Tu się nie zgodzę, co do nowego Warhammera. Podręcznik jest zrobiony naprawdę dobrze - w porównaniu do poprzedniej edycji o niebo lepiej. Nie mówiąc już o dodatkach, których poprzednio nie było. Niektórzy uważają, że system z kilkoma dodatkami to kiepski system, bazujący na graczu i jego kasie, którą wyda, by mieć kolejny tom podręcznika. W większości przypadków tak jest, ale akurat WFRP uważam za bardzo udane wskrzeszenie systemu. Pojawiło się więcej informacji na temat świata, realiów oraz całej otoczki socjo-historycznej. W polskim podręczniku do 1 edycji, opis świata, tabela ekwipunku, całostronicowa mapa, podróżowanie, monety itp rzeczy zajmowały 19 kartek z rysunkami. Jak na Imperium i okolice to stanowczo za mało. MG biorąc do ręki podręcznik musiał dopowiadać sobie wiele, nie mówiąc już nic o religii, zwyczajach czy rasach. Teraz jest to wszystko i będzie więcej. Czy to odbiera nastrój? Wątpię. I tak wszystko zależy od MG, który takie podręczniki czyta i potem stosuje to, co wyczytał. Nastrój jest chyba nawet dużo większy niż poprzednio, bo i są rysunki i fragmenty opisów potworów są pisane z różnych perspektyw (sam bestiariusz uważam za jeden z lepszych pomysłów w RPG jako takim). MG wyczyta z niego wiele. Kiepski MG nawet z Vampira zrobi partię szachów, równie emocjonującą i równie ciekawą.
I tutaj, wydaje mi się, najważniejsze jest rozróżnienie pomiędzy podręcznikami i systemami nastrojowymi a komercyjnymi. Dlaczego taką małą, acz zasłużoną popularnością, nie cieszą się Dzikie Pola. Podręcznik czytałem ze 3 razy - jest super - dobrze napisany, klimatyczny, z ilustracjami i historią nam bliską. Dlaczego nie gra w to co drugi polski gracz - w końcu to polskie i dobre. Jednak wielu woli przemierzać ulice Waterdeep niż prać pludrackie mordy. I tu przeważa encyklopedia nad opisem. I nie mówcie mi, że DP są trudniej osiągalne
Podręcznik może tak, ale dodatkiem może być zwykła książka do historii, kupa filmów (od "Pana Wołodyjowskiego" począwszy), obrazy, eksponaty. A DnD? Tylko to, co napiszą. Całość mojego wywodu zmierza do jednego - to nie podręcznik jest ważny, ale osoba, po jego drugiej stronie. Każdy MG weźmie sobie tyle, ile uważa za stosowne. A czy to podane będzie jak formuła w encyklopedii czy opowieść nie ma znaczenia. Może pomóc, ale to wszystko. Ilu MG, tyle zdań. Dobry MG nawet z książki kucharskiej wyczaruje przedniej jakości horror, a kiepski uśpiłby wszystkich w samym Orient Expresie.