Wątek: Dziecię Chaosu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2008, 22:25   #35
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
„ I tak oto nasi wspaniali bohaterowie, choć jeszcze nie wiedzieli, jaką rolę przyjdzie im odegrać w tym okrutnym świecie, zjawili się w jednym miejscu i czasie, na rynku miasta Vizeaya…”

Na szerokim, drewnianym podeście, rozciągniętym wzdłuż kamiennego murku, wieńczącego klif, miało miejsce nie małe poruszenie. Stało na nim z tuzin ludzi, a dookoła nich była chyba cała miejscowa ludność. Bo jak to? Przegapić takie widowisko nie wypada. Najlepiej oczywiście mieli mieszczanie mające swoje domy przy rynku, gdzie w oknach i na balkonach mogli wygodnie obserwować wraz ze znajomymi krwawe przedstawienie, motłoch na rynku musiał się cisnąć, bo choć rynek był spory, zjawiła się tutaj moc ludzi.
Na podeście, najbliżej ludzi stał bogato ubrany mężczyzna, wielkiej postury, wynikającej jednak bardziej z obżarstwa niż jakiegoś wysiłku fizycznego. Był to Pedro Fernando, burmistrz Vizeayi. Obok niego stał zaś dość niski, barczysty człowiek, ubrany w ozdobioną i błyszczącą zbroję płytową, Val el Valiente, dowódca straży miejskiej. Za nimi zaś stał wysoki człowiek w czerwonym kapturze, wyglądał ze swoim katowskim mieczem jak rzeźnik. Jedną nogę opierał swobodnie na pieńku, który przed chwilą przytargano tutaj. Tuż obok niego znajdowała się grupka około ośmiu strażników w kolczugach i żółtych tunikach. Trzymali oni jakiegoś człowieka, który bardziej wyglądał na jakiegoś żebraka, niż na wysoko postawionego szlachcica, jak plotka głosi..
Nagle burmistrz uniósł dłoń. Nastała wręcz idealna cisza, przerywana tylko delikatnym szumem wody rozbijającej się o kamienie w portowej części miasta.
- Obywatele! – przemówił doniośle, a jego słowo odbiło się echem wśród ludzi.
- Mieszkańcy Vizeayi! Nastał oto czas grozy i niepokoju! Złe rzeczy dzieją się na drogach i w lasach otaczających miasto. Nie bójcie się jednak, gdyż niedługo położę kres temu absurdowi. Wielu z was, w szczególności przyjezdnych jest zaaferowanych obecną kwarantanną. Pragnę jednak wam wyjaśnić tą niedorzeczność, wyjaśniając tym samym przykrą sytuację, której musimy podołać. Mówią jakoby, że sami bogowie wystawili nas na próbę! I muszę przyznać tym ludziom rację, gdyż sam na własne oczy widziałem skutki tej epidemii, która toczy nasze ziemie. – w tym momencie wśród ludzi zapanował gwar, przez który z trudem przebił się nawet potężny bas burmistrza. Po kilku chwilach wszystko znowu ucichło.
- Spokój! Tak, to właśnie epidemia choroby szalejącej na zewnątrz jest przyczyną kwarantanny. Wspólnie jednak z wysiłkami kultu Shallyi oraz komendantem straży głównej przygotowaliśmy się na to. Potrzebowaliśmy czasu, aby się do tego dokonać, i teraz jestem w stanie powiedzieć, że jesteśmy gotowy otworzyć bramy miasta, jednak póki co, nie zrobimy tego, ze zdrowego rozsądku. – burmistrz niespodziewanie zawiesił głos. Nikt nie śmiał się odezwać. Męźczyzna niespokojnie poruszył się w miejscu, gmerając ręką przy pasie.
- Przejedzmy jednak do meritum dzisiejszego wydarzenia. Tego wieczoru sprawiedliwości stanie się zadość! Skazanym jest nie kto inny, jak sam książę Lorenzo Visconti, który ongiś piastował tytuł namiestnika w tym mieście. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że można dopuścić się tak straszliwego czynu, i to nie po tym człowieku! Jednak to, co zrobił zaprzecza jego człowieczeństwu. Niech Morr zlituje się nad jego duszą, gdyż jest naznaczona okropnym piętnem. Piętnem Chaosu. Gdybym nie był człowiekiem o dobrym sercu, zwyczajnie kazałbym go zabić w bestialski sposób. Jednak będę człowiekiem, w przeciwieństwie do niego, i okażę mu litość! Jego śmierć jednak nie przywróci życia tym, których zabijał z sadystyczną przyjemnością. Nie tak dawno Lorenzo został przyłapany na, tfu, oddawaniu czci Chaosowi! W naszym mieście, pełnym przenikliwych umysłów i pobożnych serc, szerzyła się herezja! Zabijał niewinne niewiasty, pijąc ich krew, dodatkowo ludzie widzieli go, jak tańczył nago, upojony czarnoksięskimi wywarami z diabłem w porcie o blasku księżyca, zachowując się w sposób znany jedynie zawszonym orkom. Próbował też skazać miasto na zagładę, otwierając bramy dla tych, dla których nie ma już ratunku. Też jest mi przykro z powodu ludzi dotkniętych tą epidemią, ale pod jej wpływem zamieniają się w krwiożercze mutanty, sami widzicie, przed czym próbuję was chronić. Takie zachowanie nie przystoi szlachetnie urodzonemu. – przerwał na dość długą chwilę, dając szansę na zamienienie kilku uwag zgromadzonym. Na twarzach ludzi pojawiały się prawie wszystkie stany emocjonalne, począwszy od oburzenia, i zażenowania, poprzez rozpacz i przygnębienie, aż po niepoprawnie dobry humor. A cieszyli się chyba tylko idioci. W każdym bądź razie większość przyjęła słowa burmistrza bardzo poważnie, widząc przy tym w nim ich obrońcę przed krwiożerczymi istotami czatującymi za murami miasta.
- Niniejszym skazuję conte Lorenzo Visconti’ego na śmierć poprzez ścięcie. Niechaj jego umęczona dusza odpokutuje za swoje haniebne grzechy w królestwie Morra.
- Panie majster, czyń pan swoją powinność. – odparł niedbale grubas do kata, po czym zszedł ze sceny, na której kilku strażników wlekło na pieniek słabowitego człowieka. Człowieka, który podobno tańczył nago podczas pełni księżyca, oddając cześć Chaosowi.

Pośród tego tłumu siedzieliście wy i przyglądaliście się temu z największym spokojem. Przynajmniej udawaliście. Najbliżej sceny magister płomieni, nieco dalej para Kislevskich wygnańców, a na drugim końcu rynku karzeł z szermierzem. Wszystkie czynności wykonywane przez kata nagle zdawały się być spowolnione, wszyscy czuli tą presję. Czy ręka kata uderzy, czy też zadrży nad głową plugawiciela? Co zrobią ludzie?
 
Revan jest offline