Kate McCall
Kate bezmyślnie zaczęła odczołgiwać się od miejsca wydarzeń. Jakiś ptak przysiadł sobie na płotku nieopodal i radośnie ćwierkał. Miała ochotę go udusić za to, ze tak mu wesoło. Po prostu go przegnać, i żeby wraz z nim zniknął ten... koszmar, bo nie wiadomo jak to inaczej nazwać.
Dziewczyna z desperacją obserwowała to co się dzieje. Jak w zwolnionym tempie widziała strzał staruszki i to jak wszyscy zaczęli uciekać. Babcia trafiła tylko w ramię kobietę, kula przeszła na wylot i trafiła jakiegoś mężczyznę także w ramię. On uciekał najszybciej, pewnie skieruje się zaraz do szpitala. I gdzie ta cholerna karetka?
Kate podniosła się chcąc się oddalić stąd tak jak reszta, ale usłyszała że na wołanie policjanta w centrali nikt nie odpowiedział. Zaczynało się robić coraz dziwniej, i Kate miała przeczucie, ze przyda jej się broń. Mógłby jedną jej załatwić Święty Mikołaj, ale to dopiero jutro. Może ten policjant...
Podeszła do gliny nerwowym krokiem, zapominając w ogóle, że jest jej zimno. Spojrzała na policjanta i zagadnęła go.
- Przepraszam, ma pan gdzieś może broń? Albo wie skąd taką zdobyć? Bo mam wrażenie że się przyda, i przyda się także ktoś dobrze strzelający, a mogę tak powiedzieć o sobie.
Kate z nadzieją wyczekiwała na odpowiedź mężczyzny.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |