Wątek: Listy Wojenne
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2008, 14:43   #3
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
6 Czerwca 1944 rok, Normandia
Nie wiem dla kogo piszę ten dziennik, czy ktokolwiek go kiedyś przeczyta? Czy może zgnije gdzieś ze mną na jakimś francuskim bagnie? Mam nadzieję, prawdziwą nadzieję, że kiedyś uda mi się wrócić do domu. Pierwsze co wtedy zrobię, to spalę ten dziennik w piecu, odetnę się od wszystkiego co przez te kilka godzin widziałem ... zapomnę. Jednak ten czas jeszcze nie nadszedł ...

Wylądowałem daleko od naszego celu na tę noc. Sam ruszyłem w stronę lądowiska. Jakkolwiek bohatersko może to zabrzmieć, nie było w tym nic dziwnego. Po prostu dużo większe szanse miałbym osiągając tamten punkt i znajdując resztę chłopaków, niż włócząc się sam po Normandii, czekając aż jakiś szwab mnie znajdzie i zabije.

Po pół godzinie znalazłem Fouriera i Millera. Mieli dodatkową broń po Turnerze, który zginął zanim dotknął nogami ziemię. Podobno seria z MG42 dosłownie go poszatkowała ... nie wiem, nie widziałem jego ciała, ale uważałem, że można im wierzyć na słowo. Nie byli osobami, które ubarwiały swoje opowieści. W trójkę czułem się bezpieczniej. W końcu odnaleźliśmy linię kolejową i byliśmy "już w domu".

Wybór tej drogi, był jedną z lepszych rzeczy jaką zrobiłem tamtej nocy. Niecałą godzinę później z krzaków wyskoczył na nas sierżant Pyton z 6 osobami ... w tym z trzema jakimiś "podrzutkami". Z mojej rozmowy z Timem wyszło, że nie tylko my mieliśmy kłopoty ...

Szczerze poczułem się dużo lepiej kiedy go zobaczyłem, jakby ciężar został zdjęty z mojego serca, sytuacja nadal wyglądała paskudnie, ale przynajmniej mogłem mu zdać dowództwo ... poza tym uważam Tima, za mojego przyjaciela. Nasza współpraca zawsze układała się bardzo dobrze.

Wracając jednak do meritum, jak mawiał mój ojciec .... tatko, ciekawe czy dzisiaj podobnie jak każdego ranka wciąga flagę amerykańską na maszt naszego domu w Tred Mill w Północnej Karolinie. Pewnie tak, nawet nie domyśla się w jakim niebezpieczeństwie się znalazłem. Cały czas modlę się o to, żeby jeszcze kiedyś go zobaczyć. Staruszek był zawsze dla mnie dobry i chciałem go przeprosić. To prawda, że on mnie zmusił do wstąpienia do wojska, ale miał rację. Trafiłem do elity, gdyby wcieli mnie, pewnie nie miałbym takiej szansy.

Dalszy marsz zajął nam trochę czasu. Około 5 rano wstało słońce, spotkaliśmy wtedy też posterunek 82 powietrzno-desantowej ... chociaż może posterunek, to trochę za dużo powiedziane? Było tam 7 osób pod dowództwem podporucznika. Okazało się, że to kumple naszego podrzutka. Skurczybyk miał szczęście. A dla nas nie mieli najlepszych wieści, wyglądało na to, że Niemcy odcięli nam drogę. Podporucznik powiedział, że możemy ruszyć w stronę Eglise. Zaproponował nam wzmocnienie 3 plutonu kompanii D, którego zadaniem była obrona północnych obrzeży miasta. Oni sami mieli już rozkazy, aby ruszać na południe do miasta. Chcieli jeszcze tylko chwilę zaczekać i zobaczyć czy ktoś się nie przypląta. Trafili na nas ...


[Z dziennika, Plutonowego Eda Del Campo, Kompania C, 506 PIR]

Jessico

Mam trochę czasu, więc piszę do ciebie. Nie wiem, kiedy ponownie uda mi się to zrobić, nie wiem kiedy dotrze do ciebie list, ale to nie ma znaczenia. Obiecałem tobie przed wyjazdem, że będę pisał codziennie i zamierzam dochować swojej obietnicy. Noc była naprawdę ciężka, ale przetrwaliśmy ją. Niestety Turner ... ten, o którym ci pisałem zginął. Trochę dziwnie się czuję, nie mogąc pisać tobie żadnych szczegółów ... musząc ukrywać swoje zadania, ale na wyjaśnienia przyjdzie czas, kiedy wrócimy już z jednostką do Anglii. Pułkownik Sink obiecał nam, że zostaniemy zwolnieni po trzech dniach walk ... mam nadzieję, że to będzie prawda. Wtedy już 10 czerwca napiszę do ciebie kolejny list. Aha kochanie przysyłam ci także naszywkę 82 Dywizji Powietrzno-Desantowej, spotkaliśmy dzisiaj kilku żołnierzy tej formacji, pogadałem z jednym z ich kaprali, który nosił tą naszywkę włożoną w pasek hełmu. Powiedziałem mu, że kolekcjonuję takie rzeczy i udało mi się wymienić ją za paczkę papierosów. Powieś ją obok reszty.

Całuję Jack


P.S Przyślij mi papierosy. Z przydziału dostajemy mało, ledwo starcza mi na własne potrzeby, a to jest całkiem niezła "waluta"


[szeregowy Jack Miller,kompania C, 506 PIR]

Keith

[...] Zostałem wysłany przez sierżanta na patrol. Zajęło mi to niecałe pół godziny. Właściwie nawet nie wiele przeszedłem. Po prostu spotkałem po drodze kolejnych żołnierzy 82, którzy powtarzali mi to samo. Przerzucają ich do walki o most niedaleko jakieś farmy, której nazwy nie potrafię wymówić. Leżała ona niecałe 4 kilometry od miasta, które zdobyli bez żadnego wystrzału o 4:30 rano, a mimo, że walczył tam już cały jeden batalion, nie mogli go zdobyć. Wyglądało na to, że mieli naprawdę dużo kłopoty. Co mogłem zrobić? Podpytałem ich jeszcze, co właściwie się dzieje. Nikt za bardzo nie wiedział, oprócz tego, że jest jeden wielki burdel. W każdym razie nie mogliśmy iść więcej wzdłuż torów kolejowych, bo prawie z pewnością wpadlibyśmy na Niemców. Tego moi rozmówcy, jak i ja sam, byliśmy pewni. Wpadniemy na oddział szkopów i koniec. Nasza wojna byłaby naprawdę krótka. W każdym razie była za 5:45 kiedy dotarłem z powrotem do kumpli i krótko wyłożyłem sierżantowi całą sytuację. Del Campo zasugerował, że możemy cofnąć się do St. Marie - Eglise i stamtąd najwyżej spróbować przedrzeć się do naszych. Kapral Hilwi stwierdził, że skoro już tu jesteśmy, to możemy walczyć ze szkopami razem z 82, a nie biegać po całej Francji szukając naszego oddziału, który już pewnie zajął wyznaczone nam cele.

Ja nie wyrywałem się, wcześnie nauczyłem się, że najlepiej milczeć, chociaż szczerze powiedziawszy, zgadzałem się z kapralem. Miałem ochotę sprzątnąć jeszcze paru szkopów, za Turnera i innych, którzy polegli tego dnia. Byłem strasznie nabuzowany adrenaliną ...


[St. szeregowy Flint Kaynes, zwiadowca , kompania C, 506 PIR]
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline