Darek spojrzał na mnie, podnosząc jedną brew. Szczerze mówiąc, to mało mnie interesowało to, o czym on teraz myśli... Bardziej przejmowałem się małym mętlikiem w mojej głowie.
Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co właśnie powiedziałem. Nie tylko zniszczyłem sobie swoją reputację, ale także... wyznałem Lewandowskiemu moje najszczersze i do tej pory najbardziej ukrywane uczucie.
- Tą dziurę na pewno zrobiłeś pięścią, a nie przypadkiem głową? – zapytał, podchodząc bliżej.
- Daruj sobie... Potrzebuję bandaża, albo czegoś – powiedziałem, spoglądając na swoją dosyć mocno zakrwawioną dłoń. – W plecaku powinienem coś mieć – dodałem po chwili, omijając partnera i ruszając korytarzem wagonu, w stronę przedziału. Darek zapewne podążył za mną...
W plecaku co prawda nie znalazłem bandaża, ale udało mi się wygrzebać koszulkę, którą z łatwością udało się rozerwać. Nie zwracałem najmniejszej uwagi na Darka, choć siedział naprzeciwko mnie i prawdopodobnie gapił się na mnie; uwagi również nie zwracałem na ‘towarzyszy podróży’, którzy z grymasem zdziwienia wpatrywali się, jak owijam krwawiącą dłoń materiałem z koszulki.
- Nigdy nie widzieliście krwawiącej ręki? – warknąłem, nie przestając owijać dłoni.
Z tego jakże pasjonującego zajęcia wyrwał mnie jakiś głos... „Czy możesz się przysiąść? A jak, kurwa, powiem nie, to co zrobisz?” przeszło mi przez myśl. Spojrzałem na przybysza, kątem oka zauważając Darka, który również spoglądał w stronę nieznajomego.
„Okularnik, prawie że pozbawiony jakichkolwiek włosów na głowie... Wygląda jak jakiś kujon, jak ja nienawidzę takich osób.”
Zakończywszy ‘bandażowanie’ westchnąłem głośno, rozciągając się i rozsiadając się jak najwygodniej na swoim miejscu; mrugnąłem do Darka, uśmiechając się kącikami ust.
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |