-Ach, mójże dzielny woju! Twoja gorliwość jest cnotą! Czemuż to tak zacny wojownik nie ma niewiasty?! Takiegoż to chcą baby przecie… - rzekł do Racimira.
Odwracając się do Błażeja, rzekł:
-Widzisz o potężny. Kłamstwem to było, ale pomóc tu możesz.
-I już wyjaśniam wam o panowie.. Ziemomysł pragnie, aby drużyna składająca się właśnie z was zrobiła porządek w tejże krainie. Głód tu i bida… A kiedyś było pięknie. Za tą przysługę dostaniecie świecidełek i większych praw. A rozchodzi się o podróż. Ja jadę z wami, jako przewodnik i sprawozdawca. Jechać mamy daleko na południe, do innego ludu. Tam mają babę, która nam pomoże. – rzekł. Dla zwykłej ludności samo wspomnienie o jakichkolwiek kosztownościach było czymś niezwykłym. Ludzie w nieskończoność mogliby przyglądać się wyszlifowanym rubinom, śnieżnym perłom, ogromnym bursztynom i innym kosztownościom. Nie byli zachłanni, jedynie prości i pragnący polepszyć swój los. – przypomina Święt0pełk.
-Wy wszyscy, którzy nie mają broni ustawcie się po lewej. Dostaniecie jakieś miecze. No chyba, że wolicie łuki… - mówił przyglądając się drużynie.
-Kolcze koszule dostaniecie również wszyscy! – kontynuował.
-Lecz racji podróżnych na drogę wam dać nie możemy. Jedzenia mało. Będziecie musieli sobie jakoś radzić. – mówił.
-No, to ruszamy rano. Wtedy to i damy wam wyposażenie, a śpicie dzisiaj w dworze.– mówił.
Wywołało to krótki okrzyk zachwytu. Było to przecież niejakie wyróżnienie. Jednak po chwili, rzekł.
-Tam dalej, za siedzibą Ziemomysła jest stodoła. Dostaniecie coś, żeby wam dupy nie zmarzły i damy wam miodu. – mówił.
Spotkało się to już trochę z mniejszym entuzjazmem. „Po co spać jak psy, skoro ma się własne domy?”
-Poznajcie się lepiej, w końcu jutro już wyruszamy na szlak, razem! – mówił urzędnik.
Cały czas stali przed bramą. Straż przysłuchiwała się rozmowie, ale po krótkim spojrzeniu Samona wyprostowała się i utkwiła swe spojrzenie gdzieś daleko na niebie. Wiadome było, że podsłuchują.
-Przepuścić nas. Oni są ze mną. – krzyknął Samon do straży i przeszedł przez bramę.
Gdy weszli do grodu, urzędnik rzekł.
-Resztę rozmowy dokończymy w miejscu waszego noclegu.
W końcu tam doszli. Samon zawołał paru chłopców, coś do nich powiedział i tamci wybiegli. Po chwili przynieśli skóry i gliniane dzbany wypełnione miodem.
-Nie zamarzniecie. – rzekł, uśmiechając się.
-Widzicie, sprawa którą wam przedstawiłem to jedynie namiastka tego co nas czeka. Mówić dużo nie chciałem, straż słuchała. – mówił, siadając na beczce.
-Iść mamy do Wiedźmy, która jest okrutna. Słyszeliście o niej na pewno. Jest brzydka, niczym czarci pomiot, zła niczym sam czart… Nie cierpi ludzi za ich piękność, za to że są dobrzy, delikatni i mają sumienie. Jednak ona ma moc. Jej zaklęcie zdejmie urok z tej krainy. – mówił, starając się zachęcić drużynę.
-Możemy ją pokonać. – rzekł głośno.
Wokół panowała tylko cisza.
__________________ Idzie basista przez ulicę, patrzy a tam mur przed nim. Stoi przed nim i stoi, a wkrótce mur się rozwala... Jaki z tego morał? "Albo basista jest głupi albo niedorozwinięty." |