Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2008, 21:16   #651
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Miło popatrzeć, prawda?;3
- Miło komentować?
- Próbowałem przemówić im do rozsądku, ale nie słuchali mnie. Ciężko było zrozumieć twoje słowa. Mówiłeś bardzo obrazowo.
- Mówiłem tak, jak byłem w stanie. Mówiłem nie swoim i ustami, więc nie mogłem powiedzieć tego, co bym pragnął.
- Gdzie jesteś? co się z tobą stało?
- A co mogło się stać? Nadal jestem młody, inteligentny i piękny;3 Nawet piękniejszy niż kiedyś.
- Opętałeś kogoś?
- Owszem.
- Gdzie jest Almanakh?
- Tutaj.
- Czyli gdzie?! Żyje?!
- Można tak powiedzieć. Z trudem.
- Co jej uczyniłeś?!
- To, o co mnie poprosiła. Kiedy Rith miał zadać jej śmiertelny cios, przyjąłem go na siebie. Była tylko jedna rzecz, której Słonko bała się bardziej niż śmierci. Moja śmierć. Kiedy konałem w jej ramionach, błagała mnie, abym ją opętał. Obo je wiedzieliśmy, że to jedyny sposób, abyśmy mogli być dalej razem. Myślała o tym wiele razy, zapewne, gdyż nie wahała się ani chwili. kiedy odmówiłem, krzyczała przez łzy, krzyczała słowa niezrozumiałe dla demona, promieniowała uczuciami, których smaku nie potrafiłem określić. Zgodziłem się wreszcie. Odruch, uległość?;3 Połączenie fioletu i Bieli w jednym ciele okazało się początkowo było bardzo korzystne. Z czasem moja demoniczna natura wzięła górę. Mój instynkt samozachowawczy zabił w niej Wojownika Światła. Za wszelką cenę nieść pomoc potrzebującym. Za wszelką cenę egzystować. Musiała patrzeć na śmierć, na okrucieństwa, a za każdym razem kiedy chciała stanąć do samobójczej walki w obronnie niewinnych, powstrzymywałem ją, ukrywałem, chroniłem, jak dawniej. Stała się swoim cieniem. Wyrzuty sumienia topiły ją, dwa sprzeczne impulsy. Boi się. Boi się pokazać światu taką, jaką się stała.
- Jaką ją uczyniłeś, potworze!
- Nie przeżyłaby.
- Myślisz, że jej egzystencja ma jeszcze sens?! W takim cierpieniu...!
- Próbuję to naprawić. Nie myśl, ż nie próbuję. Nie chciałem tego. Potęga Ritha złamała w niej wiarę.
- Bzdura!!!
- To jego świat. Mógł zrobić co zechciał.
- Usprawiedliwiasz się.
- Jestem dmeonem;3
- Przeklinam cię...!
- Nie krępuj się;3
- Dlaczego odezwałeś się do mnie?
- Nie słyszę;3
- Co teraz uczynisz? Możesz... cokolwiek... uczynić?
- Zrobiłem bardzo wiele. Wejrzałem w czasoprzestrzeń stworzoną przez Ritha, przez portal, w Świątyni Przybycia. Zrozumiałem, że imiona Takich Jak Oni są kluczem. Kazałem swemu jedynemu opętańcowi, jedynej wolnej cząstce mojej energii tutaj, Irchowi, wkraść się do biblioteki w Ditrojid i ukraść księgę, w której Oni zapisali swe imiona. Kazałem mu zanieść ją do lasu. Nad jezioro. Wznieść świątynię, sejf, kryjówkę, na dnie. Wrzucić księgę do wody. Niewielu wie, że ważne pamiątkowe księgi w Ditrojid są przepisywane ;3. Ja wiem. W końcu przez długi czas byłam kapłanem, który witał w Świątyni w Ditrojid zwycięzców Wielkiego Turnieju, wręczając im nagrody mające pokierować ich losem. Wszyscy chcieli zachować pamiątkę w postaci podpisów Tych, którzy wezwali Starfire i Żywy Ogień, hm?
- Były dwie księgi?!
- Ważna jest tylko jedna. Ta na dnie jeziora.
- Te pioruny...
- Moje, yhym;3 Jako Kihara Riona mogę czasem wejrzeć w rzeczywistość jaką widza oczy każdego z moich tworów, pamiętasz?;3 Wiedziałem, że Rith zastawił pułapkę na Astarotha w domu Kissiego, i próbowałem powstrzymać go. Niestety, nie usłuchał mnie. Teraz jest śmiertelny, co bardzo komplikuje sprawę.
- Dlaczego nie powiedziałeś im...?!
- Moje słowa nie są tylko moje, odkąd opętałem Almanakh. Jeśli zabrania mi mówić, milczę. Jeśli wyrecytować dla niej wiersz, recytuję taki, który coś znaczy dla innych.
- Dlaczego zabroniła ci ich wspierać?
- Nie słyszę;3
- Zrób coś, aby Oko Światła stanęło do walki.
- Nie potrafię. Jestem demonem. To silniejsze ode mnie, za wszelką cenę chronić swej egzystencji. I egzystencji Almanakh.
- Jeśli ona, Żywy Ogień i Wiatr Lodu nie zniszczą amuletu Kaihi-ri, nikt tego nie uczyni!
- Dla mnie, demona, nie ma to doprawdy znaczenia.
- Rith odebrał demonom mgły.
- Na Almanakh zależy mi bardziej.
- Urośnie w siłę. W końcu i ją ci odbierze.
* * *
- Powinniśmy iśc. Powi...nni...
Ból.
- Naprawdę uważam, że powi... że po...
Będzie bolec.
Jeszcze raz.
- Powinniśmy stanąc do wal...
Koniec. Koniec egzystencji. Nie.
- Pow...
Walczyc? Za kogo? GinąĆ? Dla kogo?
- Słonko...
Walczyc dla niej. Walczyc za nią. Ale ona musi przeżyc, ona nie może walczyc! Ona...!
- Musisz mi pomóc. Musisz oddac mi Oko Światła. Błagam.
- Verion...?
Tak dawno nie wymawiała jego imienia!
- Tak?
- Widziałeś... ją... kiedyś...?
- Tak. Jeden raz.
- Jaka... jest?
- Piękna. Przepiękna.
- Taka...jak...ja?
- Nie, Słonko. Ty jesteś piękniejsza. Dlatego jestem teraz z tobą.
- ...
- Widziałem wiele obrazów stworzonych przez śmiertelników, przedstawiających Mistress. Ich wyobrażenie o niej jest równie nieprawdziwe co ich wyobrażenia co do twojego wyglądu, wyglądu Lavendera, i innych nieśmiertelnych. Tym bardziej, że zarówno Mistress jak i my możemy wyglądać w świecie materialnym jak tylko zechcemy, hm?
- Ja też widziałam jeden obraz przedstawiający ją.
- Pokaż mi go.

Nellyraen's energy wings by =Candra on deviantART

- Oh my. Skrzydła się zgadzają, mniej więcej. Uszy. I nogi. Oh my, Mistress ma przepiękne nogi.
- Myślałam, że nie zwracasz uwagi na wygląd – uśmiechnęła się.
Od dawna się nie uśmiechała!
- Mistress cała jest przepiękna, każda jej cząstka energii jest przecudna. Spójrz.

Dreaming of Heaven by =norli on deviantART

- Tak widział cię autor fresku w Świątyni w Ditrojid.
- Byłam... smutna...?
- Smutna, samotna, jakie to ma znaczenie, Słonko? Byłaś symbolem waleczności. Nigdy się nie poddałaś. To się liczy. Ifi thia hatsh enth hatshien ovhna.

* * *
Rith zaśmiał się krótko, zerkając białymi ślepiami na Charlotte.
- Zawsze byłaś pyskatą... córeczką!
- Jaki ojciec taka córka...
- Hm...?! Ten głos...! Va...?! Valgaav?!
- Valgaav, Kihara Lorda Gaava, zapomniałeś dodać, podrzędny kundlu Riona!
- Ty nie...!!! To niemo...!!!
- Zapomniałeś języka w gębie?
- Cholerny smok!!! – sapnął Rith.
- Powiedziałem... KIHARA LORDA GAAVA!!! – wydarł się wściekle Valgaav. – Zawsze nim byłem i zawsze nim będę!!! Pamiętasz? Pamiętasz mnie, śmieciu?!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=8Hq8kLojfZo&feature=related[/media]

Rith warknął-fuknął gardłowo, jakby głośno przełykał ślinę.
- Nie powstrzymasz mocy amuletu Kaihi-Ri, smoczy przybłędo!!! – zawył.
- Nie... Jesssss....!!!
Valgaav złapał się za głowę.
- Ssssssmo...ssss....mmm... k...khhhh...!
Usłyszeliście bicie serce. Głośne, nierównomierne bicie serca. Widać, że Valgaav bije się z myślami, że przed jego złotymi oczami błyska tysiące wspomnieć, że walczą w nim dwa sprzeczne impulsy.
- NIE JESTEM SMOKIEM!!! – wydarł się Valgaav.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=bvK7Q0GFZa8&feature=related[/media]
*uwaga, wiem, że bardzo ciężko przez to przebrnąć, ale to świetnie oddaje paranoję Valgaava...

- Przyszedłem po ścierwa twoich dzieci, samozwańczy Panie Mgieł!!! – fuknął i zaryczał, całkiem smoczym głosem.
Fioletowa fala rozeszła się wokół, w powietrzu, na lądzie, i w wodzie.

Wtedy ujrzeliście.
Setki, tysiące.
Demony. Wszędzie demony. Przyczajone, gotowe do ataku. Czekające na sygnał Ritha.

- Chyba nie spodziewałeś się, iż uwierzę, że grasz czysto? – prychnął Valgaav. – Śmiertelny tchórzu...! Nawet z Takimi Jak Oni nie potrafisz wygrać uczciwie!

Zerknął w dół, na Astarotha.
- I`ll take care of them, Lastsoulbreaker.

Demony z jazgotem rzuciły się ku wam zewsząd. Valgaaav ze smoczym rykiem do ataku. Krążące wokół smoki wijącymi się od horyzontu wstęgami zawtórowały. Niebo zasłoniły rzeki czerwonego smoczego ognia i pył spalonych demonich ciał.

Różnobarwna kometa mknęła jednak w dół, ku nieuchronnej zagładzie lewitującej wyspy oraz stojących na niej śmiertelników.
- ANTRIS WHISPER!!!

January 2007 by *slobo777 on deviantART

Rozbłysk bieli spopielił niemal wszystkich wrogów krążących ponad lewitująca nad jeziorem wyspą.
- Almanakh?! – Rith w osłupieniu obejrzał się.
- Nie – szepnęła. – Już nie.

+ Watashi no Kimochi + by *Arehandora on deviantART

- Ale... – szepnęła bezgłośnie. – To... już... nie ma znaczenia!
Czerwone wstążki owinięte wokół jej ciała zamieniła się w chmurę czerwonych iskier wirujących wokół dziewczyny, a następnie stały się czerwoną suknią i bukietem róż.

+ YAKUSOKU + by *Arehandora on deviantART

- We`ve come... to fulfill Mistresse`s will… - szepnęła.
- WHAT?! – zaskomlał Rith. – Demons language…?! You... you are possessed!!!
- Oh my, you`re right!;3 – uśmiechnęła się rozbrajająco Almanakh.

Astaroth.
Ok... This...is...it!!!
Vae Victus!!!
Woe to the conquered!!!

Ostrze rozpaczy, wcześniej wbite w ziemię gdy uderzyła w nie energia Ritha rozpadło się, uwalniając legion dusz. Rith został otoczony przez półprzezroczyste postaci, a gdy próbował się przed nimi bronić Astaroth wymierzył mu precyzyjny sztych w serce, po czym gdy ostrze utkwiło w ciele przeciwnika powiedział osłupiałemu demonowi

- To już koniec Rithu. Powinieneś umrzeć za to, że mnie stworzyłeś, za to, że pozwoliłeś na mój koniec w grocie życia. Zasługujesz na śmierć za to, że podniosłeś rękę na moich towarzyszy. Jednak nie pozwolę ci na luksus śmierci za to, że próbowałeś odebrać mi moje przeznaczenie! Skończysz jako cień!

Po czym kopnął przeciwnika w pierś, a gdy ten upadł zagłębił rękę w jego ciele, pożerając jego chaos. Miał go zamiar uczynić najniższą formą istnienia.

- You can`t...!!! NOOooooaagh!!!…

Demon przemienił się w wir energii.

Violet Cosmic by *NycterisA on deviantART

Demony walczące wszędzie wokół was natychmiast zniknęły. Valgaav znieruchomiał, lewitując wysoko ponad ziemię. Po przeciwnej stronie lewitowała Almanakh, u jej boku setki smoków pomrukiwało, łopocząc głośno ogromnymi skrzydłami. Dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem, jakby niemo rozmawiali.
- Let`s go after them – Almanakh odezwała się jako pierwsza. – For Mistress.
- Let`s – odparł cicho Valgaav.
Oboje zniknęli, jak na komendę. Smoki rozproszyły się, jakby każdy poleciał w innym kierunku.

Barbak, Tev, Astaroth, Charlotte;
Stało się. Rith zginął. Podobnie jak wasi towarzysze. Jedyne co pozostało, to zniszczyć wasze imiona.
Spoglądacie na drzwi, ocalałe pomiędzy połamanymi kolumnami sterczącymi z tafli wody. Ocalały tylko drzwi. Zaglądacie za nie. Przepaść. Cokolwiek było za wrotami, zostało zniszczone w ferworze walki, przez Valgaava, Alamnakh, lub demony.

Imię Astarotha i imię Kejsi. Pozostały w Świątyni Przybycia. Trzeba je zniszczyć.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 28-04-2008, 14:04   #652
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jak mniemał, za chwile miał nadejść kres jego dni. Walka, którą rozpoczęli nie mogła się dla nich skończyć inaczej. Waldorff, Kesi, Thomas, znaleźli swoje przeznaczenie. Barbak nie spodziewał się że jego los będzie inny. Jednak przez cały czas jego zagłada nie nadchodziła. Stawał z Demonem w szranki, używał wszelkich swych zdolności, jednak mimo tego nie był w stanie zabić bestii. Początkową gorycz i gniew po stracie przyjaciół załagodzili Bogowie. To oni uchronili orka przed śmiercią osłaniając go czymś na kształt klosza, zapewnili mu w ten sposób bezpieczeństwo... może mieli względem niego inne plany. Barbak nie miął czasu nad tym się zastanawiać. Przed nim cały czas stała bestia, jednak po pokazie jaki miał zaszczyt zobaczyć jego serce wzrosło w wierze. Jeśli Palladine, Valgaav byli z nim, nie musiał się o nic martwić. Bez względu na wynik starcia on i tak wyjdzie z niego zwycięsko...

.. ku jego zdumieniu usłyszał głos Astaroth’a

- Wycofajcie się! Zaraz będzie bardziej niż gorąco!

Barbaka zdumiał fakt, iż ten demon, ten bądź co bądź sługa fioletu zatroszczył się o jego dobro. Tym jednym jedynym zdaniem Ast zyskał coś na kształt szacunku orka. Zabawne, jak wspólny wróg może połączyć ze sobą persony, na pozór zupełnie odmienne. Barbak wiedział, że od dnia dzisiejszego wiele w jego życiu się zmieni...

... nie podejrzewał nawet jak wiele.

Kątem oka ujrzał nad sobą czarny, skrzydlaty kształt. Kształt, który nawiedzał go już wcześniej w jego wizjach. To Valgaav. Ork z trudem powstrzymał się przed przyklękiem i oddaniem czci smokowi. Bądź co bądź musiał zachować ostrożność, cały czas był w zasięgu działać demona.

Niech błogosławiony będzie dzień dzisiejszy.

Niech wszelkie zwątpienie tego świata przeminie,

Niech drży zło, albowiem biel okazuję swą potęgę.

Krocząc przez ten świat spycha wszelkie sługi sił nieczystych,

Tam gdzie ich miejsce.

W odmęty niebytu


Potem smok wymienił kilka zdań z demonem. Barbak niewiele zrozumiał. Jednak w głosie tak jednego jaki drugiego czuć było nienawiść i chęć wyrównania wszelkich rachunków, jakie Ci dwaj mieli między sobą. Valgaav miał chwilę słabości... czy może raczej zawahania. Jednak szybko pozbierał się i ukazał swą moc. Wraz z pozostałymi smokami, jakie krążyły nad latającą wyspą rozpoczął eksterminację Rith’a i wszelkich jego sługusów. Ork jeszcze nigdy nie widział bardziej zapierającego dech w piersiach widoku. Powietrze aż wrzało od smoczego oddechu. A wszelaki pomiot fioletu przestawał istnieć... wszelaki, nie! Astaroth pozostał. To było dla Barbaka kolejnym dowodem na to, że najwyraźniej nie jest to w pełni istota oddana fioletowi, że bogowie muszą mieć względem niego jakieś plany... a jemu najwyraźniej przyszło stać się ich częścią. Dobrze więc. Niech tak będzie.

Ast wymierzył Rithowi ostateczne cięcie. Przemówił jeszcze doń po czym jakby zredukował go do czegoś, czego prosty umysł orka nie potrafił nazwać.

Walka dobiegła końca szybko. Rith znalazł swój koniec. Znalazł swą zgubę. Coś na co zdecydowanie zasłużył.

Ork uderzył zaciśniętą pięścią w swą klatkę piersiową. Uniósł oczy ku niebu i zmówił krótką modlitwę dziękczynną za swoje ocalenie. Zaledwie uderzenie serca potem dodał jeszcze jedną za spokój dusz swoich przyjaciół i ogarnęło go przygnębienie.

Uniósł wzrok na Asarotha i skinął w jego kierunku. Gdy ich spojrzenia się spotkały ork wyraził swój szacunek dla przyjaciela w niemym geście. Następnie spojrzał na Tevonrela. No i jeszcze ta kobieta, która w ostatniej chwili uratowała go przed atakiem demona, kto wie czy nie uratowała mu życia. Barbak spojrzał na nią i z uznaniem stwierdził

- Dzięki Ci Pani za pomoc! Rzekł patetycznie. Jednak na jego twarzy oraz w jego oczach błąkał się uśmieszek.

- To chyba koniec?! Ni to stwierdził ni zapytał ork Tev’a. Cały jesteś?
 
hollyorc jest offline  
Stary 29-04-2008, 21:04   #653
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Walka zbliżała się do końca i wszyscy w niej uczestniczący dobrze to wiedzieli. Ktoś musiał umrzeć, by mogli istnieć inni. Niedługo po pojawieniu się Charlotte zjawił się również ten, który podobno był martwy. Ostatni z rasy czarnych smoków - Valgaav. Po chwilowym kryzysie osobowości wytworzył falę fioletowej energii, która ujawniła tysiące tworów Ritha, gotowych by wkroczyć do walki gdy ta przybierze dla ich pana niekorzystny obrót. To wiele wyjaśniało - w normalnych warunkach przecież ten samozwaniec nie odważyłby się stanąć w otwartej konfrontacji. Na szczęście, Valgaav zaoferował swoją pomoc, na co Astaroth skinął głową w niemym podziękowaniu. Do walki dołączyła również kobieta, której twarz wydała mu się dziwnie znajoma. Po chwili przypomniał sobie wszystko

To jej widmo widzieli w gospodzie w Rasganie. Różyczka, dziewczyna, nazywająca się jej towarzyszką nazywała ją ,,Słonkiem". Tak samo mówił Verion, gdy opowiadał o Almanakh. Wszystko więc się zgadzało - to ona musiała być ,,Okiem światła". Wszystkie trzy artefakty zgromadziły się w jednym miejscu. Rith doskonale to wiedział i najpewniej czuł nadciągającą śmierć. Nie było czego przeciągać

Już wcześniej, gdy podniósł żywy ogień zastawił na swojego przeciwnika pułapkę. Szabla, wbita w ziemię wyglądała na porzuconą broń na rzecz silniejszej. Nic bardziej mylnego - był to przekaźnik dla legionu duchów, gotowego by w krytycznym momencie wkroczyć do walki. I tak się teraz stało - gdy energia Ritha dotknęła szabli ta rozpadła się uwalniając jego towarzyszy. Rith został otoczony przez półprzezroczyste postaci, skutecznie ograniczające mu pole widzenia. W tym momencie mógł już zginąć, jednak nie to było zadaniem legionu - on tylko miał zająć Ritha, a ostateczny cios musiał należeć do niego. Gdy przeciwnik usiłował bronić się brzed duchami Astaroth wymierzył precyzyjny sztych w miejsce, gdzie ludzie posiadają serce. Ostrze z tak przyjemnym oporem zbiło się w demoniczne jestestwo, a Astaroth uśmiechnął się do osłupiałego przeciwnika

- To już koniec Rithu. Powinieneś umrzeć za to, że mnie stworzyłeś, za to, że pozwoliłeś na mój koniec w grocie życia. Zasługujesz na śmierć za to, że podniosłeś rękę na moich towarzyszy. Jednak nie pozwolę ci na luksus śmierci za to, że próbowałeś odebrać mi moje przeznaczenie! Skończysz jako cień!

Rith opadał z sił w zastraszającym tempie, więc Astaroth zrzucił go z miecza kopnięciem w tors, a gdy ten upadł już na ziemię zagłębił rękę w ranie, którą zadał mu wcześniej. Rith zmienił się w kłębek energii, wessany przez Astarotha

I to był już koniec

Astaroth przeniósł się do kapliczki, wykonanej przez Waldorffa. W tej chwili musiał być sam. Opadł na kolana i zaniósł się histerycznym śmiechem. Dokonało się! To, co podtrzymywało go przy życiu przez tyle lat dokonało się. Czuł, że w chwili śmierci Ritha stracił coś cennego, jednak nie potrafił określić co. Tak jak podejrzewał jego serce i umysł usiłowała pochłonąć pustka. Zgasł płomień nienawiści, a nic nie zajęło jego miejsca. Potrzebował czasu, czasu w samotności by trochę dojść do siebie. Samotna łza spłynęła po jego policzku, a on nie potrafił określić dlaczego. Wypełniały go nieznane uczucia, sprzeczne ze sobą a jednocześnie zgodne. Emocje, które tak starannie w sobie zabijał odżyły na nowo, by przez krótką chwilę znaleść swe ujście i ponownie zapaść się w nicość. To były ostatnie chwile Legiona. Do tej chwili był rozdwojony w sobie na dwa istnienia - Legiona, którego celem była śmierć Ritha i Astarotha, którego celem jest niesienie fioletu. Jedna część właśnie spełniła swój cel i umierała. To właśnie powodowało tą pustkę i to uczucie straty. Jego ubrania na powrót przybrały fioletową barwę, na plecach ponownie pojawiły się czarne skrzydła a z twarzy zniknął zarost. Legion dostał swoją drugą szansę i wykorzystał ją, teraz mógł wreszcie spocząć w pokoju. Umarł do połowy, by powstać na nowo.

Pustkę, wypełniającą swoje wnętrze wypełnił uczuciami, które pozostały po Legionie i zamknął je tam na dobre. Nie mógł ufać czemuś, co mogłoby zmienić jego postrzeganie świata. Odrobina Legiona będzie w nim wiecznie żywa, jednak teraz nadchodził czas Astarotha. Czas, w którym miał zamiar dokonać zmian by wypełnić na nowo pustkę. W tym momencie musiał przeanalizować w pełni sytuację

Znajdowali się w wymiarze alternatywnym, stworzonym przez Ritha. Jego właściciel nie żyje, jednak wymiar wciąż istniał - najwidoczniej podtrzymywany był mocą amuletu. Choć na dobrą sprawę mógłby tutaj zostać, to jednak musiał spłacić swój dług wobec tych, którzy mu pomogli. W tamtym świecie będą mogli wrócić do życia wszyscy, którzy zginęli w potyczce z Rithem. W końcu był im to winien

Przeniósł się do miasta i powoli ruszył główną uliczką do momentu, w którym wypatrzył interesującego syntetę. Wyglądał na wystarczająco silnego, by posłużyć za odpowiednią skorupę. Chwycił go silnie za ramię i ponownie przeniósł się pod kapliczkę. Synteta wyrywał się, jednak nie miał szans z Astarothem, który wykorzystał swoją moc, by zamknąć w jego ciele duszę Thomasa, natomiast jego duszę tymczasem uwięzić w swoim wnętrzu - nie było potrzeby go mordować, a ciało było tylko wyporzyczone. Poza tym przyda się nowy opętaniec
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 30-04-2008, 11:40   #654
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Wokół niego trwała zabójcza walka. Ich przeznaczenie dopadło ich i zgasiło część drużyny. To była cena jaką przyszło im zapłacić za realizację swych marzeń. Mimo wszystko byli szczęśliwi. Oni mieli marzenia i mieli je z kim realizować. Waldorff leżąc twarzą w górę nie widział już nic. Był martwy. Tak samo jak Kejsi i Thom. Nie wiedział co dokładnie stało się z nimi ale On był na nowej drodze. Tym razem sam.

Pochodnie paliły się spokojnym płomieniem dając ciepły widok wokół. Żaden zbyteczny podmuch wiatru nie zepsuł ich doskonałych kształtów przypominających płonącą gruszkę. Nie tu pod ziemią takie rzeczy były oczywiste ale ork z uwagą obserwujący nerwowe poczynania krasnoludów nie mógł o tym wiedzieć. Przybył tu ponieważ chciał spełnić ostatnią wolę zmarłego. Dla niego kiedyś to był tylko krasnolud. Członek odmiennej rasy choć przyjaznej. Do dziś nie wiedział jak to się stało że kiedyś poszedł z nim w świat. W tych starych zamierzchłych czasach podobne sytuacje zdarzały się często ale ten przypadek obecnie był odstępstwem od reguły. Bez dwóch zdań i inny od ogółu był również karzeł na którego powołał się ów Zielonoskóry.

Sala Młota od zawsze gościła najznamienitsze okazje. Tu odbywało się koronowanie nowego Thana lub wezwanie na Hird. Teraz natomiast miało miejsce jedno z najbardziej tajemniczych zebrań wśród synów Reorxa. Fakt obsesyjnego wypełnienia litery prawa i niezwykle rygorystycznie ujmowania spraw honoru było jednym z głównych sekretów dwarfów.

Dla innych krasnoludy to małe ludziki mieszkające na wzgórzach lub pod górami. Wiecznie pijane skore do zadymy. Z dość mocno rozbudowaną sztuką użytkową oraz technologiami ale nie potrafiące się zachować przy zwykłym stole. Dzielnie walczący posiadacze długich bród. Słowem kultura ich nie została dotychczas zbadana. Może to i dobrze. Dzięki temu że brodaty lub był pełen miłości do swych tradycji i w pewnym stopniu szowinistyczny wobec innych(zwłaszcza elfów) potrafił ocalić swą kulturę i język przed wpływami innych nacji. Choć mało kto wie w ich języku są tylko trzy przekleństwa. Każdy może z zamkniętymi oczami przytoczyć soczyste wiązanki sadzone przez karłowskich najemników. Ale nikt nie znajdzie takiego, który wskazał by ten Dwarf klął w ich języku. Dzięki kontaktom z innymi rasami krasnoludy ewoluowały. Przybrały dużo cech ludzi. Niestety tych złych, jak: kłamstwo, zdrada, pogarda. Ci którzy ulegli złym wpływom byli rugowani ze społeczeństwa. Ci pozostali byli wierni tradycji.

-Kim jesteś i jakim prawem śmiesz się wołać przyjacielem krasnoludów? – Brodaty i krzepki w barach krasnolud wstał z fotela i zaczął schodzić po schodach. – [i]Mów!

Ork drgnął na odgłos krasnoluda a potem odruchowo pomacał miecz na plecach. Przez chwilę wyglądało że walczy ze sobą. W zupełnej ciszy jego życie zawisło na włosku. Kilkadziesiąt par oczu wierciło go na wylot po tym jak zaczął przesłuchiwać go sam Than Attalyar. Podróżnik rozluźnił się jakby sobie przypomniał jakieś miłe chwile lub kogoś kto zapewniał mu spokój.

-Jestem Barbak syn Zerrathula. Spamiętywacz i przyjaciel krasnoluda o imieniu Fanghrimm. 14 Yule roku Czerwonego Szczura złożyłem przysięgę honoru i krwi na to że będę towarzyszył jemu w jego drodze, życiu i walce aż do momentu....- Tu zwiesił głowę na chwilę. Po czym nie kończąc zdania z pleców zdjął pakunek przewiązany w skórki. Prawdopodobnie jakiegoś szopa. Rzucił na ziemie pod nogi oskarżającego go krasnoluda. Ze środka wystawała gruba księga z masywnymi okuciami.

-Był moim przyjacielem, każdy kto jeszcze powie o nim choć jedno złe słowo zabiję a potem umieszczę w świętej księdze Kaarag-suen jako największego głupka w historii świata. Kończąć frazę widocznie odżył ponieważ wyprostował się, odrzucił płaszcz i dotknął rękojeści miecza.

-Czy ktoś śmie zanegować moje słowa? Po Sali rozszedł się pomruk ale nikt nie warzył się podnieść takiej klątwy.

-Skoro wypełniła się wola Reorxa i Fanghrimm dokonał swego zadania niech od tej pory wszystkim było wiadomo. Swoją chwalebną śmiercią zmazał całą winę jaką pierwej miał na sobie i odkupił wszelkie winy, które znaliśmy lub dopiero poznamy. Niech od tej pory dla wszystkich znów wróci do serc i pamięci jako nasz brat i duch..

-Ciebie natomiast zapraszamy w gościnę i prosimy byś swymi słowy mógł opowiedzieć waszą historię. W ten sposób będziecie żyć wiecznie.


Krasnolud jęknął i przekręcił się. Leżał na czymś twardym. Po bliższych oględzinach okazało się to dość sporym kamieniem wbijającym się co oczywiste w nieosłonięty płaszczem kawałek ciała. Jego młot leżał niedaleko od niego. Nie mógł z nim nawiązać kontakt w myślach. Był świadomy tego co się stało przed kilkoma chwilami i gdzie jest. Pobojowisko wyglądało jak pobojowisko i wszystko wskazywało na to że nie tylko on zginął. Ciężko ruszył się i zobaczył Demony, Tev’a oraz Barbaka. Nie miał ochoty z nimi gadać. Nie miał ochoty gadać z kimkolwiek.

Przed oczami nadal miał zdjęcie z wizji.

Tak teraz już wiedział co się stało i jak musi postąpić. Zawiódł wszystkich, zawiódł siebie i nie wypełnił zemsty jaką obiecał sobie w duszy na bladolicym demonie. Miał tylko jedną możliwość przed sobą.

Wstał i podszedł do młota, zarzucił go na ramię a potem podszedł do ocalałych.

-Wiem że to wam ciężko zrozumieć. Nie wymagam tego. Cieszę się że raz jeszcze mogę na was spojrzeń i zamienić kilka słów –Spojrzał na miejsca w których wcześniej umarli Thomas i Kejsi.

Usłyszał jak Barbak zagaduje Rakaszę. Uśmiechnął się pod nosem i zwrócił się w ich stronę.

-Cieszę się że Was widzę ponownie. Żałuje że nie wszystkich ale tak widocznie musiało być. Zresztą mnie też już nie ma. Nie nazywajcie mnie już Waldorff Stalowymłot. To jest ujma dla mojego klanu nie zasługuję na to miano. Od teraz jestem Funghrimm!

Raz jeszcze skinął na powitanie i pozdrowienie Tevowi oraz Barbakowi. Rozejrzał się wokół.

- To złe miejsce. Opuśćmy je jak najszybciej!

Jak podejrzewam do Ditroid nie jest nam po drodze? Pomimo tego że zaciukaliście Ritha nie będą nam zbytnio mili z tego powodu. Czyli rozumiem że udajemy się do świątyni przybycia. Wszakże od tamtego miejsca się zaczęła ta kiepska przygoda?
Poczekał jeszcze chwilę po czym ruszył przed siebie.
 
Vireless jest offline  
Stary 30-04-2008, 11:43   #655
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Nie nazywajcie mnie już Waldorff Stalowymłot. To jest ujma dla mojego klanu nie zasługuję na to miano. Od teraz jestem Funghrimm!

Ork szybko taksował drużynę. Jasnym było że nie do końca zdają sobie sprawę jak przemiana zaszła w tej chwili w Waldorffie czy może już należało by stwierdzić w Funghrimm’ie. Dla orka było to jasne. Niemal tak oczywiste, że prawie dziwił się swym przyjaciołom. Za dużo czasu spędził wśród brodatego ludu i zdawać by się mogło za wiele wymagał też od swych kompanów. Wiedza, którą on posiadł była najprawdopodobniej niedostępna dla innych, ork (pewnie szczególnie ork) powinien być dumny z tego, że dostąpił takiego zaszczytu.

Teraz należało przygotować się na liczne zmiany jakie zajdą w krasnoludzie.

Szkoda powtórzył w myślach Barbak. Może jednak będzie z tego jakiś pożytek, ork uśmiechnął się i zamyślił. W końcu będzie jakiś pożytek z brodatego dziadka. W końcu może ten młotek (ork zastanawiał się który z nich jest większy Krasnolud czy broń) zacznie błyskać tak jak powinna błyskać broń krasnoluda. Może w końcu będzie jakiś pożytek... nie jak do chwili obecnej. Barbak uśmiechnął się raz jeszcze i przypomniał sobie dotychczasowe potyczki z demonami. Waldorff miał paskudny zwyczaj zajmować poprawną taktycznie pozycje... przynajmniej w drugim szeregu. Można by to tłumaczyć na różne sposoby... wiek nie pozwala mu na młodzieńcze wyczyny, lub też doświadczenie wzbrania mu rzucać się w wir walki. Można by też tłumaczyć to czymś na kształt strachu przed śmiercią... spowodowanym właśnie wiekiem lub doświadczeniem. Ork był zdecydowany nigdy nie wypowiadać swej myśli. Wiedział, że po wypowiedzeniu taki słów krew jego lub dwarfa musiała by spłynąć na tę umęczoną ziemię. Może z Funghrimm’em będzie inaczej.

- Żegnaj zatem Waldorffie, witaj Funghrimm’ie! Rzekł uroczyście ork, po czym położył pięść prawej ręki na piersi i skłonił głowę.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 30-04-2008, 21:13   #656
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Astaroth;
Dokonało się. Przepowiednie, nie przepowiednie. Rith zginął. Pora przejąć władzę nad mgłami chaosu, które ci się należą, które stworzyłeś. Zaczynałeś tę dziwną przygodę jako szlachcic wtrącony do więzienia w podrzędnej mieścinie. Skończysz ją jako Nowy Shabranido, Ast i Aroth, władca planu mgieł, władając nie tylko mgłami, ale i mocą amuletu Kaihi-ri, Żywego ognia i Wiatru Lodu! A potem, jak na dobrego władcę mgieł przystało, po tych wszystkich mordach, zniszczeniach, przyjdzie pora na tworzenie nowego ładu.

Słonko, Almanakh.

Kiedy Verion przybył z nią do Rasganu, zakazał jej używana jakichkolwiek mocy, aby demony nie wyczuły jej obecności. Verion trafił do niewoli u Kanzeliva, Słonko błąkała się, zagubiona, aż spotkała Różyczkę, waszą dawną towarzyszkę. Kiedy Różyczka, nieświadoma, że spotkała samą Almanakh, odprowadzała ją do karczmy na nocleg, obie dziewczyny zauważył Valgaav będący akurat w pobliżu. Smok poznał Almanakh, oknem dostał się do jej pokoju i zaproponował jej, że się nią zaopiekuje. Zabrał Słonko z karczmy, uleciał z nią w niebo na smoczych skrzydłach, w pustym pokoju w karczmie pozostawiając wizję-hologram dziewczyny, aby nikt nie zorientował się, że zabrał Almanakh ze sobą.

Później, Słonko zjawiła się u boku Veriona, i wraz z nim otworzyła Bramę międzywymiarową, którą dotarliście do Wymiaru Bieli z Rasganu. Jawiła się wtedy jako trójskrzydła dziewczyna. To ponoć jej najczęstszy wizerunek.

Teraz zjawiła się znowu. Ona i Valgaav. Valgaav, Kihara Gaava. Ciekawe, jakie relacje łączyły Riona i Gaava. Od tego zależy wasza najbliższa przyszłość.

Valgaav i Verion zaakceptowali decyzję Mistress, zdaje się. Obaj wiedzieli, że wasza drużyna dąży do ocalenia swego świata kosztem zniszczenia ich czasoprzestrzeni. Mimo to ani jeden ani drugi nie próbowali cię powstrzymać. Zastanawiające, Almanakh tak łatwo zgodziła się na zagładę istnień żyjących pod Białą gwiazdą, oddając rolę zbawiciela w ręce chaoty, Ast i Arotha.

Barbak; Almanakh nie odpowiedziała na twoje podziękowania, lecz obejrzała się na krótką chwilę w twoim kierunku. W jej dziwnych karmazynowych oczach ujrzałeś smutek, żal i poczucie winy. czy to naprawdę Almanakh? Ani jedna legenda nie mówiła o tym, żeby Wojowniczka Światła miała czerwone oczy! Zawsze białe, błękitnobiałe!
Symbole Paladine`a na twej zbroi, oraz tatuaże, przez moment migoczą białym światłem.Za swą bohaterską postawę otrzymujesz błogosławieństwo paladina, i wypełnia cię nieopisana radość, czyste ciepło, nieziemska ulga. Nie jesteś już Wielkim, Zielonym, Z Orkową Gębą. jesteś paladynem czci godnym!

Wciąż, zostało jedno zadanie. Zniszczenie imiona Astarotha i Kejsi, w podziemiach Świątyni Abazigala. Zastanawiasz się co będzie dalej. Będzie...coś...? Twoi towarzysze powrócą do swej czasoprzestrzeni. A Tacy Jak Ty?

Funghrimm; No cóż. Pora zostawić popioły za swymi plecami i ruszać dalej.

Funghrimm, Barbak, Tev;
Idziesz na czele pochodu, zmierzającego przez... Zmierzającego...?
Dochodzicie na krawędź lewitującej wyspy.



A niech to drow kopnie, wysoko t-UUUUuuuu!!!...

Zanim się zorientowaliście, wyspa zaczęła się rozpadać i runęliście w dół wraz z jej odłamkami.

Plusk był ogłuszający. Zderzenie z wodą jak z litą skałą.

- Ijją?
- Tak, tak, przecież mówię.
- Ęiu-iają-ę!
- Ponieważ są nieprzytomni. Ryby nie bywają nieprzytomne. Nie martwcie się, zaraz się ockną, i będą się poruszać wtedy...eeeh.... miejmy nadzieję...

Barbak, Tev, Funghrimm; Szum wody. Powoli otwieracie oczy. Leżycie na brzegu wodospadu.

where the elves dance at night by ~darkRaika on deviantART

Wokół fruwa mnóstwo tiżnijów.

Mermaid by *Zombiesmile on deviantART

DArk and light .Elf king . by =sakimichan on deviantART

- Widzicie? – odezwał się wesoło elf.
- Iją! – ucieszyły się chimery-syrenki.

Elfy kłaniają się wam z uznaniem i dłuższa chwilę trwają nieruchomo, milcząc.

Po dojściu do siebie wyruszacie do Świątyni Abazigala, dawniej Świątyni Przybycia. Czyli przez las. Przez step. Przez sawannę. I wspinaczka po pionowych ścianach skał. A potem pustynia.

Słońce przygląda się wam wędrując po nieboskłonie. Docieracie na miejsce ledwo żywi ze zmęczenia, głodni i spragnieni. Wyprawa na szagę zajęła sześć godzin.

Waszym oczom ukazuje się Świątynia Abazigala. Właściwie zgliszcza nawy głównej, wokół której uwija się mnóstwo chimer, elfów, syntetów i ludzi. Sprzątają, rozgrzebują gruzy, wyciągają szczątki zmiażdżonych przez zawalony dach. Nieopodal znajduje się tez drzewo. Samotne drzewo. Poruszające się drzewo.



Wygląda jak topola osika, jej liście szeleszczą głośno na wietrze. Drzewo porusza konarami, po czym schyla do ziemi jedną z gałęzi i na piasku rysuje napis; „To ja, to ja, to ja, Kejsi!” a następnie dokładnie zamazuje napis liśćmi.

„Kopię korzeniami do ruin. Na pomoc, wody, wody, wody!” – pisze dalej drzewo.

Woda, hm.
Jest w okolicy jezioro, w którym się wykąpaliście jakieś 6 godzin temu...
Jest też jedna ocalała studnia przy gruzowisku świątyni.

Barbak;....Już...nie...dasz rady... Jesteś wyczerpany walką z Rithem i tą wycieczką... Oczy ci się kleją, ledwo stoisz na nogach.

Tev;... Nóżki załamują się pod tobą i padasz [przepraszam za wyrażanie ale jesteś tygrysem] na pysk na ciepły piasek pustyni. Walka, wędrówka, brak pożywienia i wody i przez dłuższy czas... Zaraz zaśniesz albo zemdlejesz z wycieńczenia.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 01-05-2008, 22:20   #657
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Do końca życia nie zapomni wyrazu, tamtych oczu. Oczu pełnych cierpienia, pełnych udręki i nie wiedzieć czemu oczu pełnych czegoś co można by nazwać wstydem. Barbak nie był w stanie określić co jeszcze było w tych oczach. Na pewno było coś co bardzo orka zaniepokoiło. Czy był to kolor? Nie miał pojęcia. Kolor na pewno do tych oczu nie pasował. Zresztą mało komu pasuje czerwony kolor oczu.

Zieolonoskóry wraz z resztą towarzyszy opuścili miejsce gdzie jeszcze przed kilkoma chwilami trwała walka. Serce orka wypełnione było nie spotykanym dotąd ciepłem i radością. Barbak był pewien, że Palladine w jakiś sposób w ten sposób pokazuje mu, że uczynił dobrze. Nie było dla niego niczego innego na tym padole co mogło by mu sprawić większą przyjemność... no może jeszcze widok jednej małej chimery, całej i zdrowej. Ork zasępił się.

Zmierzali we właściwym kierunku i zdawał sobie sprawę, że w ten sposób wypełnia wolę swojego bóstwa, nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że tym samym zmierza do własnej zagłady. Cóż pomyślał. Gdyby Palladine, ciał mnie już mieć u siebie przed kilkoma chwilami, miał doskonałą okazję abym zakończył żywot. Tak się jednak nie stało... zatem może mam coś jeszcze tu zrobić.

Kierunek jaki obrała drużyna był początkowo skierowany pionowo w dół... prosto z wyspy na której walczyli... ku jego zdumieniu napotkane po drodze elfy, tiżnije oraz istoty jakie widział po raz pierwszy w życiu... okazywały tak jemu jak i pozostałym głęboki szacunek. Miał odmiana po stwierdzeniach „śmierdzący ork” jakie na ogół słyszał (szczególnie z ust długouchach).

Do swego celu czyli do Świątyni Abazagila mieli jakieś sześć godzin marszu. Podróż minęła szybko, jednak była ona mordercza, dla strudzonego już orka.
Barbak po dotarciu na miejsce słaniał się na nogach. Walka oraz to wszystko co działo się do tej pory zdecydowanie go osłabiły. Pragnął jedynie znaleźć odrobinę cienia i odpocząć w nim czas jakiś.

Ku jego zdumieniu cień się znalazł, a dawała go topola. Zielonoskóry nie zastanawiał się jakim cudem się tu znalazła, za przewidzenia wziął także fakt, iż drzewko starało się z nim porozumieć. Odłożył swój ekwipunek i bezceremonialnie zaległ przy korzeniach drzewa. Z płaszcze uczynił sobie poduszeczke i już wkrótce znalazł się w objęciach Morfeusza.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 01-05-2008, 23:20   #658
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Widział jego zagładę. To musiało się wydarzyć. Na tym polegała słabość Ritha. Wrodzona jak sądził. Nie potrafił ocenić sytuacji. Zignorował swoją ostatnią deskę ratunku. Zasłużył na taki koniec, ale...! Jego ambicja i upór zaimponowały drow'owi. Zaimponowały pod względem czystego profitu. Jeżeli Rith rzeczywiście nie żył mógł zapomnieć o swych planach. Natomiast jeżeli żył to... Ray'gi, on nie żyje. Prawda... Ale jeżeli żyje ? Doszliśmy przed chwilą do wniosku, że nie żyje. Jak zwykle masz rację.

- CZEGO CHCESZ NIE WIDZISZ ŻE JEJ SZUKAM?!?! – usłyszałeś wściekły wrzask.- Ten głos... To twój głos, prawda? Wołasz mnie! Ach! Wołasz mnie, idę, idę, kochana !

Większość demonów była tak zaślepiona przez swoje szaleństwo, że nawet nie była warta pogardy. Bardziej litości. Ten tu był jednym z nich. Niemniej jednak czyniło to z niego świetne narzędzie w rękach mrocznego elfa. Nawet jeśli wymagałoby to kszty poświęcenia ze strony Ray'giego cel zostanie osiągnięty. Zbieranina istot z różnych planów nie mogła się równać z psionicznym geniuszem, jakim był Ray'gi. Drow czytał wiele. Wystarczająco wiele by wiedzieć jak tacy geniusze kończyli. Najczęściej bardzo nie przyjemnie. Paradoksalnie najlepszy przykład Ray'gi miał przed chwilą. Ale wiedział jeszcze jedną ważną rzecz - oni nie byli geniuszami. Nie byli drowami i to czyniło ich uboższymi o tyle nieocenionych cech. Dlatego teraz wszyscy byli martwi.

- Czy to ty, gdzie jesteś, twój glos, gdzie twój głos? Nie słyszę cię już! Odpowiedz!!! Nie, nie rozmawiaj z nim! – sapnął. – Tylko ze mną, wolno ci rozmawiać tylko ze mną!!! Oni nie maja prawa słyszeć twojego cudnego głosu, kochana, oni go nie lubią tak jak ja! Ja go kocham, czczę, mów do mnie, kochana, już zawsze, tylko do mnie! Cicho! – warknął na ciebie. – Peszysz ją !!!

- Mój, mój kochany...! - powiedział głosem niemniej przesadnie dramatycznym jak aktorka w kiepskiej sztuce w teatrze z pod ciemnej gwiazdy, wiedział, że ten demon tego nie zauważy, a tylko wzmoży to jego uczucie - M-myślałam, ż-że ty nie żyjesz...! Tak długo cię sz-szukałam, a ty zjawiasz się teraz...! Teraz kiedy t-ten paskudny yoh...err...demon pozbawił mnie ramienia...! Kochany, przywróć mi je błagam, a wtedy-wtedy razem poszukamy zemsty na As-as-tarothu - tu zaniósł się szlochem i padł w ramiona przywołanego demona, Kiedy skończy się ta farsa...? - Razem jej poszukamy... mój Lidraelu... prawda...? - spojrzał mu w ślepia i zamrugał niewinnie swoimi oczami.

Urok osobisty i gra aktorska na demonie powinny zrobić oczekiwany efekt, ale najważniejszym czynnkiem była teleempatia, którą zahipnotyzował łagodnie demona. To powinno zakończyć dzieło - Lidrael był w jego kieszeni.
 

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 02-05-2008 o 01:20.
Mijikai jest offline  
Stary 02-05-2008, 21:37   #659
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiedy zjawili się Barbak, Waldorff i Tev, Kejsi była wniebowzięta. Jako topola właściwie prawie sięgała ramionami czyli konarami nieba, ale to inna historia. Niebo nie było dłużej fioletowe, wiatr zimny nie wiał, drużyna wróciła, czyli Rith nie żyje, hurra! Kejsi próbowała skakać i biegać wokół, ale szybko uświadomiła sobie że to niemożliwe pod postacią topoli. Wyobraziła sobie co by było gdyby drzewo próbowało z radości wskoczyć Waldorffowi na barana, hihihi. Próbowała śmiać się i mówić, spytać gdzie Raygi, Thomas, Astaroth, Sathem ale jako drzewo nie mogła.

Śmieszna historia z ta przemianą w drzewo. Kejsi nigdy nie myślała ze skończy jako topola osika na środku pustyni.
To zmusiło ją do refleksji na temat bytu drzewa. Rośliny nie mają uczuć, nie mają duszy, ale żyją, żyją, żyją! Może nie odczuwają bólu, ale na pewno na swój sposób cierpią, potrafią cierpieć, potrafią! Ciekawe, czy rośliny potrafią się cieszyć? Kejsi słyszała kiedyś o allelopatii, tajemniczej zdolności roślin. Rośliny potrafią się porozumiewać między sobą! Podobno akacje, kiedy żyrafy zaczynają podgryza ich liście, zaczynają produkować trujące substancje, i przekazują jakimś cudem sygnał rosnących w okolicy akcjom, aby one także się broniły w ten sposób!

Teraz Kejsi sama była drzewem, i czuła się trochę nieswojo. Bała się, że ktoś spróbuje ja wyciąć, złamać jej gałąź, wyskubać liście, albo ktoś będzie chciał ją ściąć bo stała czy rosła za blisko gruzów świątyni. Kiedy wojownicy porządkujący gruzowisko zobaczyli nadchodzącą topolę, zrobili głupie miny i wpierw uciekli, potem obejrzeli ją dokładnie. Kejsi chciała być przyjazna, oni znali ją za opętane drzewo, i mieli ją na oku.

Barbak położył się i zasnął. Kejsi była w szoku, chciała obudzić orka chlaśnięciem gałęzi, ale uśmiechnęła się tylko w myślach. Ork na pewno jest zmęczony po walce z Rithem i należy się mu odpoczynek. Tak myśląc, Kejsi topola osika zaczęła wachlować orka liśćmi, żeby nie było mu gorąco.

Następnie, wciąż dokupując się głębiej, napisała na piasku „a gdzie są Astaroth, Thomas i Raygi!? Na pomoc, usycham!? To nie jest śmieszne!”

W międzyczasie zastanawiała się nad tym dziwnym snem jaki miała nim obudziła się jako topola osika.

Początkowo sen był śmiesznie głupi nawet zabawny hihihi. Dziwny taniec, dziwny, dziwny! Wyglądało to na jeden z wojennych tańców elfickich, taniec Damdido! Ah, jak bardzo Kejsi chciałaby zatańczyć znów Wakalaka, taniec chimer, ale z przyjaciółmi, z drużyną, z drużyną! Może tym razem ktoś by z nią zatańczył, może Barbak albo Waldorff!?

Te elfy ze snu hihi zabawne to chyba nie elfy... A potem chłopiec z mieczem. I atakujące go demony, demony, demony! To... to Astaroth!? To chyba Astaroth! A potem (0:49 ) ta dziwna białowłosa istota o niesamowitych, dobrych, pięknych czach, pięknych, pięknych! To almanakh!!! ALMANAKH ALMANAKH ALMAAAAKH!!! Kejsi chciała piszczeć, śpiewać, biegać i skakać z radości, ale mogła tylko skrzypieć pniem i potrząsać listkami!

A zaraz potem we śnie ktoś odziany w fiolet, unoszący prawa rękę...! To Verion, Verion, Verion!!! Ten gest, fiolet, to on!

Inna znowu trzecia osoba, zapraszająco wyciągająca dłoń. Piękne oczy, ale dziwne oczy, uśmiech, dziwny, dziwny, dziwny! NIE! Powie...powiedziałam nie! Nie chciałam z nią... iść...!? Kto to był!?

Ruiny we śnie. Fioletowe niebo, fioletowe, fioletowe! To na pewno Świątynia Przybycia i nadejście Ritha! Ale Rith nie żyje...!?

O nie! O nie o nie, to znów ta osoba! Białowłosa w niebieskiej bluzie i białych spodniach! To mężczyzna czy kobieta!? Chyba mężczyzna, ale to nie Verion, to nie on! To Rith!?

Co-co się dzieje!?

Sz-szyba!... A...Astaroth...!!!

Ale...ale wszystko dobrze się kończy... prawda...!?

[media]http://www.youtube.com/watch?v=nxhPTI6iD5c&feature=related[/media]
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 02-05-2008, 22:15   #660
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Wszystko ułożyło się w całość. Legion dopełnił swojego celu jednocześnie niszcząc największe zagrożenie na drodze ku nowemu światu. Najwyraźniej nawet siły bieli rozumiały konieczność zmian, które muszą nadejść jak i ich nieodwracalność nie sprzeciwiając się jego działaniom. Świat gnuśniał, gnił powoli w swoich niezmiennych formach nieświadomy swojego powolnego umierania. Jaki sens miało życie tych wszystkich istot gdy oparte było tylko na egzystowaniu? Nieświadomie wszyscy oczekiwali na coś, co wstrząśnie światem, zburzy stare ideały oczyszczając świat, pozwalając mu odrodzić się na nowo. Tym nowym porządkiem miało być współistnienie bieli i chaosu, a tym impulsem powodującym eksplozję miał być... on? Choć dawniej nie byłby w stanie w to uwierzyć, to im dalej brnął w to, co rozpoczął coraz bardziej przekonywał się, że to możliwe. Decyzję już podjął, teraz nie mógł się wycofać. Musiał oczyścić sobie drogę do nowego ładu

Na drodze tej istniały tylko dwie rzeczy, które mogły go spowalniać. Jedną z nich był Legion, część jego duszy i umysłu która pozostawała człowiekiem i kierowała się typowo ludzkimi cechami. Teraz jednak, gdy pozostałość ta wreszcie spełniła swoje zadanie i odeszła w głąb jego osobowości problem ten sam zniknął. Nic nie wpłynie na jego ocenę sytuacji, czy to litość czy wściekłość. Swoją drogą było to jednocześnie zabawne i straszne. Zabawnym było to, że to co on sam tłamsił w sobie i zamykał było usilnym obiektem poszukiwań o wiele starszego demona, jakim był Verion. Strasznym było to, że kiedyś to on może bezskutecznie pragnąć je odzyskać.


Drugim problemem był dług. Niby nic wielkiego, jak wiele razy słyszał od przedstawicieli fioletu ,,Demony nie słyszą pytań zaczynających się od dlaczego i nie czują wdzięczności" jednak to była kolejna z cech tamtego fioletu. Być może była to jedna z ludzkich pozostałości, może to że nie był teraz w pełni demonem, jednak chciał odwdzięczyć się tym, którzy pomogli mu w starciu z Rithem. W końcu było to ich zasługą, że z tej walki wyszedł bez draśnięcia. By im pomóc powrócić do życia musiał zniszczyć imiona znajdujące się w świątyni przybycia. Nie było co zwlekać, najwyższy czas zabrać się do pracy

Przeniósł się wraz z nowo odrodzonym Thomasem do ruin świątyni. Tak jak przypuszczał jego efektowne zabicie nekromanty miało swoje złe strony, a światynia znajdowała się pod grubą warstwą gruzu i kamieni. Przekopytanie zajęłoby dużo czasu - zbyt dużo czasu, którego nie miał zbytniej ochoty tracić. Nie był pewien, jak zareagują na niego wojownicy światła, więc tak jak poprzednio przyjął postać pielgrzyma i zbliżył się do świątyni. Wykorzystał również długie ręce chaosu, by rozprawić się na dobre z resztkami świątyni najzwyczajniej w świecie wysadzając je, kawałek po kawałku
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172