Gdy tylko usłyszał słowa wypowiedziane do Dwaina, błyskawicznie zeskoczył z konia, doskoczył do krasnoluda i chwycił go za ubrania. Wiedział, jak to się skończy - nastawił się już na ból brzucha. Przynajmniej powstrzyma go przed rzuceniem się na szlachcica. Nachylił się szybko i szepnął coś do przyjaciela. Wiedział, co go uspokoi. Wiedział też, co kowal zrobi. I uśmiechnął się szelmowsko na tę myśl.
Spojrzał pogardliwie na Adrena, po czym ryknął rubasznym śmiechem. - Jeśli myślisz, że moje bezpieczeństwo zapewniam Tobie, to się grubo mylisz. Spotkałem łowców, zanim Ty w ogóle wiedziałeś, gdzie leży Altdorf, więc tu nie świeć swoimi pustymi słowami, bo one nic nie znaczą. Zachowujesz się, jakbym był jedynym elfem w Imperium. Jest nas więcej, niż potrafisz policzyć. Twoje towarzystwo dało mi tylko jedno. Jest mi wstyd, że uratowałem Twoją nędzną dupę. Mogłeś zginąć w lesie. Zagłodziłbyś się tam albo zginął z rąk jakiejkolwiek bestii. Ale żal by mi było przy tym rozwiązaniu Alfreda. |