Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2008, 11:40   #654
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Wokół niego trwała zabójcza walka. Ich przeznaczenie dopadło ich i zgasiło część drużyny. To była cena jaką przyszło im zapłacić za realizację swych marzeń. Mimo wszystko byli szczęśliwi. Oni mieli marzenia i mieli je z kim realizować. Waldorff leżąc twarzą w górę nie widział już nic. Był martwy. Tak samo jak Kejsi i Thom. Nie wiedział co dokładnie stało się z nimi ale On był na nowej drodze. Tym razem sam.

Pochodnie paliły się spokojnym płomieniem dając ciepły widok wokół. Żaden zbyteczny podmuch wiatru nie zepsuł ich doskonałych kształtów przypominających płonącą gruszkę. Nie tu pod ziemią takie rzeczy były oczywiste ale ork z uwagą obserwujący nerwowe poczynania krasnoludów nie mógł o tym wiedzieć. Przybył tu ponieważ chciał spełnić ostatnią wolę zmarłego. Dla niego kiedyś to był tylko krasnolud. Członek odmiennej rasy choć przyjaznej. Do dziś nie wiedział jak to się stało że kiedyś poszedł z nim w świat. W tych starych zamierzchłych czasach podobne sytuacje zdarzały się często ale ten przypadek obecnie był odstępstwem od reguły. Bez dwóch zdań i inny od ogółu był również karzeł na którego powołał się ów Zielonoskóry.

Sala Młota od zawsze gościła najznamienitsze okazje. Tu odbywało się koronowanie nowego Thana lub wezwanie na Hird. Teraz natomiast miało miejsce jedno z najbardziej tajemniczych zebrań wśród synów Reorxa. Fakt obsesyjnego wypełnienia litery prawa i niezwykle rygorystycznie ujmowania spraw honoru było jednym z głównych sekretów dwarfów.

Dla innych krasnoludy to małe ludziki mieszkające na wzgórzach lub pod górami. Wiecznie pijane skore do zadymy. Z dość mocno rozbudowaną sztuką użytkową oraz technologiami ale nie potrafiące się zachować przy zwykłym stole. Dzielnie walczący posiadacze długich bród. Słowem kultura ich nie została dotychczas zbadana. Może to i dobrze. Dzięki temu że brodaty lub był pełen miłości do swych tradycji i w pewnym stopniu szowinistyczny wobec innych(zwłaszcza elfów) potrafił ocalić swą kulturę i język przed wpływami innych nacji. Choć mało kto wie w ich języku są tylko trzy przekleństwa. Każdy może z zamkniętymi oczami przytoczyć soczyste wiązanki sadzone przez karłowskich najemników. Ale nikt nie znajdzie takiego, który wskazał by ten Dwarf klął w ich języku. Dzięki kontaktom z innymi rasami krasnoludy ewoluowały. Przybrały dużo cech ludzi. Niestety tych złych, jak: kłamstwo, zdrada, pogarda. Ci którzy ulegli złym wpływom byli rugowani ze społeczeństwa. Ci pozostali byli wierni tradycji.

-Kim jesteś i jakim prawem śmiesz się wołać przyjacielem krasnoludów? – Brodaty i krzepki w barach krasnolud wstał z fotela i zaczął schodzić po schodach. – [i]Mów!

Ork drgnął na odgłos krasnoluda a potem odruchowo pomacał miecz na plecach. Przez chwilę wyglądało że walczy ze sobą. W zupełnej ciszy jego życie zawisło na włosku. Kilkadziesiąt par oczu wierciło go na wylot po tym jak zaczął przesłuchiwać go sam Than Attalyar. Podróżnik rozluźnił się jakby sobie przypomniał jakieś miłe chwile lub kogoś kto zapewniał mu spokój.

-Jestem Barbak syn Zerrathula. Spamiętywacz i przyjaciel krasnoluda o imieniu Fanghrimm. 14 Yule roku Czerwonego Szczura złożyłem przysięgę honoru i krwi na to że będę towarzyszył jemu w jego drodze, życiu i walce aż do momentu....- Tu zwiesił głowę na chwilę. Po czym nie kończąc zdania z pleców zdjął pakunek przewiązany w skórki. Prawdopodobnie jakiegoś szopa. Rzucił na ziemie pod nogi oskarżającego go krasnoluda. Ze środka wystawała gruba księga z masywnymi okuciami.

-Był moim przyjacielem, każdy kto jeszcze powie o nim choć jedno złe słowo zabiję a potem umieszczę w świętej księdze Kaarag-suen jako największego głupka w historii świata. Kończąć frazę widocznie odżył ponieważ wyprostował się, odrzucił płaszcz i dotknął rękojeści miecza.

-Czy ktoś śmie zanegować moje słowa? Po Sali rozszedł się pomruk ale nikt nie warzył się podnieść takiej klątwy.

-Skoro wypełniła się wola Reorxa i Fanghrimm dokonał swego zadania niech od tej pory wszystkim było wiadomo. Swoją chwalebną śmiercią zmazał całą winę jaką pierwej miał na sobie i odkupił wszelkie winy, które znaliśmy lub dopiero poznamy. Niech od tej pory dla wszystkich znów wróci do serc i pamięci jako nasz brat i duch..

-Ciebie natomiast zapraszamy w gościnę i prosimy byś swymi słowy mógł opowiedzieć waszą historię. W ten sposób będziecie żyć wiecznie.


Krasnolud jęknął i przekręcił się. Leżał na czymś twardym. Po bliższych oględzinach okazało się to dość sporym kamieniem wbijającym się co oczywiste w nieosłonięty płaszczem kawałek ciała. Jego młot leżał niedaleko od niego. Nie mógł z nim nawiązać kontakt w myślach. Był świadomy tego co się stało przed kilkoma chwilami i gdzie jest. Pobojowisko wyglądało jak pobojowisko i wszystko wskazywało na to że nie tylko on zginął. Ciężko ruszył się i zobaczył Demony, Tev’a oraz Barbaka. Nie miał ochoty z nimi gadać. Nie miał ochoty gadać z kimkolwiek.

Przed oczami nadal miał zdjęcie z wizji.

Tak teraz już wiedział co się stało i jak musi postąpić. Zawiódł wszystkich, zawiódł siebie i nie wypełnił zemsty jaką obiecał sobie w duszy na bladolicym demonie. Miał tylko jedną możliwość przed sobą.

Wstał i podszedł do młota, zarzucił go na ramię a potem podszedł do ocalałych.

-Wiem że to wam ciężko zrozumieć. Nie wymagam tego. Cieszę się że raz jeszcze mogę na was spojrzeń i zamienić kilka słów –Spojrzał na miejsca w których wcześniej umarli Thomas i Kejsi.

Usłyszał jak Barbak zagaduje Rakaszę. Uśmiechnął się pod nosem i zwrócił się w ich stronę.

-Cieszę się że Was widzę ponownie. Żałuje że nie wszystkich ale tak widocznie musiało być. Zresztą mnie też już nie ma. Nie nazywajcie mnie już Waldorff Stalowymłot. To jest ujma dla mojego klanu nie zasługuję na to miano. Od teraz jestem Funghrimm!

Raz jeszcze skinął na powitanie i pozdrowienie Tevowi oraz Barbakowi. Rozejrzał się wokół.

- To złe miejsce. Opuśćmy je jak najszybciej!

Jak podejrzewam do Ditroid nie jest nam po drodze? Pomimo tego że zaciukaliście Ritha nie będą nam zbytnio mili z tego powodu. Czyli rozumiem że udajemy się do świątyni przybycia. Wszakże od tamtego miejsca się zaczęła ta kiepska przygoda?
Poczekał jeszcze chwilę po czym ruszył przed siebie.
 
Vireless jest offline