Może trochę z innej beczki...
Kiedyś grałem rycerzem (zasadniczo to jeszcze byłem giermkiem, ale to tylko formalność, bo etos obowiązywał cały czas) w warmłotka, podróżowałem w towarzystwie przyszłego nekromanty (o czym moja postać nie wiedziała) oraz elfiej rangerki. W pewnym momencie, elfkę trafił krytyk... Niemalże straciła rękę. Ponieważ nikt za bardzo nie znał się na uzdrawianiu magicznym (a najbliższa miksturka leczenia pochodziła ze światyni, o której sądziliśmy, że była poświęcona chaosowi) postanowiliśmy ją ratować własnymi sposobami... Mag próbował czarów, a ja jak na aspiranta do rycerza zakonnego próbowałem modlitwy i bandaży. Wreszcie - dla większego efektu/smaczku czy po prostu lepszego odegrania postaci, postanowiłem wydać PP, (fabularnie prosząc moje bóstwo o łaskę) aby ocalić elfkę od wykrwawienia się...
Zupełnie niepodręcznikowe zagranie, ale czy złe? Mnie się podoba z każdym dniem coraz bardziej...