Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2008, 20:24   #37
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Ambu stanął w nogach łóżka. Patrząc na Morfa uśmiechnął się półgębkiem. "Właściciel. Nie ma jak tymczasowy bagaż." Zaciągnął się papierosem, zatrzymał dym w płucach na chwilę i wypuścił go do góry, unosząc głowę. I znów jego spojrzenie skrzyżowało się z kocim. Zieleń oka jak pierwsze wiosenne liście na drzewach. "Kto tu nad kim czuwa? Ja nad nim, czy on nade mną?" Chęć ucieczki stopniała jak wczorajszy śnieg. Znów zapadał w odrętwienie. Powoli podszedł do okna i otworzył je. Chłodne powietrze nocy wtargnęło do pokoju. Usiadł na parapecie i trzymał papieros w kąciku ust. Ludzie spieszą się. Gonią wśród sztucznie postawionych świateł. Latarnie jak świetliki oplatają miasto dokoła własnymi krętymi ścieżkami. Powietrze zdaje się pełne nocnej świeżości, ale też czegoś więcej. Atmosfera miasta nie pozostawia żadnego miejsca na ciszę, warkot silników, pokrzykiwania, co jakiś czas klaksony i ogólnie ciężki do opisania chrzęst. Jakby oddech gruźlika. Rzężący oddech miasta. Ambu uniósł ramię, aby przyjrzeć się czterem pręgom pozostawionym przez Morfa. Miasto opalizowało własnym blaskiem, także nawet mrok nie zdawał się do końca być nieprzenikniony. W porównaniu z tym towarzyszącym Azazaelowi to wczesny poranek lub zapadający wieczór. Pręgi zdawały się czernieć na skórze jak krzywo wbity kod kreskowy. Słowa same do niego przychodziły. Nie musiał nic robić. Asymilacja. Podkręcił zapalniczkę maksymalnie i potarł krzesiwko. Płomień gazowy zdawał się marną imitacją ognia. Grzał jednak mocno, odpowiednio zbliżony do przedramienia. Zadrapania teraz lśniły się krwawo. Jeszcze świeża czerwień powoli sztywniała. Organizm zamykał dostęp swoje wnętrze, tak kruche, przed światem zewnętrznym. Płomień znikł. Szkoda przecież gazu na takie zabawy. Rozgrzana skóra zdawała się kłóć tępym bólem. Coraz słabiej. Spojrzał na swoje łóżko. Morf drzemał na krzywo odrzuconej kołdrze. Dwa łóżka obok siebie stały puste. Jego spojrzenie samoistnie przeszło z kota na kolejne łóżko, na którym leżał jeden z Nich. Zdawał się spać. Sen. Jakżeż można spać, kiedyż tyle bodźców dochodzi z zewnątrz? Ambu przyjrzał się następnie temu, który siedział najbliżej niego. Jeszcze nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Łączyło ich pochodzenie i tylko to trzymało ich razem. Ambu wolał jednak widok z okna. Tym razem wpatrywał się w niebo. Słabo widoczne gwiazdy łączyły się ze sobą niewidzialnymi liniami tworząc konstelacje. Zaraz na wprost Pas Oriona wchodzący w skład Strzelca, nieco powyżej Wielki Wóz i pięć długości jego tylnych kół i Mały Wóz, tutaj niewidoczny. Wąż wił się gdzieś pomiędzy. "Dlaczego mnie powstrzymujesz Morf? Dlaczego nie pozwalasz stąd odejść? Zresztą co ze mną jest, że ufam kotu? Skąd pewność, że się ze mną nie droczy? Ufam. Tak? Raczej jest mi to obojętne." Papieros już dawno przestał się tlić.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline