Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2008, 23:07   #7
Maciekafc
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Wiktor Gutszmit

Bardzo zmęczony przemierzałeś kolejne odległości z kapitanem na plecach. Od wszechobecnego odoru śmierci było Ci niedobrze, chciałeś do domu. Przed Tobą szedł medyk, najprawdopodobniej z innego oddziału. Gdy wyszliście za dość wysoki nasyp, żołnierz nagle zatrzymał się i upadł. Stanąłeś jak wryty, chwila upadku medyka przed Tobą, wydawała się godziną, świat dla Ciebie się zatrzymał..dopiero gdy ujarzałeś stróżkę krwii płynącą po twarzy zabitego, odzyskałeś poczucie rzeczywistości... W całym hałasie nie było słuchać odgłosu wystrzału..natychmiast przywarłeś do ziemi. Pod dodatkowym ciężarem nie było to zbyt trudne. Zrobiłeś to na tyle szybko, że kolejnego strzału snajpera nie było. Odetchnąłeś z ulgą, udało Ci się:
-No żołnierzu...teraz tylko przywróc mnie do zdrowia to będzie cacy...-rzekł ranny z Twoich pleców. Uśmiechnałeś się skrycie..trzeba było iść na przód. Powoli zacząłeś się czołgać w stronę szpitala polowego. Wokół działo się piekło, co chwilę ktoś umierał...a Ty pełzłeś w kałużach krwii. Ten dzień się dopiero rozpoczął. W końcu dotarłeś na miejsce. Wyczerpany wpadłeś przez prowizoryczne drzwi szpitala. Gdy opuszczałeś to miejsce, było pusto, w miare cicho. Teraz sytuacja diametralnie się zmieniła. Noszowi co chwilę przybiegali z nowymi rannymi, a obsługa donosiła wszelkie przyrządy. Nie było już wolnego łóżka, a wrzask był nieziemski. Zdołałeś oprzeć się o biurko, ściągnąłeś hełm, ręką przetarłeś twarz. Od pyłów miałeś ją całą czarną, a w ustach smak mieszaniny ziemi z ludzką krwią. Kapitana odebrał od Ciebie jeden z sanitariuszy, pielegniarzy. Odetchąłeś z wielką ulgą. W końcu z dala od lini ognia, huków granatów. W jednej chwili zorientowałeś się, że nie masz przy sobie broni, swojego karabinu MP40..a na żołnierza przypada dokładnie jedna sztuka, w szpitalu nie bedzie od kogo 'pożyczyć'. Tak 'odpoczywając' i myśląc, spostrzegłeś, że lekarz...tak to był Daniel, mówi coś do Ciebie..:
-...robisz?-stał przed jakimś pacjentem w w całym czerwonym od krwii fartuchu, przeprowadzał operacje. Nie rozumiałeś go, byłeś zbyt zmęczony:
-Co..co mówisz?- Daniel pokręcił z zażenowania głową:
-Co Ty tu jeszcze robisz!? Do roboty, na front!- krzyczał lekarz.. Zniechęcony zarzuciłeś hełm na głowę.. i powoli wyszedłeś z punktu sanitarnego, zapominając uzupełnić zapasów...tak..dzień się jeszcze nie skończył..

Hans Meier

Wybiła 8:20. Wszyscy ruszyli zgodnie z planem. Biegłeś nieco z tyłu, jako dowódca byłeś najważniejszą osobą jak i najwazniejszym celem dla oponenta, dlatego wolałeś być trochę poza grupą. Do 'drużyny' wziąłeś sobie najbardziej zaufanego kolegę - szeregowca Hansa Fritza. Biegł teraz przed Tobą uważnie się rozglądając i trzymając broń w pogotowiu. Hala była coraz bliżej. Teraz stojąc jeszcze na ścianie okopu widziałeś, że Twój plan był dobry. W okopie stało dwóch żołnierzy z miotaczami i dwóch szeregowców. Z każdej strony budynku biegło po dwie pary żołnierzy, czujnych, ostrożnych. W bloku za Tobą kryło się dwóch snajperów...jeszcze nikt nie oddał strzału. Zbiegłeś w dół, w stronę frontowych drzwi..w zasadzie były to tylnie drzwi. Dotychczas przebiegało wszystko w jak najlepszym porządku. Dodatkowo 6 żołnierzy czekało w okopach, aby szybko móc zastąpić rannego czy zabitego. Dobrze wiedziałeś, że Sowieci widzą Was jak na dłoni, obserwują ze wsząd. Mieli dosyć pokaźną przewagę, której jak na razie nie chcieli wykorzystać. Pierwsza dwójka dobiegła do ściany magazynu, komandosi, którzy mieli wejść boku, już czekali ukryci za gruzami, które leżały wszędzie. Truchtem, rezem z Friztem dotarliście do drzwi. Najłatwiejsze zostało wykonane. Spojrzałeś na zegarek: 8:28:
-Dosyć sprawnie..- mrunkąłeś-..dawać miotacze ognia! Szybko!- teraz już bardziej zdecydowanie krzyknałeś, i tak nie było Cię słychać w okopach kilkaset metrów wstecz. Machnąłeś ręką do obserwatora, który wypatrywał właśnie znaków od Ciebie:
-Teraz najtrudniejsza część zadania...coś tutaj zaspokojnie..-powiedziałeś do Hansa Fritza ocierając pot z czoła -Chłopaki, bądzie czujni, strzelajcie do każdego kogo zobaczycie, oni muszą tutaj dotrzeć!. Wszyscy kiwnęli głowami i zajeli pozycje. Tak..miałeś racje. Szło Wam aż nadto dobrze. Żadnego strzału, żadnego ruska..Twoje niemałe doświadczenie mówiło Ci, że coś tutaj się wydarzy..ale wierzyłeś, że się powiedzie. Hala znajdowała się w "troche mniej" zniszczonej części miasta. Tutaj walka nie toczyła się tak prężnie jak na w tej głównej parti Stalingradu. Oczywiście, lotnictwo wykonało swoje zadanie, naloty dywanowe zniszczyły dużo budynków, gdzieś na prawo od Was było widać żołnierzy w okopach, którzy walczą o każdy metr..ale u Was spokój..jakby dwa inne światy. Ciężko opancerzeni żołnierze wyruszyli z okopów. Towarzyszyło im dwóch szeregowców. W oknach bloku za okopami zajaśniały lunety karabinów snajperskich, promienie słoneczne odbijały się od okularów lunet. Patrzyłeś z niedowierzaniem na to..ale w końcu nadzieja umiera ostatnia. 8:32. Żołnierze biegną. Uzbrojeni w butle z paliwem do miotaczy ognia, cięzko stąpają po ziemi. Stoisz i patrzysz. Nagle pada strzał. Zmącił ciszę jak strzał z bicza... obserwujesz dokładnie jak żołnierz w jednej chwili dosłownie wybucha..pocisk trafił w kurek butli na plecach szeregowca, iskra wystarczyła aby paliwo wybuchło...pozostali trzej piechurzy zgnięli na miejscu, resztki ich ciał płonęły na stalingradzkim gruncie. Stało się to tak szybko, było nierealne. Po chwili wszystko wróciło do poprzedniego stanu..cisza..
Przeklinałeś pod nosem. Twoje obawy się sprawdziły. Teraz trzeba wymyślić plan awaryjny. Albo chwała, albo śmierć..

Ivan Rykov

Pospiesznie wróciłeś do obozu. Przed kamienicą, na schodach siedział najprawdopodobniej dowódca, a wokół niego stali żołnierze z Twojego plutonu. Najszybciej jak i najcisiej podszedłeś niezauważony:
-..Wołodia i Sasha, zajmiecie to stanowisko..-dowódca wskazywał jakiś punkt na mapie- Pavel, Oleg, Władim - wy pójdziecie tutaj..- pokazując kolejne punkty, wypowiadał kolejne imiona żołnierzy-snajperów, którzy mieli wiząć udział w tej akcji- Reszta...ma zając takie miejsca by mieć wgląd na cały teren i móc ostrzeliwać wroga. Pamiętajcie! Ten magazyn jest bardzo ważnym punktem.-dodał sucho oficer, złożył niedbale mape, wstał i wszedł do budynku. Gdzieś z głębi kamienicy było słychać -Za Rosję!. Staliście tam jeszcze przez chwilę w ciszy. W końcu nie mogąc się powstrzymać - parsnkąłeś. Kilku snajperów zachichotało. Czas leciał, a Wy staliście w milczeniu. Nagle wszyscy poderwali głowy do góry, z okna krzyczał dowódca:
-Co wy tu jeszcze robicie? Ruszać się! Ruszać! Zabijać!- wrzeszczał z okna, widać jak bardzo był zdenerwowany. Miny wszystkich zebranych zrzedły i leniwie zaczęli rozchodzić się, Ty zaś, dalej stałeś, nie wiedziałeś co robić. Musiałeś zacząć działać - nie chciałeś być obiektem kolejnych złości dowódcy..westchnąłeś:
- Magazyn..jaki magazyn?- nie mogłeś sobie przypomnieć, która hala stanowi ważny z punktu taktycznego obiekt:
-No nic, trzeba iść.- począłeś biec za ostatnimi zołnierzami, którzy pozostali na widoku.

Juri Pawlov

Czas leciał bardzo, bardzo powoli. Nigdy byś nie przypuszczał, że tak wylgadą wojna - wieczne oczekiwanie. Usiadłeś na schodach budynku, zapialiłeś ostatniego 'pożyczonego' papierosa. Bardzo bolała Cię głowa od całego hałasu, który tutaj był o wiele mniejszy niż w samym sercu walk, dym papierosowy nie pomagał. Zważając, iż jest to ostatni papieros - paliłeś go powoli. Coraz więcej żołnierzy wychodziło na ulicę, panowała wesoła atmosfera. W jednej chwili, zza budynku wyjechał jeep. Zigonorowałeś ten widok, powróciłeś do palenia. Ryk silnika był coraz lepiej słyszalny, samochód mijał dziesiątki żołnierzy, a zmierzał w Twoją stronę. W końcu hałas ustał - pojazd zatrzymał się przed Tobą. W samochodzie siedział jeden żołnierz-kierowca. Najprawdopodobniej był to zwykły szeregowy, którego przydzielono do pomocy tym 'z wyższej pułki' co nie mieli czasu na takie 'błahe' rzeczy:
-Towarzyszu, która jednostka?- zawołał kierowca do Ciebie
-Drużyna c z 12. plutonu.-odpwiedziałeś sucho, zaciagnałeś się papierosem
-Wygląda na to, że dobrze trafiłem. Chodz, pojedziesz ze mną.- Z trudem otworzył Ci drzwi pasażera.
Milcząc siedizałeś na schodach.
-Doniesiono, że wasz dowódca..jest w złym stanie, a rozkazy czekają..
Milcząc siedizałeś na schodach.
-TO ROZKAZ od KOMISARZA!-zagrzmiał kierowca.
No nic, musiałeś.
-Spokojnie..tylko pójdę po karabin..-Wszedłeś do budynku, strasznie bolała Cię głowa, nic na to nie mogłeś poradzić. Szybko znalazłeś się koło swojej prowizorycznej sypialni. Dużo osób jeszcze spało. Pociągnąłeś łyk z manierki kolegi i pozyczyłęś kolejne 3 papierosy. Chwyciłeś karabin i niecałą minutę później siedziałeś już w jeepie.

Jechaliście koło 5 minut, dosyć szybko. Zimne powietrze wynikające z pędu zrobiło CI lepiej, ale dalej nie było dobrze. Dotarliście do dużego namiotu stojącego pośrodku zgliszczy i gruzów. W tej części miasta wyglądało to okropniej niż tam, skąd przyjechałeś. Kierowca szybko wyłączył silnik i wysiadł idąc wprost do namiotu. Pobiegłeś za nim. Wartownicy nawet nie zareagowali. W środku było jedno duże pomieszczenie. Stału tam 3 tablice z mapami, a na środku ogromny okrągły stół. Krzątało się kilku wyższych dowódców i oficerów. Stanąłeś obok wejścia. Kierowca zamienił słówko z przysadzistym oficerem. Było tutaj względnie cicho, a nawet podobało Ci się. Skończywszy się rozglądać, spostrzegłes komisarza idącego do Ciebie:
-Towrzyszu.-rozpoczął dosyć dziwnie przełożony, był niski, troszkę z brzuszkiem, o łysej głowie i okularach. Zasalutowałeś-Towarzyszu..już pominę co się stało wczorajszego dnia w waszym plutonie..że wasz dowódca nie żyje, że kilkudziesięciu żołnierzy zdezertowało, pominę.- Tutaj komiasrz zastpopował. Popatrzył się na Ciebie masywnym wzrokiem, jakbyś miał coś do ukrycia, a on tylko czekał, aż powiesz prawdę. Pierwsze słyszysz o takich wydarzeniach w Twojej jednostce. Co prawda, dowódcy dzisiaj nie widziałeś..i nie wydawało Ci się, aby ludzie pouciekali. Nie wiedziałeś co powiedzieć, przemierzwiłeś ręką włosy, czekając co dalej powie dowódca:
-Towarzyszu. Nie znam Cię, nie wiem czy jesteś odpowiedni do pełnienia tej funkcji. Od tej chwili będziecie dowodzili drużyną 12c. Zaraz przyniosą Ci odpowiedni mundur. Powiedz mi..jak się nazywacie?
-Juri Pawlov, Towarzyszu Komisarzu.
-Pawlov..dobrze. - Zanotowł na karteczce Twoją godność. -Nie będę ukrywał, Towarzysu Pawlov, że sytuacja jest ciężka, prawie krytyczna.- Odwrócił się i poszedł w stronę jednej z tablic, a Wy za nim. -Znajdujemy się tutaj. 500 metrów dalej stoją nasze rezerwy, a kilometr od nas trwa piekło. Ciągle jesteśmy zmuszani cofać się wgłąb Stalingradu. Co musicie zrobić..Nie będę dociekał w jakis sposób to zrobicie, macie po prostu wykonywać nasze rozkazy, a Wasza drużyna - Wasze, czyli nasze.. Luftwaffe kontunuuje naloty, posiłki docierają drogą morską. Na szczęście Jestesmy daleko od Wołgi-komisarz podrapał się w łysinę i nabrał powietrza -200 metrów od Waszej jednostki na północny wschód stoi budynek centrum handlowego. Podejrzewamy, że kolejne ataki faszystów będą w tamtych strafach. W zasadzie to oni już są na całej szerokości miasta.-Komisarz wręczył Ci mundur, i kazał odejść. Teraz wszystko w Twoich rękach.
 

Ostatnio edytowane przez Maciekafc : 02-05-2008 o 18:22.
Maciekafc jest offline