mu pomóc?? – Sarah starała się mówić spokojnie i bez zbędnych emocji. – Domyślam się, że ma to jakiś związek z tym dziwnym zanikiem prądu dzisiejszej nocy?? Dziwnym?? Hmmm… Mało trafne określenie. – Dodała już bardziej do siebie
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 15-04-2008 o 11:41.
Efcia jest offline  
Stary 28-04-2008, 06:03   #32
 
Khemi's Avatar
 
Reputacja: 1 Khemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znany
Queen’s Park
Robert Dali


- W świecie ducha, mówisz? - przerwał zadumę Robert - Czyli to wszystko nie jest materialne? MY nie jesteśmy materialni? Czyli nie żyjemy? Umarliśmy? Nie? To gdzie są nasze ciała? Te prawdziwe, materialne. A jak to jest z duszami? Tu są odbicia dusz wszystkich, czy tylko magów? A ty jesteś magiem? Może wszyscy garou są magami?
Jesteś bardzo niecierpliwy młodzieńcze. Powinieneś czasem więcej słuchać niż mówić, może wtedy dostrzeżesz to, co jest wokół Ciebie, co zawsze było wokół Ciebie.
- Aha, Caernie to twój syn? Czyli spędzimy noc u niego. A potem mogę iść gdzie zechcę. Czyli np do hotelu? Da się w ogóle wrócić do świata materialnego? - Robert uśmiechnął się lekko. Przypomniały mu się czasy, kiedy na początku szkoły średniej wraz z kilkoma kolegami grali w pewnego RPGa, którym tamci się strasznie się ekscytowali. DnD. Tam też był różne światy.
Jonathan spojrzał na Roberta z grymasem, mogącym wyrażać coś pośredniego między zniecierpliwieniem a gniewem. -Caern to miejsce nie osoba. To uświęcone miejsce i nie spędzimy tam nocy ani nie spędzimy jej w hotelu. Przejdziemy do "Twojego" świata materialnego przy Caernie - tam będzie mi najłatwiej. To właściwie niedaleko, zaraz go stąd zobaczymy...
- A jak tam wrócić? Te światy - normalny i świat ducha, są w pewien sposób równoległe, nie? Czas tu płynie normalnie, prawda? Te "dusze" magów poruszały się mniej więcej z taką predkością, z jaką się może poruszać idący człowiek... W każdym razie tak mi się teraz wydaje.
- Wrócimy tak samo, jak weszliśmy - rzekł Jonathan - Ten aspekt Umbry, bo tak zwiemy świat ducha jest najprostszym odbiciem świata, który ty znasz chłopcze, Wszystko jest wedle tych samych zasad... no prawie - to powiedziawszy uśmiechnął się lekko.
Powiedz mi, jak to możliwe, że nigdy o tym wszystkim nie słyszałem? Telewizja, gazety, ci wszyscy dziennikarze robią wszystko, żeby tylko zaciekawić potencjalnych odbiorców swojej paplaniny. Jak to się stało, że żadnemu z nich nie udało się dotrzeć do tych spraw na tyle blisko, żeby coś udowodnić? Tylko jakieś opowiadania o duchach z czwartej ręki. Garou, czy wilkołaki - na czym to polega? Zmieniasz się w wilka jak zaświeci księżyc? Czy po prostu zawsze ci wraca oddech 3 minuty po tym jak cię ktoś zabije?
To samo, co rzekłem o Tobie, tyczy się wszystkich ludzi. Widzisz - istniejemy, żyjemy pośród ludzi, świat ducha istnieje równolegle z rzeczywistym ale ludzie są zbyt niecierpliwi, postrzegają to, co chcą, by było. Jeśli się uprą przy swoich poglądach to pozostają ślepi na wszystko, co dzieje się wokół. Ty, mój drogi nawet nie potrafisz dojrzeć samego siebie... - Spojrzał na Roberta i lekko uśmiechnął się widząc zdziwioną i zakłopotaną minę chłopaka - Nie bój się, nie jesteś wilkołakiem. Jesteś kimś zupełnie innym i pewnie nigdy byś w sobie tego nie odkrył. Cóż - ja tego w Tobie też nie odkryję - sam musisz wejrzeć w siebie.
W pewnym momencie Jonathan zatrzymał się, wpatrując się w dal, jak gdyby chciał dojrzeć coś niewidzialnego. -Coś jest nie tak, szybko! - Jonathan nie czekając na Roberta rzucił się biegiem w stronę widocznego w oddali zbiornika wodnego. Robert nie zastanawiając się szybko pospieszył za intrygującym go mężczyzną. Przystanęli po kilku minutach i w tej samej chwili Garou chwycił Roberta za ramię i pociągnął w przód. Robert zachwiał się na nogach. Poczuł, jak kolana się pod nim uginają a świat wokół zawirował tysiącem barw. Po chwili krążące obrazy wróciły na swoje miejsca a Robert przyglądał się okolicznym drzewom i majaczącym w oddali budynkom portowym. Przez myśl przemknęło mu, że najwidoczniej trafił ponownie do materialnego, rzeczywistego świata.
W oddali na wprost dwójki przybyszów słychać było odgłosy, jakie Robert mógłby określić tylko jako odgłosy wyścigów motocyklowych. Po kilku sekundach rozglądania się stwierdził jednak, że dziwne odgłosy bardziej przypominają powarkiwania jakichś potężnych stworzeń. Wątpliwości rozwiane zostały nagle, jak też wszystko, co tej nocy spotkało Roberta. W jednej chwili chłopak zobaczył zwiększający się pod jego stopami cień a gdy spojrzał w górę zobaczył taki sam cień lub - mrok - ciemniejszy niż ciemność nocy - zbliżający się ku nim. Po chwili dostrzegł dwa podobne cienie po stronie swego towarzysza.
- Uciekaj głupcze! - Robert usłyszał tubalny głos - nie, ryk - Jonathana i zanim się zdążył obejrzeć, jego towarzysz ponownie przybrał formę potężnej bestii - na pierwszy rzut oka przypominającej ogromnego brunatnego niedźwiedzia. Robert wpadł niemalże w panikę. W głowie dźwięczały mu ostatnie słowa Garou... Odwrócił się tak szybko, że zakręciło mu się w głowie a w chwilę później poczuł miażdżące uderzenie... ~Nie - nie uderzenie ~ pomyślał Robert ~To boląca duma~
Świat zawirował ponownie, któryś raz z kolei tej nocy dla Roberta... A potem świat ten pogrążył się w nienaturalnej ciemności.

Newland
Szon Borowski i Deidre O’Neill
Deidre była wyczerpana. Wiedziała jednak, że nie może tak zostawić młodego Szona a z pewnością dzieciom potrzebna była opieka. Tej nocy jej obecność pewnie wystarczy ale co będzie jutro, pojutrze? Deidre starała się ogarnąć całe to niecodzienne domostwo i jakoś określić, opisać - dla samej siebie. Nie była to typowa siedziba wilkołaków, nie był to też najlepszy dom rodzinny. Pewnie wszystkie te dzieciaki to sieroty lub pozostawione bez opieki maluchy niepełnych lub patologicznych rodzin. I co tu zrobić?
Spojrzała na brata.
- Reilly, wygląda na to, że wszystko tutaj w porządku. Może powinnam posiedzieć z Szonem do rana i zobaczyć czy wrócą mu siły i w pełni wydobrzeje? A ty wracaj do swoich spraw, w razie potrzeby wiem jak cię znaleźć.
~Pewnie mieszkają tutaj sami. Piątka wyrostków, bez opieki dorosłego. Jak dają sobie radę? Aż strach pomyśleć. Nawet jeśli są w pobliżu Garou, nic nie zastąpi dzieciom ich rodziców~ Poczuła smutek i współczucie dla tych młodych ludzi. Mimo wszystko w jej oczach Szon był nadal dzieckiem. Poczuła się za niego odpowiedzialna w chwili gdy Reilly wniósł go na rękach do jej mieszkania. Nie chciała zostawiać go samemu sobie. Nie, zanim będzie miała pewność, że jest cały, zdrowy i zupełnie bezpieczny.
Reilly szykował się do wyjścia, gdy nagle całą okolicę przeszył jakiś odległy ryk. Deidre wiedziała tylko jedno - To był głos Emmeta i mimo, że rozpoznała w głosie brata - nie wiedziała co oznacza. Zauważyła tylko reakcję Reillyego, który już miał szykować się do wyjścia. Po usłyszeniu tego nadzwyczaj donośnego wycia jego twarz wykrzywił grymas bólu i smutku jednocześnie. - Zostańcie tutaj! - Krzyknął i wybiegł z domu zostawiając drzwi na wpół otwarte.








Centrum miasta
Adam


Adam był zmęczony i niemalże śmiertelnie znudzony. Spędził większą część nocy włócząc się po okolicy, nie znajdując niczego ciekawego. Jak na ironię - najdziwniejsze i najciekawsze rzeczy dzieją się zawsze wtedy, kiedy nie powinny. Adam chciał już położyć się spać i wypocząć choćby przez tę odrobinę nocy, która mu pozostała. W chwili, gdy Adam miał już ściągać buty, jednocześnie wieszając płaszcz do szafy - spokój nocy przerwał donośny Zew.
Adam, jak zwykle w podobnych sytuacjach - śmiertelnie opanowany - wsłuchał się w ten zew przeobrażając w słowa i myśli każdą sekundę tego wycia. Nigdy nie spędzał wiele czasu z Garou, aczkolwiek zawsze uważał ich za "tych lepszych" i za tych, których wdzięczność, mimo że trudno zdobywaną - warto zyskać. Mimo, że nikt z jego nawet najodleglejszej rodziny nie posiadał ani cząstki Garou w sobie - Adam potrafił komunikować się z Wilkołakami i rozumiał ich mowę, rytuały i sekrety.
Znał ten zew - niejednokrotnie go już słyszał - Zew wzywania pomocy.





Ballathie Close
Sarah Addington i
Aleister Crowley
Sarah wsiadła do zabytkowego Bentleya a Aleister, nie czekając ani chwili ruszył, kierując się na główną ulicę miasta. Nadal nie miał pewności czy jechać do hotelu? A jeśli do hotelu to do jakiego? Nawet nie wiedział co miałby więcej powiedzieć Sarze. Cała ta sytuacja była dziwna tak samo dla niego jak i dla niej. A może by pojechać do niego? Tam byłaby bezpieczna i mogliby się lepiej poznać. Czy Spencer powiedział, że się skontaktuje? Czy on miał się skontaktować ze Spencerem? Ta noc płynęła w tak dziwacznie szybkim tempie, że sam już nie pamiętał, co dokładnie Spencer mu powiedział. Musi podjąć decyzję i to szybko...
A teraz po kolei. - Odezwała się Sarah - Co daje ci podstawy do twierdzenia, że grozi mi niebezpieczeństwo?? Spencer poprosił cię o pomoc?? A jak masz mu pomóc?? – Sarah starała się mówić spokojnie i bez zbędnych emocji. – Domyślam się, że ma to jakiś związek z tym dziwnym zanikiem prądu dzisiejszej nocy??



 
__________________
Projektant wie, że osiągnął doskonałość nie wtedy, gdy nie ma już nic więcej do dodania, lecz wówczas, gdy nie ma już nic więcej do odjęcia...

Ostatnio edytowane przez Khemi : 28-04-2008 o 06:09.
Khemi jest offline  
Stary 30-04-2008, 16:14   #33
 
uzziah's Avatar
 
Reputacja: 1 uzziah nie jest za bardzo znanyuzziah nie jest za bardzo znany
Aleister otworzył bagażnik auta i zapakował wszystkie zabrane z domu rzeczy. Następnie podszedł do drzwi pasażera chwycił za klamkę i uchylił je… wpuszczając do środka Sarę… następnie zamknął. Sam udał się na drugą stronę auta i zajął miejsce kierowcy. Uruchomił silnik… rozległ się przyjemny dla jego ucha odgłos ośmiu cylindrów miarowo pracujących pod maska wozu. Auto po dodaniu gazu energicznie ruszyło do przodu. Aleister jechał szybko, ale nie brawurowo. Znaki na drodze traktował bardziej, jako wskazówkę odnośnie stylu jazdy niż ścisły przepis.
– Zgadza się na pewno jedno. Spencer poprosił mnie o pomoc, ale nie chodziło mu o siebie. Powodem moich odwiedzin jesteś Ty. Najwyraźniej on bardzo się o Ciebie martwi i jesteś dla niego bardzo ważna. Uwierz że moja wiedza na temat zaistniałej sytuacji jest naprawdę nikła. Obiecałem coś i staram się dotrzymać danego słowa. Zrobię wszystko, co w mojej mocy żeby zapewnić Tobie bezpieczeństwo, o ile mi na to pozwolisz. –
Jadąc autem szybko przemieszczali się po ulicach miasta, na razie bez celu. Aleister chciał upewnić się czy ktoś nie próbuje być „nachalny” i jechać za nimi.
– Mieszkasz tu i zapewne znasz jakieś miejsca gdzie można się zatrzymać. Może jakiś hotel… Byleby nikt nie skojarzył go z twoją osobą – Kontynuowali jazdę…
 
__________________
Bohater jest człowiekiem, który kłóciłby się z Bogami i budził diabły w sporze o swą wizję...
uzziah jest offline  
Stary 30-04-2008, 23:32   #34
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Całą okolicę przeszył donośny ryk. Deidre wzdrygnęła się i zamarła osłupiała. Nie mogła rozszyfrować jaki niósł z sobą przekaz ale była pewna jednego – było to nawoływanie jej brata.

Dzieci w mieszkaniu nie zareagowały prawie wcale na ten przeraźliwy wrzask. W każdym razie nie bardziej niżby doszły je odgłosy dzieciaków bawiących się na podwórku.

Reilly szykował się właśnie do wyjścia ale zastygł w bezruchu słysząc skowyt. Cokolwiek ten miał oznaczać Reilly wyglądał na zaniepokojonego. Znała go jak swoje pięć palców. Potrafiła wyczytać z jego twarzy najsłabsze choćby ślady emocji. A teraz dostrzegła ból i smutek. Wyglądało to jakoś złowróżbnie, aż przeszył ją zimny dreszcz.

Rzucił na odchodnym polecenie aby się stamtąd nie ruszali. Ale jak mogła trwać tu bezczynnie jeśli najwyraźniej działo się coś złego? Zniknął zamykając za sobą drzwi wejściowe pozostawiając ją wypełnioną obawami.

~I co teraz? Czy powinna go posłuchać? A jeśli coś złego działo się z Emmetem? I niby jak mogłabym mu pomóc? To teraz nieistotne. Muszę się dowiedzieć co się stało.~

Szalała z niepokoju. Kilka razy przemierzyła pokój w tą i z powrotem a później otworzyła okno w nadziei, że dostrzeże w oddali coś co pomoże rozwiać targającą nią niepewność. Przyklęknęła po chwili przy Szonie i z błagalnym wyrazem twarzy powiedziała:

- Przepraszam cię Szon ale muszę wyjść. Zostań tu i o nic się nie martw. Zaraz wrócę, obiecuję.

Jednym susem dotarła do wyjścia. W głowie obmyślała spontaniczny plan działania.
~Trzeba szybko wybiec na ulicę. Spróbować zlokalizować skąd dobiegł ten ryk. A jeśli nie będę w stanie wtedy pokręcę się po prostu w pobliżu. Wiadomo, że jeśli Garou wda się w bójkę to nie robi tego bezszelestnie. Coś będę musiała wreszcie usłyszeć... Mam co do całej tej sytuacji jakieś złe przeczucie. Chociaż lepiej żebym się myliła.~

Już miała wybiec gdy zatrzymała się jednak w progu i spytała jeszcze Szona:
- Ten ryk... To był Emmet. Ty to wiesz, prawda? Ty rozumiesz mowę Garou - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Powiedz mi proszę o co chodzi? Czy coś mu się przytrafiło?
 
liliel jest offline  
Stary 04-05-2008, 14:33   #35
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
-Nie uważasz, że to brzmi kuriozalnie?? - Sarah spojrzała na kierowcę unosząc prawą brew. -Jeśli nie wiesz co mi grozi, to skąd możesz wiedzieć, że cokolwiek mi grozi?? Co dokładnie powiedziała ci Spencer??
Sarah co jakiś czas dawała Aliesterowi wskazówki na temat dojazdu do hotelu. Wybrała hotel przy drodze A63. Mijała ten budynek kilkakrotnie w drodze do Leeds. Zawsze zastanawiała się jak tam jest. Teraz miała szansę to sprawdzić.
-Rozumiem, że plan jest taki, iż wynajmujemy pokoje w hotelu i czekamy??- Sarah starała się jakoś zagaić rozmowę.
~Tylko na co?? I jak długo??~ Kobieta wpatrzyła się w twarz Crowleya.
O tej porze panował dość niewielki ruch, więc w miarę szybko dotarli na miejsce.
~Gdybym w takim tempie mogła się poruszać za dnia!! Marzenia ściętej głowy...~
-Mam nadzieję, że będą mieli wolne miejsca. - Przed budynkiem koloru świńskiego różu znajdował się spory parking zapełniony tylko w połowie.
-Nigdy tu nie nocowałam. Ale to jeden z nielicznych hoteli jakie znam w tym mieście.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 10-05-2008, 19:15   #36
 
uzziah's Avatar
 
Reputacja: 1 uzziah nie jest za bardzo znanyuzziah nie jest za bardzo znany
-Nie uważasz, że to brzmi kuriozalnie??- Zapytała Sarah…
Aleister nic nie odpowiedział, odwrócił się tylko w jej stronę, delikatnie uśmiechnął i skinął głową… jakby chciał potwierdzić wypowiedziane słowa.

Auto szybko i sprawnie przemieszczało się pustymi ulicami. Aleister kierowany wskazówkami bez problemów dotarł do hotelu.
Zatrzymał się na parkingu, wyłączył silnik…
- Nigdy tu nie nocowałam. Ale to jeden z nielicznych hoteli jakie znam w tym mieście.-

Nastąpiła krótka pauza, Aleister przez chwile zamyślił się nad czymś.
- Dla mnie nie ma to większego znaczenia gdzie będziemy nocowali, bylebyś przez jakiś czas nie pojawiała się w domu. Pójdźmy wynająć jakieś pokoje… mam nadzieję że ludzie z recepcji jeszcze nie śpią. – uśmiechnął się…

Kiedy to mówił oboje wysiadali z auta i szli w kierunku wejścia.
- Mam propozycję Saro! Jak tylko zostawisz swoje rzeczy w pokoju, proponuje drinka… chyba maja tu jakąś restaurację? Myślę że powinniśmy się trochę poznać, o ile nie masz nic przeciw. To będzie dobra okazja. Pomyślimy co dalej i co z jutrem. –
 
__________________
Bohater jest człowiekiem, który kłóciłby się z Bogami i budził diabły w sporze o swą wizję...
uzziah jest offline  
Stary 11-05-2008, 12:34   #37
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
~~Więc dokonało się.~~ – Adam pomyślał. Doskonale znał to brzmienie, znał ten skowyt, to wezwanie do mobilizacji. Adam wiedział już nawet co powinien zrobić. Jutro miał dzień wolny, nie musiał iść do pracy. Noc dla niego była stracona, zresztą tacy jak on nie potrzebowali dużo snu – to jedyna z zalet bycia z rodu książąt wszechświata.

[b]Adam, jeszcze raz ubrał się. Tym razem jednak ubrał się jak na wojnę. Wciągnął czarne bojówki, bluzę z kapturem swego ulubionego zespołu. Bluzę tę specjalnie sprowadzał z ojczyzny. W Anglii nie znali KATA. Zapiął pas, dobrze zasznurował glany i przygotował broń. ~~Jeszcze płaszcz i mogę iść~~ – nauczyciel historii wziął broń, przywdział pas i jeszcze raz wyszedł z domu. Tym razem nie przemierzał już okolicy zupełnie bez celu. Tym razem doskonale wiedział gdzie musi iść. Nie szczędził więc sił na jak najszybsze dotarcie do miejsca skąd dochodził zew.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 11-05-2008, 15:58   #38
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Słysząc przemowę kobiety Szon trochę się obruszył. W zasadzie nie potrzebował pomocy, tyle lat sobie radził sam, wiec teraz też sobie da radę. Już miał zamiar zaprezentować swój znany sarkazm, gdy usłyszał zew. Zew wilkołaka, którego nie sposób było pomylić z niczym innym. Momentalnie jego ciało rozrosło się, rysy pogrubiły, głos jego w tej chwili już w niczym nie przypominał głosu nastolatka.

- Zostań tu. W niczym tam się nie przydasz. Zaopiekuj się dziećmi. – mruknął barytonem.

Otworzył drzwi i w momencie, gdy je tylko otworzył zamienił się w stepowego wilka.

Zgromadzone dzieciaki nie zwróciły żadnej uwagi na metamorfozy, Szona mogło się to wydawać dziwne ale nie działało na nie Delirium. Dana chciała wybiec na korytarz za Szonem wołając.

- Zostań, czemu się nie chcesz ze mną bawić?

Chłopak usłyszał jeszcze rozpaczliwe wołanie dziewczynki, lecz, mimo iż rozdzierało mu serce ruszył, aby bronić swojej watahy swojego stada. Momentalnie przebył trasę do otwartych drzwi. Wchodzący właśnie do squotu malarz wcale się nie zdziwił się po ziele widywał już i łatające słonie.
Gdy wypadł na zewnątrz Szon jeszcze wyostrzył swoje zmysły, aby szybciej odkryć miejsce walki. W pędzie zmawiał tylko krótką modlitwę, która to umożliwiała albo ułatwiała nigdy nie był pewien, ale wiedział i bez niej potrafi wyostrzyć swoje zmysły.
„Ojcze Wilku, Matko Luno sprawcie, aby słyszał wszystko, co w naturze do usłyszenia.”
Wydał własny nie do podrobienia zew, w którym przebrzmiewały tony zewu Wendigo i ruszył w kierunku odgłosów walki
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 14-05-2008, 09:58   #39
 
Khemi's Avatar
 
Reputacja: 1 Khemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znany
Hull's Marina
Robert Dali


C
iemność była taka zniewalająca, kusząca i miła. Spokój, jaki otaczał Roberta był błogim zapomnieniem. Tylko o czym chciał zapomnieć? Pamiętał ryk potwornego koszmaru, jaki wyłonił się z jeszcze mrocznych zaułków dzielnicy portowej. Pamiętał, jak Jonathan przemienił się w potężne, budzące grozę ale zarazem wspaniałe stworzenie. Pamiętał też ból przeszywający wszystkie jego mięśnie, kości i mózg. Krew w jego żyłach nadal pulsowała głośnym strumieniem zagłuszającym jego własne myśli. Świat nabrał dziwnych barw, coś w rodzaju bieli i czerni ale zarazem innych kolorów - zawsze dwóch przeciwnych ale nigdy wszystkich na raz. To wydawało się snem. Nadal śnił, gdyż taki obraz świata nie mógł być rzeczywisty.
- Wrrrr, Grrrr, Mrrrr - docierało do niego. To dziwne warczenie... Nie! to pomruki. Dziwne odgłosy, jakie wydają zwierzęta, starające się przymilić do swego opiekuna. - Miaaałł - Usłyszał w mroku. Jego polik wydawał się wilgotny. Jego nos pocierało coś szorstkiego, chropowatego, lecz na swój sposób miłego i... znajomego! - Mrrrr, Frrrrr - Znów ten dziwnie znajomy odgłos... Teraz jego nos wydawał się być wilgotny a szorstka powierzchnia ocierała się o jego powieki.
Robert powoli, ociężale otworzył powieki i spoglądał przez moment w rozgwieżdżone niebo. Nad jego twarzą pojawiły się dwa jaskrawo-zielone punkty, które szybko rosły. Wpatrywał się w nie kilka sekund i punkty urosły do rozmiarów małych oczu. Teraz widział dokładnie zielone ślepia i wpatrujący się w niego pyszczek szarego kocura. Skąd wiedział, że to kocur a nie kotka? Nie miał pojęcia - wiedział, że to kocur i to młody.
Powoli podniósł sie do pozycji siedzącej i rozejrzał wokół. Kocur przysiadł i jakby czekał na reakcję Roberta. Dookoła było ciemno lecz mimo to chłopak dostrzegł leżące niedaleko ciało policjanta. Jonathan był strasznie poraniony i zbroczony obficie krwią. Jego ubranie rozorane było jakby wielkimi ostrzami równomiernie w grupach po cztery ostrza. Dookoła dostrzegł także cztery lub pięć innych ciał. Nie widział dokładnie ale byli to raczej mężczyźni, wszyscy nadzy i straszliwie poranieni.
Robert spojrzał na swoje ciało. Nie dostrzegł śladów krwi na ciele, jednakże dłonie miał splamione czerwoną substancją a pod paznokciami drobinki czarnej sierści. Całe ubranie było w strzępach. Nie można by tego nawet nazwać łachmanami. Robert skulił się, jakby z potrzeby osłonięcia swego na wpół nagiego ciała. Nie miał pojęcia co się z nim stało tej nocy i przerażenie wzięło górę. Siedział roztrzęsiony, wpatrując się w swe ociekające ciemno-czerwoną posoką dłonie...

Newland
Szon Borowski i Deidre O’Neill


-
Przepraszam cię Szon ale muszę wyjść. - rzekła Deidre - Zostań tu i o nic się nie martw. Zaraz wrócę, obiecuję.
Jednym susem dotarła do wyjścia. W głowie obmyślała spontaniczny plan działania.
Już miała wybiec gdy zatrzymała się jednak w progu i spytała jeszcze Szona:
- Ten ryk... To był Emmet. Ty to wiesz, prawda? Ty rozumiesz mowę Garou - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Powiedz mi proszę o co chodzi? Czy coś mu się przytrafiło?
Słysząc przemowę kobiety Szon trochę się obruszył. W zasadzie nie potrzebował pomocy, tyle lat sobie radził sam, wiec teraz też sobie da radę. Już miał zamiar zaprezentować swój znany sarkazm, gdy usłyszał zew. Zew wilkołaka, którego nie sposób było pomylić z niczym innym. Momentalnie jego ciało rozrosło się, rysy pogrubiły, głos jego w tej chwili już w niczym nie przypominał głosu nastolatka.
- Zostań tu. W niczym tam się nie przydasz. Zaopiekuj się dziećmi. – mruknął barytonem. Otworzył drzwi i w momencie, gdy je tylko otworzył zamienił się w stepowego wilka.
Szon pędził niczym wicher. W uszach mu szumiało tym bardziej, że biegł pod wiatr. Wiatr też go poprowadził. ~ Dziękuję Ci ojcze ~. Miał wyostrzone zmysły a wiatr przynosił mocny zapach krwi i potu. Wiedział, że gdzieś w pobliżu zatoki rozegrała się walka. Walka Garou ze Żmijem. Garou, Żmij i... i coś jeszcze, czego nie potrafił ulokować. Była to drażniąca go woń, jednakże woń czysta, nie skażona Żmijem. Zapach walki pobudzał go do ciągłego wysiłku a nowy zapach przykuł jego ciekawość.








Centrum miasta
Adam

Adam biegł jak wicher. Mało który człowiek potrafiłby mu dorównać w tym pędzie. Nie był atletą ale lata podróży, stoczonych pojedynków i ćwiczeń własnej tężyzny opłaciły się wypracowanym hartem. Domy migały niczym zdmuchane świece a świat wokół rozmywał się w powiewach chłodnego wiatru.
Nie minęło dziesięć minut, gdy Robert wyczuł woń krwi. Jego zmysły, wytężone do granic możliwości ocierały się o podmuchy mrocznych wyziewów, jak gdyby wbiegał między tłoczące się cienie przodków. Niemalże czuł, jak atmosfera wokół gęstnieje a wiatr naciera ze wszystkich stron, starając się rozwiać woń niedawnej walki.
Po kilku kolejnych chwilach był już na miejscu, do którego zaprowadziła go jego intuicja. Alejka koło Mariny była mroczniejsza niż otoczenie. Na ziemi leżało kilka ciał. Cztery z nich Adam rozpoznał jako ciała nagich, potężnie zbudowanych mężczyzn. Niektórzy mieli ślady potężnych wilkołaczych pazurów i ugryzień szczęk ogromnego Garou. inne natomiast poranione były cienkimi paskami wykonanymi z precyzją chirurga, lub jakiegoś awangardowego malarza. Były długie i cienkie, niczym nitki z najdelikatniejszych tkanin. Rany te ciągnęły się w okolicach karków i ramion, ud i pachwin, pod żebrami i znaczącymi granicę między dwoma stronami klatek piersiowych. Na tych Ciałach nie było śladów ugryzień, jednakże odznaczały się obfitymi plamami krwi wokół.
Niedaleko leżało ciało mężczyzny odzianego jak policjant. Od niego biła aura natury i Adam bez potrzeby zbliżania się miał pewność, że to Garou. Mimo, że nie utrzymywał z nimi bliskich kontaktów, to woń była mu znana. Ciało mężczyzny było okrutnie okaleczone, naznaczone potężnymi cięciami pazurów.
Pośród tego groteskowego malowidła siedział młody chłopak, na wpół nagi a jedyne okryte części jego ciała okalały resztki czegoś, co mogło być wcześniej młodzieżowym ubraniem. Chłopak siedział i rozglądał się dookoła niewidzącym wzrokiem. Co chwilę kulił się, jak gdyby chciał obronić się przed napierającym chłodem a potem sporadycznie wymiotował. Niedaleko chłopaka siedział szary kocur i wpatrywał się weń, jak w posąg, co chwilę przeciągle miaucząc.
Adam wpatrywał się w chłopaka ze zdumieniem, starając się wyostrzyc swój zmysł... Tego gatunku nie widział od tak dawna, że z ledwością docierały do niego wspomnienia z podróży po bliskim wschodzie, gdzie ostatnio zetknął się z tą tajemniczą rasą...





Hotel przy A63
Sarah Addington i
Aleister Crowley


Clive sullivan Way było puste o tej porze i do hotelu dotarli bardzo szybko. Hotel wyglądał elegancko, gdyby nie ten kolor, raczej nie pasujący do trzy-gwiazdkowego hotelu. Parking nie był zatłoczony, więc prawdopodobnie nie miał w tych dniach zbyt wielu gości. To dodało nadziei obojgu podróżującym.
Bentley zatrzymał się na parkingu a Aleister był wdzięczny, że o tej porze tego rodzaju hotele nie mają parkingowych - nie znosił tłumaczyć takim osobom, że sam woli zaparkować swoje auto, które nie tylko było jego dumą ale i skarbem, którego za nic w świecie nie dałby prowadzić nawet najbliższej rodzinie, gdyby jakąś posiadał.
 
__________________
Projektant wie, że osiągnął doskonałość nie wtedy, gdy nie ma już nic więcej do dodania, lecz wówczas, gdy nie ma już nic więcej do odjęcia...
Khemi jest offline  
Stary 14-05-2008, 14:14   #40
 
Silwilin's Avatar
 
Reputacja: 1 Silwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znany
- Eekh... - jęknął Robert uchyliwszy oczy. Kot. Kocur. Nie zastanowił się skąd taka myśl. Usiadł powoli, żeby nie skrzywdzić zwierzęcia. Albo może dlatego, że czuł się zbyt wykończony, żeby zrobić to energicznie jak zawsze. Przed sobą wolał jednak...
- Szlag! - jego myśli zostawiły kota i zmęczenia, kiedy wzrok padł na pobojowisko wokół. - Co się... - kolejna myśl się urwała, kiedy poczuł chłodny powiew wiatru na łopatce. Spojrzał na siebie i zauważył to, na co nie zwrócił uwagi przed chwilą. Jego ubranie było w strzępach. Dosłownie. Znak zapytania w jego umyśle urósł o dwie kategorie wagowe. Do superciężkiej. Skulił się w sobie, sam nie wiedząc czemu.

Nagle wstrząsnęły nim torsje. Odwrócił się gwałtownie na bok, żeby nie wymiotować na siebie. Kocur zręcznie odskoczył - najwyraźniej też nie miał ochoty czyścić się z wymiocin. Usiadł teraz kilka kroków dalej i ze stoickim spokojem obserwował młodego człowieka wypluwającego wnętrzności.

Torsje minęły. Robert odkaszlnął jeszcze i splunął dwa razy, żeby pozbyć się paskudnego smaku z ust. Cztery godziny temu ta kolacja smakowała zupełnie inaczej. Otarł usta i wtedy zobaczył krew na swoich rękach. Co? - spróbował zebrać myśli i przypomnieć sobie skąd ta krew miała by się wziąć. Jonathan, dusze magów, przejście ze świata ducha, wilkołaki... Ale nic nie tłumaczyło tej krwi na dłoniach. Która była świeża. Tak świeża, że kiedy uniósł ręce poczuł jak spływa w kierunku łokci. I jeszcze... Pod paznokciami miał coś dziwnego. Coś jakby... sierść. Chciał się przyjrzeć bliżej, ale krew była lepka, a do tego było zbyt ciemno, żeby coś dokładniej obejrzeć.

Przez jakąś minutę jak zaczarowany gapił się na swoje palce. Pewnie trwałoby to znacznie dłużej, gdyby nie kolejna torsja. A mógłby przecież przysiąc, że w brzuchu już nie ma nawet żołądka. Kiedy wreszcie opanował nieprzyjemną reakcję organizmu, podniósł się na klęczki. Wytarł dłonie w któryś strzęp materiału, który jeszcze się na nim trzymał. Krew nie bardzo chciała schodzić. Trzeba ręce po prostu umyć. Z wysiłkiem podniósł się na nogi i rozejrzał dookoła.

Jonathan leżał na ziemi, cały we krwi. Kawałek dalej leżał nagi mężczyzna. Też nie wyglądał jakby się opalał. Po pierwsze był środek nocy, po drugie facet miał dziwnie nienaturalnie ułożone nogi. Po trzecie były uwalony we krwi i pewnie martwy. Martwy. Dwa kroki w lewo leżało drugie nagie, zmasakrowane ciało, potem trzecie, czwarte...

Robertowi zakręciło się w głowie i upadł z powrotem na kolana. Czy... Czy on też był ranny? Ostrożnie obmacał barki i tors. Nie. Nie był ranny. Jedyna krew to ta na rękach. Co tu się do cholery działo? Kątem oka zobaczył jakiś ruch w cieniu. Człowiek? Zdawało mu się?

- Halo? Jest tu ktoś?
 
Silwilin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172